Gdy w czwartek popołudniu parlament w Kijowie ogromną większością głosów poparł nowy proeuropejski rząd, galeria dla publiczności była pełna, ale na galerii dla zagranicznych gości byli tylko ambasador USA i ja − europoseł z Polski. To było jak metafora: reprezentant wielkiego mocarstwa, które zmienia swoją politykę nieszczęsnego "resetu" wobec Rosji i nie chce już oddawać pola Moskwie w obszarze postsowieckim i przedstawiciel dużego europejskiego państwa, w którym znacząca cześć elit "od zawsze" wspierała Kijów w dobrze pojętym własnym interesie narodowym.
Rząd Jaceniuka oznacza, miejmy nadzieję, blokadę dla anarchii i chaosu czyli realizacji wymarzonego dla Moskwy scenariusza. Obrabowanie mieszkania byłego szefa MSW czy spalenie domu lidera komunistów, co miało miejsce w ostatnich dniach może było dziełem przestępców, może prowokacją − ale na pewno psuło wizerunek nowej władzy w świecie.
Premier Jaceniuk wziął do rządu na szefa MSZ znającego język polski Andrzeja Deszczycę − a nie byłego ministra spraw zagranicznych Borysa Tarasiuka − żeby nie drażnić Kremla: gdy Tarasiuk kierował MSZ, Rosja co chwilę składała żądanie jego odwołania(!). Ale Moskwa nawet nie skwitowała tego gestu i przykręca śrubę na Krymie. Wniosek: Kijów powinien robić swoje, a nie oglądać się na Wschód...
Moi ukraińscy rozmówcy chcą u siebie przeprowadzić jak najszybciej lustrację, dekomunizację i powołać coś na kształt CBA. Proszą o polską pomoc, chcą uczyć się na polskich doświadczeniach i ... naszych błędach! Warto i trzeba im w tym pomoc. Nie zrobi tego raczej rząd, zrobić to możemy tylko my: społeczeństwo obywatelskie i opozycja. A my uczmy się od nich determinacji...
*Jest to komentarz, który w skróconej formie ukazał się w weekendowym wydaniu „Gazety Polskiej Codziennie”
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1512