„Jeszcze raz i Kaukaz" – powiedział mój najmłodszy synek, gdy mama zapytała go, czy jeszcze raz wydmucha nos. Ucieszyłem się, że dziecko podziela zainteresowania ojca. Kaukaz, zwłaszcza Południowy, wiadoma sprawa, ważny region w polityce międzynarodowej i istotna piłka w grze między Rosją a Zachodem. Szybko jednak wróciłem na ziemię. Staś, póki co, nie pasjonuje się polityką światową, a tekst o Kaukazie, który wygłosił był jedynie... cytatem z filmu dla dzieci „Potwory i spółka".
Dla Stanisława potwory są postaciami filmowymi, dla nas, dorosłych, niestety, to konkretne postacie z polskiej polityki. Nie będę teraz obdzielał konkretnymi rolami z filmów i bajek o potworach polityków PO, SLD, PSL, palikociarni i prawicowego(?) planktonu. Bajkowe potwory bywają sympatyczne, te z realu – wręcz przeciwnie. Te ze świata dziecięcej imaginacji bawią, a czasem nawet budzą ciepłe uczucia. Te ze świata dorosłych raczej budzą grozę, czasem przerażenie, najczęściej obrzydzenie.
Ale jedna analogia pasuje jak ulał. Dewizą korporacji straszącej dzieci w filmie „Potwory i spółka” jest: „Straszymy, bo się o was troszczymy”. Mogę sobie łatwo wyobrazić mówiącego identyczne słowa Donalda Tuska w przemówieniu do społeczeństwa po głównym wydaniu dziennika telewizyjnego jednej z „zaprzyjaźnionych stacji” (by użyć kultowego określenia Andrzeja Wajdy).
Zostawmy potwory, przejdźmy do czasomierzy. W jednej z uroczych knajpek w Kazimierzu nad Wisłą wisi olbrzymia ilość ściennych zegarów. Jest ich tak dużo, że już widzę, oczyma wyobraźni, zazdrosną minę eksministra, ale wciąż aktualnego barona PO, Sławomira Nowaka. Siedząc w owej restauracyjce nad dobrym polskim jadłem i słuchając, nie wiedzieć czemu puszczanych tam francuskich piosenek (choć jak mówił mi właściciel bryczki obwożącej turystów po atrakcjach Kazimierza i okolic, pan Kozak, goście z zagranicy stanowią tylko do 2% wszystkich), zastanawiałem się komu będą odmierzały czas w tym roku owe kazimierskie zegary. Komu będą biły szybciej, komu wolniej? Komu będą zwiastować „tik-tak” wyborcze zwycięstwa? Komu zaś „bim-bom” wyborcze klęski A. D 2014, bądź co bądź, roku dwóch wyborów: wiosną – europejskich i jesienią – samorządowych? Póki co mieszkańcy tego uroczego miasteczka nazwanego tak na cześć naszego Króla Jego Mości Kazimierza Sprawiedliwego narzekają na kryzys i fiskusa, ale ponieważ prezentują staropolską gościnność, to kierowali do mnie zaproszenia „dla Pana Kaczyńskiego”, co by wpadł na kiełbaskę przy ognisku, a przy okazji kapeli posłuchał. Czy prezes Kaczyński przyjedzie – tego nie wiem, ale coś z kryzysem i fiskusem chyba będzie w stanie zrobić. Ale to już znowu zależy od kazimierskich zegarów i komu będą biły szybciej, a komu mniej niż szybko w następnym, też wyborczym, 2015 roku.
A zegarów w Kazimierzu mnogość, wiele zabytkowych, pokazują różne godziny, wiadomo, mamy w Polsce pluralizm. My, Polacy, lubimy zresztą różnorodność. Niespecjalnie chcemy, aby nas zmuszano do wyznawania jednej ideologii czy ubierania się tak samo. Nawet w Polsce za Stalina pionierska zielona koszula z czerwonym krawatem (a w późniejszych czasach: krajką) była dużo mniej popularna niż w Sowietach, DDR-owie, czy na południu, w Gottwaldowie.
Dlatego też Alberta Einsteina, który w szafie miał kilkanaście identycznych garniturów i kilkanaście identycznych koszul, uważamy za wielkiego fizyka, a nie za prekursora mody…
*Artykuł ukazał się w "Gazecie Polskiej" (08.01.2014)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2137