Ostatnio przedstawiałem „Euroalfabet Czarneckiego” dotyczący krajów. Teraz pora na „Osobisty Euroalfabet” przedstawiający osobistości obecne na firmamencie europolityki.
A - jak Andreasen. Marta, Hiszpanka urodzona w Argentynie, ale w Parlamencie Europejskim reprezentująca Wielką Brytanię! Była główną księgową w Komisji Europejskiej, ale wykazała się nadmierną dociekliwością i szybko wyleciała z posady. W PE, według parytetów, miała zostać wiceprzewodniczącą Komisji Kontroli i Budżetu, aby znów spojrzeć na ręce eurobiurokracji. Ale przegrała w tajnym głosowaniu, co było sytuacją absolutnie wyjątkową: w przypadku ok. setki innych członków Prezydiów Komisji zawsze respektowano wcześniejsze ustalenia przewodniczących frakcji. Na posiedzeniach jest zawsze bardzo dobrze przygotowana, zwłaszcza na trzepanie skóry urzędnikom w Brukseli.
A - ale też jak Ashton. Catherine, nieszczęsna wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej, zajmująca się dziedziną, która nigdy nie zajmowała się wcześniej - polityka zagraniczną. Wcześniej "robiła" w ochronie środowiska i sprawiedliwości (w rodzinnej Anglii) oraz w handlu międzynarodowym (jako komisarz już w Komisji Europejskiej). Spektakularna porażka w Komisji Europejskiej: Brytyjka została rzucona na nieznaną jej, za to spienioną wodę, polityki zagranicznej UE. Uczy się, ale wolno. Wielu posłów wypomina jej kuriozalne błędy i mylenie podstawowych pojęć. Jest potwierdzeniem zasady jej rodaka Petera, iż każdy w końcu osiąga w życiu zawodowym swój poziom niekompetencji. No to trafiło na Ashton.
B - jak Barroso. José Manuel Durao, druga kadencja w Komisji Europejskiej. Wydawało się po pierwszych pięciu latach urzędowania, że następne pięć będzie jak z płatka. A tymczasem były portugalski premier coraz bardziej staje się zakładnikiem kanclerz Merkel i prezydenta Hollande'a. Prywatnie jest sympatycznym człowiekiem. Ucichły już zarzuty, które przed sześcioma laty kierowali wobec niego oponenci i dziennikarze. Chodziło o spędzenie wakacji w 2004 roku, już po nominacji, na luksusowym jachcie należącym do greckiego miliardera. Barroso to miły facet, ale pojęcie "charyzma" jest mu znane tylko ze "Słownika Wyrazów Obcych".
B - również jak Băsescu. Elena, urodziwa europosłanka z Rumunii, córka prezydenta tego kraju Trajana Băsescu. Z całą pewnością podnosi poziom estetyczny europarlamentu. Znana też z niebanalnej jazdy swoim Maybachem, o czym mieli okazję przekonać się właściciele kilku aut zaparkowanych w podziemnym garażu PE.
C - jak CAP, czyli Common Agriculture Policy (Wspólna Polityka Rolna). Przedmiot zaciętych rozgrywek w ramach UE: kraje rolnicze chcą utrzymać, co zrozumiałe, duże środki na rolnictwo, inne państwa - płatnicy netto, jak Niemcy, Wielka Brytania czy Holandia, ostro przeciwko temu wierzgają. W interesie Polski jest, żeby CAP była jeszcze długo jak największa. Rodzimi liberałowie sądzą inaczej, co świadczy nie o CAP, a o nich, intelektualnych bidokach.
D - jak "plan D". Po klęsce Konstytucji Europejskiej w referendach we Francji i Holandii Komisja Europejska wyciągnęła niczym królika z kapelusza ów "plan D", który miał oznaczać… więcej demokracji w strukturach europejskich. To było nawet dowcipne. Co prawda złośliwi mówili, że "plan D" kojarzy się raczej nie tyle z Demokracją, co z jej Deficytem. O planie dawno zapomniano, a jak wygląda demokratyczny koń w UE - każdy widzi.
E - jak Ek. Lena, kompletnie nieznana eurodeputowana ze Szwecji posiadająca wszakże najkrótsze nazwisko spośród 736 posłów. Można powiedzieć o niej jedynie, że jest liberałem i urodziła się pod znakiem Koziorożca. To drugie jest zdecydowanie lepsze niż to pierwsze.
F - jak Farage. Nigel, Brytyjczyk, lider eurosceptyków w Parlamencie Europejskim. Świetny mówca, zawsze nienagannie ubrany i z dużą słabością do kobiet. Pierwszy młot na eurobiurokrację. W ostatnich wyborach europejskich jego partia (UKIP - United Kingdom Independence Party, czyli Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa…) zajęła drugie miejsce po konserwatystach, wygrywając nawet z rządzącą wówczas lewicą. Ostatnio zasłynął nazwaniem "prezydenta" UE Van Rompuya "mokrą ścierką". Reakcje: oficjalne oburzenie w mediach i na sali plenarnej, radość i gratulacje w kuluarach.
G - jak Gahler. Michael, niemiecki europoseł z Hesji, były dyplomata RFN, w europarlamencie był wiceszefem Komisji Spraw Zagranicznych. Jak na eksdyplomatę mało ostrożny. Kiedyś w windzie w budynku PE beztrosko perorował: - "I czego jeszcze chcą ci Polacy? Dostali tyle pieniędzy! A oni jeszcze chcą współdecydować!".
H - jak Hedegaard. Connie, komisarz (komisarka?) z Danii z teką "klimat". Co prawda w Komisji Europejskiej jest już specjalny komisarz zajmujący się ochroną środowiska (sympatyczny skądinąd Słoweniec Janez Potočnik), ale pana Barroso od przybytku głowa nie boli i trzeba jakoś obdzielić 27 państw członkowskich… Polacy powinni na nią uważać: w czasie przesłuchań, przed powołaniem na to stanowisko opowiedziała się za szybkim zamykaniem kopalni węgla kamiennego.
I - jak in't Veld. Sophia, Holenderka, liberałka (cóż…), europosłanka o najbardziej skomplikowanym nazwisku w całym PE. Nieustraszona tropicielka homofobii w Polsce, a także obrończyni praw Polek do aborcji. Hmm, w moim kraju nie było za inkwizycji stosów, ale w jej i owszem: gdybyśmy żyli w tym czasie, pasowałaby do Świętego Officjum, a ja na pewno nie chciałbym być heretykiem.
J - jak Jedność Europy. Istnieje na papierze. Slogan, banał, hasełko. Używane na akademiach ku czci tuż po odegraniu nieoficjalnego hymnu UE. Tymczasem w Europie decydują interesy największych państw, ale także największych lobbies i branż. "Jedność Europy" – tego zwrotu chyba najczęściej używają politycy niemieccy. Jednak mają co innego na myśli niż Polacy, gdy szermują tym hasłem w kontekście polityki energetycznej (Gazociąg Północny), Pakietu Klimatycznego, "muzeum wypędzonych" w Berlinie.
K - jak Komisja. Oczywiście Europejska. Jeszcze 6 lat temu poza przewodniczącym liczyła 14 komisarzy, teraz już 26 plus szef KE. Ale o ile komisarzy przybywa w postępie arytmetycznym, to urzędników KE – w postępie geometrycznym. Niektórzy uważają, że Komisja (czyli Bruksela) podejmuje kretyńskie decyzje i przytaczają pomysły typu uznanie marchewki za owoc, czy szczegółowe wytyczne odnośnie akceptowalnej krzywizny banana. Hola, hola – za tymi decyzjami stoją bardzo konkretne interesy. Uznając marchewkę za owoc zrobiono ukłon w kierunku Portugalii, bo oznaczało to duże unijne dotacje dla portugalskich producentów tradycyjnego tam dżemu marchewkowego. A awantura o banana oznaczała otwarcie na import tego owocu (!) zwłaszcza z dawnych kolonii francuskich (na czym kasę robi Paryż), a nie z innych regionów.
K - jak również Kroes. Neelie, holenderska komisarz (już druga kadencję) z teką: "agenda cyfrowa" (!), zastępczyni przewodniczącego Barroso. Przykład na to, jak zrobić karierę w strukturach europejskich: wystarczy zarżnąć polski przemysł stoczniowy, skądinąd przy kompletnej bierności obecnego polskiego rządu, i już od razu nie tylko zostaje się ponownie komisarzem, ale nawet awansuje na funkcję wiceszefa Komisji Europejskiej. Kroes jako minister w rządzie Królestwa Holandii była kontrowersyjna i jako komisarz jest nadal kontrowersyjna. Choć zapewne nie dla Niemców, bo jako komisarz ds. konkurencji pozwalała na finansową pomoc Berlina dla stoczni niemieckich, jednocześnie pilnując, jak pies ogrodnika, żeby uniemożliwić podobną pomoc dla polskich stoczni. Jak się stosuje double standards - podwójne standardy - to, jak widać, dostaje się w Unii kopa w górę…
L - jak Lulling. Astrid, europosłanka z Luksemburga. Pierwszy raz została wybrana do PE w roku 1963 (a więc w roku mego urodzenia). I jest dotąd z niewielkimi przerwami. Powszechnie lubiana, zawsze pogodna, koneserka win różnych szczepów, gatunków i krajów. W instytucji, gdzie wszystkie głosowania personalne są wcześniej dokładnie "ułożone", dokonała nie lada wyczynu: 6 lat temu wbrew własnej partii (EPP – tam, gdzie PO) wystartowała w wyborach na kwestora (skarbnika) europarlamentu, niespodziewanie wygrywając z kandydatką koalicji chadeków, socjalistów i liberałów, byłą premier Finlandii Annneli Jaatteenmaki.
M - jak Malmström. Cecylia, Szwedka, komisarz (sprawy wewnętrzne). Jest chyba najwyższym, biorąc pod uwagę także mężczyzn, członkiem Komisji Europejskiej. Przykład, że bycie europarlamentarzystą nie musi być polityczną emeryturą, ale odwrotnie - trampoliną. Z PE przeniosła się do rządu Królestwa Szwecji, gdzie w centroprawicowym gabinecie była ministrem ds. europejskich, po czym wróciła do Brukseli, ale już do innego budynku. Nie zaszkodziła jej wpadka, gdy w szwedzkiej TV mówiła, że pierwszy raz zatrzymała się w tak drogim hotelu w Brukseli, by za chwilę widzowie usłyszeli recepcjonistkę twierdzącą: "Ta pani stale u nas mieszka". Prywatnie przesympatyczna, serdeczna. Zaprzeczenie stereotypu o zimnych Skandynawach.
N - jak Nevedalova. Katarina, europosłanka ze Słowacji. Jedna z najmłodszych (28 lat) i najwyższych (cm?) w PE o warunkach predysponujących do rzucania dyskiem lub młotem. Jest w grupie socjalistycznej, ale na pewno nie przeczytała "Kapitału" Marksa – reprezentuje partię Smer byłego premiera Roberta Fico. W europarlamencie zajmuje się sprawami Kazachstanu, Kirgistanu, Uzbekistanu…. Dobrze tańczy. Stała bywalczyni polskiej restauracji przy Placu Luksemburskim w Brukseli.
O - jak Olé! To hiszpańskie zawołanie idealnie pasuje do sytuacji, w której właśnie Hiszpania jest prymusem (wcale nie Polska!) w wykorzystywaniu środków unijnych. A przez pierwsze trzy lata swojej obecności w UE (od 1986 r.) biedny Madryt więcej dawał do kasy w Brukseli niż stamtąd brał. O Hiszpanach mówi się tutaj, że gdy KE ogłasza kolejne przetargi na dotacje z Unii, to oni już dawno mają napisany odpowiedni projekt. Rzeczywiście skubią UE aż miło - Tusk mógłby poprosić Zapatero o solidne korepetycje w tym zakresie. Czasem grają bardzo twardo – w 1991 roku zablokowali negocjacje stowarzyszeniowe Polski ze Wspólnotami Europejskimi tylko po to, aby wymusić na Brukseli zmianę swojego Układu Akcesyjnego i uzyskać powiększenie akwenów połowowych dla swoich rybaków. UE oczywiście ustąpiła, ale w samej Hiszpanii nikt nie zarzucał rządowi, że stosuje weto, co się może nie spodobać w Europie.
P - jak Piebalgs. Andris, komisarz z Łotwy (już druga kadencja). Odpowiedzialny za "rozwój" - nie mylić z bardziej nas interesującym rozwojem regionalnym… Poprzednio miał tekę "energia" i w sprawach Gazociągu Północnego wypowiadał się niemal jak ambasador Rosji! Dochodziło do sytuacji, w której przewodniczący Barroso odcinał się publicznie od swego komisarza. Uważany jest od tego czasu za najbardziej prorosyjskiego komisarza. To paradoks, bo reprezentuje naród, który z Rosjanami ma historyczną "kosę".
R - jak Rubiks. Alfreds, eurodeputowany z Łotwy. Kolejny paradoks z tego kraju: jest bowiem jednym z 3 przedstawicieli mniejszości rosyjskiej (tak twierdzą rdzenni Łotysze) w 9-osobowej delegacji łotewskiej w PE. Charakterystyczny przykład wzrostu wpływów Rosjan w tym państwie - w kadencji PE 2004-2009 była tylko jedna przedstawicielka tej mniejszości, teraz jest ich 3 razy więcej. Jeden z najstarszych europosłów (75 lat). Był ostatnim I sekretarzem Komunistycznej Partii Łotwy. Za pucz antyłotewski spędził w więzieniu niepodległej Łotwy 6 lat, ale do dziś nie prawa zasiadać w parlamencie w Rydze (jest tam za to jego syn Artūrs …).
S - jak Spójności Fundusz. Dla Polski - teoretycznie - wielki kran finansowy, tak jak dla innych krajów "nowej Unii" oraz biedniejszych "starej Unii". Dlatego właśnie zaczął się teraz w UE ciężki bój, aby znacząco ograniczyć środki z tego funduszu, przesuwając je do działki "nowoczesne technologie", badania naukowe etc. Brzmi ładnie, ale brukselski diabeł tkwi w szczegółach: z tego drugiego "kranu" pieniądze popłyną głównie do krajów bogatych, płatników netto (Berlin, Paryż, Londyn) w ramach faktycznej renacjonalizacji składki członkowskiej tych państw, co w czasach kryzysu jest "oczywistą oczywistością". Polska musi więc twardo bronić Funduszu Spójności, nawet jeśli za to nie będą klepać Tuska po ramieniu czy ustawiać się z nim do zdjęć. Ale czy potrafi?
T - jak Tőkés. László, reprezentujący Rumunię eurodeputowany – Węgier, jeden z liderów węgierskiej mniejszości w tym kraju. Historyczna postać, w 1989 roku odważył się przeciwstawić Nicolae Ceausescu – od jego płomiennych wystąpień w Timisoarze zaczęła się krwawa, niestety, rewolucja. Europoseł już drugą kadencję. Nie tylko lubi – jak każdy Węgier – Polskę i Polaków, ale również zna dobrze historię naszego kraju, co w Parlamencie Europejskim doprawdy jest ewenementem. Ostatnio rozmawialiśmy o polsko-węgierskim paradoksie: relacje między naszymi krajami były najlepsze w okresie między I a II wojną światową. Gdy Polakom zależało na obronie korzystnego dla nas Traktatu Wersalskiego, to Węgrom zależało na zburzeniu ładu symbolizowanego Traktatem z Wersalu, ale przede wszystkim z Trianon, który zabierał im połowę terytorium kraju. Aha, i jeszcze jedno: László Tőkés to przykład wtrącania się Kościoła w politykę: jest pastorem, a nawet więcej: biskupem Kościoła Ewangelicko-Reformowanego z Siedmiogrodu…
U - jak Uspaskich. Viktor, biznesmen i europoseł z Litwy, z pochodzenia Rosjanin. Ścigany pod zarzutami kryminalnymi (niektórzy twierdzą, że politycznymi, czego wykluczyć nie można…) przez władze Litwy schował się do Parlamentu Europejskiego. Tyle, że właśnie uchylono mu immunitet (skądinąd… 1 głosem - na Komisji Prawnej, a potem już dużą większością głosów na forum PE). Założył z dużym sukcesem ugrupowanie o mało biznesowej nazwie Partia Pracy i wygrał wybory europejskie w 2004 roku. Przedstawiciele jego ewidentnie prorosyjskiej partii znaleźli się w jednej - liberalnej, oczywiście (Partia Pracy!) - frakcji z Geremkiem i Onyszkiewiczem, co samo w sobie było dość zabawne… Uspaskich zaczynał jako spawacz, co przypomina karierę pewnego polskiego elektryka… Zresztą obaj jako politycy są co najmniej kontrowersyjni…
V - jak Van Orden. Geoffrey, brytyjski, konserwatywny deputowany z tej samej grupy politycznej co PiS. Wcześniej, w cywilu (to akurat nie jest dobre słowo) był w wojskowym w wywiadzie Jej Królewskiej Mości. M.in. szefował superważnej, w okresie zimnej wojny, rezydenturze brytyjskiego wywiadu w Berlinie Zachodnim. W latach 90. był w Bośni i Hercegowinie - i też wcale nie jako turysta… Typ angielskiego dżentelmena, zawsze nienagannie ubrany, wytworny, elegancki i… powściągliwy. Bardziej eurosceptyk niż eurorealista. Potencjalny szef Europejskich Konserwatystów i Reformatorów po Michale Kamińskim (od stycznia 2012), choć o to stanowisko zapewne powalczy z innym Brytyjczykiem. Żywy przykład na to, że czasem ludzie ze służb specjalnych sprawdzają się w polityce…
Z - jak Zdanoka. Tatjana, europosłanka z Łotwy (od 2004 roku), wykładowca, doktor nauk matematycznych, przedstawicielka rosyjskiej mniejszości. Jest w Grupie Zielonych (nobody is perfect…). Grała pierwsze skrzypce w parlamentarnej intergrupie mniejszości narodowych i etnicznych (czemu to, czemuż?) Zasłynęła pikietą, stworzoną przez zaproszonych przez nią do Strasburga rosyjskich uczniów z Łotwy. Skarżyli się na prześladowanie przez Łotyszy… Obecnie jest wiceprzewodniczącą Delegacji PE ds. Mołdowy. Nie przypadkiem zapewne: wpływy rosyjskie w tym kraju, zwłaszcza w Naddniestrzu, są spore. I właśnie w tym państwie toczy się swoisty mecz między Moskwą a Unią. W której drużynie zagra pani Tatjana?
W - jak Walström. Margot, była już komisarz ze Szwecji, w poprzedniej kadencji (2004 - 2009) wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej. Zajmowała się wszystkim i niczym: nazwa jej teki brzmiała "sprawy instytucjonalne i strategia komunikacji społecznej". Zdobyła moje uznanie… codziennie prowadzonym blogiem (skądinąd po angielsku)! W ostatnich 5 latach występowała najczęściej, obok Barroso, w mediach w imieniu Komisji Europejskiej. Blondynka. Dość często w czasie wystąpień publicznych eksponowała staranny pedicure. Żywy przykład szczerego, bezrefleksyjnego euroentuzjazmu, którego nic nie mogło zachwiać, nawet spektakularne "wtopy", jak referendalne porażki eurokonstytucji we Francji i Niderlandach. A swoją drogą Szwedka jest też przykładem, że jak już ktoś wsiądzie w unijną karuzelę stanowisk to zawsze, ale to zawsze, będzie w obiegu: niewiele więcej niż kwartał po zakończeniu przez nią kadencji w KE Sekretarz Generalny ONZ, Koreańczyk Ban Ki-moon na szczycie krajów Afryki w Addis Abebie w Etiopii przedstawił ją jako przyszłego (od kwietnia 2010), pierwszego w historii Specjalnego Reprezentanta ds. Walki z Przemocą Seksualną (podczas wojen i konfliktów zbrojnych). Kadencja Skandynawki na nowym stanowisku kończy się w lutym 2012 roku. Ale już w tej chwili wiadomo, jaką będzie miała następną posadę: zostanie kanclerzem znanego szwedzkiego uniwersytetu w Lund.
Doprawdy, brukselska karuzela ma wygodnie wyściełane foteliki...
*Tekst był publikowany wcześniej w „Arcanach”.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1792
w gardło europosłów ;-)