9.
Nasza ziemia pełna jest grobów, o czym wiemy tak dobrze, że aż to stało się cierpkim truizmem.
„ Ucz się dziecię polskiej mowy.
Tu przed tobą to są groby,
tam za tobą też jest cmentarz.
Oto polski elementarz”.
Cmentarze to głównie nagrobki i ryte na nich epitafia. Cała reszta, jest tylko dodatkiem.
I drzewa, z wrośniętymi czasem w nie krzyżami, i trawy wraz z mchem próbujące bez reszty zawładnąć mogiłami, i śpiewy ptaków obficie gnieżdżących się wśród krzewów, i chaszczy, szczególnie częstych za mojej młodości, gdy nie było obecnej mody na „wyłysienie” cmentarzy, czyli na karczowanie na nich wszelkich samosiejek.
A jednak ta koegzystencja cmentarzy i natury , jakby wzajemnie się uzupełniająca, wywołuje najwięcej zamyśleń…
Największe wrażenie robiły na mnie zawsze zapomniane cmentarze. Te , na które natrafiało się przypadkiem podczas letniej wędrówki po górach, na stoku pachnącym w słońcu macierzanką i lebiodką, z chybotliwymi granatowymi ważkami nad nieco przywiędłymi trawami.
Często były to tylko ułomki krzyży i zarysy mogił. One jednak , według mojego rozumowania, najpełniej oddają kondycję ludzką i głębię starożytnej prawdy : vanitas vanitatum et omnia vanitas.
Nic bardziej nie zastanawia niż zachowane resztki, które są wymownymi świadkami przeszłości, wartości ludzkich poczynań tu na ziem, gdzie wszystko wydaje się nam tak trwałe i pozornie niezniszczalne.
Pamiętam dobrze potknięcia o zmurszałe resztki murów piwnic, które pozostały po zburzonych domach, pokruszone cembrowiny studni w zaskoczeniu odkrywane wśród przepaścistego lasu, albo wśród bezludnych łąk, cokoły dawnych kapliczek, z pustymi wnękami, w których swego czasu barwiły się uświęcone figury.
Ale cmentarze są najbardziej wymowne, jak choćby ten w Radrużu na wzgórku przy cerkwi nad jarem, z kawałkami nagrobnych rzeźb i prawosławnych krzyży opisanych cyrylicą , zarośnięty krzakami i drzewami. Bardziej to już las niż cmentarz, tak natura go wtuliła w siebie.
Zastanawiają resztki szarych macew na resztkach kirkutów, kiedyś przecież kolorowe. Malowane jaskrawo farbami czerwoną, niebieską, żółtą, srebrną, czarną. Dziś spłukane deszczem i czasem, łączą się w swej jesiennej tonacji z okolicą. Wtapiają się w nią niczym się właściwie nie wyróżniając. Tym mocniej więc uderza w wędrowca wykrzyknik egzotycznego ornamentu, który dostrzega z bliska. Płomień kształtu liter w samym centrum jesiennej niepogody , wietrznej mżawki i szarości kamienia.
Takie cmentarze, są wyjątkowo prawdziwe, uwypuklając ludzką kruchość i samotność.
Całkiem inne skojarzenia i refleksje wywołują nasze umajone cmentarze w listopadowe święta. Umajone naszą dobra pamięcią przede wszystkim, ale też i kwiatami, światłami, niecodziennym tu gwarem .
Pogodne cmentarze we Wszystkich Świętych , tą szczególną polską pogodą. Nie radosne na sposób meksykański, czy pradawny słowiański, bo w tej chrześcijańskiej pogodzie trochę jednak refleksyjnej goryczy i jakby czasem odrobina dziegciu zwątpienia , ale przede wszystkim powaga oddalenia.
Nasi bliscy są już na tamtym brzegu, żegnamy ich kwiatami, światłami, z radością, ale i powagą wielkiego rozstania. Na naszym brzegu kwitną jeszcze resztki jesiennych kwiatów , ich jest dla nas niezgłębioną tajemnicą , nie tylko co do kształtów i barw. Jedynie światło i tu i tam wydaje się być takie samo. I ono zdaje się najbardziej łączy te dwa pozornie wykluczające się światy. Dlatego to Święto jest, w gruncie rzeczy, świętem światła, w które przemienia się też serdeczna pamięć.
cdn
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1006