Otrzymane komantarze

Do wpisu: Dlaczego kapitalizm się nie bilansuje — historia jednej pary butów.
Data Autor
tricolour
Zdaje się, że kolega Mjk widzi zysk jako coś, co się wyciąga z gospodarki i wywozi na niedostępny Księżyc, by tam bezużytecznie leżał. Dojenie takie.Jeżeli ktoś pieniądze pcha do materaca, a sam chodzi oberwany, to mu się rzeczywiście system pod nazwą "życie" nie domyka. 
spike
Miałem taki przypadek, w pewnej produkcji były założone pewne straty, co jest oczywiste, ja opracowałem nową technologię, która te straty minimalizowała prawie do zera, zaznaczę, że te straty, choć za nie płacił odbiorca, były dość znaczne. Po udanych próbach, analizach etc. zgłosiłem wyniki swojej pracy, co się okazało, całą dokumentację zamknięto w sejfie, zakazano o tym mówić etc. Efekt był taki, że te wszystkie oszczędności jakie dawała nowa technologia, były złomowane.
spike
Coś w tym rozumowaniu nie gra. - -"Jeśli w całym procesie produkcji pojawia się zysk, to znaczy, że sprzedano towary drożej, niż wyniosły koszty ich wytworzenia." - - - zysk jak i strata jest wkalkulowany w produkcję.
mjk1
Zgadzam się, że gospodarka to obieg, a nie jeden punkt w czasie, ale to właśnie w tym obiegu widać, że system się nie domyka. Jeśli w całym procesie produkcji pojawia się zysk, to znaczy, że sprzedano towary drożej, niż wyniosły koszty ich wytworzenia. A skoro tak, to ktoś musiał zapłacić więcej, niż sam zarobił i to jest właśnie ta luka, o której pisałem.To nie kwestia arytmetyki, tylko realnych proporcji między płacami, kosztami i cenami. W skali makro prowadzi to do tego, że łączny popyt (pieniądze w rękach ludzi) jest zawsze mniejszy niż łączna wartość produkcji. System kompensuje to kredytem lub eksportem, ale to tylko odwlekanie skutków.W bajce o murarzu i piekarzu wszystko się zgadza, dopóki każdy wydaje wszystko, co zarobił, i dopóki nikt nie oszczędza, nie inwestuje, nie gromadzi rezerw ani nie odkłada zysku. W realnej gospodarce tak nie jest. Zysk nie „bilansuje systemu”, tylko wyciąga pieniądz z obiegu konsumpcyjnego. I to dlatego potrzebny jest stały dopływ nowego pieniądza, albo przez kredyt, albo przez deficyt państwa.Kapitalizm rzeczywiście działa dynamicznie, ale to nie znaczy, że się bilansuje. Działa dopóki może rosnąć, bo tylko wzrost przykrywa strukturalny deficyt popytu. Gdy wzrost się zatrzymuje, wychodzi na jaw to, o czym mówił Kalecki: że nie da się sprzedać całej produkcji, jeśli łączny dochód jest mniejszy od łącznej wartości dóbr.
tricolour
@gpsBardzo sympatyczny wykładzik obrazujący dlaczego cena rośnie gdy rośnie zainteresowanie - na metce mamy liczbę informującą o pożądaniu.
mjk1
To prawda – szewc nie kupuje wszystkich par butów, które sam zrobił. Ale ten przykład nie miał pokazywać, że szewc ma wykupić własną produkcję, tylko że w skali całej gospodarki suma wynagrodzeń i zysków jest zawsze mniejsza niż wartość wytworzonych dóbr.Każdy pracownik wytwarza więcej, niż sam może kupić za swoją pensję – i to nie dlatego, że nie chce, lecz dlatego, że w cenie produktu zawierają się także koszty innych pracowników, materiałów, podatków, marż itd. W efekcie, gdyby wszyscy chcieli kupić całą wyprodukowaną wartość, pieniędzy by zabrakło. I dlatego właśnie zadłużenie wszystkich gospodarek na Świecie tylko rośnie. Chyba, że jest inaczej?To nie przykład „o szewcu”, tylko modelowy obraz systemowego niedoboru popytu, który ujawnia się w postaci kryzysów nadprodukcji. Szewc jest tylko ilustracją tego, co dotyczy całego kapitalizmu.Proszę się jednak nie martwić Pani Tereso. Jak wykazuje dotychczasowa dyskusja pod wpisem, oprócz kpin, nikt nie ma najmniejszego zamiaru cokolwiek zrozumieć.
spike
Nie pamiętam kto powiedział, że tylko pieniądz w obrocie, daje zysk. Czyli jak firma w kryzysie braku zysku, zostanie zamknięta, to jest strata, produkcja nawet bez zysku, po kosztach własnych, utrzyma firmę i pozwoli jej przetrwać kryzys.
Grzegorz GPS Świderski
To, co au­tor na­zy­wa: „do­wo­dem, że ka­pi­ta­li­zm się nie bi­lan­su­je”, je­st w rze­czy­wi­sto­ści do­wo­dem, że nie ro­zu­mie róż­ni­cy mię­dzy mi­kro­eko­no­mią a ma­kro­eko­no­mią, prze­pły­wem pie­nią­dza a bi­lan­sem sta­tycz­nym. Hi­sto­ria szew­ca, któ­ry nie mo­że ku­pić wła­sny­ch bu­tów to sym­pa­tycz­na baj­ka dla dzie­ci, ale nie mo­del eko­no­micz­ny.  Au­tor za­kła­da, że aby sys­tem był zbi­lan­so­wa­ny, każ­dy uczest­nik pro­ce­su pro­duk­cyj­ne­go mu­si móc oso­bi­ście ku­pić to, co wy­two­rzył. To ab­surd! W żad­nym sys­te­mie go­spo­dar­czym, feu­dal­nym, so­cja­li­stycz­nym ani ka­pi­ta­li­stycz­nym, nie ist­nie­je ta­ka ko­niecz­no­ść. Go­spo­dar­ka nie bi­lan­su­je się w jed­nym punk­cie cza­so­wym, tyl­ko w obie­gu — w cy­klu pro­duk­cji, wy­mia­ny i kon­sump­cji, któ­ry trwa nie­ustan­nie. Tu wy­tłu­ma­cze­nie dla dzie­ci:Mu­ra­rz do­my bu­du­je, Kra­wiec szy­je ubra­nia, Ale gdzież­by co uszył, Gdy­by nie miał miesz­ka­nia? A i mu­ra­rz by prze­cie Na ro­bo­tę nie ru­szył, Gdy­by kra­wiec mu spodniI far­tu­cha nie uszył. Pie­ka­rz mu­si mieć bu­ty, Więc do szew­ca iść trze­ba, No, a gdy­by nie pie­ka­rz, To­by szewc nie miał chle­ba. Tak dla wspól­nej ko­rzy­ści I dla do­bra wspól­ne­go Wszy­scy mu­szą pra­co­wać, Mój ma­leń­ki ko­le­go.  Zy­sk przed­się­bior­cy nie je­st nad­dat­kiem po­nad rów­no­wa­gę, tyl­ko wy­na­gro­dze­niem za ry­zy­ko, or­ga­ni­za­cję i ka­pi­tał. Je­śli wła­ści­ciel warsz­ta­tu in­we­stu­je w sprzęt, wy­naj­mu­je lo­kal, re­kla­mu­je się, po­no­si ry­zy­ko bra­ku po­py­tu — je­go zy­sk je­st funk­cją tej od­po­wie­dzial­no­ści. Zy­sk nie two­rzy lu­ki w sys­te­mie, tyl­ko je­st we­wnętrz­ną mo­ty­wa­cją do two­rze­nia war­to­ści do­da­nej. W prze­ciw­nym ra­zie pro­duk­cja by za­ni­kła — tak jak w sys­te­ma­ch pla­no­wy­ch, gdzie zy­sk był za­ka­za­ny i na­tych­mia­st znik­nę­ły to­wa­ry.  Au­tor zda­je się wie­rzyć, że pie­nią­dze zni­ka­ją, gdy ktoś je wy­da. Tym­cza­sem każ­dy wy­da­tek jed­nej oso­by je­st do­cho­dem in­nej. Je­śli szewc ku­pi chleb, to pie­ka­rz ma pie­nią­dze na bu­ty. Je­śli wła­ści­ciel warsz­ta­tu ku­pi no­wą skó­rę, to gar­ba­rz ma do­chód. W sys­te­mie ryn­ko­wym pie­nią­dz je­st krwio­bie­giem, nie ma­ga­zy­nem.  To, że po­je­dyn­czy szewc nie mo­że ku­pić ca­łej wła­snej pro­duk­cji, nie zna­czy, że sys­tem się nie bi­lan­su­je. Ozna­cza tyl­ko, że war­to­ść pro­duk­cji prze­kra­cza jed­nost­ko­wą kon­sump­cję — i dzię­ki te­mu mo­że ist­nieć spe­cja­li­za­cja, han­del i aku­mu­la­cja ka­pi­ta­łu.  Ka­pi­ta­li­zm nie wy­ma­ga, by w sys­te­mie by­ło ty­le pie­nię­dzy, ile wy­two­rzo­no dó­br. Pie­nią­dz to na­rzę­dzie wy­mia­ny, nie ma­ga­zyn war­to­ści to­wa­ro­wej. Je­śli każ­dy miał­by ty­le pie­nię­dzy, ile war­te są wszyst­kie do­bra, mie­li­by­śmy in­fla­cję 100%. Bi­lans go­spo­dar­ki nie po­le­ga na tym, że su­ma pie­nię­dzy rów­na się su­mie war­to­ści, le­cz że stru­mień pro­duk­cji od­po­wia­da stru­mie­nio­wi kon­sump­cji w cza­sie. Ka­pi­ta­li­zm dzia­ła wła­śnie dla­te­go, że do­bra ma­ją róż­ny cy­kl ży­cia, róż­ną ro­ta­cję i róż­ne tem­po wy­mia­ny.  Kre­dyt nie ma­sku­je bra­ku pie­nię­dzy — kre­dyt po­zwa­la na syn­chro­ni­za­cję cza­so­wą mię­dzy pro­duk­cją a kon­sump­cją. Bez kre­dy­tu nie by­ło­by in­we­sty­cji, a bez in­we­sty­cji wzro­stu pro­duk­tyw­no­ści. Kre­dyt to nie de­fekt sys­te­mu, tyl­ko je­go naj­bar­dziej ge­nial­ny wy­na­la­zek.  To nie przy­pa­dek, że ten typ ro­zu­mo­wa­nia po­wra­ca co po­ko­le­nie — to echo mark­si­stow­skiej teo­rii nie­do­sta­tecz­nej kon­sump­cji, któ­ra od 150 lat nie po­tra­fi przej­ść fal­sy­fi­ka­cji. Za każ­dym ra­zem brz­mi prze­ko­nu­ją­co, do­pó­ki ktoś nie zro­zu­mie, że w go­spo­dar­ce nie ist­nie­je punkt rów­no­wa­gi, tyl­ko prze­pływ.  Ka­pi­ta­li­zm nie bi­lan­su­je się sta­tycz­nie — bi­lan­su­je się dy­na­micz­nie, przez ru­ch, wy­mia­nę i in­for­ma­cję. To sys­tem ter­mo­dy­na­micz­ny, nie księ­go­wy. To nie ka­pi­ta­li­zm się nie bi­lan­su­je — to au­tor po­my­lił rów­na­nie z pro­ce­sem. Za­mie­nił eko­no­mię w aryt­me­ty­kę i stra­cił z oczu to, co w niej naj­waż­niej­sze: że war­to­ść ryn­ko­wa nie je­st w to­wa­rze, le­cz w wy­mia­nie. Pie­nią­dze mie­rzą war­to­ść wy­mien­ną, a nie obiek­tyw­ną.
spike
Ciśnie się inny przykład, Chiny, zysk z wyprodukowanej jednej sztuki jest b.niski, a mimo to stali się potęgą gospodarczą :)))
spike
@tri - chyba że - jest taka anegdota o Tesli, (z pamięci) naprawił generator Simensa i wystawił dość wysoki rachunek 1000 $, zleceniodawca chciał się dowiedzieć i zapytał, za co tak wysoki rachunek, przy okazji co było naprawiane, Tesla odpowiedział, że 1 $ kosztowała wymieniona część, a 999$ za to, że wiedział którą. Tak więc można zbijać majątek, z niskim kosztem własnym. dodać należy, że ta zasada funkcjonuje do dziś. :))
Teresa Bochwic
Nie znam się, ale przykład wydaje się bzdurny. Szewc nie kupuje KAŻDEJ pary wyprodukowanych u siebie butów 
sake2020
Zanim rozwinie się konstruktywna dyskusja połączona z burzą mózgów nieśmiało zauważam,że nie ma już dziś pojedynczych szewców szyjących buty ,bo ich rolę przejęły zakłady obuwnicze.W naszym domu szewc wynajmujący niewielki lokalik swietnie prosperuje na naprawie obuwia. i nawet nie myśli o szyciu.
tricolour
@spikeNikt nie jest w stanie kupić niczego - po takim kapitalistycznym wniosku już tylko krok do komunizmu i społecznej własności środków produkcji.
tricolour
I jeszcze osiem stów na wypłaty dla szewców. Musi całą kupę butów wcisnąć innym...😁
NASZ_HENRY
,., ,. , . .Jak kapitalizm generuje kapitalistów historia jednej pary butów - ciąg dalszy.😉 Właściciel warsztatu aby stać się kapitalistą musi zatrudnić 20 szewców, wtedy jego przychody będą wynosić 20*10zł = 200zł i starczy mu na dwie pary butów! Oprócz kapitału ludzkiego, tfu szewskiego musi oczywiście posiadać jeszcze kapitał obrotowy w wysokości 20*50 zł=1000zł Skąd go weźmie to już zupełnie inna bajka 😉
spike
Szanowny, a na ilu rzeczach ty się znasz i dlaczego nie znasz się na innych, np. na ulubionej przez naszego ulubionego blogera fizyce kwantowej?Dobrze, wracając do części początkowej tekstu, wyliczenia produkcji butów i możliwości nabycia przez wytwórców.Wyliczenie jest tendencyjnie zmanipulowane, weźmy inny przykład, pracownik fabryki samochodów, po złożeniu jednego samochodu, jest w stanie go kupić, podobnie właściciel fabryki? 
sake2020
W wyliczeniu uwzględniono ETS2?
tricolour
Napisałem z sarkazmem, że potrzebny jest pieniądz elektroniczny.O o tyle ułatwi, że umożliwi wycenę człowieka wedle innych kryteriów niż dzisiejsze.
mjk1
Nie masz racji Trójkolorowy, że rozwiązaniem jest pieniądz elektroniczny ani że kapitalizm musi „zabrać ludziom wszystkie ich pieniądze”, żeby przetrwać. Pieniądz, czy papierowy, czy elektroniczny, sam w sobie niczego nie rozwiązuje, bo nie jest przyczyną problemu, tylko jego narzędziem.W opisanym przykładzie z butami nie chodzi o formę pieniądza, lecz o strukturę przepływu dochodów. System się nie bilansuje nie dlatego, że pieniądz jest fizyczny, tylko dlatego, że suma płac i zysków jest mniejsza niż wartość produkcji. Elektronizacja pieniądza nie zmienia tego równania, ona tylko przyspiesza jego obieg i ułatwia kontrolę.Owszem, cyfrowy pieniądz może „wyzerować” rachunki, ale jednocześnie centralizuje władzę nad emisją i przepływem środków. W praktyce nie przywraca równowagi, tylko pozwala ją jeszcze skuteczniej zaburzać. W systemie, w którym ktoś może jednym kliknięciem zamrozić dostęp do środków, nie ma mowy o wolnym rynku ani o wolności ludzi i to jest najgroźniejsze.Problem kapitalizmu nie leży więc w „braku cyfrowości”, tylko w braku bilansu między produkcją a dochodem. To, co trzeba naprawić, to sposób, w jaki pieniądz trafia do ludzi, nie jego forma. Pieniądz elektroniczny może być narzędziem, ale tylko wtedy, gdy stoi za nim uczciwy, przejrzysty mechanizm emisji, a nie chęć „zabrania ludziom pieniędzy”.Innymi słowy – technologia nie zastąpi równowagi. Nawet najbardziej zaawansowany system cyfrowy nie zniweluje faktu, że ktoś musi mieć za co kupić to, co zostało wyprodukowane. A dopóki tego bilansu nie przywrócimy, kryzys pozostanie, niezależnie od tego, czy płacimy monetą, banknotem czy kodem QR.
tricolour
I dlatego potrzebny jest pieniądz elektroniczny - wszystkie pozycje w omawianym przypadku butów fizycznie się wyzerują. Kapitalizm do dalszej swej egzystencji potrzebuje zabrać ludziom wszystkie ich pieniądze.
Do wpisu: Hayek, Mises i mit pieniądza bez państwa 
Data Autor
Grzegorz GPS Świderski
Rozumiem ten sceptycyzm — to echo realizmu politycznego, który mówi, że ludzkiej natury drapieżnej, uzbrojonej, agresywnej, infantylnej małpy-mordercy nie da się pozbyć. Jednak blockchain (i AI) to nie tylko przełomy technologiczne, ale też antropologiczne. Te wynalazki nie zakładają doskonałości człowieka — one je obchodzą. To systemy, w których zaufanie nie wynika z moralności, lecz z matematyki. Nie chodzi więc o to, by ludzie byli lepsi — tylko o to, by system nie wymagał ich dobroci. Tak działa wolny rynek i tak działa ekonomia.Najsilniejszą naturą człowieka jest lenistwo, a nie agresja. Ekonomia pokonuje wszelkie instynkty — jak coś mogę taniej i szybciej zrobić, niż ukraść, to to zrobię, a nie ukradnę. Kradniemy, zabijamy i oszukujemy tylko dlatego, że to się w danych warunkach bardziej opłaca. Niemniej dzięki rozwojowi technologii przestaje się opłacać.Niewolnictwo prywatne upadło nie dlatego, że ludzie stali się bardziej moralni, lecz dlatego, że przestało się opłacać. To rozwój technologii powodujący wzrost wydajności pracy okiełznał ten fragment zła ludzkiej natury. Dobro wygrywa nie dzięki moralistom, lecz dzięki technologii, a jej bujny rozwój jest możliwy głównie dzięki wolnorynkowemu kapitalizmowi. Socjalizm wstrzymuje rozwój, a więc pozwala złu dłużej się panoszyć.
Dark Regis
To co pan nazywa "nową formą ładu" to koncepcja tzw. Web 3.0. Sieci semantyczne przystosowane pod algorytmiczne przetwarzanie choć niekoniecznie dające się przetwarzać człowiekowi. Znam ten koncept i przez pewien czas miałem pomysł wykorzystania i wiązałem z nim pewne nadzieje. Niestety, w obecnej formie ludzkiej organizacji ten koncept jest nierealizowalny, zresztą z tego samego powodu jak "mizesizm". Problemem jest stara jak świat świńska natura ludzka, która wyłazi nawet z oświeconych elit, gdy tylko pojawi się zagrożenia dla ich pozycji. Właśnie trwa stary spektakl ograniczania dostępu dla mas i pomniejszanie wpływu na strukturę społeczną tych z założenia wolnościowych koncepcji. Każdy łajdak i oszust pojawiający się przy kryptowalutach uzasadnia zamordyzm, czyli betonowanie koryta, a tolerowanie pewnej skali oszustw jest immanentnym składnikiem koncepcji wolnościowych. Tak, mówię tak, bo przez pewien czas byłem z poglądów liberałem. Nawet należałem do tego pstrego grona studentów, które uczestniczyło w wykładach zaproszonych z London School of Economics (np. prof. Gomułka z wykładami o mikro i makroekonomii). Nawet nie wszystko mi z czasem przeszło, czego najlepszym dowodem była stworzona na początku lat 2000 koncepcja protokołu enklaw i dwóch rodzajów środków płatniczych: wewnętrznego ("zapisy") oraz zewnętrznego ("monety"). Same nazwy mówią za siebie. To nie jest gruszka zerwana z wierzby tylko model schedulera i marshallingu przeniesiony na grunt teorii pieniądza. Oczywista zakładałem tam bicie prywatnych "monet", co jest realizacją prawa do wypuszczania akcji czy obligacji, ale nie dla wszystkich. Właściwa zapłata za kompetencje oraz pewne konieczne działania w państwie nie powinna zależeć od tego, że jakiś zagraniczny inwestor wykupi nam lasy za "długi" jednostek, prawda? Zajrzałem do pańskiego artykułu i gotów jestem się z częścią tez i ocen zgodzić. Jednak nie mam obecnie czasu na zgłębianie tematu. Mam matematykę na głowie, a odkąd pojawiła się gadająca AI radzę sobie z nią bez namaszczonych mord z uniwersytetów ;)
Grzegorz GPS Świderski
To prawda, że w latach 90-tych wszystko to wydawało się niemożliwe. Jednak właśnie dlatego warto dziś o tym rozmawiać — bo z rzeczy niemożliwych zbudowano świat, w którym żyjemy. Przejście testu Turinga przez algorytm, który jedynie mnoży macierze, też było nie do pomyślenia.Najważniejszy wynalazek w tej układance to nie kryptografia, ale blockchain — nie jako moda, lecz jako nowa forma ładu społecznego bez centralnego nadzorcy. To coś więcej niż token, gra czy cyfrowy żeton, to matematyczna realizacja zaufania, które po raz pierwszy w historii pozwala ludziom rozliczać się bezpiecznie bez pośrednika. A matematyka jasno udowadnia, że nawet komputery kwantowe tego nie zlikwidują.Nie jest to utopia rynkowa, lecz techniczna realizacja zasad, które przez stulecia pozostawały filozoficzną niemożliwością. Korwin grając w brydża, nie mógł tego wiedzieć, więc powoływanie się na jego ignorancję nie ma sensu.
Dark Regis
To prawda, choć już wtedy były "dzikie" tokeny w obrocie w Internetach. Głównie pojawiające się gry MMO wprowadzały je eksperymentalnie. Istotny przełom nastąpił w 2003, gdy pojawiło się Second Life, Entropia Universe itp. "kasyna" internetowe. Za to ja patrzę na fakty. Nie było nawet mowy o komputerach kwantowych, obowiązywała jakaś dziwna wiara w prawo Moore'a (podwajanie się szybkości komputerów i szybki kres tego trendu), nie wiedziano czy da się uzyskać energię z fuzji jądrowej, samochody elektryczne były w literaturze SF, Chiny nigdy nie były podejrzewane o wysłanie rakiety z łazikiem na Marsa, ba nie wierzono nawet w planety pozasłoneczne i czarne dziury. Wierzono za to w wizje utopistów rynkowych. A dziś mamy już wszystko to, czego wtedy "nie można było zrobić" za wyjątkiem jakiejkolwiek - nawet malutkiej - wyspy szczęśliwości zarządzanej nie przez filozofów jak u Platona, ale przez światłych ekonomistów szkoły wiedeńskiej i otwockiej. To są właśnie fakty.
Grzegorz GPS Świderski
W latach 90-tych nie było kryptowalut...