|
|
Guildenstern Temat jak najbardziej na czasie. Sierpień miesiącem trzeźwości. Równocześnie, wakacje dla wielu młodych ludzi są czasem inicjacji alkoholowej i bywa, że ten przedwcześnie wypity "browarek" staje się zalążkiem przyzwyczajenia. Proces uzależniania się młodych ludzi jest znacznie krótszy aniżeli dorosłych. Nie jestem za całkowitą prohibicją (ze względów historycznych) natomiast rozwiązania skandynawskie uważam za sensowne. Wielu ludzi odpuściłoby sobie wieczornego kielicha gdyby się okazało, że np. w określonych widełkach czasowych jest on trudny do zdobycia. Nie uratujemy wszystkich ale ograniczenie spożycia byłoby już sukcesem. Polacy obecnie wypijają więcej alkoholu na głowę niż za komuny. Znacznie więcej piją kobiety. To nie szarzyzna życia czy pogoń za sukcesem jest główną przyczyną tylko dostępność i nachalna reklama. Wbija się do głowy indyferentyzm w postaci: "Co tam alkohol, cukier i tłuszcz też szkodzi. Albo, że alkoholem popijamy obiadek bo nam w gardziołku zaschło" (To do pana, któremu wprawdzie dzwoni, że alkohol był od zarania ale nie kojarzy Rimbauda ze szkoły podstawowej). Część ludzi już nie kupuje tej propagandy bo widzą po np. swoich bliskich czy znajomych skutki codziennego "piwka". Znam osobę, która właśnie za sprawą wina do obiadu zachorowała na alkoholizm. Zresztą u Francuzów hołdujących tej tradycji powszechne są stany zapalne wątroby. Można by długo... Nie mam recepty ale tekst oparty na własnym świadectwie uważam za zawsze ważny i potrzebny.
P.S.: Budżety różnych kampanii piwowarskich czy producentów piwa przeznaczane na samą promocję tego trunku przekraczają stokrotnie możliwości finansowe instytucji zajmujących się profilaktyką. Potworne pieniądze idą na to by klient w sklepie zamiast soku owocowego kupił piwo (chociażby na to by piwo kosztowało mniej niż ten sok). Więc jak ktoś robi profilaktykę za darmo to warto tylko przyklasnąć.
P.S.: Ideę sierpnia jako miesiąca trzeźwości wyśmiewał w latach 90-tych niejaki pan Osiatyński z Fundacji B., proponując w zamian jeden kieliszek alkoholu dziennie. Także nie zdziwcie się panowie niektórzy, że mówicie Sorosem jak pewien mieszczanin prozą. |
|
|
Czesław2 "Spotykamy się po to, aby porozmawiać." No cóż, niestety, ludzie idą w góry, aby się napić, jadą na wczasy, aby się napić, idą na ryby, aby się napić, idą na zabawę, aby się napić, odpoczywają i piją. Nie jest to regułą, ale tradycją. Najlepsze jest to, że nie da się normalnie powiedzieć dziękuje, nie piję. Od razu pytanie, chory, autem, kapuś? Itp. Wygląda na to, że ludzie chcą pić, a pijanego w lesie nie widać. |
|
|
Teutonick Stare powiedzenie mówi, że "wódka jest dla ludzi", choć ja osobiście uważam, że w myśl promowania nierówności klasowych należałoby do niego dopisać drugą część pt. "ale tylko dla niektórych" |
|
|
Czesław2 Nikt nie staje się alkoholikiem ( nie pijakiem ) z dnia na dzień niezależnie od przyczyn picia. To jest proces. Gdy degustator nagle obudzi się po drugiej stronie realnego świata jest za późno. Zostaje odwyk ( o ile jeszcze cokolwiek kuma ) i ogromne samozaparcie z całkowitą abstynencją. Alkoholizm jest przecież nieuleczalny. Można go tylko zatrzymać. |
|
|
Byl taki poeta, Jean Nicolas Arthur Rimbaud, napisal wiersz "Statek pijany". Warto przeczytac. |
|
|
Darek Powód picia może być różny, przyczyna jest zawsze jedna, całościowa. Drzewiej, za czasów tzw. komuny, to była zazwyczaj jedyna rozrywka, szczególnie w mniejszych miejscowościach. Czyli, co sobota, flacha,coś na zagryzkę i do znajomych. Jak brakło to do babci na metę. I tak od niedzieli do niedzieli. Zapijało się tę nędzną egzystencję, kartki, itp. Teraz powodem picia jest to, co napisał mój przedmówca, ogromna presja, musisz być najlepszy, musisz, jak wilk walczyć o swoje, musisz być na fali. Niestety, nie da się tak na dłuższą metę. W jednej z dzielnic - takich na uboczu - mojego miasta, jest odwykówka. Zero tablic, zero info. Legalna, ale info tylko pocztą pantoflową. Trafił tam kiedyś mój znajomy, kasiasty, bo pobyt 3 dniowy na odtrucie, to 4 tys. zł. Kuracja odwykowa, to już pieniądze ok. 80 tys. I kogo tam zastał, a to dziennikarka z TVN, a to pan adwokat z dużego miasta. A przyczyna ? Według mnie, oprócz wielu innych, to główną przyczyną jest brak edukacji. Czytałem kiedyś, że w Hiszpanii dzieci w pewnym wieku mają lekcje na temat alkoholu. Tak, właśnie lekcje. Na których nikt nie mówi, macie całkowity zakaz, a uczy się, ze alkohol jest dla ludzi, jak należy z niego korzystać, itp. Że nie spotykamy się, aby pić, a spotykamy się po to, aby porozmawiać, a ewentualny alkohol może, a nie musi, być tylko dodatkiem. Pokazuje się, jakie spustoszenie zostawia w organiźmie, jak wybierać dobry alkohol, jak go degustować, a nie upijać się. Uczymy kultury picia. Po takiej edukacji jest szansa, że wielu młodych, którzy wchodzą w dorosłe życie, będzie umiało się z nim "obchodzić". Już i tak jest wiele pozytywnych zmian, pijemy lepsze trunki, wzrasta spożycie wina kosztem mocnych alkoholi. Taka edukacja pozwoli zbudować sztywny kręgosłup z zasadami. |
|
|
Kazimierz Koziorowski alkohol byl wytwarzany i spozywany od zarania dziejow. nie trzeba dorabiac do jego spozywania filozofii poniewaz wciaz wiele spolecznosci spozywa alkohol jako dodatek do posilku a nie psychotrop. naduzywac mozna wszystkiego i doprowadzic sie do uzaleznienia i choroby na wlasne zyczenie. nadmierne spozycie hamburgerow tez moze przyniesc oplakane skutki. nieletnich trzeba chronic ale osoba dorosla niech sama decyduje. rozumiem szlachetne pobudki panskiego felietonu. jak uczy historia ograniczenia, prohibicja, wysoka cena nie sa skutecznymi mechanizmami regulacji spozycia alkoholu. trzeba raczej promowac kulture picia alkoholu jako skladnika posilku a nie jako psychotropu bez recepty. choc politycznie niepoprawne, ale opisywanie degeneracji spolecznosci wyniszczonych alkoholem tez byloby forma prewencji. rosjanie, indianie, aborygeni te spolecznosci pojono celowo a wieloletnie skutki sa skrzetnie zamiatane pod dywan. na kubie wciaz jest kartkowy przydzial rumu.
dlaczego statek w tytule a nie pociag lub czolg? |
|
|
jazgdyni Jezu! To temat na długie jesienne wieczory, a nie na taki upał, Będąc w Kenii pojąłem Angoli, dlaczego w tropikach pod wieczór trzeba wypić szklaneczkę whisky.
Z alkoholem problem zasadniczo jest jeden. Choć właściwie dwa. No więc, po kolei. 1) Choroba alkoholowa. Tu nie ma wyboru - tak, albo nie. Chcesz żyć, jak człowiek, mimo choroby, nie możesz się do alkoholu zbliżyć nawet. Koniec. 2) Opilstwo. Podejrzewam, że masz już swoje lata, więc możesz nie znać aktualnych zwyczajów korporacyjnych najemników. Te wszystkie szoty, tequille, jeden po drugim. Co to znaczy? W piątek, weekendu początek, wieczorem trzeba się urżnąć w trupa. Króluje alkohol, ale fajne dodatki są mile widziane. Z opilstwem jest tak (bardzo prosto) - albo ty panujesz nad gorzałą, albo pozwalasz, by gorzała zapanowała nad tobą. I już. Umiesz panować? Proszę bardzo. Jesteś przyjęty do społeczności cywilizowanych pijaków. Z kilkudziesięcio wiekową tradycją (dowódca legionu rzymskiego MUSIAŁ dostarczać legionistom wino. Mieli to w kontrakcie). Jednak jeżeli to gorzała panuje nad tobą, to jesteś zwykłym żurem. Czyli - umieć pić to sztuka. I trzeba się tego nauczyć, jeżeli smakuje, wino, piwo, czy czysta lub kolorowa, Aha - i nie pić z gwinta, czy musztardówki.
W Danii, czy Wlk. Brytanii piją wszyscy regularnie. Każda nasza stoczniowa robota zakończona wieczorem, kończyła się w pubie - pięć pintów, ja do koi, a oni do domów, by poprawić jeszcze skaczem. I jakoś z tym żyją. Nawet bardzo kulturalnie. Choć w weekendy w pubach to raczej trzeba uważać.
Jest gorszy problem: opilstwo nauczyliśmy się rozpoznawać na pierwszy rzut oka.Taki nowy zmysł.Gorzej z ćpaniem. Gdy ktoś nie nadużywa, mimo to ćpa regularnie (zwykle jara), to trzeba niemal roku by się pokapować i poznać wszystkie symptomy. Jeżeli mamy podejrzenia co do własnych dzieci, to nie ma litości - wziąć za kołnierz i zrobić w każdym laboratorium szybki test. Oszczędzi się głupich kłamstw, awantur i wrogości. Dusić gada w zalążku.
Za Rafała!
Ps. Czasy studenckie to faktycznie był okrutny czas. |