|
|
Krzysztof Pasierbiewicz Droga Szamanko! Drogi Cogito! Czyję się zaszczycony, że mogłem Państwa znów gościć na blogu. Pozdrawiam serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz |
|
|
Krzysztof Pasierbiewicz Szanowny Panie, W odpowiedzi na Pański komentarz polecam gorąco lekturę książki profesora Andrzeja Nowaka pt. "Od Polski do post-polityki". Serdecznie pozdrawiam, Krzysztof Pasierbiewicz |
|
|
Krzysztof Pasierbiewicz Szanowny Panie, Już kilka razy pisałem, że Michnik w bardzo sprytny sposób zastąpił niedemokratyczną cenzurę demokratycznym terrorem poprawności politycznej. Pozdrawiam serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz |
|
|
Krzysztof Pasierbiewicz Szanowny Panie, Pojechał Pan trochę za ostro po bandzie. Pozdrawiam serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz |
|
|
Krzysztof Pasierbiewicz Szanowny Panie, Na Pański komentarz mogę tylko odpowiedzieć,że nauczyciel akademicki a decydent uczelniany to dwie diametralnie różne sprawy. A decydentem nie byłem nigdy właśnie dlatego, że miałem takie poglądy jakie miałem. Pozdrawiam Pana, Krzysztof Pasierbiewicz |
|
|
Krzysztof Pasierbiewicz Szanowny Panie,
Dzisiaj „oburzeni” wyszli na ulice ponad 950 miast świata bo się zorientowali, że ich światowa finansjera i potężne korporacje przez lata robiły w przysłowiową trąbę, a gdy się wszystko zaczęło sypać, chcą się wykręcić światowym kryzysem.
A mnie się przypomniało, jak na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku wyjechałem za chlebem do Stanów. Kończyłem wtedy studia i czas było pomyśleć, co mam robić dalej. Miałem już wtedy świadomość, iż jako przyzwoity człowiek z dziada pradziada niechętny wszelkiemu lewactwu mam na uczciwą karierę w kraju szanse raczej marne. Ruszyłem tedy na saksy do Chicago. Życie jednak pokazało, że ta wymarzona ziemia obiecana nie stała się jednak moim Eldorado.
Znalazłem bowiem pracę fabryce przypominającej obóz dla uchodźców z Birmy, gdzie produkowano części do lodówek. Latem, przy wilgotności powietrza około stu procent, w tropikalnym żarze, pod rozpalonym od słońca metalowym dachem, pracował tam rój niewolników od świtu do zmroku. Objąłem jedno jedyne wolne stanowisko, a czemu było wolne, wyjaśniam: Moim zadaniem był montaż chłodnic lodówkowych. Siedząc na wysokim stołku miałem przed sobą szyny, w które w stosownym momencie trzeba było wsadzić metalową rurkę. Tuż nad moją głową wirowało wyjące jak orkan koło zamachowe. Z lewej strony zwisała na łańcuchach wielka szpula blachy, ciętej ze straszliwym zgrzytem na paski, które plująca parą pneumatyczna łapa przesuwała z łoskotem nad rurkę. Wtenczas spod sufitu spadała mi tuż przed nosem z przeraźliwym hukiem dwutonowa prasa. Powstałą w ten sposób chłodnicę musiałem szybko wyjąć, bo za kilka sekund, przepraszam za wyrażenie, miał w nią znowu pierdyknąć ten koszmarny kafar. A jeśli nie zdążyłem, zjawiał się zmianowy i skreślał godzinę z przerobionej dniówki. Po kilku tygodniach opanowałem robotę do takiej perfekcji, że mogłem już pracować, bez cienia przesady, z zamkniętymi oczami, pracując nawet we śnie, gdyż moi współlokatorzy mówili, co rano, że znowu wrzeszczałem w nocy machając rękami. Więcej, śmiertelne zmęczenie nie pozwalało mi nawet przez chwilę pomyśleć o bezsensie tej koszmarnej harówki. Na szczęście pewien Murzyn w końcu mi poradził bym rzucił tę pracę, bo z pięciu frajerów pracujących uprzednio na mojej maszynie, czterech ześwirowało, a piąty wyskoczył z trzydziestego piętra.
Wtedy właśnie pojąłem, w czym leży tajemnica wspaniałej gospodarki Stanów Zjednoczonych i geniusz cwaniaka, który wymyślił pracę w systemie taśmowym. Więcej, utwierdziłem się w przekonaniu, że ja się na taki bajer nigdy nie dam nabrać. I dałem nogę do kraju. Bo za boga nie mogłem pojąć na czym to polega, że ci wszyscy dobrowolni niewolnicy nie dość, że nie protestują to są wręcz szczęśliwi, że w tak koszmarnych warunkach pracują na kogoś. A jak napomykałem, że ktoś ich tutaj chyba chce wydutkać, ofukiwali mnie i spoglądali na mnie ze złością, z politowaniem, albo z wyrazem niezrozumienia w oczach i mamrotali coś o kulcie pieniądza i etosie żmudnego dochodzenia do celu poprzez ciężką pracę, i temu podobne androny.
Od tamtego czasu minęło ponad 40 lat. Dzisiaj niewolnicy wyszli na ulicę. W setkach miast na całym świecie ruszyły "marsze oburzonych". A ja się nie mogę nadziwić, że potrzebowali aż cztery dekady by wreszcie zrozumieć czym naprawdę pachnie kapitalizm. Więc "marsze oburzonych" nazywał bym raczej "marszami frajerów nabitych w butelkę". No cóż, wychodzi na to, że ludzkie myślenie ma dużą bezwładność z wyjątkiem tych "grup", które myślą znacznie szybciej.
Zaryzykuję też tezę, że ci którzy dziś protestowali w Warszawie to w dużej mierze "jelenie", którzy się dali zwieść mitom, że w nowym systemie gołąbki im same przyfruną do gąbki, a zysk z ich pracy popłynie w uczciwym procencie do ich, a nie cudzych kieszeni.
Pozdrawiam Pana serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz |
|
|
Krzysztof Pasierbiewicz Szanowny Panie, Bardzo Panu dziękuję za ten głos w dyskusji. Pozdrawiam serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz |
|
|
Krzysztof Pasierbiewicz Szanowny Panie, Gorzkie słowa ale nie sposób zaprzeczyć. Pozdrawiam Pana serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz |
|
|
Krzysztof Pasierbiewicz Szanowny Panie, Gorąco dziękuję za uzupełnienie mojego tekstu. Zachęcam też to przeczytania innego mojego tekstu - patrz: http://salonowcy.salon24… , Pozdrawiam serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz |
|
|
Krzysztof Pasierbiewicz Szanowna Pani Łucjo! :)))))
Pozdrawiam serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz |
|
|
Krzysztof Pasierbiewicz Szanowny Panie, Żeby tylko zbaraniał to nie byłoby tak źle. Stało się znacznie gorzej - patrz: http://salonowcy.salon24… , Pozdrawiam serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz |
|
|
Krzysztof Pasierbiewicz Szanowny Panie, Mam nadzieję, że tych, co pamiętali jest więcej. Chociaż... Pozdrawiam Pana serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz |
|
|
Krzysztof Pasierbiewicz Szanowny Panie Andrzeju! Szanowni Goście tego bloga!
Przepraszam, że odpisuję z opóźnieniem, ale w okresie okołowyborczym pisałem codziennie na Niezależnej i na Salonie24 i po prostu zabrakło mi czasu.
Szanowny Panie Andrzeju,
Gorąco Panu dziękuję za wnikliwy komentarz. Zgadzam się w zasadzie ze wszystkim, o czym Pan napisał. Podzielam również Pański optymizm i wiarę w to, że jak Pan pisze: "Jak szybko odniesiemy skutek? Znacznie szybciej niż się nam wydaje, bo teraz zegary kręcą się dużo szybciej niż 100 lat temu...".
A gdy czytałem Pański komentarz, przypomnieło mi się to, co napisałem w mojej książce pt. "Podaj hasło!" w rozdziale, w którym opisałem spacyfikowany przez ZOMO strajk w stanie wojennym na mojej Alma Mater - Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.
Oto fragment książki: "A jeśli ktoś z młodszych czytelników się dziwi, że nas strach obleciał, to pragnę przypomnieć, że ONI mieli wtedy broń palną z ostrą amunicją gotową do strzału, a MY skrypty i książki. Jeśli nie wierzycie, zapytajcie ojców. A później, gdy życie pokazało, co się stało z etosem, o który walczyłem ryzykując życiem, kiedy się biłem z ZOMO, a nowe pryncypia tworzyli na sępa cwani dekownicy, których na strajku nie było, bo zrobili w gacie, myślałem sobie w duchu: - Co wy wiecie? Ciecie! W tle, Jacek Kaczmarski śpiewał swoje „Mury”, a ja słuchając tego, co wówczas ściemniali generał Jaruzelski, a potem niestety również i Wałęsa oraz ich zdumiewająco liczni poplecznicy, nie miałem już wątpliwości, że moje życie to jakaś diabelska wirówka wirówkę naszego polskiego absurdu. I tylko w pamięci pobrzękiwały mi strzępy ułańskiej piosenki, którą gdy byłem mały, mama z tatą śpiewali podgrywając sobie na naszym Steinwayu: Więc pijmy zdrowie szwoleżerowie Niech smutki zginą w rozbitym szkle, Gdy nas nie będzie, nikt się nie dowie, Czy dobrze było nam, czy źle...".
Pomódlmy się za nich!
Dziękuję Panu za komentarz i serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz |