Otrzymane komantarze

Do wpisu: TVN ma nowego gwiazdora!
Data Autor
Cosik mi się widzi,że kapelusz Idola emanuje inteligencją większą niż jego nosiciel,słowem pisać hadko.
Panie Krzysztofie. Serdecznie witam po zasłużonych wakacjach. TVNu nie oglądałem, kapelusza nie widziałem. Serdecznie pozdrawiam, bolesław
to sie nazywa wychowanie.
z tvp z lat 90-siatych; juz wtedy madrzyl sie niebywale,a kapelusik mial ciut starszy model-przydeptane borsalino. Generalnie durnota fizjologiczna do imentu.
Wakacje, to i idol TVN ma wolne od myślenia. A sam kapelusz nie utrzyma zwojów w dyscyplinie! Tym bardziej, ze niektórych zapewne brak. Czy ten partner powiedział coś o losach pieska, który ćpał? A w ogóle, to serdecznie witam! S.
Do wpisu: "Bo była piękna i łączyła ludzi"
Data Autor
Przyjaźnie prawdziwe trwają wiecznie, Panie Krzysztofie! Jak związki z ziemią ukochaną. Życzę Panu odnajdywania siebie w każdym dniu pobytu w Jastarni! Wszystkiego dobrego!
xena2012
jak widać Anglicy nie wstydzą się swojej historii i patriotyzmu.A co na to nasza dzielna jurorka Zapendowska załamująca białe rączki w geście rozpaczy nad wykonaniem patriotycznej piosenki na konkursie ? Czy tego imponującego widowiska nie określiła mianem ,,okropnych patriotyzmów".Czy pani Kora Jackowska nie umarła po obejrzeniu tego przekroju angielskiej historii?
Do wpisu: List otwarty do szeregowców Platformy
Data Autor
Gasipies
pozdrawiam
Krzysztof Pasierbiewicz
Dziękuję panu za świetny komentarz znakomicie dopełniający przekaz mojej notki. Dziękuję Panu również za miłe słowa post scriptum, na które jednak chyba nie zasługuję. Ale miło było przeczytać. Gorąco pozdrawiam, Krzysztof Pasierbiewicz
Krzysztof Pasierbiewicz
Pewnie, że puścić, Pozdrawiam serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz
Gasipies
pozwolę sobie zatem wrzucić takie oto cudo do ocenzurowanie, bo nie wiem, czy to puścić w obieg, a w komentarzu ABW (mam nadzieję) nie doczyta, tytułu jeszcze nie mam, może Radka miłości, albo Radka uciekającego przed odpowiedzialnością... albo IMHO zbyt narażający na inwigilację  bpa  przez światłych uzbrojonych tytuł, chociaż z drugiej strony mocny: jak cholera:  "Jakie sumienie - taka kultura osobista" @SkowronekJanusz @PawelOlszewski In Vitro to drogi BIZNES a nie leczenie, leczeniem jest np. naprotechnologia...   Paweł Olszewski ‏@PawelOlszewski Paweł Żuchowski ‏@PawelZuchowski @PawelZuchowski ale głupoty Pan opowiada...   1:27 po południu - 5 lip 12 za pomocą Twitter for iPhone · Udostępnij ten tweet   Wklejono z <https://twitter.com/PawelOlszewski/status/220826214267486208>   To klasyka gatunku. Odzywka godna członka partii miłości. Przynależność do Światłogrodu zobowiązuje. Daje taką moc i potęgę. Pozwala decydować co jest polską racją stanu, a co głupotą. I gwarantuję nieomylność, i wszechwiedzę. Nie tylko się wie wszystko o dotychczasowych i możliwych ewentualnie osiągnięciach w dziedzinie naprotechnologii, ale też się potrafi wskazać światu drogę, jedynie słuszną - wiadomo dobra szkoła Olka Kwaśniewskiego.  Inny erudyta poznał "po oczach", kłamstwo zawarte w pismach kierowanych do Prokuratora Generalnego, nie wyjaśniając przy tym, czy się z nimi zapoznał.   Pan poseł Stefan, obecnie się nazywający na literę N, potrafi powiedzieć "won" i serwować swoim adwersarzom inwektywy typu "powinien się leczyć".  Język parlamentarny w wykonaniu PO RP nabiera nowych barw, może nawet się lekko zarumienił? W uznaniu zasług, początkowo jakby zniesmaczony, jednak po przemyśleniu już doceniający odwagę pana prof. Stefana PDT określa go zaszczytnym mianem "naszego bohatera".   Pan Sekuła, ten od komisji hazardowej, poinformował czasu swego o czymś takim jak "podwyższone standardy Platformy". Pokazał je w praktyce przemawiając do pustych krzeseł. Obecnie - zapewne w nagrodę i w uznaniu zasług oraz kompetencji został powołany na zaszczytną funkcję rzecznika dyscypliny finansów publicznych, które to zapewne na tę okoliczność są zdyscyplinowane i  mają się świetnie.   Podwyższone standardy Platformy nie omijają też polityki zagranicznej i tzw. "Języka dyplomacji". Minister Spraw Zagranicznych poskarżył się do Watykanu na polskiego obywatela - o. Tadeusza Rydzyka. Treści noty nie znamy, natomiast inne wypowiedzi owszem. Np. z Londynu taką oto "Sikorski: Internet to kloaka, w której różni frustraci wylewają swoją żółć" Środa, 27 lipca 2011 (18:27)   Wklejono z <http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-sikorski-internet-to-kloaka-w-ktorej-rozni-frustraci-wylewaj,nId,351896>       Radek Sikorski ‏@sikorskiradek @lkwarzecha Rzeczywiście, jest Pan moją największą pomyłką kadrową. Mea culpa. 9:32 rano - 20 lip 12 za pomocą Twitter for BlackBerry® · Wklejono z <https://twitter.com/sikorskiradek/status/226202856150163457>     @lkwarzecha A w Charkowie pewnie pogoda byłaby inna.   10:20 po południu - 19 lip 12 za pomocą Twitter for BlackBerry® · Wklejono z <https://twitter.com/sikorskiradek/status/226033860805263360>     Radek Sikorski ‏@sikorskiradek @lkwarzecha Dlatego tylko doradzałem. Ale Prezydent Kaczyński, uważał tak jak Pan, że nic go nie wiąże. Wiemy jak to się skończyło.   9:58 po południu - 19 lip 12 za pomocą Twitter for BlackBerry® Wklejono z <https://twitter.com/sikorskiradek>   Radek Sikorski ‏@sikorskiradek @lkwarzecha Art. 146 pkt. 9 RM 'sprawuje ogólne kierownictwo w dziedzinie stosunków z innymi państwami i organizacjami międzynarodowymi.'   9:49 po południu - 19 lip 12 za pomocą Twitter for BlackBerry® · Udostępnij ten   Wklejono z <https://twitter.com/sikorskiradek/status/226026023899238400>     Po pkt nie powinno być kropki, brakuje ust. 4. Na Oxfordzie nie nauczyli staranności? Drobiazg. Zastanawia mnie jednak niesłychane buractwo platformerskich wpisów i odzywek. Zero merytoryki w wykonaniu Pawełka. Argumenty ad personam i banowanie Radka. Tu  jednak chodzi o coś więcej. Słyszałem, że był pierwszą osobą w Polsce, która otrzymała informację 10 kwietnia 2010 roku o... Chyba Smoleńsk to dla niego wrażliwy temat i dlatego nie wytrzymał dyskusji z Warzechą. Popuścił, tak na to mówią MWzWM? Ciśnienie wzrosło? Alergia? Uczulenie na Smoleńsk? Bo chyba nie PiSofobia?   "Nie podzielę się wiedzą z zespołem Macierewicza" PAP | dodane 2010-10-08 (18:52)  <http://wiadomosci.wp.pl/kat,119674,title,Pismo-Sikorskiego-do-Macierewicza-nie-podziele-sie-moja-wiedza-z-pana-zespolem,wid,12741543,wiadomosc.html?ticaid=1edb5&_ticrsn=3>   CZESŁAW BIELECKI  | 11.08.2011 08:55 |16 notka również w lubczasopismach: Dla Warszawiaków, Forum 2012, Parada Oszustów !, Smoleńsk 10.04.2010 Jak @sikorskiradek na pytania nie odpowiadał  <http://lubczasopismo.salon24.pl/radek/post/332339,jak-sikorskiradek-na-pytania-nie-odpowiadal>       "Radek" kłamie w sprawie Smoleńska (i mataczy)? <http://piotr.salon24.pl/377223,radek-klamie-w-sprawie-smolenska-i-mataczy>     Sikorski sabotował wizytę Lecha Kaczyńskiego   "Złożyłem w tej sprawie [y, y] pod przysięgą zeznania w prokuraturze i nie mam nic więcej do powiedzenia" - słyszymy wycedzoną odpowiedź ministra na posiedzeniu sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych <http://vod.gazetapolska.pl/2041-sikorski-sabotowal-wizyte-lecha-kaczynskiego>. Warto też zobaczyć minkę asystującego ministrowi pana G. Schetyny, który po tych słowach kończy posiedzenie komisji. I który do Smoleńska nie poleciał, chociaż był na liście, podobnie jak inny czołowy PO-wiec Rafał G. Smoleńsk: tajemnica ocalonych <http://www.gazetapolska.pl/9653-smolensk-tajemnica-ocalonych> Ujawniamy korespondencję ws. obchodów w Katyniu  (obrazek nr 11) <http://www.wprost.pl/ar/…;           Tu  jednak pozwolę sobie zacytować niebywałej urody fragment  tłitu -  "perełkę" wśród udzielnych radek (zdrobnienie takie od rad):   "Przestrzegam przed dawaniem wiary urojeniom Antoniego Macierewicza."   Wklejono z <https://twitter.com/sikorskiradek/status/101155677757644800>   Uważny czytelnik bez trudu zauważy, że radka Radka zawiera sugestię w formie dogmatu, że AM ma urojenia. Wyżej nieprzypadkowo wspomniany pan poseł Stefan również używa tego typu retoryki, jednak w formie mniej wysublimowanej, wiadomo, doświadczenie w dyplomacji i kontakty robią swoje. Oczywiście cytat z Pawełka Olszewskiego pokazujący determinację, przekonanie o nieomylności i de facto chamską bezczelność serwowanego przekazu też zamieściłem celowo.   PRZESTRZEGAM   Zdumiewa jednak tutaj coś więcej - mianowicie użycie słowa przestrzegam. Czy pan minister nie zna słowa proszę - np. proszę nie ulegać sugestiom posła... "Przestrzegam"  - ma zupełnie inny wydźwięk i nie zrzucałbym tego li tylko na brak dobrego wychowania i kultury osobistej, typowy dla przedstawicieli tej opcji politycznej. "Jakie sumienia taka kultura osobista" - bp Adam Lepa na pogrzebie śp. Marka Rosiaka. To jakby zakamuflowana groźba, czy ostrzeżenie. Coś w rodzaju propozycji nie do odrzucenia. A jak ktoś nie posłucha radki i da wiarę, to co? Co prawda sankcji nie wskazano, ale każdy leming chyba słyszał frazę "dorżniemy watahy". Strach się bać.   Reasumując - wydaje się, że to szczyt właśnie owej polityki miłości. Ciekawe, czy lemingi PO takiej radce przeżywają  coś w rodzaju orgazmu, ale to już chyba temat na osobną notkę poprzedzoną badaniami, oczywiście.   Mam swoją hipotezę wyjaśniającą zachowanie pana ministra. 
Krzysztof Pasierbiewicz
Szanowny Panie, Jeszcze raz prostuję, że nie jestem profesorem, lecz doktorem nauk technicznych. Profesorem nie chciałem zostać z własnego wyboru, ale to już temat na oddzielną notkę. Pisze Pan w komentarzu: "podziwiam Pańską determinację i ufność w to, że ktoś z szeregowych wyborców Platformy raczy się z Pana tekstem tu zaznajomić. Moje obserwacje i badania nad lemingami raczej nie potwierdzają jednak zasadności tych oczekiwań...". Odpowiadam: Ten sam tekst zamieściłem również na Salonie24, gdzie przeważają wyborcy Platformy. Na obecną chwilę weszło tam na moją notkę ponad tysiąc sześćset Internautów, którzy dodali 71 komentarzy, których treść wskazuje, że trafiłem w SZTAB doktrynerów Platformy i to w splot słoneczny - gorąco zachęcam do lektury tych komentarzy i moich na nie odpowiedzi - patrz: http://salonowcy.salon24.pl/435755,list-otwarty-do-szeregowcow-platformy  Proszę przeczytać, a zobaczy Pan, że mnie zaatakowali, zwołani SMSami, czołowi komentatorzy Platformy od mokrej roboty w Internecie. Dalej Pan pisze: "Owszem może się zdarzyć jakiś zabłąkany w czeluściach Internetu Leming, który tu zbłądził, niemniej jednak  zasadniczo - jestem przekonany, że zaglądają tu raczej ludzie,których przekonywać nie trzeba...". Odpowiadam: Dlatego właśnie zawsze zamieszczam teksty równolegle, na Salonie24 i Niezależnej.pl, żeby mieć pełen ogląd, a nie tylko jednostronny. Dalej Pan pisze: "Proszę wybaczyć, ale Pański Apel wydaje mi się dość naiwny...". Odpowiadam: Pańska młodzieńczość Pana w pewnym sensie usprawiedliwia, więc Pański zapewne niezamierzony faux pas odpuszczam wspaniałomyślnie blotką trefl. Na szczęście dalej Pan pisze: "Dotarcie chociażby do jednego osobnika i nakłonienie Go do zastanowienia się nad słusznością wyboru to już sukces...". Odpowiadam: No właśnie, nawrócenie choćby jednego leminga to już pewien sukces. I kontynuuje Pan: "Myślę jednak, że powinniśmy sobie odpowiedzieć na pytanie Ewy Stankiewicz, co robić w tej sytuacji. Moim zdaniem nie możemy siedzieć cicho. W szczególności jednak mam trochę pretensji do liderów PiS-u jako jedynej chyba sensownej obecnie partii opozycyjnej o jej płaszczakowatość. Odpowiadam: No proszę! Super! Powiem, z ust mi Pan to wyjął. Proszę poczytać komentarze na Salonie24. Tam, oprócz platformersów od mokrej roboty zaatakował mnie pewien, jak Pan to ładnie nazywa "płaszczakowaty". Próbowałem mu cos przetłumaczyć, ale moim zdaniem słabo kuma, więc zrezygnowałem. Dalej Pan pisze: "Owszem Jarek Kaczyński czasami coś mocniej powie, aczkolwiek też bywa, że zbyt agresywnym i zaczepnym tonem. Tak przynajmniej to pobrzmiewa momentami, a do tego chyba specjalnie wybierają krótkie wyrwane z kontekstu fragmenty i wyostrzając jego głos puszczają np. w TVN-ie, - ostatnio coś słyszałem, co mi dało po uszach. Odpowiadam: W notce "awans społeczny bis" pisałem, cytuję: "Uważam, że naczelnym obecnie zadaniem uczciwych dziennikarzy, zarówno tych z prawej, jak i z lewej strony jest d e m a s k o w a n i e, wszystkimi możliwymi sposobami, r z e c z y w i s t e j jakości post-komunistycznych elit III RP. Trzeba bezlitośnie obnażać ich prawdziwy rodowód, mierny poziom, zakłamanie, miałkość ideową i bezpardonową hipokryzję. Bezlitośnie i konsekwentnie demaskować, ale, co bardzo ważne, bez agresji, starając się unikać nadmiernego patosu i nut martyrologicznych, co bardzo drażni i zniechęca młodych. Wiem, że to trudna i „niebezpieczna” gra, czego najlepszym przykładem może być Waldemar Łysiak, który kilkanaście lat temu odważył się zdemaskować kulisy różowego salonu. W efekcie nazwisko jednego z najbardziej poczytnych współczesnych polskich pisarzy zostało dosłownie wymazane z mediów. Przekonałem się również o tym na własnej skórze. W roku 1995, na drugi dzień po wyborze Aleksandra Kwaśniewskiego na Prezydenta, kiedy rankiem ogłoszono oficjalne wyniki, w odruchu desperacji napisałem coś w rodzaju listu otwartego, który wręczyłem wybranym znajomym z krakowskich kręgów biznesowych, artystycznych i naukowych. Oto jego tekst: „W dniu zwycięstwa „Olka” pragnę pogratulować bezspornego sukcesu wszystkim zwolennikom grubej kreski, którzy pozostawili postkomunistów u władzy de facto na kilka pokoleń. Gratuluję również elitom naszej partii inteligenckiej, która przez kilka lat wmawiała Polakom, że to już nie ci sami komuniści. Największe gratulacje należą się jednak panu Adamowi Michnikowi i jego gazecie za to, że nawołując razem z panem Cimoszewiczem do pojednania przekonali ludzi do głosowania na postkomunistów. To nie naród należy winić za to, co się stało z polską 19-go listopada 1995 Krzysztof Pasierbiewicz Kraków, 20 listopada 1995” Reakcją na ten list był graniczący z furią ostracyzm krakowskiego salonu wpływu, a także dystans ze strony przyjaciół bojących się salonowi narazić. W efekcie, o ile przez całe lata dostawałem rokrocznie kilkadziesiąt zaproszeń do różnych krakowskich salonów, po moim liście zaproszenia prawie się urwały, z wyjątkiem kilku najbliższych przyjaciół, którzy mnie wciąż zapraszają okupując to jednak stresem i widocznym w ich oczach strachem bym przypadkiem nie wystrzelił z czymś politycznie niepoprawnym. Nie było to miłe doświadczenie, ale pozwoliło mi się przekonać naocznie, że tak zwany „salon” to rodzaj „loży” ze świetnie zorganizowanymi nieformalnymi strukturami, której orężem jest zmowa milczenia i tak zwane przyprawianie gęby. Bo kiedy dziesięć lat później mój list opatrzony tytułem „Nabrani przez redaktora” przedrukował „Newsweek” (Nr 20/2005) okrzyczano mnie natychmiast lokalnym „PISowcem”, choć nawet nie wiedziałem, gdzie ta partia ma swoją siedzibę w Krakowie. Już wtedy jakakolwiek krytyka pod adresem obozu wywodzącego się z pnia Unii Demokratycznej kończyła się okrzyknięciem krytykującego PISiorem, oszołomem, ciemniakiem, a ostatnio obciachowym szaleńcem. W efekcie doszło do sytuacji iście kuriozalnych. Podam dość zabawny przykład. Otóż od czasu, kiedy swoje poglądy ogłosiłem publicznie, jedna z moich przyjaciółek zaczęła wydawać imieniny w dwu turach. Przyczyną był szantaż krakowskich salonowców polegający na tym, że jeśli ktoś się odważył zaprosić osobę „politycznie niepoprawną” zostawał z automatu usunięty z towarzystwa. Ponieważ mojej wieloletniej przyjaciółce w żaden sposób nie wypadało mnie nie zaprosić, zaczęła urządzać imieniny dwuetapowo. Salonowców zapraszała w pierwszej, a mnie w drugiej turze, na którą dopraszała ludzi spoza „towarzystwa”. Najsmutniejsze jest jednak to, że robiła to ze strachu przed zemstą salonu, narażając na szwank wieloletnią przyjaźń. A wmawia się ludziom, że to Kaczyńscy podzielili Polaków. Nic bardziej pokrętnie kłamliwego. Dlatego rzetelni dziennikarze powinni uparcie przypominać, że Polaków podzielił już w roku 1995 wspomniany redaktor wpływowej Gazety wraz z pewnym miłośnikiem białowieskich żubrów. To wtedy Polska pękła na pół, rozpadając się na „lewacko” post-komunistyczną i „prawicowo” patriotyczno-solidarnościową, a resztki prawdziwej inteligencji udały się na emigrację wewnętrzną, na której pozostają do dzisiaj...", koniec cytatu. Jak Pan widzi, nie jest to wszystko takie proste jak się może zdawać. I dalej Pan pisze: "Jednak oni (liderzy PiS) mają możliwość dotarcia do szerszej publiczności poprzez media. I powinni z tej możliwości skwapliwie korzystać. Tuskowy PR budzi obrzydzenie i słusznie, ale dlaczego się nie szkolić w tym zakresie - przecież nie trzeba zdobytej wiedzy wykorzystywać przeciwko człowiekowi i człowieczeństwu wcale. Powinni też z większym zaangażowaniem pokazywać obłudę i brak elementarnej przyzwoitości PeOwców...". Odpowiadam: W notce pt. "Awans społeczny bis" pisałem, cytuję: "Dlatego uczciwi dziennikarze powinni obecnie zrobić ruch wyprzedzający i stanąć na głowie by obnażyć kompleksy, zakłamanie, płytkość ideową i pretensjonalność "elit" III RP. Jeśli się tego uda dokonać, stojąca na glinianych nogach doktryna Donalda Tuska i jego kolegów z boiska piłkarskiego rozpadnie się jak domek z kart, co powinno otworzyć drogę do pojednania Polaków. Rodzi się, więc pytanie, jak to zrobić? Myślę, że desperackie próby zaprzeczania kłamliwemu stereotypowi, że „PIS to obciach” są drogą do nikąd. Ludziom tak zamieszano w głowach, że każda próba zmiany gęby przyprawionej PISowi jest obecnie zdana na niepowodzenie, a wszelkie kroki w tym kierunku działają na korzyść partii rządzącej. Uważam, że naczelnym obecnie zadaniem uczciwych dziennikarzy, zarówno tych z prawej, jak i z lewej strony jest d e m a s k o w a n i e, wszystkimi możliwymi sposobami, r z e c z y w i s t e j jakości post-komunistycznych elit III RP. Trzeba bezlitośnie obnażać ich prawdziwy rodowód, mierny poziom, zakłamanie, miałkość ideową i bezpardonową hipokryzję. Bezlitośnie i konsekwentnie demaskować, ale, co bardzo ważne, bez agresji, starając się unikać nadmiernego patosu i nut martyrologicznych, co bardzo drażni i zniechęca młodych. Wiem, że to trudna i „niebezpieczna” gra, czego najlepszym przykładem może być Waldemar Łysiak, który kilkanaście lat temu odważył się zdemaskować kulisy różowego salonu. W efekcie nazwisko jednego z najbardziej poczytnych współczesnych polskich pisarzy zostało dosłownie wymazane z mediów... Ale jak? – zapytacie. Podpowiadam. Uczmy się od wspomnianego redaktora wszechwiedzącej niegdyś gazety. I tu zwracam się do rzetelnych dziennikarzy, niekoniecznie prawicowych. Trzeba pisać PRAWDĘ! Pisać! Pisać! I jeszcze raz, pisać! Do znudzenia. Świetny wzór przytoczył w Klubie Dziennikarza Pod Gruszką pan profesor Nowak, który przypomniał setki artykułów w sprawie Jedwabnego zamieszczonych na łamach Gazety Wyborczej w ciągu zaledwie kilku miesięcy. A więc piszcie śmiało, dziesiątki, setki artykułów nawet, gdy tak zwane „oświecone” gremia będą was regularnie opluwać, niszczyć i wyszydzać. Piszcie prawdę! Odważnie! Nie bacząc, że inteligencja z awansu zrobi wszystko by zabić naruszających podstawy jej egzystencji posłańców złej nowiny. Więcej, uczcie młodych kolegów cywilnej odwagi oraz odporności na niesprawiedliwą krytykę i wredną intrygę. Wielu komentatorów zastanawia się nad genezą szerzącej się w Polsce plagi nienawiści, przybierającej często formy wręcz wynaturzone. „Oświecone” media konsekwentnie oskarżają o ten stan rzeczy Jarosława Kaczyńskiego wmawiając Polakom, że to on jest powodem wszelkiego zła. A prawda jest taka, że to nie Jarosław Kaczyński sieje nienawiść, lecz ci, którzy się panicznie boją, że zostaną przez niego zdemaskowani. Bowiem zdają sobie sprawę, że ten człowiek jest na tyle zdolny i odważny, iż może tego dokonać. Stąd ich patologicznie nienawistna agresja. Moim zdaniem ten sam rodzaj strachu zrodził ideę grubej kreski, wywołał zaciekły opór przeciwko lustracji, a obecnie stymuluje coraz to bardziej pokrętne próby usunięcia Jarosława Kaczyńskiego ze sceny politycznej. Co zatem robić? Trzeba niezbyt chlubnym wzorem „Szkła kontaktowego” zacząć wykpiwać mentorstwo panów Wajdów, obleśność panów Kutz’ów, nienawistne zaplucie panów Bartoszewskich, antypisowskie fobie panów Niesiołowskich, chamstwo, pretensjonalne stroje i fryzury panów Palikotów, żałosne anegdoty panów Żelichowskich i tak dalej. Bo to oni sieją ową wynaturzoną nienawiść, którą kolaboranckie media przypisują obozowi Jarosława Kaczyńskiego i samemu Prezesowi. Pójdźmy dalej. Trzeba koniecznie odkłamać wylansowany ostatnimi laty stereotyp myślowy, że „lewactwo to cnota, a patriotyzm to obciach”. Uważam to za jedno z najważniejszych obecnie wyzwań dla uczciwych dziennikarzy. I należy zapomnieć o dumnej zasadzie nie zniżania się do poziomu przeciwnika, bo w ten sposób zostawiamy drugiej stronie monopol na bezkarność i jedynie słuszną rację. Samą dumą nigdy się nie wygra. Trzeba uaktywnić błyskotliwych dziennikarzy i dowcipnych satyryków, a także pisarzy. Odpowiednio wycelowana drwina daje częstokroć więcej niż długie, poważne wywody, szczególnie teraz, gdy młodzież prawie nic nie czyta. Trzeba odkłamać zakodowane podstępnie w mózgach wielu Polaków (oszołomionych upadkiem komuny i wchodzeniem do Europy) toksyczne slogany, że: patriota to oszołom; historia to zbytek; duma narodowa to antysemityzm; tradycja to ksenofobia; honor to przeżytek; sprawiedliwość to naiwniactwo; moralność to frajerstwo; wiara to ciemniactwo; normy etyczne to atak na wolności demokratyczne; skromność to nieudaczność; kombinowanie to sposób na życie; uczciwość to frajerstwo; rodzina to anachronizm; „PIS to obciach; Jarosław Kaczyński to chodząca nienawiść i tak dalej. Trzeba mówić i pisać ze zdecydowaną pewnością siebie i poczuciem racji, ale nie wyższości. Jak ognia unikać tonu mentorskiego, stronić od tonów smutnych i śmiertelnie poważnych. Używać częściej języka młodzieżowego, również tego, który nas drażni. Trudno. Taki jest wymóg chwili. Szkody naprawimy później. Należy unikać smutku i pesymizmu, bo to sprawia wrażenie cierpiętnicze, co młodzi biorą za słabość. Wiem to z obserwacji swoich studentów. I trzeba Pisać! I to nie pięć, dziesięć czy piętnaście artykułów, ale sto lub więcej rocznie. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku. Trzeba wypracować jasny i przejrzysty program naprawy Rzeczypospolitej, coś na modłę narodowej dezynsekcji..., koniec cytatu. I myślę, że pan Prezes Jarosła Kaczyński się na mnie nie obrazi, jak zdradzę, że z tym, co powyżej zacytowałem się w pełni zgodził, czemu dał wyraz w przeałanym do mnie liście. Bo Jarosław Kaczyński to wbrew temu jaką doktrynerzy Platformy mu przyprawiają gębę, to pogodny i przyjazny ludziom człowiek. I dalej Pan kontynuuje swój komentarz: "Problem polega na tym, że taki szeregowy wyborca Platformy nie zdaje sobie sobie sprawy z tego, że to partia kolesi i karierowiczów, którzy nie tylko dla niego, ale i dla Polski nic nie zrobią. Wydaje im się, że to ludzie kompetentni i tylko oni gwarantują Polsce rozwój, nowoczesność i nie wiem co tam jeszcze. Dali sobie wmówić coś, co nie jest prawdą. Właśnie na demaskowaniu braku kompetencji i merytorycznego podejścia PO do problemów z jakimi się borykamy powinni się skupić...". Odpowiadam: Właśnie o tym napisałem w mojej notce. I dalej Pan pisze: "Ja przynajmniej wybieram PiS nie dlatego, że taki super i ze wszystkim się zgadzam, ale głównie dlatego, że brzydzę się Platformą. I dziwię się, że inni tego nie dostrzegają. Wystarcza im, że Donald powie "to kłamstwo, poznałem po oczach" - w Niemczech po czymś takim musiałby abdykować, albo Niesiołowski, że Kaczyński powinien się leczyć. Dlaczego ich nie pozwą? Przecież temu chamstwu trzeba się przeciwstawić...". Odpowiadam: Cieszę się, że Pan, młody człowiek, napisał tak dojrzały komentarz. Ja na ten temat powiesiłem już w Internecie ponad 320 tekstów. Ale to wciąż za mało. Dlatego tak cennes są głosy podobnych Panu młodych ludzi. I kończy Pan słowami: "i tu właśnie w akceptacji nieprzyzwoitych zachowań i braku reakcji dopatruję się przyczyn trwania tego nienormalnego układu..." Odpowiadam: I nad tym właśnie musimy, ja, człowiek wieku dojrzałego, i Pan, człowiek dopiero wkraczający w życie, wspólnie popracować. Dziękuję Panu za wreszcie jakiś ożywczy i niekonwencjonalny komentarz i serdecznie pozdrawiam, Krzysztof Pasierbiewicz
Janusz40
SZ-wny Pan Krzysztof Pasierbiewicz Przedstawił Pan w skrócie świetną analizę genezy tej naszej współczesnej inteligencji i oczywiście - pełna zgoda; trzy pokolenia, to wystarczający czas by po studiach na dobrej uczelni reprezentować średni poziom europejski, czy amerykański, ale tylko w dziedzinie wiedzy objętej programami nauczania. Są jeszcze inne wartości, o których Pan wspomina, są dziedziczone polityczne preferencje, nawet czasem mało uświadomione, jest wiedza ogólna i kultura, którą nabywa sie przez przebywanie w określonym środowisku. W domu i w środowiskowym kulturowym kręgu przebywa się kilkakrotnie więcej godzin, niż w szkołach. Żadna szkoła, czy uczelnia nie zastąpi dorastania w rodzinie i środowisku, które od pokoleń uznają za ważne te imponderabilia, o których tak często mówił marszałek Piłsudski. Dobitnym przykładem (by nie urazić żadnego krajana) jest tu Obama, który pomimo doktoratu i ukończenia najbogatszego na świecie uniwersytetu - legitymuje sie nader mierną wiedzą z historii powszechnej, ze znajomości prawa wojennego, prezentuje chłopięcą naiwność w relacjach z Rosją. Pewnej wiedzy nie dostarczą najlepsze nawet szkoły. To nie tylko kindersztuba, nawet szybciej można dorosnąć do stanu w którym już smoking dobrze leży; nie znaczy to jeszcze, że nosi go dżentelmen. O tradycjach narodowych, postawie patriotycznej, moralności - lepiej nie wspominać. Smutne to co piszę i mało polityczne, ale i Pańska analiza też nie przysporzyłaby Panu popularności w kręgach współczesnej inteligencji i gdyby tylko ona składała się na elektorat, to lepiej byłoby nie publikować takich analiz. Zdaje sobie sprawę, że apelowanie do kogokolwiek, by samowolnie obniżył mniemanie o sobie - jest bezskuteczne. To mniej więcej tak, jak przekonanie prezesa Strzembosza, że sędziowie z okresu PRL sami się zlustrują. Rzeczywistość była (i jest) taka, że NIKT z sędziów się nie zlustrował. Tak nawiasem mówiąc, to własnie ta grupa społeczna w dużym stopniu wywodzi się od przodków wyróżnionych największym społecznym awansem. Konkludując - też nie osądzam współczesnej inteligencji jako przeciwników Polski, czy ludzi złej woli, nawet nie mam za złe jej wygórowanego mniemania o sobie (ta choroba jest chyba najpowszechniejsza na świecie); tak po prostu jest. Uważam, że list do szeregowych członków PO nie znajdzie u nich zrozumienia (może jakieś wyjątki - jak wyjątkiem w szeregach tej partii jest Gowin); raczej ten list powinien otworzyć oczy tej części elektoratu, który zabiegany, walczący z kłopotami dnia codziennego, czy uczestniczący w wyścigu szczurów - nie ma często czasu na głębsza refleksję i łyka to, co zadaniowe media mu podsuną. P.S. Podziwiam nieodmiennie Pańską sprawność intelektualną, Pańską cierpliwość i kulturę, przy pomocy których to cech - rozbroił Pan całkowicie najbardziej nawet zdeklarowanych obrońców obecnego politycznego status quo w Polsce. Z poważaniem
Krzysztof Pasierbiewicz
Bardzo dziękuję za wypunktowanie roli tego jakże ważnego Prymasa w losach Polski. To nie przeoczenie, tylko obawa przed rozwlekłością tekstu. Ale zgadzam się. tego nie mogło zabraknąć. Serdecznie pozdrawiam, Krzysztof Pasierbiewicz
Krzysztof Pasierbiewicz
Dziękuję serdecznie za obrazowe dopełnienie mojej notki. Pozdrawiam serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz
Gasipies
podziwiam Pańską determinację i ufność w to, że ktoś z szeregowych wyborców Platformy raczy się z Pana tekstem tu zaznajomić. Moje obserwacje i badania nad lemingami raczej nie potwierdzają jednak zasadności tych oczekiwań. Owszem może się zdarzyć jakiś zabłąkany w czeluściach Internetu Leming, który tu zbłądził, niemniej jednak  zasadniczo - jestem przekonany, że zaglądają tu raczej ludzie,których przekonywać nie trzeba. Proszę wybaczyć, ale Pański Apel wydaje mi się dość naiwny. Niemniej jednak próbować trzeba, bo cóż nam pozostaje. Dotarcie chociażby do jednego osobnika i nakłonienie Go do zastanowienia się nad słusznością wyboru to już sukces. Myślę jednak, że powinniśmy sobie odpowiedzieć na pytanie Ewy Stankiewicz, co robić w tej sytuacji. Moim zdaniem nie możemy siedzieć cicho. W szczególności jednak mam trochę pretensji do liderów PiS-u jako jedynej chyba sensownej obecnie partii opozycyjnej o jej płaszczakowatość. Owszem Jarek Kaczyński czasami coś mocniej powie, aczkolwiek też bywa, że zbyt agresywnym i zaczepnym tonem. Tak przynajmniej to pobrzmiewa momentami, a do tego chyba specjalnie wybierają krótkie wyrwane z kontekstu fragmenty i wyostrzając jego głos puszczają np. w TVN-ie, - ostatnio coś słyszałem, co mi dało po uszach. Jednak oni (liderzy PiS) mają możliwość dotarcia do szerszej publiczności poprzez media. I powinni z tej możliwości skwapliwie korzystać. Tuskowy PR budzi obrzydzenie i słusznie, ale dlaczego się nie szkolić w tym zakresie - przecież nie trzeba zdobytej wiedzy wykorzystywać przeciwko człowiekowi i człowieczeństwu wcale. Powinni też z większym zaangażowaniem pokazywać obłudę i brak elementarnej przyzwoitości PeOwców. Problem polega na tym, że taki szeregowy wyborca Platformy nie zdaje sobie sobie sprawy z tego, że to partia kolesi i karierowiczów, którzy nie tylko dla niego, ale i dla Polski nic nie zrobią. Wydaje im się, że to ludzie kompetentni i tylko oni gwarantują Polsce rozwój, nowoczesność i nie wiem co tam jeszcze. Dali sobie wmówić coś, co nie jest prawdą. Właśnie na demaskowaniu braku kompetencji i merytorycznego podejścia PO do problemów z jakimi się borykamy powinni się skupić. Ja przynajmniej wybieram PiS nie dlatego, że taki super i ze wszystkim się zgadzam, ale głównie dlatego, że brzydzę się Platformą. I dziwię się, że inni tego nie dostrzegają. Wystarcza im, że Donald powie "to kłamstwo, poznałem po oczach" - w Niemczech po czymś takim musiałby abdykować, albo Niesiołowski, że Kaczyński powinien się leczyć. Dlaczego ich nie pozwą? Przecież temu chamstwu trzeba się przeciwstawić. i tu właśnie w akceptacji nieprzyzwoitych zachowań i braku reakcji dopatruję się przyczyn trwania tego nienormalnego układu. Zgoda buduje, zdradził być może niechcący nam tajemnicę tego mechanizmu kandydat Platformy na prezydenta. Rozpisałem się, ale już kończę, to na razie tyle. Pozdrawiam
Z całym szacunkiem, zapomniał Pan o wiodącej roli Kościoła a właściwie jednego człowieka Prymasa Tysiąclecia. Michnik w starciu z Kardynałem Wyszyńskim nie miałby szans. Komuna nie miała. Obecnie brakuje tego czynnika jednoczącego ludzi. Według mnie to nie jest przypadek. Z oceną zjawisk się zgadzam.
Marian Konarski
wykształciuchów. Ale mam jedno poważne zastrzeżenie. Tusk sam nie odda władzy - nie może, ma zobowiązania. Jak mu ją odebrać ? Tylko siłą. Czy mamy taką siłę ? Nie mamy i mieć nie będziemy. Wykształciuchy NIGDY nie przyznają się do błędów. Nawet sami przed sobą. Nawet gdyby mieli żreć lebiodę i mieszkać w barakach, po eksmisji z mieszkań "kupionych" na kredyt we frankach. A to im grozi. Tusk i ferajna pozbyli się władztwa nad jedynym polskim bankiem. Za marne 3 miliardy. Koniec z kredytami dla polskich przedsiębiorców i koniec negocjacji zadłużeń kredytowych. No cóż, POlacy sami zgotowali sobie ten los.
przed przeczytaniem spaliłem ! No ale, że pamięć mi świetnie "funkuje" jak mówia młodzi (fakt), wykształceni (a jakże - gimnazja pokończyli) z wielkich miast (tyż prowda - Pcim Wielki), to zauważyłem kilka kwestii. Zgadzam się i mnie ta prawda nie boli bo nie jestem wirtualnym MWzWM tylko D(jak dojrzały)WzWM tyle, że nie z Pcimia. Ten awans świetnie było widać u nas na Śląsku. Obsadzili PZPRy, UB, MO (teraz dynastia synalków schedę przejęła) i co się dało, bo ten region nie miał w ogóle poważnej partii komunistycznej przed wojną! A etos, nawet prostych ludzi, bliski był jak najbardziej etosowi inteligenckiemu, co u tych z awansu, autochtoni obserwowali z wielkim zażenowaniem lub śmiechem - np. frazy typu "Pan wiesz kto ja jestem"?; lub tysiące innych prawdziwych anegdot. Europejskość tu była od wieków, więc neofityzm elyt 3RP był dla mnie np. żałosny, ja to nazywam neo-europejczykami w garniturach i ze słomą w butach ma kilometr. Jeśli ktoś chce zobaczyć te patologie karier o których Pan pisze, to poza Pana Krakowem (tam nie znam sytuacji) na Śląsku było to po wojnie widoczne gołym okiem - zderzenie 2 światów wartości (tzn. jednego bez wartości). Dlatego tu Michnik nigdy nie robił i nie robi wrażenia, bo te europejskie wartości (gdy jeszcze znaczyło to coś dobrego, nie parady równości itd) były "normalką", na neofitach zaś tak, robiło w Polsce i robi - bo oni są z "MWzWM". Przeciętny czytelnik, to półinteligent, któremu wmówiono, ze czytanie GW nobilituje, bo to gazeta inteligentów. Świetnie, ze ktoś wymyślił słowo wykształciuchy - ci też lubią, no i ci którzy kupują to dla obfitych reklam.
Krzysztof Pasierbiewicz
O jakim brataniu Pan pisze? Przecież napisałem, że warunkiem sine qua non jest odsunięcie Tuska od władzy. Pozdrawiam serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz
Krzysztof Pasierbiewicz
Dziękuję za uzupełnienie i doprecyzowanie przekazu mojej notki. Pozdrawiam serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz
na nic zadne bratanie sie; nigdy nie zapomne jego wypowiedzi po przegranych wyborach w 2007 r.Na pytanie dlaczego nie chce koalicji z PiS,momo przedwyborczych obietnic, odrzekl beztrosko i arogancko;' obiecanki cacanki,a glupiemu radosc'.tA WYPOWIEDZ WINNA BYC W RZEPIE Z TAMTEGO OKRESU.Wiec z takim szmaciarzem szkoda gadac, tym bardziej ,ze to normalny antypolski agent kacapii, zlaczony z hajmatem wspolpraca ze stassi.
Do wpisu: Jakże wiele mówiące milczenie!
Data Autor
Mam nadzieje, że nie zrozumiał mnie Pan źle, to nie była krytyka żadna, taka uwaga bo mam wrażenie, że "nauczyciel akademicki" jest formułą biurokratów, którzy tak pracę naukowców i wykładowców na uczelniach nazwali. Oczywiście gratuluję recenzji, natomiast uwaga dotyczyła tego, iż to rzadkie gdy traci się w późnym wieku mowę.
NASZ_HENRY
Silentium ;-)
Krzysztof Pasierbiewicz
Ja tę książkę napisałem jak się to mówi z potrzeby chwili. Bo wielokrotnie pisałem, że mamy obecnie w Polsce "stan wyższej konieczności". Moim zdaniem, jak chodzi o hierarchię wartości, tak źle jeszcze nie było w całej powojennej historii Polski. Dlatego też każdy, komu nie jest obojętny los naszej Ojczyzny powinien obecnie dać coś z siebie żeby temu złu zaradzić. Tak jak umie, na miarę własnych możliwości. Bo jak sami nie weźmiemy spraw w swoje ręce stracimy na zawsze naszą narodową tożsamość. A to będzie początkiem końca. Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam, Krzysztof Pasierbiewicz P.S. Przy okazji jeszcze raz przypomnę, co pisałem w notce pt. "Pieta polska, rządy Tuska i sposób na pojednanie", cytuję: "Wszyscy myślą o nadchodzących Świętach Wielkiej Nocy, a ja się zaczynam zastanawiać jak ratować śmiertelnie okaleczoną Rzeczpospolitą. Bo choć kraj wypiękniał, coś się stało złego z naszą polską duszą. I coraz bardziej się boję, że nasza Ojczyzna z tej ciężkiej choroby już się nie podniesie. A jeszcze do tego dobiła nas tragedia smoleńska. Polska krwawi. Miliony rodaków czują się pod rządami Tuska intruzami we własnej Ojczyźnie. Mam na myśli „gorszą od lepszej” część społeczeństwa polskiego, którą pan Tusk niegdyś pogardliwie nazwał „moherowymi beretami”. Wyniszczająca kraj wojna polsko polska zdaje się nie mieć końca. Trwa polska pieta. Na naszych rękach umiera zdawało się wiekopomne dziedzictwo tysiącletniej Rzeczpospolitej. Bo jak patrzę na te wszystkie świństwa, które od czterech lat wyrządza Polsce obóz władzy, gdy widzę jak Premier wyłącza kolejne hamulce moralno etyczne w parciu do przejęcia rządów absolutnych i wprowadzenie monopartyjnego systemu zarządzania Państwem, coraz częściej myślę, że chyba nawet za komuny nie było aż tak źle. Tę samą opinię coraz częściej słyszę od moich znajomych. Gorzkie to stwierdzenie, ale trzeba sprawiedliwie przyznać, że czerwoni przynajmniej stwarzali pozory, że liczą się z ludźmi. Natomiast arogancja, bezczelność i buta Platformy sprawiają, iż coraz częściej dochodzę do wniosku, iż ta partia w pomiataniu ludźmi i oszukiwaniu społeczeństwa posuwa się znacznie dalej, niż niegdyś Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. A tylko patrzeć jak do nich dołączy Ali-Baba Palikot i jego czterdziestu rozbójników.. Obiecano, że będzie inaczej. A co mamy, każde dziecko widzi. Co tam Polska. Co tam Bóg, honor i ojczyzna i temu podobne „banały”. Co tam narodowa pamięć i dziedzictwo kultury. Co tam przyzwoitość. Co tam dług publiczny. Co tam bezpieczeństwo kraju. Ważne jest tylko by wygrać kolejne wybory i utrzymać władzę. Nomen omen pan Tusk właśnie zapowiedział, że chce rządzić Polską do roku 2015-go. A ja nie mam cienia wątpliwości, że dla niego Polska to tylko etap przejściowy do kariery europejskiej. Niech tylko przypomnę, jak pisał, cytuję: „Pustka, tylko gdzieś w oddali przetaczają się husarie i ułani, powstańcy i marszałkowie, majaczą, Dzikie Pola i Jasna Góra... Polskość to nienormalność... Polskość nas ogłupia, zaślepia, prowadzi w krainę mitu. Sama jest mitem...” (Donald Tusk, Polak przełamany, Znak, 11/1987). Zdeptano polityczny obyczaj. W dążeniu do partyjnej hegemonii nie ma już poczucia wstydu. Nastało prawo dżungli. Kto silniejszy, ten lepszy. Cham chama chamem pogania. Wszystkie chwyty dozwolone. Zaniechano reform by się przypodobać ludziom. Dokonano skoku na emerytury. Wpędzono Polskę w monstrualne długi. Śledztwo smoleńskie bez zmrużenia oka oddano w obce ręce. Polaków protestujących pod stocznią nazwano wyjącym bydłem. Zakwestionowano dorobek poległego na służbie Prezydenta śp. Lecha Kaczyńskiego. Od szefa opozycji zażądano badań psychiatrycznych. Bezczeszczono modlących się ludzi. Próbowano podstępnie obejść konstytucję celem zwiększenia frekwencji wyborczej. Byle tylko rządzić! Zagarnąć jak najwięcej stanowisk! Obsadzić przyczółki. Usunąć niewygodnych, choćby byli genialnymi fachowcami. Przykro mi to mówić, ale przypomina mi się Archipelag Gułag Aleksandra Sołżenicyna. Nigdy! Przenigdy nie zrozumiem, jak można było tak pokalać nasze wspólne gniazdo. Historia zatoczyła błędne koło. Pod koniec lat siedemdziesiątych ceny poszły w górę. Dziesięć lat później naród się zbuntował. Zrodziła się Solidarność. „Upadła” komuna. Odzyskaliśmy wolność. Wywalczyliśmy sobie demokrację, za co wielu zapłaciło życiem. A co było dalej? Pewien zegarmistrz światła purpurowy rezydujący przy ulicy Czerskiej zabełtał tak Polakom w głowach, iż ani się obejrzeli, gdy wrócili do modelu zarządzania Państwem prawie identycznego, jak przed czerwcem 89. Wszystko znów jak za komuny. Tylko ludzie przefarbowani i wystrój zmieniony. Ktoś teraz może spytać, dlaczego tak się stało. Jak do tego doszło? Myślę, że odpowiedź jest prosta. Po raz kolejny oszukano ludzi. Ale tym razem jest to szachrajstwo na gigantyczną skalę, którego skutki mogą trwać latami. Gruba kreska Mazowieckiego i blokada lustracji przez Michnika pozostawiły komunistów u władzy de facto na kilka pokoleń. W efekcie post-komuniści przez cały czas dzierżyli i nadal dzierżą (przepraszam za ten rusycyzm, który jednak stosuję celowo) w swoich rękach decyzyjne stanowiska we wszystkich instytucjach kluczowych dla Państwa. Żadnemu z tych gagatków włos nie spadł z głowy do dnia dzisiejszego. Po upadku komuny, żeby ludziom zamydlić oczy, post-komuniści rozdzielili swoje role. Jedni schronili się pod płaszczykiem „prawicowej” Unii Demokratycznej, potem Unii Wolności, a obecnie Platformy Obywatelskiej, drudzy natomiast poszli do tak zwanych partii lewicowych, obecnie resztki SLD i Ruch Palikota. I choć stwarzano pozory, że tak nie jest, obydwie te paczki wypróbowanych kolesiów harmonijnie współpracowały ze sobą przez ostatnie dwadzieścia lat tyle, że w formie sprytnie zakamuflowanej. Obecnie uznano, że ludzie są już dostatecznie ogłupieni by się znowu oficjalnie się połączyć. Polsce grozi koalicja Platformy z PSLem i Ruchem Palikota. Czyli post-komuniści chcą znów wziąć w swoje łapska Polskę na całe dekady, zarządzając krajem jak za starych dobrych czasów. Bo jak widać komuna nie do końca upadła, a przyczaiła się tylko czekając na lepsze czasy, które właśnie nadchodzą. Wróciła propaganda sukcesu partii stanowiącej przewodnią siłę narodu, patrz Wikipedia, cytuję: „Dla okresu rządów Edwarda Gierka charakterystyczna była propaganda sukcesu, której głównym celem było wyolbrzymianie dokonań ekipy rządzącej, oraz maskowanie niepowodzeń i porażek rządu, zwłaszcza w sferze gospodarczej. Posługiwano się frazesami o "dynamicznym rozwoju", "cudzie gospodarczym" i "budowaniu nowej Polski"...” - tyle cytatu z Wikipedii. A przecież każde dziecko widzi, że jeśli zamienić PZPR na Platformę Obywatelską, a nazwisko towarzysza Gierka zastąpić nazwiskiem Premiera Tuska - wszystko pasuje jak ulał. I znowu ktoś może zapytać, jak Polacy mogli na to wszystko pozwolić? Żeby odpowiedzieć na to kluczowe pytanie należy się cofnąć w czasie do okresu powojennego. Otóż moim zdaniem, jedną z najważniejszych przyczyn demontażu sprawności naszego Państwa był zabieg socjotechniczny, który na swój prywatny użytek zwykłem nazywać „awansem społecznym bis”. Już tłumaczę. Jak starsi pamiętają, a młodsi niestety już nie, gdyż często nie mieli się skąd o tym dowiedzieć, w latach powojennych (lata 40/50) komuniści dokonali bardzo sprytnej socjologicznej sztuczki. Z zabiedzonej prowincji przerzucono wtedy do miast rzesze prostych i nie wykształconych ludzi. Brano głównie tych bez charakteru, gdyż prawdziwy chłop ziemi nie chciał opuścić. W miastach, w pobliżu zakładów przemysłowych, pobudowano dla nich całe dzielnice, a w nich bloki z wielkiej płyty, które im się zdały pałacami. Potem im umożliwiono zrobienie zaocznej matury, co oni uznali za awans społeczny. Ci właśnie ludzie, z grubsza okrzesani w hotelach robotniczych przepoczwarzyli się z czasem w coś w rodzaju „przyzakładowych wierchuszek”. Słowem ni pies, ni wydra, albo, jak kto woli zdegenerowany twór bez rodowodu. Jednocześnie czerwona propaganda przypominała im bezustannie, że swój awans zawdzięczają dbającej o ich interesy władzy ludowej, co się w ich świadomości na trwałe zakodowało w formie ślepej wdzięczności dla komuny. To ci właśnie ludzie stanowili wierny stalinowskiemu reżimowi pierwszy rzut zasilający szeregi PZPR, milicji i urzędu bezpieczeństwa. W następnym pokoleniu (lata 60/70), ich dzieci pokończyły już częściowo studia tworząc grupę „nowej inteligencji”, drastycznie odmiennej kulturowo od ideałów inteligencji przedwojennej. Tu skłaniałbym się ku zastąpieniu terminu „nowa inteligencja” określeniem „klasa ludzi wykształconych w pierwszym pokoleniu” charakteryzująca się atawistycznym parciem do kariery. Ta grupa społeczna od inteligencji „starej” różniła się głównie tym, iż nie wyniosła z domu praktycznie żadnych głębszych wartości. I choć nieźle wykształcona zawodowo, nie miała, świadomości, bądź jej nie dopuszczała do siebie, iż jest genetycznie skażona piętnem służalczej wdzięczności wobec komunistów, którzy umożliwili ich ojcom promocję społeczną. Myślę, że to ci właśnie ludzie poparli, a jeszcze żyjący nadal popierają wprowadzenie stanu wojennego traktując generała Wojciecha Jaruzelskiego jako męża stanu. I w pewnym sensie nie można ich za to winić, gdyż tak ich po prostu wychowano. Po upadku komuny wydawało się przez moment, że nastąpi odrodzenie prawdziwych polskich elit. Znów zabrzmiały nam w sercach mazurki Fryderyka Chopina. Już byliśmy blisko prawdziwej niepodległości. Niestety, pierwsze skrzypce wzięli w swoje ręce grajkowie mający w nosie naszą narodową tożsamość. I na nasze nieszczęście, proces odrodzenia Rzeczpospolitej skutecznie storpedowali zbałamuceni przez pewnego nad-redaktora wnukowie tych, których w latach 40/50 przesiedlono do miast. W tym przypadku, ten genetycznie spolegliwy (tym razem wobec post-komuny) materiał ludzki został wykorzystany, trzeba przyznać genialnie, przez owego nad-redaktora poczytnej Gazety. Mechanizm był identyczny jak w okresie powojennym, czyli utwierdzenie ludzi w poczuciu społecznego awansu. Aspekt psychologiczny tej chytrej sztuczki jest następujący. Otóż, jeśli garbatemu powiedzieć, że się prosto trzyma, to, choć wie, że tak nie jest, chętnie w to uwierzy. Jeśli szarej myszce ktoś powie, że wygląda jak hollywoodzka gwiazda też się nie oprze pokusie uwierzenia w tę oczywistą nieprawdę. Podobnych przykładów można mnożyć setki. O ile sztuczka z „awansem społecznym prim” (lata 40/50) polegała na utwierdzeniu prostych i nie wykształconych ludzi w przekonaniu, że przynależą do lepszej od reszty społeczeństwa awangardy władzy ludowej, to trik z „awansem społecznym bis” (po upadku komuny) polegał na utwierdzeniu ich już z grubsza okrzesanych i lepiej wykształconych wnuków w poczuciu, iż przynależą do grupy światlejszych i bardziej od reszty społeczeństwa postępowych ELIT. W pierwszym przypadku wykorzystano ciemnotę i niedouczenie, w drugim próżność, pychę i kompleksy ludzi, których na swój prywatny użytek nazywam „intelektualnie nowobogackimi”. Bezsprzecznie genialny nad-redaktor wspomnianej Gazety doskonale znał odbierającą rozum magiczną moc utwierdzenia „nowobogackiego inteligenta” w przekonaniu o przynależności do elity. Pan redaktor wiedział, że jak takiemu powie, że jest częścią crême de la crême III Rzeczpospolitej, to on nie dość, że w to głęboko uwierzy, to jeszcze będzie owego społecznego awansu (bis) bezkrytycznie bronił do ostatniej kropli krwi. Więcej, w obawie przed utratą nowego statusu wyróżniającego go ponad resztę „ciemnego” społeczeństwa, taki delikwent zrobi dosłownie wszystko, byle się świat nie dowiedział, co sobą reprezentuje naprawdę. I tu moim zdaniem leży tajemnica irracjonalnie wysokich notowań obecnie rządzącej partii, popieranej w znakomitej większości przez takich właśnie ludzi. Ludzi, którzy panicznie się boją, że ewentualny upadek Platformy grozi weryfikacją elit, co dla nich byłoby jednoznaczne z utratą ich awansu społecznego (bis). Tu jednak pragnę dobitnie zaznaczyć, że tych ludzi nie należy, broń Boże, społecznie dyskryminować. Jest to grupa niekwestionowanej inteligencji. Trzeba im tylko uświadomić, jak im zawrócono w głowach. Że dali się nabrać wspomnianemu nad-redaktorowi, iż przynależą do grupy społecznej ludzi, którzy są bardziej światli, więc de facto lepssi od reszty społeczeństwa. A historia uczy przecież, że podział na lepszych i gorszych zawsze się źle kończy. Aż strach przytaczać przykłady. Ktoś teraz spyta jak można temu złu zaradzić? Otóż moim zdaniem, obecnie nadrzędnie ważną rolą polskich publicystów jest wytłumaczenie inteligentom Trzeciej Rzeczpospolitej, że choć są całkiem nieźle wykształceni, stanowią jednakże grupę inteligencji szeregowej, której daleko do krajowych elit. Więcej, trzeba tych ludzi przekonać, że utrata ich nieuprawnionego statusu przynależności do elity to nie żadna klęska, ale wręcz przeciwnie, powrót na sprawiedliwie im przynależny szczebel w hierarchii społecznej. Że jeśli się z tą myślą pogodzą, staną się bardziej autentyczni, a co za tym idzie bardziej wiarygodni. Że nie będą się już musieli bać o utratę nienależnego im statusu. Że nie będą już musieli brnąć w zakłamanie. No i co najważniejsze, będzie im wtedy łatwiej się porozumieć z resztą społeczeństwa. Że staną się znowu częścią narodowej wspólnoty. A może to właśnie tędy wiedzie droga do pojednania Polaków??? Bo to nieprawda, jak niektórzy błędnie zakładają, że w szeregach Platformy są sami źli ludzie. Jest tam wiele osób przyzwoitych, tyle, że niewiele mogą zdziałać wobec linii partii pana Tuska. Ci ludzie nie chcą źle dla Polski, a jedynie dali się podpuścić przez wspomnianego już sprytnego nad-redaktora i jego Gazetę. Nie należy też bagatelizować blogerów, bo robią wspaniałą i ważną dla Polski robotę. A sens blogowania leży w tym, że ludzie mogą wymieniać między sobą myśli i opinie poza wpływem i kontrolą polityków. Blogerzy to ogromna siła. Amerykańskie badania wykazały, że właśnie oni odegrali niebagatelną rolę przy wyborze Baracka Obamy na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Dlatego uczciwi publicyści i blogerzy powinni stanąć na głowie by obnażyć zakłamanie i pretensjonalność elit III RP. Jeśli się tego uda dokonać, stojąca na glinianych nogach bezideowa doktryna Donalda Tuska i jego kolegów z boiska piłkarskiego rozpadnie się jak domek z kart, otwierając drogę do pojednania Polaków, którzy miłość do Ojczyzny mają w genach. Rodzi się, więc pytanie, jak to zrobić? Myślę, że próby zaprzeczania kłamliwemu stereotypowi, że „PIS to obciach” są drogą do nikąd. Ludziom tak zamieszano w głowach, że każda próba zmiany gęby doprawionej PISowi jest obecnie zdana na niepowodzenie, a wszelkie kroki w tym kierunku działają tylko na korzyść Platformy. Uważam, że obecnie naczelnym zadaniem publicystów, a także blogerów, zarówno tych z prawej, jak i z lewej strony jest demaskowanie, wszystkimi możliwymi sposobami, wątpliwej jakości post-komunistycznych elit III RP. Trzeba konsekwentnie obnażać ich prawdziwy rodowód, mierny poziom, zakłamanie, miałkość ideową i bezpardonową hipokryzję. Bezlitośnie i konsekwentnie demaskować, ale, co bardzo ważne, bez agresji, starając się unikać nadmiernego patosu i nut martyrologicznych, co bardzo drażni i zniechęca młodych. Wciąż wmawia się ludziom, że to Kaczyńscy podzielili Polaków. Nic bardziej pokrętnie kłamliwego. Dlatego rzetelni publicyści i blogerzy powinni uparcie przypominać, że Polaków podzielił już w roku 1995 wspomniany nad-redaktor wpływowej Gazety wraz z pewnym miłośnikiem białowieskich żubrów, kiedy w słynnej odezwie do narodu przekonali Polaków by wybrali Prezydentem Aleksandra Kwaśniewskiego, co było równoznaczne z pozostawieniem post-komunistów u władzy de facto do dnia dzisiejszego. To wtedy Polska pękła na pół, rozpadając się na „lewacko” post-komunistyczną i „prawicowo” patriotyczno-solidarnościową, a resztki prawdziwej inteligencji udały się na emigrację wewnętrzną.. I tu mam kolejny apel do publicystów i blogerów myślących z autentyczną troską o Polsce. Trzeba koniecznie uaktywnić stojącą świadomie z boku sceny politycznej awangardę inteligencji wywodzącej się z tradycji przedwojennych. To wielki potencjał intelektualny. Muszą to jednak zrobić publicyści, bo politycy dowiedli, że tego nie potrafią. Ale jak? – zapytacie. Podpowiadam. Uczmy się od wspomnianego nad-redaktora wszechwiedzącej niegdyś gazety. I tu zwracam się do rzetelnych publicystów, niekoniecznie prawicowych. Trzeba pisać PRAWDĘ! Pisać! Pisać! I jeszcze raz, pisać! Do znudzenia. Świetny wzór przytoczył pan profesor Nowak, który przypomniał setki artykułów w sprawie Jedwabnego zamieszczonych na łamach Gazety Wyborczej w ciągu zaledwie kilku miesięcy. A więc piszcie śmiało, dziesiątki, setki artykułów nawet, gdy tak zwane „oświecone” gremia będą was regularnie opluwać, niszczyć i wyszydzać. Piszcie prawdę! Odważnie! Nie bacząc, że inteligencja z awansu będzie robić wszystko by zabić naruszających podstawy jej egzystencji posłańców złej nowiny. Więcej, uczcie młodych kolegów cywilnej odwagi, uczciwości oraz odporności na niesprawiedliwą krytykę i wredną intrygę. Wielu komentatorów zastanawia się nad genezą szerzącej się w Polsce plagi nienawiści, przybierającej często formy wręcz wynaturzone. Media mainstreamowe konsekwentnie oskarżają o ten stan rzeczy Jarosława Kaczyńskiego wmawiając Polakom, że to on jest powodem wszelkiego zła. A prawda jest taka, że to nie Jarosław Kaczyński sieje nienawiść, lecz ci, którzy się panicznie boją, że zostaną przez niego zdemaskowani. Bowiem zdają sobie sprawę, że ten człowiek jest na tyle zdolny i odważny, iż może tego dokonać. Stąd ich patologicznie nienawistna agresja, vide Niesiołowski, Sikorski, Bartoszewski, Nowak, Kuczyński et consortes. Moim zdaniem ten sam rodzaj strachu zrodził ideę grubej kreski, wywołał zaciekły opór przeciwko lustracji, a obecnie stymuluje coraz to bardziej wyrafinowane próby usunięcia Jarosława Kaczyńskiego ze sceny politycznej. Co zatem robić? Moim zdaniem trzeba niezbyt chlubnym wzorem „Szkła kontaktowego” zacząć wykpiwać mentorstwo panów Wajdów, obleśność panów Kutz’ów, nienawistne zaplucie panów Bartoszewskich, antypisowskie fobie panów Niesiołowskich, chamstwo, pretensjonalne stroje i fryzury panów Palikotów, żałosne anegdoty panów Żelichowskich i tak dalej. Bo to oni sieją ową wynaturzoną nienawiść, którą media mainstreamowe przypisują obozowi Jarosława Kaczyńskiego i samemu Prezesowi. Pójdźmy dalej. Trzeba koniecznie odkłamać wylansowany ostatnimi laty stereotyp myślowy, że „lewactwo to cnota, a patriotyzm to obciach”. Uważam to za jedno z najważniejszych obecnie wyzwań dla uczciwych publicystów i blogerów. I należy zapomnieć o dumnej zasadzie nie zniżania się do poziomu przeciwnika, bo w ten sposób zostawiamy drugiej stronie monopol na bezkarność i jedynie słuszną rację. Samą dumą nigdy się nie wygra. Trzeba uaktywnić błyskotliwych dziennikarzy, blogerów i dowcipnych satyryków, a także pisarzy. Odpowiednio wycelowana drwina daje częstokroć więcej niż długie, poważne wywody, szczególnie teraz, gdy młodzież prawie nic nie czyta. Trzeba odkłamać zakodowane podstępnie w mózgach wielu Polaków oszołomionych upadkiem komuny i wejściem do Unii Europejskiej toksyczne slogany, że: patriota to oszołom; historia to zbytek; duma narodowa to antysemityzm; tradycja to ksenofobia; honor to przeżytek; sprawiedliwość to naiwniactwo; moralność to frajerstwo; wiara to ciemnogród; normy etyczne to dławienie swobód demokratycznych; kombinowanie to sposób na życie; uczciwość to frajerstwo; rodzina to anachronizm... i tak dalej. Trzeba mówić i pisać ze zdecydowaną pewnością siebie i poczuciem racji, ale nie wyższości. Jak ognia unikać tonu mentorskiego, stronić od tonów smutnych i śmiertelnie poważnych. Używać częściej języka młodzieżowego, również tego, który nas drażni. Trudno. Taki jest wymóg chwili. Szkody naprawimy później. Należy unikać smutku i pesymizmu, bo to sprawia wrażenie cierpiętnicze, co młodzi biorą za słabość. Wiem to z obserwacji swoich studentów. I trzeba Pisać! I to nie pięć, dziesięć czy piętnaście artykułów, ale sto lub więcej rocznie. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku. Trzeba wypracować jasny i przejrzysty program naprawy Rzeczpospolitej, bo tu trzeba przeprowadzić coś na modłę narodowej dezynsekcji. A jest, o czym pisać, bo spustoszenia są ogromne. A jak braknie zawodowych publicystów niech piszą blogerzy, mamy przecież wielu uzdolnionych ludzi. W przypadku pokazujących się na wizji ludzi opozycji trzeba się dostosować do najnowszej mody, bo w przeciwnym razie estetycznie zniesmaczony telewidz odruchowo przestaje słuchać nawet najsłuszniejszych racji. Dotyczy to również politycznych liderów. Niestety takie czasy. Nawet w imię najwznioślejszych ideałów nie przeskoczymy ogólnie lansowanych trendów. Choćby były naszym zdaniem głupie. Dlatego trzeba się modnie nosić i wiązać sznurówki. Trzeba za wszelką cenę przywrócić Polakom umiejętność samodzielnego myślenia. Przykro mi o tym mówić, ale nawet w środowisku akademickim, w którym spędziłem kilkadziesiąt lat, wciąż jeszcze gros moich koleżanek i kolegów, nie wyłączając kadry profesorskiej, do godziny jedenastej przed południem nie ma własnego zdania. Dlaczego? Bo około dziesiątej kupują w uczelnianych kioskach Gazetę Wyborczą. Dopiero po przełknięciu, bez konieczności przeżuwania, gotowej papki objaśniającej aktualnie obowiązujące trendy w „eleganckim towarzystwie”, powtarzają bezrozumnie podsunięte im sprytnie opinie i komentarze. Tak, nie bójmy się tego powiedzieć, że umiejętnie sterowana bezmyślność zagościła na dobre również na naszych uczelniach. Osobnym zagadnieniem jest zjawisko, które zwykłem nazywać „terrorem poprawności politycznej”, którym dzisiaj zastąpiono niegdysiejszą cenzurę. Ludzie znów zaczynają się bać głośnego artykułowania myśli, które mogłyby zostać uznane za „niepoprawne politycznie”. Boją ostracyzmu salonu i bojkotów towarzyskich. Zatem kolejnym zadaniem publicystów i blogerów jest odważne i systematyczne uświadamianie Polakom, że jesteśmy już od paru dobrych lat krajem formalnie demokratycznym, w którym prawo nie zabrania głośnego mówienia o swoich przekonaniach. Uważam, że większość rodaków nadal sobie tego nie uświadamia. Komuna zrobiła swoje, a ostatnie pięć lat przywróciło do życia najgorsze praktyki tamtego okresu. Trzeba, więc ludziom tłumaczyć, że swobodne wyrażanie myśli nie jest już przestępstwem. Trzeba ludziom przypominać, że już wolno głośno mówić. Więcej. Że czasem warto się nawet odrobinę narazić w imię dobrej sprawy. Charakterystycznym jest, że większość Rodaków wciąż, gdy rozmowa schodzi na tematy polityczne przysłania bojaźliwie dłonią usta i mamrocze pod nosem ledwie słyszalnym szeptem. Trzeba ludziom przywrócić odwagę swobodnego wyrażania myśli. Więcej, gremiom naukowym, oraz innym kształtującym opinię publiczną należy odważnie wytykać ich zachowawcze postawy. Tłumaczyć, że takie zachowania nie przynoszą chwały, a w wielu przypadkach są po prostu haniebne. Oddzielnym zagadnieniem jest, jak ja to nazywam „pandemia różowej subkultury”. Najlepszym przykładem jest seria cyklicznych „wykładów” żony Prezydenta Kwaśniewskiego w Telewizji TVN Style, mających za zadanie nauczanie Polaków kindersztuby i światowych manier. Jako człowiek leciwy, doskonale pamiętam pewien telewizyjny reportaż pokazujący panią Jolę jeszcze z czasu studenckiego, w którym to okresie nie przypominała bynajmniej Księżniczki Monako. Potem był pamiętny okres „disco polo” i myślę, że komentarz jest tutaj zbyteczny. Ale niedawno pani Jolanta raptem sobie przypomniała o arystokratycznych korzeniach, nabrała dworskich manier i w jakiś cudowny sposób odzyskała śpiewny kresowy akcent. I nie byłoby w tym nawet nic złego, gdyby nie to, że pani Jolanta staje się wzorcem do naśladowania. A to jest już zjawiskiem niekoniecznie pożądanym. Bo zasmucającym jest nie tyle groteskowa metamorfoza pani Jolanty, co fakt, że na te triki rodem z Ordynackiej nabiera się coraz więcej osób, które przez lata miałem za inteligentne. W efekcie na „ekskluzywnych” salonach panowie zaczynają dyskutować wyłącznie o tym ile gwiazdek miał hotel na wyspach, skąd właśnie wrócili, bądź ile garów mają silniki ich audic i beemek, a panie swój status wartościują ilością kafelków Versace w łazience. No i mamy kolejne zadanie dla publicystów i blogerów. Mając na uwadze dbałość o jakość standardów, powinni niestrudzenie wykpiwać tego rodzaju sztuczki przebrane w szaty „kultury wysokiej”, bądź „europejskości”. Elegancko, dowcipnie, z taktem i umiarem, ale konsekwentnie wykpiwać! Graniczący ze śmiesznością snobizm i szpaniarstwo owego towarzystwa wzajemnego zachwytu nad samymi sobą. Ów opiniotwórczy grajdoł nowobogackich intelektualistów. Tę wylęgarnię salonowej plotki, którą się karmią kolorowe pisma. Bo takie samosiejki trzeba plewić nim do reszty zachwaszczą naszą narodową kulturę. Mam na myśli coraz liczniejsze rzesze okazowych modeli naszych „nowych czasów”, mówiąc jaśniej nadętych kretynów z cygarami w zębach, poprzebieranych w garnitury od Armaniego, którzy aromatu Cohiby nie odróżniają od swądu skisłego ogórka, a w durnej pogoni za Nową Europą wystarcza im jedna książka rocznie – katalog turystyczny z Biura Neckermann’a. Trzeba chronić naszą narodową tkankę przed degeneracją kreowaną sprytnie przez „Szkło kontaktowe” i temu podobne fabryki tandetnej satyry opartej na sprzedajnym fałszu. Trzeba bezlitośnie wykpiwać owych „postępowców”, którzy odkąd przyszło „nowe” mizdrzą się bezrozumnie do niego w chocholim tańcu z przyjezdnymi, gubiąc bezpowrotnie narodową tożsamość. Trzeba również chronić tożsamość lokalną. Ostatnio na przykład stwierdziłem, że w jury przyznającym jedną z najważniejszych nagród miasta Krakowa nie zasiadał ani jeden Krakowianin. Nie wolno się oczywiście zamykać na świat, czy też kogokolwiek dyskryminować. Ale nie można oddawać całego pola nie zawsze hołdującym miejscowym tradycjom elementom napływowym. Mimo tych wszystkich zagrożeń, na koniec chcę jednak powiedzieć coś optymistycznego. Ma rację pan profesor Andrzej Nowak z Uniwersytetu Jagiellońskiego pisząc we wstępie do książki „Od Polski do post-polityki”, że, cytuję: „martwi się o to, co się stało z demokracją, z Rzeczypospolitą, z Europą Wschodnią, z Europą. Co dzieje się z rzeczywistością w magmie płynącego z posłusznych (komu?) mediów przekazu „pi-ar”..., że następuje narastające poczucie rozpadu wspólnoty, którą stworzyły poprzednie pokolenia Polaków..., że należy rozważyć możliwość końca naszej historii...”. Panie Profesorze! Ma pan po stokroć rację! Trzeba bić w dzwony i trąbić na alarm! Ale nie wolno nam się ani na moment załamać bądź zwątpić. Wręcz przeciwnie, po tym, co się stało z Polską w ciągu ostatnich pięciu lat, każdy porządny obywatel, w miarę swoich możliwości, powinien coś dać z siebie w obronie naszego wielowiekowego dorobku. Mimo wszystko jestem dobrej myśli. Tylko zbyt długo byliśmy ubogim, zniewolonym krajem. Po upadku komuny ludziom trochę zaszumiało w głowach. Muszą się więc nacieszyć tymi wszystkimi galeriami, salonami samochodowymi, plazmowymi telewizorami, Plusami, Erami, modami na sukces, tańcami na lodzie... Ale jak już się znudzą tym wszystkim, co można mieć tylko za pieniądze, przypomną sobie o prawdziwych wartościach i rzeczywistym dziedzictwie Rzeczpospolitej. Bo nie da się zabić naszej polskiej duszy zakorzenionej w tysiącletniej tradycji, nawet jeśli ją na chwilę odarto z godności...", koniec cytatu.