- Ciekawam niezmiernie jak pan odbiera otaczającą nas rzeczywistość polityczną – spytała mnie pewna zacna pani doktor filozofii, dama w wieku uprawniającym najmarniej do tytułu profesora zwyczajnego, ale przed laty postawiła na biznes i nigdy nie musiała jadać abonamentowych obiadków w stołówce akademickiej. Wiem, bo zapraszała mnie do eleganckich lokali, których nazwy przemilczę, bo nie płacą mi za reklamę.
- Dawno już nie czułem takiego dyskomfortu egzystencjalnego westchnąłem z salonową powściągliwością.
- Dyskomfort egzystencjalny – prychnęła. - Tym progresywnym tłukom odpieprza już na zicher. I aż strach pomyśleć do czego są zdolni, by wysadzić z siodła Karola Nawrockiego. Przedostatni detonator skryty w lasce marszałkowskiej dzierży Szymon Hołownia. Jawną presję wywierają nań takie tuzy z establishmentu 3 RP, jak Wałęsa, Bodnar, Giertych, Kalisz i najbardziej groteskowy w tym gronie niejaki mecenas Wawrynkiewicz… Chociaż taką dystynkcją być może ujmuję zasług jego koledze po fachu, Kaliszowi, który chyba jedynie dzięki bilokacji zdołał ostatnio obskoczyć w dobę wszystkie gigantofony syndykatu wolnych mediów.
A od przecieków o zakulisowym wzmożeniu elyt nadwiślańskiego landu włos się jeży. Podobno ekstremiści rozważają nawet wariant Gabriela Narutowicza. Tyle tylko, że na razie nikt nie kwapi się do roli Eligiusza Niewiadomskiego.
I w tym momencie poczułem zażenowanie moim taktownym kunktatorstwem. Jeśli bowiem dama starej daty pozwala sobie na tak niewybredny komentarz, to ja tym bardziej powinienem rąbnąć coś z grubej rury w stylu sekatora. Na przykład wyrazić niekłamaną satysfakcję z bycia kołtunem, lub jak definiuje Daniel Olbrychski, brzydkim faszyzującym osobnikiem głosującym na Karola Nawrockiego. Takie zaszeregowanie wykluczałoby mnie ostatecznie z targetu pożytecznych idiotów przekonanych, że ponowne liczenie głosów w wyborach prezydenckich stanowi esencję demokracji lokajskiej, wróć, liberyjnej, bo to przecież niemożliwe, by jakiś przybłęda z kibolskiej ustawki, wygrał w uczciwej walce z wybrańcem unijnych elyt.
A może powinienem dać upust mojemu zwichrowanemu poczuciu humoru w grotesce na temat rekonstrukcji rządu, z mocnym akcentem mizoginicznym? Zacznę od akcentu. Obecnie w gabinecie premiera, liczniejszym od sotni obrońców Termopil, roi się od ministerek, ministryń, minister(dopełniacz liczby mnogiej rzeczownika ministra). I nie dałbym głowy, że każda zna nazwę swego resortu, o kompetencjach nie wspominając. Ale cóż, rozdymana koalicja taboretów, zydli i podnóżków, wymaga ofiar. A faceci są prawdopodobnie mniej łasi ma operetkowe awanse.
Aż chciałoby się poznać personalia człowieka z cienia, autora tych słowotwórczych cymesów. Pochlebiam wszak sobie, że także mógłbym dać czadu w tej materii, proponując powołanie Ministerstwa Żup Solnych, Resortu Kultywacji Folkloru Ziem Nizinnych, stanowiska pełnomocnika do ratowania ginącej populacji wilków, jednorożców, kumkatek kaprawych i hien cmentarnych czy podsekretarza stanu do spraw popularyzacji szant rzecznych pod kierownictwem Gondol Jerzego, bohatera hitu o flisakach wiślanych…
Jednak mimo rozbicia bani centralnych urzędów w Alejach ujazdowskich, początkowo odczuwałem pewien niedosyt. Toż do takiego zestawu brakowało wisienki na kebabie, Ministerstwa Śmiesznych Kroków. Ale szybko się ogarnąłem. W rządzie groteskowych chopsztosów, zmodernizowanych podrygiwań Telimeny zaatakowanej przez mrówki, taki resort byłby rodzajem tautologii. Szukającym oryginalnych pomysłów przypomnę na marginesie, że w 2 RP istniało Ministerstwo Propagandy Państwowotwórczej. Co ja plotę?! Ono funkcjonuje nadal jako TVP Info.
No, dosyć tych krotochwili. Bo prawdziwa jazda, nomen omen, po bandzie, dopiero przed nami. Chcąc zachować przynajmniej na krótko władzę, Donald Tusk powinien wspiąć się najmarniej na Gubałówkę przebiegłości i przy rekonstrukcji rządu objawić przymioty Jednocześnie bociana i porucznika Rżewskiego.
Z jednej strony jako bocian, musi stworzyć sprawną maszynę do rządzenia, wyrzucając z gniazda zbędne, wciąż nienasycone dzioby. Z drugiej, zgodnie z maksymą bohatera sucharów przebijającego popularnością babę przychodzącą do lekarza, zajączka i Stirlitza, że wszystkich zaspokoić się nie da, ale próbować trzeba musi w te głupie dzioby wpychać jakiś żer, choćby ginące kumkatki kaprawe, bo inaczej zaczną fikać i koalicja przedzierzgnie się w kołomyję bez ładu i składu.
Ten mój średnio udany panflecik spointuję wyborną diagnozą cytowanej na początku tekstu pani doktor. – Panie profesorze – skwitowała moje rozterki, a co, wykładałem kiedyś obróbkę skrawaniem w szkole specjalnej, - co by ten orzeł politycznej finezji nie uczynił i tak skończy się kołomyją.
Sekator
Ps.
- Co ludzkości zawiniło to zacne miasto, że trafiło do tak obciachowego idiomu? - zastanawia się mój komputer.
- Chyba nie istnieje jakaś solidna teoria na ten temat - odpowiadam Eustachemu. - Ale tropy wiodą ku onomatopei związanej z tą nazwą.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1122
Natasza kończy 19 lat. Wchodzi do kantyny, gdzie siedzą oficerowie. Z tortem, na którym jest tylko 18 świeczek.
- Mości oficerowie - chichocze Rostowa. - Nie zmieściła się jedna świeczka. Co z nią zrobić?
- Panowie - słychać teatralny szept Rżewskiego - Ani słowa o pi*dzie.
https://www.dowcipy.pl/k/porucznik-rzewski/
Raz go wysłali w kosmos w towarzystwie małpy.
Po godzinie telefon obok fotela małpy;
Małpa! Wprowadź poprawke do orbity!
Małpa wykonała rozkaz.
Po następnej godzinie:
Małpa sprawdź sysytem kamer szpiegowskich,bo mamy inne obrazy!
Małpa wykonała rozkaz.
Następnie znowu telefon do małpy:
Małpa zrób zadanie MFX/SPG/234
Małpa wykonała rozkaż
Lejnanta juz szlag trafia,bo tylko małpa ma zadanie? Co jest?
Pod wieczór telefon Kapryszkina dzwoni:
Lejtnant --nakarmijcie małpę!
Co mi to przypomina...jakiś polski "kosmonauta" poleciał niedawno...
Zgodnie z onomatopeją porucznika Rżewskiego z Kołomyi
Donald Tusk powinien wspiąć się najmarniej na Gubałówkę przebiegłości
tfu na Kobyłkę przebiegłości 😉