Szanowni
22 maja w "Rzeczpospolitej" ukazał się artykuł o, jak to nazwano, lawinie "bezrobotnych, jakiej w Polsce dotąd nie było", w którym stwierdzono, że: "...już w pierwszym miesiącu kryzysu wywołanego epidemią SARS-CoV-2 co setny z obecnych 15 311,5 mln ubezpieczonych stracił pracę i legalne źródło utrzymania..." (pisałem o tym we wpisie z 22.05.2020).
Dziś otrzymałem maila z ZUS o ilości osób zgłoszonych do ubezpieczenia na dzień 30 kwietnia 2020 (świeższych danych nie ma), w którym podano mi, że takich osób było 15 969,6 tys., a więc w porównaniu z ilością osób zgłoszonych na dzień 31 marca (16 102,2 tys.), ich liczba zmalała o 133 tys.
Oczywiście to też są ilości pokaźne, niemniej nijak się mają do wynikających z liczb podanych przez "Rzeczpospolitą", z których wynikałoby, że ilość zgłoszonych do ubezpieczenia zmalała o 800 tys.
Tak więc co do liczby osób zgłoszonych do ubezpieczenia na koniec kwietnia mamy już jasność (a właściwie dane z ZUS), że starania rządu przyniosły spodziewany efekt - ale, niestety, tylko doraźny, bo wczoraj ukazał się stworzony przez NBP „Raport o stabilności systemu finansowego. Wydanie specjalne: skutki pandemii COVID-19" , w którym wreszcie NBP raczyło nawiązać kontakt z rzeczywistością i stwierdzić ze zdumieniem, że to o czym pisano od połowy marca, zaczyna się spełniać. To znaczy "Raport" opracowano na podstawie danych dostępnych na dzień 13 maja 2020, pisano prawie miesiąc i Zarząd NBP przyjął go na posiedzeniu 8 czerwca.
W zasadzie konkluzje zawarte w raporcie są podobne, jak konkluzje bacy, któremu turysta krzyczał żeby nie piłował gałęzi na której siedzi bo spadnie, a który - otrzepując się z mieszaniny trocin z liśćmi oraz błotem i masując po obitej sempiternie, stwierdził ponuro: "Prorok, cy co?".
Tak, to prawda, jak sektor bankowy ze strachu przed niewypłacalnością kredytobiorców zaostrzy politykę kredytową i zacznie ściągać pieniądze z rynku, to gospodarka realna to odczuje i w efekcie skurczy, no a wtedy odbije się to na sektorze bankowym, chyba nikt nie ma co do tego złudzeń. Problem wszelako polega na proponowanych receptach - ciekawe ile ludzkich nieszczęść musi się jeszcze zdarzyć, aby zauważono, że absolutnie pierwotnym źródłem tych wszystkich problemów gospodarczych jest zmniejszająca się ilość pieniędzy w rękach ludzi, a to jest taka masa znikającego pieniądza, że żadne pompowanie miliardów na konta podmiotów gospodarczych niczego na dłuższą metę nie zmieni.
"It's the economy, stupid" - a JEDYNYMI realnymi podmiotami gospodarczymi są poszczególni ludzie. I bez rozwiązania ich problemów, wszelkie inne działania są w dłuższej perspektywie nieskuteczne.
DEBET W RACHUNKU DLA WSZYSTKICH OBYWATELI POD ZASTAW WEKSLA WŁASNEGO W WYSOKOŚCI ROCZNEGO MINIMALNEGO WYNAGRODZENIA BRUTTO !!!
I tyle w temacie...
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1882
Przepraszam, ale to są rozważania dla mnie dosyć przyziemne i nie wnikające w istotę rzeczy.
Masz pełną świadomość tego, że to, czego giełdy i rynki obawiają się najbardziej, to gwałtowna zmiana nastroju konsumentów, poczucie zagrożenia, a w rezultacie końcowy armagedon - panika.
I tu jest hund begraben.
Tak długo nie będzie źle, jak długo będzie choćby nadzieja, że pusta kieszeń jest zjawiskiem chwilowym i wkrótce powinno się poprawić.
A raporty i statystki mają to do siebie, że interpretować można różnie i wyciągać nawet sprzeczne wnioski.
Dla mnie bardziej istotne są stanowiska i opinie PwC, Deloitte, EY i KPMG.
Pozdrawiam
Mize byc kieszeń od polowy pusta, lub do polowy pełna.