Kowalski pod kontrolą

Scena z przedszkola. Dziecko ma pokolorować sporą powierzchnię tzw. kolorowanki (więcej niż metr na metr). Pomiędzy czarnymi liniami musi obszary wypełnić odpowiednimi kolorami. Rodzice w tym celu dali mu kredki świecowe, które przełamane służą właśnie do skutecznego pokrycia kolorem dużych powierzchni (sami wynieśli tę wiedzę ze szkoły). Pani przedszkolanka na najbliższej wywiadówce opier... rodziców, bo przecież kazała malować TYLKO flamastrami. Flamaster, gruby sztyft, służy głównie stolarzom do zaznaczania odległości na belkach pokrycia dachowego, spawaczom okrętowym, można nim pisać też po betonie. Skład jest słodką lub raczej chemiczną tajemnicą producenta. Obrazek pomalowany czymś takim śmierdzi jak zakłady chemiczne w Policach, aż się w głowie kręci od odoru jakiegoś fenolu.
Pominę podstawówkę, bo nawet nie ma co mówić. Scena druga to ogólniak o profilu informatycznym. Rok przed maturą delikwent ma do rozwiązania bardzo trudne zadanie, na tyle skomplikowane, że poprawia się już pół klasy po ostatniej klasówce: "y=(m+1)x+2, dla jakich m funkcja jest rosnąca". Dlaczego taka prościzna robi w klasie spustoszenie? Tłumaczenie pani matematyk, która prowadzi klasę jest rozbrajające "informatyk nie musi znać dobrze MATEMATYKI".
Słyszy to Pan? Matematyki! Pani nauczycielka dodaje jeszcze, że aby dostać się na studia (matematyczne też), to delikwenci będą musieli zaliczyć TYLKO trzy testy "kompetencyjne" i maturę. Automatycznie zostanie przyjęty. Na pytanie, co by było, gdyby przed igrekiem napisać np. 3, mówi, że "program rozszerzony z matematyki nie jest obowiązkowy". Ja nie wiem kurka nawet co to w tym kontekście znaczy "kompetencja". Ja to pamiętam z czwartej lub piątej klasy podstawówki. To są właśnie te "kanapki", które nam lewactwo zafundowało. Tak kształci się polskiego robola na niemieckie pola szpinaku i do karmienia świń, a luki w fachowcach w kraju zasypuje się chwilowo Ukraińcami. Ale tylko do czasu, kiedy  już nikt nie będzie miał sił i umiejętności, żeby odbić się od tego dna.
To jest plan Unii Europejskiej dla Polski pokazany na palcach i rozpisany na "dobrze wykształconych nauczycieli". Ludzie, którzy musieli stawać na rzęsach, żeby pokończyć szkoły w tej ciemnej komunie, a im się nie udało, musieli wysłuchiwać pierdół od profesorów o konieczności powtarzania studiów, gdy wyjadą na 3 lata za granicę (studenci wyp.. przez ubecję na zachód w latach 80'), gdy teraz ta sama profesorska kadra drukuje papiórki masom idiotów i to bez szemrania, mogą się czuć zrobieni w trąbę przez marksistów i wpuszczeni w kanał. Taka jest polska rzeczywistość i na razie nie da się tego zaszpachlować propagandą sukcesu, którą polubił PIS. Trzeba zakasać rękawy i zap...alać od podstaw. (słownictwo mocne, ale na postkomunistyczne chamstwo wrośnięte w Polskę innego nie ma).