Działo się to w czasach światłego panowania rządu PO-PSL, daleko od Warszawy, tam, gdzie ktoś z mojej rodziny ma domek z działką i kawałkiem lasu. Gospodyni domu darzy las wielkim szacunkiem, nie dewastuje go ani nie wycina, zbiera jedynie grzyby, jagody i inne płody leśne i wyrabia z nich bardzo zdrowe i pożyteczne rzeczy dla siebie, rodziny i przyjaciół. Tak więc jej kawałek lasu miał się zawsze całkiem dobrze. Tak samo gospodyni posesji dbała zawsze o działkę przydomową – tutaj oczywiście sprawa wygląda nieco inaczej niż z lasem. Na takiej działce trzeba regularnie kosić trawę a że wszystko przy lesie, to i trzeba bez przerwy coś wycinać i przecinać– inaczej taka działka stałaby się dla wszystkich (też dla otoczenia i przechodzących obok ekologów) utrapieniem a dom po prostu by zarósł.
I tak pewnego dnia gospodyni zakończyła swoje roboty na działce i zabrała się za sprzątanie powycinanych drapaków i samosiejek a tu nagle coś zaryczało, ziemią zakurzyło, trzasnęło i huknęło. Kontrola urzędu, z gminy czy z powiatu – tego już dokładnie nie pamiętam – jak wszyscy podejrzewają po życzliwym donosie jednego z sąsiadów. I awantura – ustawy, paragrafy przepisy, kary. A że gospodyni domu to osoba dość krewka mimo podeszłego wieku i zaprawiona w bojach urzędowych nie zamierzała ani płacić niedorzecznej kary z powodu uporządkowania posesji ani – co gorsze – dawać niekompetentnym i złośliwym urzędnikom na odczepnego w łapę. Dyskusja dotyczyła głównie tego, czy chodzi o drzewa czy właśnie o jakieś drapaki. Gospodyni domu nie dawała sobie w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem wmówić, że wycięte chaszcze i badyle to drzewa, urzędnicy zaś powołując się na przepisy twierdzili z poważnym grymasem, że w świetle ustawy to drzewa. Gdy awantura sięgnęła zenitu, zadzwoniono do nadleśnictwa, które obiecało kogoś przysłać. Sama osobiście nie mam pojęcia jak to się odbywa, gdyż lasy to akurat niekoniecznie moje rewiry – czy to rutynowe, czy leśnicy byli wkurzeni butą urzędników czy też przesądziły siła charakteru i przebicia gospodyni domu. Fakt, że po jakimś czasie wystawania i awanturowania się przed posesją i stosem gałęzi przyjechał samochód z leśnikiem. Leśnik jak zobaczył ten idiotyzm, puknął się w głowę, powiedział urzędnikom, żeby poszli się zająć jakąś sensowną pracą i nie zawracali ludziom głowy. Można rzec – scenka rodzajowa z IIIRP z zeschłymi drapakami, ustawą i urzędniczą wszechwładzą w tle.
Co ciekawe, w tym samym czasie, gdy miłościwie panująca władza PO-PSL tak ochoczo ścigała i karała obywateli za wycięcie zeschłych drapaków czy za likwidację drzew ewidentnie przeszkadzających czy nawet zagrażających użytkownikom posesji, ta sama władza wydawała masowo zgodę na wycinanie drzew w miastach. Taki proceder sama obserwowałam czy to w Warszawie czy to na placach w starych, zabytkowych miasteczkach, które jakieś bęcwały u władzy po prostu zalecały golić na łyso wbrew woli mieszkańców, nawet ich nie pytając ani nie informując. Znikały przy tym – czasami dosłownie z dnia na dzień - wspaniałe stare drzewa a zwało się to bodajże rewitalizacją z funduszy europejskich. Rewitalizacja i wyrąb drzew były najwyraźniej politycznie słuszne, bo ekolodzy i całe lewactwo siedziało wtedy cicho.
Na początku tego roku większość obywateli – bez względu na poglądy polityczne – przyjęła z ulgą wiadomość, że tego rodzaju idiotyzmom na prywatnych posesjach zostanie położony kres. Trudno powiedzieć, dlaczego i pod czyim wpływem pojawiło się nawoływanie do zmian od niedawna obowiązującego przepisu, podobno grozi jakaś katastrofa z wycinaniem drzew – co jest raczej absurdalne, ponieważ w ustawie chodzi o prywatne działki i wycinkę w celach niekomercyjnych. A drzewa wycinano także masowo i przy poprzedniej, wrogiej obywatelom ustawie ale jakże „ekologicznej”. Przestrzegam przed zbytnim majstrowaniem przy tym niewątpliwym udogodnieniu życia dla obywateli. Większość właścicieli działek budowlanych, domów i ogrodów to nie są żadni szkodnicy ekologiczni – są to ludzie, którzy chcą mieszkać w ładnym i zielonym otoczeniu. I to oni sami najlepiej wiedzą, co im jest na działkach potrzebne a co nie. Władza i państwo powinny się od prywatnych posesji trzymać z daleka a wyjątkiem mogą być jedynie szczególne przypadki – np.zabytkowe osiedla porośnięte starodrzewem.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5336
Wszystko jest dobrze, Polacy nie tylko wycinają drzewa, ale je nieustannie nasadzają - wystarczy popatrzeć jesienią i na wiosnę na ożywiony ruch w szkółkach produkujących sadzonki.
Kilku-kilkunastoarowe działki zalesione wykorzystywane na cele opałowe także są otoczone opieką przez właścicieli, bo każdemu zależy na tym, żeby mieć opał nie tylko teraz, ale i w przyszłości. Dokonując wycięć właściciel prześwietla las, selekcjonuje młodszy drzewostan i daje szansę młodym podrastającym drzewkom. Nikt przy zdrowych zmysłach nie niszczy swojej własności. Polacy nie są głupi, ta ustawa zdjęła z nich to ubezwłasnowolnienie przez biurokratyczny nadzór.
Niepokoi mnie skwapliwa gotowość Jarosława Kaczyńskiego do wyrwania zębów tej ustawie. JK jest wielkim politykiem, i być może dostrzega coś, czego sobie nie uświadamiam. Jednak czasami dało się zaobserwować, że miał skłonność do czynienia ustępstw na skutek akcji medialnych, bez jakiegoś dodatkowego uzasadnienia. Doprowadzało mnie to do rozpaczy w latach 2005-2007, bo za te ustępstwa niczego u ówczesnej opozycji nie można było "kupić", i tak samo jest teraz.
Tak więc jest poprawa, ale... Już słychać, że ustawa będzie zmieniona. Co robi roztropny właściciel, wiedząc, że niedługo znów nie będzie mógł się pozbyć przedmiotów o ujemnej wartości? Przypuszczam, że teraz przez kraj przejdzie fala wycinki drzew „na zapas”, czy trzeba, czy nie.
Tezy Szyszki się kłaniają, o tz. kompensacji. Polega to na tym że jeśli zatrujemy rzekę i wyginą sumy, płocie, brzany, trocie, okonie to nic się wielkiego nie stało, ponieważ w tym samym czasie powstały stawy, w której ilość karpi wyrównuje straty.