Szczyt, szczyt i po szczycie. Kiedy Air Force One z prezydentem Barackiem Obamą na pokładzie odleciał z Okęcia w siną dal – odetchnąłem z ulgą. Obrady przebiegły po naszej myśli, wszyscy dość zgodnie zatwierdzili wzmocnienie wschodniej flanki NATO, chwalono doskonałą organizację spotkania i świetną polską kuchnię. Nie zdarzył się żaden zamach terrorystyczny, żadne większe potknięcie, żadne faux pas, które opozycja mogłaby wykorzystać do totalnej walki z rządem i prezydentem Rzeczypospolitej. A mogło być zupełnie inaczej...
- Wiesz, boję się – powiedział do mnie przyjaciel na chwilę przed szczytem. - Cholerny KOD przebiegł mi drogę...
- A jakiego był koloru? - zapytałem z troską w głosie.
- Dokładnie nie pamiętam... Czerwony? Może różowy? - wahał się mój zestresowany rozmówca.
- To się nie liczy. Musiałby być czarny - uspokajałem przyjaciela. - Jest zresztą taka stara piosenka kabaretowa, która odczaruje każde nieszczęście:
„Gdy ci KOD przebiegnie drogę
Nie mów, że to pech!
Daj mu kopa, wyrwij nogę
Niech biega na trzech...”
- Cicho! - wystraszył się nie na żarty przyjaciel – Jeszcze usłyszą nas obrońcy praw zwierząt i będzie kłopot na północnoatlantycką skalę...
- To był żart – z uśmiechem uspokoiłem mego druha. - Tak naprawdę to KOD przynosi pecha tylko samemu sobie...
I wykrakałem. Przywódcy krajów NATO rozjechali się bezpiecznie do domu, w świat poszedł sygnał, że stanowimy zwarty obronny blok: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! PIS odtrąbił zasłużone zwycięstwo. Zrozpaczony KOD zaszlochał niczym koty w marcu i zaszył się do lisiej (czerskiej?) dziury, gdzie obmyśla następne Kingi-heppeningi. Czyli wszystko jest OK?
Nie jest OK. Swego czasu Ukraina oddała Rosji rakiety z ładunkami nuklearnymi w zamian za gwarancje Zachodu dotyczące swego bezpieczeństwa. Chwilę później obserwowaliśmy zajęcie Krymu i Donbasu, w sprawie których tenże Zachód nie kiwnął nawet palcem...
Wniosek? Dzięki szczytowi NATO w Warszawie zyskaliśmy trochę na czasie. Wykorzystajmy go do skutecznego odbudowania zdolności obronnych naszej armii i przeszkolenie maksymalnej liczby rekrutów. Odbudujmy morale narodu, wyślijmy w świat wyraźny sygnał, że nie opłaca się nas atakować. Jak dobrze pójdzie – obronimy UE przed wszelkimi zagrożeniami. No bo jak nie my, to kto?
PS Tytuł jest parafrazą znanego powiedzenia „Jak pies z kotem”. Ja jednak nie tracę nadziei na pojednanie ponad podziałami. Zwłaszcza, gdy w pobliżu pojawia się głodny wilk...
A z cyklu – znalezione w sieci – przypominam balladę „ZOSTAJĘ!” z płyty „Ja jestem twój dom”.
https://www.youtube.com/watch?v=eS-1muAfYko
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3674
Nie odbudujemy morale. Musimy czekać aż ci ludzie odejdą i przyjdzie nowe pokolenie.
Bez wysiłku to możemy czekać jedynie na postępującą demoralizację kolejnych roczników "psutych" przez poprzedników.Już Strzembosz kiedyś wciskał kit,podchwycony przez ośrodki masowej manipulacji,że "środowisko samo się oczyści".Co z tego wynikło to wszyscy wiemy.Nie ma czarodziejskiej różdżki ,która odmieni nagle świadomość ludzi za 10,20 lat.Może w ostatnich paru latach widać jakieś oznaki ożywienia,ale wciąż jesteśmy w sytuacji "fifty-fifty".I chociaż należy oddać honor paru środowiskom za ich wysiłki w budowaniu tej świadomości,ba,nawet w budowaniu potrzeby jej zmiany,to aktualne wachnięcie,nazwijmy to,sympatii politycznych uważam za efekt zniecierpliwienia obłudą 25 lat szczęśliwej"demokracji",odczuwanej na własnej-powiedzmy-skórze.