Bardzo krótka teoria sterowanej histerii.
Coś lekkiego na łykend.
Jeśli przyjrzymy się teorii histerii czyli rozwojowi gospodarki rynkowej sterowanej poprzez pieniądz, którą to nazywa się powszechnie, aczkolwiek nie do końca słusznie, kapitalizmem, to każde stulecie miało swój finansowy kryzys.
W dwudziestym pierwszym wieku kilka lat temu pękła bańka spekulacyjna na nieruchomościach i derywatach – pamiętny 2008 i to słynne „ to big to fail. „
W dwudziestym wieku był wielki kryzys, zapoczątkowany krachem na giełdzie w Nowym Yorku – opcje - każdy wie.
W dziewiętnastym po wojnie prusko – francuskiej w 1873 roku na giełdzie w Wiedniu nastąpiło prawdziwe trzęsienie ziemi – ceny akcji poleciały na łeb na szyję, może jeszcze bardziej niż podczas tak zwanego „ czarnego piątku” - pamiętnego dwudziestego dziewiątego października 1929 roku. Ponieważ waluty państw europejskich połączone były parytetem złota więc krach w Wiedniu zapoczątkował prawdziwą lawinę na giełdach w Paryżu, Londynie, Petersburgu a nawet w zamorskich koloniach. Standard złota był jakby dzisiejszym euro, gdyż szyling, frank, funt, marka czy rubel były tylko innymi nazwami dla odpowiedniej ilości złota – trzy, pięć czy dziesięć gram za które można było wymieniać waluty w bankach. Było i minęło.
W osiemnastym wieku mieliśmy kryzys banku Royal i kampanii Missisipi Szkota Johna Law we Francji – kreatywna kreacja pieniądza.
A w siedemnastym chyba najbardziej zadziwiającą bańkę spekulacyjną związaną z cebulkami tulipanów w Holandii zwaną „ manią tulipanową.”
Za rzadką odmianę na przykład pięknej acz zawiruszonej i dlatego pieknej „ Semper Augustus „ można było kupić dom pierwszorzędnej lokalizacji w Amsterdamie lub wysłać ze dwa razy wokół globu klipper do Chin po herbatę, płacąc załodze oraz zapewniając prowiant na drogę – totalna histeria trwająca siedem lat.
Zaczęło się tak .
Dyplomata habsburski kupił dla fantazji worek cebulek tulipana w Konstantynopolu i zawiózł na dwór cesarski w Wiedniu. Kilka z nich otrzymał Charles de L'Ecluse – nadworny botanik Habsburgów- wspaniały uczony ale protestant. Ten udoskonalił hodowlę. Wszystko byłoby pod kontrolą ale ...ortodoksyjny katolik cesarz austriacki - Maximilian II postanowił wypędzić wszystkich swoich protestanckich urzędników z dworu wiedeńskiego. Miał taką fantazję.
Charles dostał się z Wiednia przez Frankfurt i Paryż do Ledy na tamtejszy uniwersytet. Tam między innymi w wolnych chwilach hodował tulipany. Nie chciał nimi handlować. Używał ich do ozdoby i w celach leczniczych. Najwidoczniej już wtedy jednak budziły zainteresowanie ze względu na rzadkość występowania, niedostępność oraz niezwykłą urodę, piękno czyli coś pośredniego w koneczniańskim quinkunksie – między dobrem i prawdą – światem idei piekna oraz zdrowiem i dobrobytem – światem ludzkiej egzystencji.
To inna sprawa.
Złodzieje wykradli nocą z parapetu okna pracowni botanicznej Charlesa de l' Ecluse doniczki z tulipanami. Przypadek ? – skądże. Oczy widzą – ręce świerzbią. Połączenie rzadkości i chorobliwej chęci posiadania sprzyja wzrostowi cen. Lawina ruszyła. Handlowano wszędzie - na ulicy, w karczmie, gdzie się dało. Co ciekawe nie na giełdzie i nie w bankach, które to instytucje już wtedy w Holandii istniały. Handlowali wszyscy. Zastawiano domy, warsztaty pracy, pola, zbiory – zapanowała histeria. Za odmianę „ Semper Augustus „ płacono 5500 guldenów. W tym czasie Rembrandt dostał za swój obraz – Nocna Straż– 1600 guldenów a roczne koszty utrzymania przecietnego amsterdamczyka to 150 guldenów.
I nagle przychodzi na obiad do gospodarza jakiś marynarz z dalekiego rejsu – na flądrę z kartoflami – barbarzyńca, ignorant. Bez słowa bierze z talerza na stole cebulkę i połyka ją na oczach przerażonego gospodarza i rodziny - rzadką odmianę tulipana. On postawił ją na środku stołu, na poczesnym miejscu. Chciał się pochwalić bogactwem i zaradnością pana domu. To była zapewne najdroższa na świecie przystawka jaką kiedykolwiek zjedzono na świecie tak szybko i bezczelnie. Było to w pamiętnym dla Holendrów roku 1637. Ta cebulka była warta szacunkowo około stu tysięcy złotych ( obecnych ) – mały majątek – nieprawdaż ?
Informacja o tym niewyobrażalnym czynie obiega lotem błyskawicy ówczesną Holandię. W Harlemie we wtorek 3 lutego 1637 roku podczas zwykłej aukcji jakiś dureń – sprzedawca nie może znaleźć głupszego od siebie klienta na swoje cebulkowe futures – na worek cebulek wartych 1400 guldenów. Za 150 guldenów można było żyć przez rok. Ceny zaczynają spadać. Holendrzy budzą się ze snu.
Histeria mija. To tak jak z wódką. Jej nadmiar powoduje początkowo poprawę humoru nawet euforię, przebudzenie zaś kaca i depresję. W końcu cebulki tulipana nie były warte nawet setnej części ceny z okresu najwyższych cen. A jednak Holandia pozostała krajem kwitnących tulipanów i sprzedaje je światu za sześćset milionów euro za sześć miliardów sztuk. Nauka nie poszła w las. Nie ma tego złego.....
Ci co w porę sprzedali, ci najsprytniejsi, którzy odpowiednio wcześniej dostrzegli zagrożenia -zyskali. Ci – te przysłowiowe praczki, drobni rzemieślnicy, rolnicy i kupcy tak zwana szeroka publika ostatnia wchodzi na rynek, gdy ceny są wysokie w pełnej krasy hossie i ostatnia schodzi z rynku, gdy ceny są w czarnej dziurze- tracą skromne majątki, wszystko i wiarę w sprawiedliwość.
Czar pryska. Tak na marginesie – władze ówczesnej Holandii nie uznały roszczeń poszkodowanych, twierdząc, że większość nie może odpowiadac za błedy mniejszości. Sterowana chciwość i chęć wolnego od wysłiłu wzbogacenia się są pożywką dla takich kwiatków jak chociażby Amber Gold i inne, które wkrótce już teraz kwitną.
I tak jest zawsze zysk jednych jest stratą innych. Długi jednych stanowią dochód cwańszych albo lepiej poinformowanych . Dlatego – nie powtarzaj bezmyślnie – pieniądz rządzi światem. Pieniądz nim nie rządzi. Ten rządzi - kto rządzi pieniądzem ? Dajcie mi prawo tworzenia waszego pieniądza, a wasze prawa przestaną mnie interesować – tak mniej więcej podobno powiedział pewien bogaty Żyd in spe hrabia Rotschield rodem z Frankfurtu de domo Bauer.
Na marginesie – Icek słyszałeś, że hrabia de la Fountain zawitał do Leżajska ?
Taaa – znałem jego ojca – nazywał się Mosze Wasserpisser a dziadek to krawiec mężczyźniany Samuel Wodolej.