1. Na portalu „Bankier.pl” ukazała się analiza struktury wynagrodzeń w polskiej gospodarce oparta na danych GUS za rok 2014 pokazująca dlaczego dla większości Polaków ostatnie 26 lat nie było wcale „złotym wiekiem” jak to określał w wielu wypowiedziach w kampanii wyborczej na szczęście były już prezydent Bronisław Komorowski.
Okazuje się, że 10% pracujących (ok. 800 tys.) miało wynagrodzenia poniżej 1181 zł netto (czyli 1600 zł brutto ), a więc poniżej ówczesnej płacy minimalnej, 18% pracujących wynagrodzenia poniżej 1423 zł netto (1950 zł brutto), 66% (około 5,2 mln osób), osiągało wynagrodzenia poniżej 2776 zł netto (czyli 3890 zł brutto), wreszcie 80,5% (6,4 mln) wynagrodzenia poniżej 3549 zł netto, czyli około 5000 zł brutto (dane podane w sposób skumulowany).
Z kolei wynagrodzenia powyżej 3549 zł netto (czyli 5000 zł brutto) miało około19,5 % pracujących, a więc około 1,6 mln osób, w tym: wynagrodzenia powyżej 7000 zł netto (blisko 10 tys. zł brutto), 3,47% pracujących (około 270 tysięcy osób); wynagrodzenia powyżej 14 tys. zł netto (czyli ponad 20 tys. zł brutto)- 0,06% pracujących (około 48 tys. zł); wreszcie wynagrodzenia powyżej 19 tys. zł (powyżej 27 tys. zł brutto)- 0,02% pracujących czyli około 16 tys. osób (dane podane w sposób skumulowany).
2. Według tych danych blisko 20% pracujących w Polsce zarabia poniżej obowiązującego w 2016 roku najniższego wynagrodzenia (1850 zł brutto), a aż 2/3 pracujących zarabia poniżej obecnego średniego wynagrodzenia w gospodarce (poniżej 4 tys. zł brutto).
Kolejne 16 % pracujących (około 1,3 mln) zarabia pomiędzy 5, a 10 tys. zł brutto miesięcznie (netto pomiędzy 3,5, a 7 tys. zł).
Na szczycie tej swoistej piramidy znajduje się blisko 50 tysięcy pracujących zarabiających powyżej 20 tys. zł brutto (14 tys. zł netto) w tym 16 tysięcy pracujących zarabiających powyżej 27 tysięcy brutto (19 tys. zł netto).
3. Polska ma niski poziom płac nawet na tle innych krajów Europy Środkowo - Wschodniej, które podobnie jak my przechodziły transformację ustrojową.
Potwierdzają to dane zaprezentowane w latem poprzedniego roku przez Fundację Kaleckiego, pokazujące udział płac w PKB.
Udział ten w naszym kraju wyniósł zaledwie 47% średniej europejskiej (podobny poziom występował w Czechach, Słowacji i Rumunii), podczas gdy w krajach, które podobnie jak Polska wyszły w latach 90-tych z gospodarki centralnie planowanej takich jak Węgry, Bułgaria, Litwa i Estonia, udział ten przekroczył 50% średniej europejskiej.
4. Kraje tzw. starej Unii mają udział płac w PKB zdecydowanie przekraczający 50%, ponad 56% średniej unijnej mają między innymi Niemcy, Francja, Anglia, Austria czy Finlandia, a w przedziale 52-56% tej średniej znajdują się takie kraje jak Hiszpania, Portugalia, Włochy czy Grecja.
Ponadto udział płac w PKB w latach 1995-2014 w Polsce zamiast wzrastać, malał (rosła bowiem dosyć szybko produktywność, natomiast wynagrodzenia rosły niestety znacznie wolniej).
Wprawdzie taka tendencja występowała w większości krajów członkowskich UE ale w Polsce ten spadek był największy i wyniósł blisko 11 punktów procentowych (w Niemczech było to zaledwie 2,5 punktu procentowego).
5. Konieczne jest w najbliższych latach odwrócenie tej tendencji na podstawie swoistej umowy społecznej wypracowanej w trójkącie rząd - pracodawcy zrzeszeni w reprezentatywnych ogólnopolskich organizacjach - pracownicy zrzeszeni w reprezentatywnych ogólnopolskich centralach związkowych.
Bez opracowania takiej swoistej mapy drogowej zwiększania udziału płac w PKB i w konsekwencji wzrostu płac pracowniczych, nie będzie możliwy wzrost innowacyjności w gospodarce, a tym samym coraz wyraźniej będziemy przegrywać konkurencję na otwartym europejskim i światowym rynku.
6. Jednym z instrumentów swoistego wymuszania takiego wzrostu jakie ma w ręku rząd, jest coroczne ustalanie poziomu płacy minimalnej w gospodarce, w tym także wynagrodzeń godzinowych w umowach innych niż umowy o pracę do 12 zł za godzinę).
Najbardziej wyraźny wzrost tej płacy nastąpił w 2007 roku i była to decyzja rządu Prawa i Sprawiedliwości (płaca ta wzrosła o blisko 200 zł z 934 zł na 1126 zł), w kolejnych latach były to wzrosty dużo niższe po kilkadziesiąt złotych rocznie (na rok 2013 podwyżka o 100 zł do kwoty 1600 zł, na rok 2014 podwyżka o 80 zł do kwoty 1680 zł, na 2015 podwyżka o 70 zł do kwoty 1750 zł, wreszcie na 2016 rok rząd proponuje podwyżkę o 100 zł do kwoty 1850 zł) ale ciągle płaca minimalna jest znacznie niższa od 50% średniego wynagrodzenia w gospodarce).
Te dwa instrumenty swoista mapa drogowa podwyżek płac w gospodarce wypracowana w porozumieniu rządu, pracodawców i pracowników oraz coroczne podwyżki płacy minimalnej przynajmniej do poziomu 50% płacy średniej w gospodarce, mogą poprawić strukturę wynagrodzeń w naszym kraju i wymusić innowacyjny rozwój gospodarczy.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 7248
Płaca minimalna winna wynosić 2000,00 PLN netto.Zadnych możliwosci umów bez ZUS-u.Obecnie np. studenci mogą być zatrudniami bez umów - bo tak pasuje wszelakim koncernom handlowym , f-fudom . outletom itp.
A co , niech płacą ZUS - nawet za jeden dzień zatrudnienia studenta .
2000,00 zł nie przyniesie żadnej inflacji , żadnych ujemnych skótków dla gospodarki - wiem co piszę.
To nie jest takie proste, w wielu dziedzinach gospodarki podwyżka płac wyzeruje dochód przedsiębiorcy albo go wpędzi w straty!
W tej chwili wielu już zużywa środki trwałe bez możliwości ich odtworzenia, brak pieniędzy na remonty, nie mówiąc o zakupach nowych. Drobni przedsiębiorcy ledwo żyją pod batem biurokracji,kiedy wielcy nie płacą podatków a zyski wyprowadzają za granicę.
Lichwiarze mają się w Polsce najlepiej ;-)
Panie Pośle
Polacy to wiedzą, i widzą. Dlatego spora część tych którym się chce wyjechała za granicę.
Oby Wam się udało zrobić co zapowiedzieliście.
Czyli „reprezentanci” kolektywu pracowników dogadają się z „reprezentantami” kolektywu pracodawców, a rząd wyda odpowiednie nakazy wszystkim. Do tego dojdzie administracyjny nakaz wzrostu dobrobytu, przez zwiększenie płacy minimalnej. Nie licząc tego kolektywizmu, zarządzanie gospodarką jak za cara.
W umowach o dzieło trzeba będzie pisać, ile godzin wykonanie zajmie? Ciekawe, jak urzędy będą to sprawdzać. Powoła się odpowiedni departament wyznaczający normy godzinowe dla wszelkich rodzajów pracy? Inaczej to nie ma sensu, no chyba że propagandowy. Za mało mamy urzędniczych absurdów?
Nikt sobie nie zadaje trudu odpowiedzi na pytanie, dlaczego pensje są niskie. Zapewne częściowo za to odpowiada akcyza na pracę (podatek dochodowy, ZUS). To chyba jednak nie wyczerpuje tematu.