Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Złota świeczka

St. M. Krzyśków-Marcinowski, 05.08.2015
  Sobota 28 grudnia 2013 to jeden z najdziwniejszych dni, jakie dane było mi przeżyć.
  Stale coś piszę a jeszcze częściej planuję swoje kolejne pisania, ewentualnie ubolewam nad tym, że już chyba czegoś istotnego pomyślanego nie utrwalę w formie pisanej. O znajomym Czesławie, o edukacji, o Lublinie, o łasce Bożej. Ostatni temat najbardziej konieczny, palący i naglący - a ja niewiele lub zgoła nic. Zatrzymałem się na rozważaniu istoty dwudziestu paru znaczeń hasła grace w starym wydaniu wielkiego słownika.  Jednocześnie w środku grudnia biorę się za drobne remonty mieszkania i rozciągam czas świętowania, aby nacieszyć się rodziną.
  Takie jest mniej więcej faktograficzne i duchowe tło tego dnia. W piątek, akurat gdy wsiadałem do pociągu na Dworcu Centralnym, zadzwonił do mnie Piotr uprzedzając, że jutro  będzie u nas ksiądz z wizytą duszpasterską – wcześniej niż zazwyczaj. Przez wieczór jakoś tam do niej się przygotowałem. Nie mogłem odszukać w domu porządnego świecznika i stosownej świeczki. Przez telefon umówiłem się, że pożyczę te rzeczy od sąsiadki, pani Halinki. Rano, za dwadzieścia dziewiąta, gdy byłem w połowie drogi od jej domu, zobaczyłem wyjeżdżającego od niej Stacha Czarnotę. Jechał szybko jakoś przedziwnie zmniejszony, skulony. Nie obejrzał się w moją stronę, byłby się wtedy zatrzymał. Skręcił jednak w przeciwnym kierunku i jego coraz mniejsza sylwetka zaczęła się zlewać z błotnistą, rozmarzającą drogą. Pomyślałem, że skoro jest taki żwawy, to czuje się dobrze, lepiej jak przed Świętami. Jeszcze niedawno był z niego kawał chłopa, teraz schudł mocno, starość zaczęła go napoczynać. Jesteśmy rówieśnikami, od trzydziestu lat łączyła nas serdeczna przyjaźń. Pomyślałem, że piszę teraz  o innym sąsiedzie, jako przykładzie dobrego człowieka, ale to Stach o niebo bardziej zasłużył na jakiś trwały dowód uznania.
   Po wizycie księdza sposobiłem się do małej naprawy drzwi i ich pomalowania. Jednocześnie miałem w głowie swój wcześniejszy, daremny wysiłek przy doborze swoich fotografii,  mogących posłużyć za ilustrację do tematu „łaska” oraz fakt, że napatoczył mi się przy tym, znajdujący się w tym samym folderze, z dawna już przygotowany do napisania o nim paru słów, obraz niemieckiego malarza Bernharda Heisiga, który sam zatytułowałem „Wiejski listonosz” Bardzo mi się spodobał.

                                       

  Teraz nie mogłem zaprzeczyć sugestywnemu odczuciu, że jest w nim jakieś niesamowite nawiązanie do widzianego dziś Stacha na rowerze, tych bezlistnych drzew, tej drogi. Drugim skojarzeniem była postać  listonosza z Braciejowic, pana Banasia; kiedyś, kiedyś niesłychanie ważnego i sympatycznego łącznika w sprawach różnych, z tymi miłosnymi na czele. Na obrazie widać jakby jego właśnie sylwetkę.
  Zatrzymuję się z otwartym programem do obróbki obrazów i bezwiednie powiększam jego impresjonistycznie ujętą postać i nierozpoznawalną twarz. Przez chwilę wydaje mi się, że ten „listonosz” patrzy na mnie. Zapisy komputera pozwalają odtworzyć czas tego zdarzenia: 13:55.
Jest to ważne - za dwie godziny dowiem się od Haliny, że jej brat Stach umarł. Około drugiej na jego ciało leżące przy drodze natknęli się ksiądz proboszcz i wożący go samochodem Tomek.

  Z jednej strony mamy jasny przypadek telepatii. Ja i umierający Stanisław nawiązaliśmy duchowy kontakt. Ten moment niewytłumaczalnego, emocjonalnego oczytania z dziełem malarskiego dzieła był doczesnym pożegnaniem się ze mną przez człowieka, który odwiedzał mnie najczęściej ze wszystkich sąsiadów, choć mieszkał na drugim końcu wsi.
  Z drugiej strony to wręcz klasyczny przykład Bożej łaski. Raz w roku tylko pojawia się tu ksiądz. Stach nie był człowiekiem regularnie odwiedzającym kościół. Jego nieśmiałość nakłaniała go zwykle do ucieczki przed możliwością  zetknięcia się z kimś tak ważnym jak proboszcz. A tu w momencie śmierci, czy tuż po niej, odnajduje go kapłan, którego słowo modlitwy otwiera, jakbyśmy chcieli, bramy do życia wiecznego.
Wiele ważnych osobistych spraw w życiu zmarłego wedle nauki katolickiej miało kształt godny ubolewania. Jak bardzo by nie był jednak pijany, nie położył się spać, jeśli nie umył nóg i nie pomodlił się. Modlitwa jego była szczególna - zdejmował krzyż ze ściany, przytulał i całował Chrystusa, rozmawiając z nim serdecznie. Tamte osobiste spotkania przyniosły owoc w postaci śmierci naznaczonej Bożą łaską, zwiastującą jego spotkanie z Chrystusem po tamtej stronie rzeczywistości. --------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------   W piątek miałem pół godziny do odjazdu pociągu. Oglądałem świetny, według mnie, wieżowiec budowany przy ulicy Złotej. Nie łatwo stworzyć coś porywającego. Zwróciłem też uwagę na logo developera, gdzie poprzeczka w literze Ł miała złoty kolor. Załączam to logo w wersji czarnej, takie tylko znalazłem, nie pasuje mi to do końca -  białe tło, jakie widziałem w warszawskiej wersji na budowie jest o wiele lepsze. Nie wspomniałbym o tym, gdyby nie złoty kolor świeczki pożyczonej od Haliny. Gdy zapalałem ją rano, jeszcze na próbę, powiedziałem jakoś ostentacyjnie i dramatycznie głośno:
- Światło Chrystusa!

                                                                                                  
 
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 2034
St. M. Krzyśków-Marcinowski
Nazwa bloga:
Bez liczenia
Zawód:
nauczyciel

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 258
Liczba wyświetleń: 776,918
Liczba komentarzy: 744

Ostatnie wpisy blogera

  • Pięćset plus
  • W tymczasowym szpitalu covidowym
  • Wariacje covidowe

Moje ostatnie komentarze

  • W świecie przyrody, ale nie dla katolika.
  • Mojego interlokutora - nawiązuję do rozmowy wspomnianej w moim wpisie - bardzo drażnią "dzieciory" hałasujące przy trzepaku. - Okna nie można otworzyć, a nawet przez nie popatrzeć, bo zaraz widzi się…
  • W systemie biologicznym jednostka, w tym rodzina, nie ma znaczenia - ogół, zbiorowisko, populacja, społeczństwo i procesy w nim zachodzące owszem.

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Niemieckie manipulacje
  • Hasło "Żydokomuna" w Wikipedii
  • Ekspres Poznań - Wrocław

Ostatnio komentowane

  • St. M. Krzyśków-Marcinowski, W świecie przyrody, ale nie dla katolika.
  • Jabe, Jednostka niczym, jednostka bzdurą.
  • St. M. Krzyśków-Marcinowski, Mojego interlokutora - nawiązuję do rozmowy wspomnianej w moim wpisie - bardzo drażnią "dzieciory" hałasujące przy trzepaku. - Okna nie można otworzyć, a nawet przez nie popatrzeć, bo zaraz widzi się…

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności