Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

O bezduszności

St. M. Krzyśków-Marcinowski, 21.01.2014
Kiedyś liczono zabitych i grzebano razem swoich i nieprzyjaciół. Ciała 18 żołnierzy armii rosyjskiej i 189 armii austro-węgierskiej, poległych prawie sto lat temu, pochowano w jednej mogile. Na cmentarzu w Kazimierzówce - dziś są to przedmieścia Świdnika - na ładnym, współczesnym pomniku umieszczono sentencję powtarzającą się na wojennych cmentarzach z okresu I wojny światowej. Wypadałoby nauczyć się jej na pamięć: Śmierć żołnierska jest święta,
I wszelki nakaz nienawiści maże.
Czy bratem był, czy też wrogiem,
Niech nikt nie pamięta,
Jednaką cześć i miłość
Winniśmy im w darze.

Napisy informują o kolejnych w tejże mogile pochówkach. Leżą tu ciała polskich żołnierzy poległych we wrześniu 1939 i żołnierzy armii sowieckiej, którzy stracili życie latem 1944. Niepoliczeni ani jedni ani drudzy. Tak jakby życie jednostki z biegiem lat zaczynało mniej znaczyć. Oczywistością jest, że o poległych Niemców nawet nie ma co pytać.

Zdaje się, że żyjemy w czasach, gdzie dużo więcej humanitaryzmu aniżeli przed stu laty. A może tak nie jest? Postępy z bezduszności, jakby to określono w „Najwyższym Czasie”, czynione są nieprzerwanie. Bezduszność wyzierająca z kart wziętego dzieła Haszka była dopiero zapowiedzią rozszerzonego wymiaru barbarzyństwa komunistycznego, faszystowskiego oraz pychy i zachłanności w innych postaciach. Świat został tym zainfekowany na cały wiek i dalej nie może się do końca od ludobójczej fikcji uwolnić. To coś narasta i dojrzewa – nie darmo pojawiło się określenie cywilizacja śmierci, używane na określenie procesów zachodzących w dzisiejszych społeczeństwach.

Umiemy się śmiać z konceptów Szwejka – w każdym kraju musi byś jakiś najjaśniejszy pan i im większy będzie jego portret, tym bardziej będzie obsrywany przez muchy i im bardziej czołobitne i bezkrytyczne będzie społeczeństwo, tym gorsze sobie świadectwo wystawia – starajmy się jednocześnie trzeźwo to ocenić. Nie takie to proste, gdy w jednym tomie mamy ten udawany idiotyzm, naiwność prostaczków, idiotyzm profesorów i komisarzy, wolność i terror, niekończącą się humoreskę i krew niewinnych. Można tego chaosu nie rozumieć, można nie chcieć zrozumieć antyklerykalnego, komunizującego Czecha opisującego swoje czasy wedle swojego upodobania. On ma swoja wiarę, w której człowiek nie ma duszy, a my swoją z Panem Bogiem i katechizmem. Wierność zasadom dziadków, trzymanie się polskości jest być może jedynym sposobem na zatrzymanie kolejnych fal bezdusznych, bezbożnych i agresywnych poglądów i doktryn.

Historie rodzinne powinny być czymś ekstra w zestawieniu z lekturami i szkolnymi naukami. To one dopiero dają kronikom ducha. Takiego wzlotu nie oczekujmy od urzędu. Kiedyś w pewnej placówce nauczyciele historii, mając możliwość decyzji, nieopatrznie przystali na program swojego przedmiotu, proponujący ścisłą korelację nauczania historii najnowszej z dziejami rodzin uczniów, z historią gminy i najbliższej okolicy. Zdegustowani, męczący się cały rok z powodu takiego wyboru, jak najszybciej ten niefortunny dla nich program zmienili i powrócili do tradycyjnej sieczki dat, haseł, pseudo-logicznego otumaniania.

Cóż to za człowiek, który pozostaje bezdusznym, obojętnym wobec przejść własnej rodziny? Nie ma Polaków, których rodzina nie byłaby dotknięta, i to na najrozmaitszy sposób, przez jedną wojnę i drugą. Daje to możliwość nieustannej refleksji i konfrontacji w obrębie najbliższego otoczenia, w szerszym też wymiarze obywatelskim, we własnej myśli o Bogu i o ludziach.
Posiadanie zaplecza duchowego zbudowanego na faktycznych dziejach własnej rodziny, opierających się na osobistych doznaniach jej członków, pozwala na pewien dystans wobec ideologicznych sztucznych garbów. Gdy powieszono, rozstrzelano, skrzywdzono kogoś w twojej rodzinie wtedy zawsze będziesz miał bardziej wyostrzone widzenie tego aktu, opisywanego często niczym gra-zabawa w szubienicę.

W pamięci mojej rodziny od 100 lat nie goi się taka rana. Nie przechowuje ona nienawiści, lecz sam ból i jakąś nieniknącą rozterkę. W czasie I wojny światowej przez galicyjskie ziemie front przewalał się raz w raz jedną stronę raz w drugą. Najbardziej obiecujący chłopak w rodzinie, studiujący medycynę we Wiedniu, brat mojego dziadka oskarżony kłamliwie o szpiegostwo został powieszony przez Rosjan. Razem z nim powiesili  zresztą niecną oskarżycielkę.

Gdy rodzina nie zadbała o przekazanie młodszym elementarnej wiedzy o swoich losach, zawsze można oprzeć budowanie swojej wizji na świadectwach innych. Takich jak to, poprzedzonych zapewnieniem, że działo się to naprawdę:

To, co tu opisuję, to nie jest jakaś zmyślona powiastka. To wszystko zdarzenia prawdziwe i moje własne przeżycia z pierwszego roku Wielkiej Wojny, kiedy pracowałam w Polskim Komitecie pomocy dla rannych na dworcu w Lublinie.
Przypisek Autorki

(...) Bitwa zbliża się i rosną też transporty rannych. Już cały plac po jednej stronie baraku zastawiony chłopskimi wózkami. Na wozach leżą nieruchomo poszarpane, strzępami płaszczów i mundurów okryte ciała. Nie słychać jęków ani nawoływań, z przedziwną cierpliwością oczekują wszyscy swojej kolei, tylko oczy żałosne, umęczone patrzą ku nam z cichą, przejmującą skargą. A z oddali ciągną wciąż nowe naładowane furgony, samochody, wozy... Wloką się wreszcie o kijach lub wsparte jedne na drugich okrwawione, widmowe postacie, wśród zapadającego już mroku podobne do zjawy rozgorączkowanej wyobraźni.
Z drugiej strony budynku, tuż do samego pomostu podjeżdżają co chwila długie pociągi towarowe i wyrzucają pokotem swój straszliwy ładunek – chorych i rannych...
I tylko dziw, że się to jeszcze gdzieś mieści dotychczas. Cały budynek zresztą zapchany rannymi. Leżą nie tylko na noszach, ale pokotem, wprost na podłodze, bez słomy, na gołych deskach tylko. Zdrowsi tłoczą się po kątach lub siadają na noszach.
Panie z Komitetu w białych chusteczkach na głowie, z opaskami Czerwonego Krzyża na ramieniu, roznoszące żywność i ochotnicza służba sanitarna, z trudem torują sobie drogę wśród tych gromad.
Stopy z trudnością szukają wśród leżących wolnego przejścia, by nie nastąpić na żywe ciało. (...)

[Zofia Guzowska „W obcym mundurze”]

Znałem osobę, która w podczas wojny została kaleką i do końca życia nie odzyskała nerwowej równowagi – widziało się nieustanny strach w jej oczach, jąkała się i zacinała w mowie, po tym jak blisko niej eksplodował artyleryjski pocisk. Miała wtedy 4 lata. Była wtedy przy niej matka, ale nie zapobiegło to ciężkiej traumie. Można sobie tylko wyobrazić, jak wcześniej narastał strach małego dziecka widzącego te wszystkie obrazy wojenne, żyjącego w czasie apokalipsy, wobec której dorośli też pozostają w przerażeniu i dramatycznej bezradności. A dotyczyło to w istocie wszystkich dzieci znajdujących się w obszarze pożogi wojennej.

Opowiadał mi ktoś kiedyś o swoich odczuciach po odwiedzeniu Muzeum Wojny w Manchesterze. Największe wrażenie na tej osobie zrobiła sekcja mówiąca o doli dzieci w czasie wojny. Mając w pamięci dramat tego jednego dziecka, pomnożony milion razy (pewnie za mało), pomyślałem, że ci Anglicy to dobrzy, mądrzy ludzie – przez ich ziemie nie przechodziły fronty, ale wiedzą jak korzystać z lekcji historii.

W Polsce wyczuwa się brak zapału i pieniędzy przy budowie muzeum spóźniającego się o całe dekady. Właśnie uciekło z tego świata ostatnie pokolenie niosące żywe świadectwo. Grozę wojny trudno przekazać przy pomocy wiele razy widzianych wyblakłych zdjęć i zadrukowanej kartki. Nie dbano o to przez kilkadziesiąt lat; teraz, przypuszczam, skwitowane to zostanie pojawieniem się symbolicznej ino placówki w postaci Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Oby to był wielki sukces muzealnictwa trwający przez lata, lecz trudno mi w to uwierzyć widząc niemoc IPN.
Patrzę na to jako kibic, żaden specjalista. Nie rozumiem widać na czym polega zachowanie pamięci i nauka historii. Zawsze spodziewałem się działalności instytutów i muzeów historii współczesnej obejmującej możliwie najszersze spektrum – powinny się one rozglądać się po całym kraju, łapać wszystko co jeszcze żywe, całe i wiarygodne. Chronić to i wychowywać w imię wierności prawdzie.

Z tą wiernością prawdzie jest u historyków w Polsce bardzo różnie. Znaczy oni sami wychodzą na tym bardo dobrze, sprawują najwyższe urzędy w państwie i odgrywają często kierowniczą rolę w placówkach oświatowych. Cwani – zawodowi oszuści. Polegając na prawdzie nie zaszliby daleko, ich siłą jest umiejętność uprawiania propagandy i mówienia tego, co ludzie chcą usłyszeć. Historia z reguły boli, zwłaszcza polska historia. Na cóż taki dyskomfort?

 
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 2000
St. M. Krzyśków-Marcinowski
Nazwa bloga:
Bez liczenia
Zawód:
nauczyciel

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 258
Liczba wyświetleń: 776,918
Liczba komentarzy: 744

Ostatnie wpisy blogera

  • Pięćset plus
  • W tymczasowym szpitalu covidowym
  • Wariacje covidowe

Moje ostatnie komentarze

  • W świecie przyrody, ale nie dla katolika.
  • Mojego interlokutora - nawiązuję do rozmowy wspomnianej w moim wpisie - bardzo drażnią "dzieciory" hałasujące przy trzepaku. - Okna nie można otworzyć, a nawet przez nie popatrzeć, bo zaraz widzi się…
  • W systemie biologicznym jednostka, w tym rodzina, nie ma znaczenia - ogół, zbiorowisko, populacja, społeczństwo i procesy w nim zachodzące owszem.

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Niemieckie manipulacje
  • Hasło "Żydokomuna" w Wikipedii
  • Ekspres Poznań - Wrocław

Ostatnio komentowane

  • St. M. Krzyśków-Marcinowski, W świecie przyrody, ale nie dla katolika.
  • Jabe, Jednostka niczym, jednostka bzdurą.
  • St. M. Krzyśków-Marcinowski, Mojego interlokutora - nawiązuję do rozmowy wspomnianej w moim wpisie - bardzo drażnią "dzieciory" hałasujące przy trzepaku. - Okna nie można otworzyć, a nawet przez nie popatrzeć, bo zaraz widzi się…

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności