O należącym do partii mówiło się partyjny. Było to określenie ogólnie uważane za wstydliwe, nie obnoszono się z nim, zawsze jednak było ono łatwiejsze do przełknięcia od jego synonimu: komunista. Szczebel wyżej od szeregowych komunistów stali sekretarze Podstawowych Organizacji Partyjnych. Zrozumiałe, że dochrapanie się tej funkcji wymagało czasu i właściwego wykazania się w pracy ideologicznej. Tym bardziej zdumiewała mnie ta historia napadu na sowieckiego żołnierza w Legnicy w roku 1970.
Irracjonalność opisanego tu wydarzenia z biegiem lat uległa zatarciu. Okazało się nawet, że postawa życiowa polegająca na trzymaniu w jednej kieszeni kwitów od czerwonych a w drugiej zaświadczenia od proboszcza jest sposobem na sukces, na gwarantowany indywidualny sukces w kraju hucpy.
Dwóch słuchaczy Studium Nauczycielskiego podbiegło z tyłu do żołnierza idącego ulicą. Złapali go za nogi i przewrócili. Zabrali jego czapkę i rzucili się do ucieczki. Nie spodziewali się szybkiego zorganizowania pogoni, a nastąpiło to momentalnie. Ścigani, coraz bardziej przerażeni, biegli przez podwórka i zaułki, pokonując nieprawdopodobnie sprawnie wszelkie przeszkody – najwyższe płoty i mury. Szczęściem udało się im umknąć.
Rozmawiałem na drugi dzień z jednym z nich o tym całym zajściu. Fakt, że, powodowany emocjami, potrzebował się ludziom wygadać świadczył o dalszym ciągu jego naiwności. Nie trzeba było długo czekać, za kilka dni na salę wykładową weszli jacyś cywile, skuli go kajdankami i wyprowadzili. Nie widziałem tego, opowiedziano mi o tym. Dowiedziałem się też o zatrzymaniu tego drugiego chłopaka.
Czy ten sam informator, czy też ktoś inny, pochodzący z tej samej miejscowości co aresztowany, podzielił się ze mną swoim zdziwieniem. Okazało się, że jeden z atakujących żołnierza należał do PZPR i nadto pełnił funkcję sekretarza. Nie mogliśmy zrozumieć jego mentalności godzącej wykluczające się nawzajem zasady. Głupie było i zapisanie się do partii i rzucenie się na czerwonoarmiejca. Wszakże o kolegę martwiliśmy się poważnie - dobry i szczery był z niego gość. Każdy też musi przyznać, że mało znalazłoby się ludzi tak odważnych i szalonych, by zaczepić Molocha.
Wyprowadziłem się wkrótce z Legnicy i jakąś okrężna drogą dowiedziałem się, że autorzy tego „zamachu” wywinęli się z opresji i powrócili szybko na wolność. Nie jestem tego jednak pewien.
Pozostaje we mnie jakaś ciekawość – w jaki sposób sprawę rozstrzygano, jakie było stanowisko dowództwa sowieckiego? Względnie sztywne, czy było to machnięcie ręką i kwalifikowanie tego jako młodzieńczy wygłup? Możliwe, że zbadanie tego przypadku, i jemu podobnych, dałoby ogólne wejrzenie na lokalne relacje polsko-sowieckie w czasach najlepszego prosperowania oficjalnego komunizmu w Polsce i na świecie.
Patrzę jak szybko, dosłownie codziennie, rośnie sterta kłamstwa i fantazji oddzielająca teraźniejszość od prawdy lat minionych.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2831
przepraszam.