Szczęścia chodzą trójkami. W finale piłkarskiej Ligi Mistrzów zagrało w tym roku trzech polskich piłkarzy (i koniec na tym, informacji o tym kto, gdzie, z kim i za ile na temat Lewego, Kuby i Piszczka jest już tak wiele, że człowiek boi się otworzyć lodówkę), co było wydarzeniem bez precedensu. Ku memu zaskoczeniu, sukces ten (jakby nie patrzeć, w głównej mierze "niemiecki" sukces) przebili dziś sensacyjnie polscy tenisiści. Łukasz Kubot, Jerzy Janowicz oraz nasza największa gwiazda (uwielbiana przez nasze media), Agnieszka Radwańska, wygrali dziś swoje pojedynki na wielkoszlemowym Wimbledonie, osiągając solidarnie ćwierćfinał.
Angielskie media mówią wręcz o polskim dniu, podkreślając, że na tym etapie turnieju to właśnie Polska ma najwięcej reprezentantów. Zachwycają się finezją i techniką Agnieszki, wymieniają siłę, entuzjazm oraz talent Janowicza, bawią się tańcząc wraz z Kubotem zwycięskiego kankana (ma on zwyczaj całkiem zręcznego machania nóżkami po wygranej).
Wimbledon w tym roku jest imprezą sensacyjną - rzeź niewiniątek, jaka dopadła faworytów (Szarapowa, Azarenka, Errani, Williams, Tsonga, Nadal, Federer) sprawiła, że marzeniem wcale nie niemożliwym do zrealizowania stała się wizja dwójki Polaków w finale Wielkiego Szlema. Na drodze Agnieszki staje teraz silna i nieobliczalna Chinka Li, jeden z naszych panów na pewno zagra w półfinale (w ćwierćfinale zmierzą się bowiem ze sobą), gdzie prawdopodobnie będzie czekać Murray (Brytyjczyk, gdy wygrywa, Szkot, gdy przegrywa - znamienne).
Niezależnie od ich wyników, już dziś z całą mocą należy podkreślić, jak ogromny jest to sukces. Z całym szacunkiem dla Małysza, Kowalczyk i innych naszych gwiazd sportów niszowych, pod względem konkurencyjności, popularności oraz skali rywalizacji, sportowego marketingu - osiągnięcie trójki naszych tenisistów to wydarzenie dla ojczystego sportu historyczne. Cenniejsze tym bardziej, gdy spojrzymy jak nisko upadł polski sport (a właściwie oklapł razem z panią Muchą).
Szkoda, że jak zwykle, sukces tenisistów będzie przyćmiony małą sympatią wielu polskich kibiców oraz mediów dla Agnieszki (pisałem o tym wcześniej - http://naszeblogi.pl/37903-fenomen-radwanskiej-zalosny-obraz-polskich-mediow). Sam także nie przepadam za Janowiczem (jego styl gry wydaje mi się strasznie zniechęcający), którego "mało grzeczne" zachowanie nie pasuje w mej opinii do tak "dżentelmeńskiego" sportu jak tenis. Ale z drugiej strony przyznaję, że ogrom jego talentu, pracy, wysiłku, zapał i emocje, które wkłada w grę - są godne podziwu. Ma potencjał, aż szkoda Łukasza Kubota, dla którego to już prawdopodobnie jedna z ostatnich szans na zaistnienie w tenisowym środowisku. Odnoszę natomiast smutne wrażenie, że niektórzy polscy dziennikarze i kibice tylko czekają na wpadkę Radwańskiej, trzymając kciuki za panów. To tak, jakbym ja z żalem patrzył na to, że wygrywa Jerzy, bo gdzieś napisałem, że mi się jego styl nie podoba. Z lekka żałosne, prawda?
Tak czy inaczej, warto dzisiejszy dzień zapamiętać, pozwolić sobie na odrobinkę dumy! To coś więcej niż wygranie turnieju skoków narciarskich, dziś mówi o nas cały sportowy świat. Miło. A kto wie, może będzie jeszcze milej?
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 6831
Nigdzie nie napisałem, że nie doceniam wysiłku, polskiej popularności, wkładu, sukcesów Małysza czy Kowalczyk. Ba, sam jestem ich ogromnym fanem. Ale brutalna prawda jest taka, że jeden ćwierćfinał Wimbledonu jest dla sportowego wizerunku naszego kraju osiągnięciem wielokroć większym, niż 5 lat dominacji w niszowej dyscyplinie.
Miło mi słyszeć wokół "Kubot, Radwanska, Janowic" .Tenis jest prawdopodobnie najbardziej popularną i szanowaną indywidualną (!) dyscypliną sportową na świecie - a Wimbledon to jego Mekka, czy to się komuś podoba, czy nie.
ps. A Agnieszka już w półfinale, po, cytując komentatorów brytyjskich, fenomenalnym meczu, cudownej grze. Brawo!
ps2. Przegrana z Sabine Lisicki w półfinale po ogromnej walce, meczu już mniej pięknym. Rozczarowanie ogromne, ale podziw i gratulacje jeszcze większe. Brawo!