Jak Państwo wiecie, mam sąsiada leminga*
– takiego prawdziwego: młodego, wykształconego i aż zza… no z tak daleka, że aż nie pamiętam, skąd zza.
Sąsiad pracuje w Urzędzie, w metrze czyta to, co czytać wypada, głosuje, jak głosować należy, a Smoleńskiem, że zacytuję celebrytę Jakuba Ś. – rzyga.
Relacje nasze są normalne:
mówimy sobie w windzie dzień dobry, do widzenia , a nawet – Wesołych Świąt.
To ostatnie raz do roku – no nie, dwa razy: bo na Wielkanoc też.
Choć w grudniu powiedział mi nie Wesołych Świąt, tylko Szczęśliwych Wyprzedaży, czy jakoś tak ?
30 kwietnia sąsiadowi coś się stało – od rana maszerował po patio, jak wariat:
raz-dwa-trzy-cztery, raz-dwa-trzy-cztery! i tak w kółko (bo my patio owalne mamy).
Zwariował! No zwariował albo się naćpał, czy napił przesadnie.
W tej mojej diagnozie upewniło mnie też i to, że sąsiad-leming ma pewną wadę koordynacji:
maszeruje wg zasady lewa ręka, lewa noga – prawa ręka, prawa noga.
U koni taki ułomny sposób poruszania się nazywany jest inochodem albo, za przeproszeniem – skroczem.
U ludzi nie wiem, jak jest nazywany, ale jak by nazywany nie był – wygląda gorzej, niż fatalnie.
Cholera – leming, nie leming, ale człowieka szkoda!
Zjechałem windą na 2 piętro, zadzwoniłem do drzwi, żeby żonę leminga (leminżkę najprawdziwszą: pracuje w Urzędzie, w metrze czyta, co czytać wypada, głosuje, jak należy, a Smoleńskiem, że zacytuję celebrytę Jakuba Ś. – rzyga) ostrzec.
A ona mi na to zapłakana cała, że nie może patrzeć, jak się mąż tym inochodem katuje, ale nie ma rady, bo od tego ich cała kariera zależy.
Otóż tydzień temu, na leming-party, ktoś puścił poufną informację, że od teraz najważniejszy jest patriotyzm, ale taki nowoczesny w formie i każdy nowoczesny patriota, zamiast chodzić z kijkami po Lesie Kabackim, powinien się spontanicznie 2 maja pod Pałac Namiestnikowski przespacerować i mąż się zaangażował.
To znaczy nawet został zaangażowany, bo podobno w Urzędzie przed długim weekendem powiedzieli, że będą w poniedziałek sprawdzać, czy się ktoś 2 maja nie migał.
To i mąż trenuje, ale mu nie idzie i wygląda to nie na patriotyzm (nawet nowoczesny), ale na sabotaż i dywersję wręcz.
Popatrzyłem z balkonu i taki mi pomysł do głowy przyszedł:
niech mąż szybko sobie gips założy – najlepiej taki nowoczesny w formie: lekki i koniecznie kolorowy i nie tylko na patriotę wyjdzie, ale na bohatera, co mimo kontuzji się dla Ojczyzny nowocześnie poświęca.
Leminżka mało mnie na tym balkonie z radości nie ucałowała, męża zawołała do domu a ja, w poczuciu spełnionego dobrego uczynku, wyjechałem na dwa dni na wieś.
Wracam ci ja do domu, patrzę, a sąsiad leming na ławeczce siedzi, gips kolorowy prezentuje i zadowolony – że hej!
No co sąsiedzie – udało się! Nikt na ten inochód sąsiada krzywo nie patrzył? zagaiłem.
A…. doskonale, doskonale, sąsiedzie kochany!
Zauważyli, docenili i teraz najpewniej – awansują!
No to co – gips już można zdjąć? zapytałem.
A można! Pewnie, że można! – za 6 tygodni. Bo ja, na wypadek, gdyby jakiś podejrzliwiec prześwietlenia zażądał, z balkonu skoczyłem i mam na zdjęciu złamanie i to z przemieszczeniem!
No i nie wiem – mieć wyrzuty sumienia, czy nie mieć?
* http://blog.wirtualnemedia.pl/ewaryst-fedorowicz/post/moj-sasiad-leming
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5659
;)
Nad smutnym losem leminga. hahahahahah
hahahahahahahahahahahahahahahaha
Oczywiście, że wyrzutów sumienia Pan nie powinien mieć. No bo niby dlaczego? A tak swoją drogą to mógł skoczyć na przykład z 33 piętra.Pozdrawiam.
sam chcialem podobnie napisac.
a może mój katolski umysł jest tak racjonalny...że trudno mi w to uwierzyć...
na wieś, byle nie do Ruskiej Budy