Wydawało się, że znamy ten ustrój, żyliśmy w nim doświadczając przewodnej roli partii, czekając na mieszkania „z puli”, ściubiąc na małego fiata i filtrując codzienne kłamstwa dziennika telewizyjnego. Jednak niewielu z nas poznało system od podszewki, a raczej niewielu z tych, którzy naprawdę go poznali, przeżyło.
PRL meblował nam nasze mieszkania i w równym stopniu meblował głowy. Okres stalinowski był w tej narracji okresem – zaledwie – „błędów i wypaczeń”, a fizyczną rozprawę z opozycją lat 40-tych nazywano eufemistycznie „utrwalaniem władzy ludowej”. Nadal wielu Polakom stalinizm kojarzy się jedynie z Pałacem Kultury i Nauki oraz melodyjnymi piosenkami o czerwonym autobusie i spacerze na stare miasto. Gorzkim paradoksem historii jest fakt, że dopiero po dwudziestu latach od końca PRL-u zaczyna przebijać się do świadomości ogółu wiedza na temat rzeczywistych mechanizmów zniewolenia polskiego społeczeństwa przez wschodniego sąsiada.
Nie miejmy jednak do siebie pretensji. Potężny aparat propagandy ciężko przez lata pracował nad stanem naszych umysłów. A jak wiadomo kłamstwo wielokrotnie powtarzane – nawet jeśli w końcu znajdzie zaprzeczenie – żłobi naszą świadomość. Tak często słyszeliśmy i oglądali przekaz o „leśnych bandach”, że łatwo nam wmówić pospolite zbrodnie im przypisywane. Gdy rozmawiam w Nowym Targu na temat Józefa Kurasia, „Ognia” słyszę: - Ale po co zabijał Olka Lindenbergera, który wrócił po wojnie po rodzinny majątek? – Skąd pewność, że to właśnie „Ogień”? – pytam. – A któżby inny? – pada odpowiedź.
Jak bardzo zależało komunistycznym inżynierom od historii na jej zakłamaniu najlepiej świadczą wysiłki totalnego zacierania śladów zbrodni. Polscy bohaterowie oporu przeciw władzy sowieckiej nie mieli prawa do pogrzebu i własnych grobów – chowano ich w nieoznaczonych wspólnych mogiłach, na dodatek chowano często pohańbionych – w niemieckich mundurach. Do dziś nie wiadomo gdzie jest grób Józefa Kurasia, choć zmarł w nowotarskim szpitalu - w następstwie samobójczej rany postrzałowej.
Na tym nie koniec. Oddajmy głos Jackowi Pawłowiczowi z IPN: Kiedy już ich wymordowali, skazali ich na śmierć po raz drugi kłamstwami, obelgami i milczeniem na ich temat. Nie wolno było o nich mówić, nie wolno było o nich pisać, a jeżeli już - to tylko tak, jak o bandytach. Zaś z drugiej strony powstawała w PRL-u bogata literatura sławiąca tzw. „utrwalaczy władzy ludowej”. Nie było przecież dziełem przypadku, iż wielu zasłużonych dla władzy siepaczy skierowanych zostało „na odcinek kultury”. Mogę sobie łatwo wyobrazić tę rozmowę: - Towarzyszu, byliście świadkiem historii, trzeba to opisać.” I tak zostawali literatami i redaktorami ludzie tacy jak Władysław Machejek*, Jan Gerhard**, Zbigniew Domino, Bruno Miecugow i inni.
Jako dziecko byłem nakłaniany do czytania tego rodzaju książek (mniej lub bardziej strawnych) i oglądania powstałych na ich podstawie filmów. Nieźle próbowano mi namieszać w głowie. A później, już w wolnej Polsce, gdy te śmieci próbowałem z głowy wyrzucić, usłużni propagatorzy wersji PRL-soft starali się mnie przekonać, że nadmierne zainteresowanie historią to jakaś typowo polska, zaściankowa cecha, że lubujemy się w wykopkach zamiast budować konsumpcyjny ład, a w ogóle to WYBIERZMY PRZYSZŁOŚĆ. Zapominali tyko dodać, czemu ma służyć zbiorowa amnezja, a służyć miała przykryciu ich oraz ich rodziców haniebnej roli w kształtowaniu naszej historii i zagwarantowaniu dalszej "przewodniej roli".
Dziś Polska dojrzewa do odrzucenia matactw i poznania prawdy o sobie. Ustanowiony przed dwoma laty przez Sejm Dzień Żołnierzy Wyklętych okazał się w tym roku wielkim sukcesem środowisk patriotycznych, propagujących wolną od zakłamania wersję powojennego oporu przeciw komunizmowi. To wielki osobisty sukces – niestety pośmiertny – inicjatora tej rocznicy szefa IPN dra Janusza Kurtyki i Współpracowników. Dzięki niemu coraz powszechniej daje się słyszeć zbiorowo skandowane: CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM! Dzięki takim jak on przytłumione są dziś głosy relatywizujące zasługi Żołnierzy Niezłomnych, a reakcję Gazety Wyborczej cechuje spłoszenie i konfuzja. Redaktorom GW wymowa tego święta nie jest na rękę.
Na koniec uwaga niepoprawna politycznie: Obchody Dnia Żołnierzy Wyklętych udało się zdystansować od bieżącej polityki. Były to obchody o charakterze państwowym – z asystą żołnierzy Wojska Polskiego – choć brakowało uczestnictwa premiera rządu. Prezydent Komorowski oraz minister obrony narodowej Siemoniak w obchodach zaznaczyli swoją obecność. Prezes Kaczyński zajął tym razem miejsce w drugim szeregu. Takie gesty trzeba doceniać.
*Władysław Machejek (ur. 25 lutego 1920 w Chodowie k. Miechowa, zm. 21 grudnia 1991 w Krakowie) – pisarz, publicysta, poseł na Sejm PRL II, III, IV i V kadencji.
W czasie wojny współorganizator Gwardii Ludowej i Armii Ludowej. Po wojnie, jako sekretarz powiatowy PPR w Nowym Targu.
Był redaktorem naczelnym: w roku 1945 "Głosu Pracy", w latach 1946-1948 "Echa Krakowa", w roku 1950 "Dziennika Literackiego", a w okresie 1952-1989 "Życia Literackiego". Działacz komunistyczny, członek PZPR, był posłem na Sejm czterech kadencji. Pomimo tego drukował pisarzy objętych cenzurą, takich jak Czesław Miłosz. W 1983 wybrany w skład Krajowej Rady Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej.
**Jan Gerhard, właśc. Wiktor Lew Bardach (ur. 17 stycznia 1921 we Lwowie, zm. 20 sierpnia 1971 w Warszawie) – pułkownik Ludowego Wojska Polskiego pochodzenia żydowskiego, uczestnik francuskiego ruchu oporu, pisarz, dziennikarz i publicysta. Od 1969 poseł PZPR na Sejm PRL V kadencji z okręgu z siedzibą w Krośnie.
Ukończył III Państwowe Liceum i Gimnazjum im. Króla Stefana Batorego we Lwowie. Przed wojną był członkiem prawicowej organizacji syjonistycznej Bejtar. Od 1940 w wojsku polskim we Francji. W okresie wojny uczestnik francuskiego ruchu oporu. W latach 1945–1952, żołnierz Wojska Polskiego. Był m.in. dowódcą 34 Pułku Piechoty biorącego udział w Akcji "Wisła" w Bieszczadach. Według świadków z 34 Budziszyńskiego pułku piechoty, Gerhard zlecił np. wykonanie publicznej egzekucji ciężko rannego UPA-owca ujawnionego w czasie akcji przesiedleńczej na wozie ewakuowanej rodziny ukraińskiej. Z jego rozkazu zlikwidowano też na miejscu bez sądu innych ujętych członków UPA[1].
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 10789
Człowieka który chwali sie wujkiem wykupionym za pierścionek z NKWDowskiego więzienia - jakby pluł nam w twarz swoją naiwnością (że mu w to uwierzymy)?
Nie ma zgody i uznania dla Komorowskiego choćby nie wiem jak chciał naiwniaków do siebie przekonać (I jak widać niektórych przekonuje skutecznie).
dot.Prezydent Komorowski oraz minister obrony narodowej Siemoniak w obchodach zaznaczyli swoją obecność. Prezes Kaczyński zajął tym razem miejsce w drugim szeregu. Takie gesty trzeba doceniać.
Pan sobie odnotowuje, a on Panu wprowadzi ustawę o stanie wojennym w sieci.
Pan uzna że był gdzieś tam i coś powiedział, a on Panu podpisze ustawę emerytalną.
Pan musi mu przyznać a on podpisze ustawę o pomocy dla naszych sił porządkowych z Federacją Rosyjską.
Pan z gór a on z Putinem uzna że nie państwo Polskie zdało egzamin w Smoleńsku.
PS.Ja bym nawet się nie dziwił, gdyby ten post wisiał na onecie a nie tu.. Tylko wstyd tu twarz pokazywać pod takimi komentarzami. Co zresztą, w pewnym sensie, Pana tłumaczy.
Bierut chodził w procesji, Gomułka był z ludem pracującym miast i wsi, Gierek walczył by Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej, Jaruzelski pozwolił mówić o dzielnych AKowcach (których przywódcy i politykierzy londyńscy wywiedli w pole), Kwaśniewski chciał odznaczyć pośmiertnie Pużaka, a Komorowski złożył chołd Dmowskiemu. Dostrzega Pan wspólny mianownik?
To żenujące co Pan tu wypisał.
W moim środowisku, które się panu tak nie podobało w którymś z komentarzy do moich wpisów, środowisku przedwojennych oficerów WP, dziadków ułanów, którzy sie uratowali w latach II wojny, wyrzuconych z pracy po 1948 roku, Matki, wyrzuconej ze studiów w 1951 r. za "ojca oficera sanacyjnego" (w dokumentach IPN!) i więzionej przez rok w 1961/62 za kontakty z "Kulturą" paryską, zwalnianej z pracy w PRL za pcohodzenie, Ojca, który widząc co się święci, sam się zwolnił z z pracy w 1950 bodajże roku i przez 6 lat wydawał bez etatu dzięki kontaktom przyjacielskim pisemko muzyczne - naprawdę w moim środowisku nikt nie mial co do NICZEGO żadnych wątpliwości. To pan pisze: my, mówiąc o oszukanych Polakach. Wy może tak.
Natomiast Pani dedykuję zdanie: Jednak niewielu z nas poznało system od podszewki. Pani się do tych nielicznych zalicza, ja - nie. Dorastałem na prowincji jako syn niewykształconego prywaciarza - chociaż i jego wyrzucono z pracy w 1948. Pozdrawiam.
Z 10 mln ludzi "Solidarności" mało kto nie orientował się czym jest ten system. Ale widocznie byli i tacy.
Powinienem był raczej wyjaśnić dlaczego nie do przyjęcia jest opinia autora dotycząca Komorowskiego. Chodzi o jaskrawą sprzeczność pomiędzy wizerunkiem, dzięki któremu cieszy się zaufaniem 70% Polaków, a rzeczywistością. Ta rzeczywistość to cały łańcuch dziwnych aktywności tego człowieka w ciągu ostatnich 30 lat, wzmianki, o których pojawiały się gdzieś na obrzeżach przekazów, nie wywołując jednak zainteresowania mediów głównego ściegu, a tym bardziej dyskusji. Wymienię hasłowo tylko niektóre, kto chce niech sobie wygoogla resztę:
- Dziadzia
- fryzjer z Jaworzna
- bank Palucha
- kadra MON i WSI w kolejnych rządach
- przetargi
- Szeremietiew
- raport z likwidacji WSI
- afera marszałkowa
- prowokacja gruzińska
- zbrodnia smoleńska
- przejęcie kancelarii Prezydenta
- ustawa medialna
- Ossowo
- ludzie prezydenta
- kadry
- odwrót od polityki Jagiellońskiej i powrót do klientyzmu
- tajne spotkania z Patruszewem
- Tobiasz
- projekty BBN
- Baran u wilka
Niemal każdy z wymienionych tematów oddzielnie powinien zredukować zaufanie do Komorowskiego poniżej poziomu fluktuacji, a co się dzieje? Przygotowuje się kolejną roszadę rządzących z Komorowskim w roli następcy Tuska bądź namaszczającego następcę.