- funkcjonariusz KGB (1975--1990)
- szef FSB (1998--1999)
- premier Rosji od 8. sierpnia 1999 do 7. maja 2000
- pełniący obowiązki prezydenta Rosji po rezygnacji Jelcyna 31. grudnia 1999
- od 26. marca 2000 do 7 maja 2008 dwie kadencje prezydenta Rosji
- od 8. maja 2008 do 6. maja 2012 urząd premiera
- od 7. maja 2012 pełni ponownie rolę prezydenta Rosji
Bandyta, któremu podają rękę wszyscy możni tego świata a prezydent mocarstwa obiecuje "elastyczność".
Piajne czasy Jelcyna i tym się charakteryzowały, że bardzo wielu funkcjonariuszy KGB, często zwykłych mordeców, poszło w odstawkę. Nikt nie wie ilu ich było ale wiadomo, że były ich tysiące...
Ale i ci, którzy zostali, zrozumieli, że KGB przemianowana na FSB przestała bronić Matiuszki Rassiji a zaczęła być używana do niszczenia zarówno wewnętrznej opozycji, dziennikarzy jak i niekochających już władzy biznesmenów, którzy stali się miliarderami w wyniku bandyckiej "prywatyzacji", która nie była niczym innym niż grabieżą.
Jednym z nich był Aleksander Litwinienko. Poszedł do Putina, szefa FSB i... I zrozumiał swój błąd. Uświadomił sobie, za późno, że to właśnie on, Putin, jest faktycznym szefem bandytów mordujących dziennikarzy, polityków i wszystkich, którzy zagrażali mu w jakikolwiek, realny, sposób.
Dziś nikt nie ma już wątpliwości, że za serią zamachów wstrząsających Rosją stało FSB, stał osobiście Putin, który piął się do władzy na trupach własnych obywateli, zrzucając jednocześnie odpowiedzialność na czeczeńskich terrorystów...
Kiedy oczy całego świata zwrócone były na Irak, Putin, w ramach tak zwanej Drugiej Wojny Czeczeńskiej, dokonywał faktycznej eksterminacji tego narodu. Wymordował co najmniej dwieście pięćdziesiąt tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci. Bezkarnie, przy milczeniu ślepego i głuchego świata...
Jednocześnie zapadały wyroki śmierci na wszystkich byłych agentów KGB/FSB, którzy nie chcieli wykonywać rozkazów bandyty. W tym na Aleksandra Litwinienkę, ale nie tylko...
Litwinienko został otruty radioaktywnym polonem w Londynie przez innego agenta FSB, Andrieja Łukawoja. Łukawoj nie działał jednak sam. Do londynu przyjechało trzech morderców...

Pan Łukawoj przyjechał na robótkę z kilkuletnim synkiem co wiele o nim mówi. Przyjechał jako biznesmen, człowiek niezwykle rodzinny...
Litwinienko umierał w potwornych męczarniach przez ponad dwadzieścia dni. Pech. Zdążył, przed śmiercią, napisać list otwarty do Putina oskarżając go bezpośrednio o wielokrotne morderstwo. I, drugi pech, lekarzom udało się wyjaśnić przyczynę nieznanej choroby dysydenta, na dwie godziny(!) przed jego śmiercią.
Gdyby umarł wcześniej, no, tak jak powinien, nigdy nie udało by się wyjaśnić przyczyn jego zgonu. A także, pośrednio, przyczyn wielu innych niewyjaśnionych nigdy zagadkowych chorób, na które umierali nieposłuszni Rosjanie...
A pan Łukawoj wrócił przez nikogo nie niepokojony do Rosji, dorobił się gigantycznego majątku, zakładając agencję ochrony zatrudniającą byłych agentów i żołnierzy specnazu, mającą stałe zlecenia...
Później został deputowanym i czynnie uczestniczył w pisaniu bardzo ciekawych ustaw. M. in. na ich mocy państwo rosyjskie może dziś, zgodnie z bandyckim prawem, "eliminować" wszystkich, których uzna za terrorystów, na całym świecie...
A wielokrotne żądania wysuwane przez Brytyjczyków, ekstradycji mordercy, główny bandyta-Putin, zbywa śmiechem bo... Bo rosyjska konstytucja zabrania ekstradycyji z Rosji obywateli rosyjskich.
Działanie zgodne z prawem jest wszak bardzo ważne dla pana Putina...
Pytanie, czy świat oszalał? Jest, w tym kontekście, wielce zasadne. Jaką cenę są zdolni zapłacić politycy "demokratycznego" Zachodu, dla uwiarygodniania patologicznego mordercy?
Czy bezkarne zamordowanie polskiego prezydenta i polskiej generalicji w smoleńskim błocie też się w tę cenę wpisuje?
Wszystko wskazuje na to, że tak.
Ale jeśli tak, to Zachód powinien sobie wreszcie uświadomić, że kresem tej i takiej "polityki" musi, wcześniej czy później być wojna.
Nie, nie ta i taka, która toczy się codziennie w dyplomatycznych gabinetach...
Przy milczeniu świata, na Wschodzie powstaje nowy-stary potwór. Bezwzględny. Taki, który nie cofnie się przed niczym.
Ma w tej materii wspaniałe, wielowiekowe tradycje.
A przyjaciółmi pana Putina, tu nad Wisłą są między innymi najwyżsi przedstawiciele państwa polskiego z panem prezydentem na czele...

Pan premier pozostanie już na zawsze w uścisku bandyty...
A to ścierwo z Biłgoraja uważa za zaszczyt fakt, że pił wódkę z panem Putinem...
Albo zrobimy tu, u siebie porządek z tym szaleństwem teraz, albo nasze dzieci i wnuki będą pariasami, podludźmi skazanymi na eksterminację. Zwierzyną, na którą się poluje z braku tygrysów na Syberii...