O ile późną zimą 2008 roku można było jakoś tam kontestować nagłą chęć Donalda Tuska do przystąpienia w trybie ekstraordynaryjnym do strefy euro, o tyle nagły nawrót premiera do tego pomysłu podczas przedwczorajszej wizyty w Brukseli musi budzić co najmniej zdziwienie. Napiszę więcej – niepokój.
Przecież w kraju od roku 2008 nic w sferze gospodarki nie posunęło się do przodu. Nie poprawiły się żadne ze wskaźników ekonomicznych na tyle, by osiągnąć wartości z końca roku 2007. Co więcej – kraj osiągnął zadłużenie oscylujące w granicach jednego biliona złotych, a spłata samych tylko odsetek od zadłużenia zagranicznego wynosi w skali roku ponad 42 mld złotych.
Nadal w przeliczeniu PKB na jednego mieszkańca zajmujemy 23 miejsce w Unii Europejskiej, a w dziedzinie tak istotnej jak innowacyjność gospodarki – miejsce 24.
Rząd nie zaproponował na arenie unijnej ani jednego rozwiązania, które uwzględniałoby strukturę naszej gospodarki. Wprost przeciwnie – poparł pakiet klimatyczny, który drastycznie bije w polską gospodarkę, a ostatnio odpuścił temat „patentu europejskiego”, który uderzy już niedługo w polskie firmy.
Przecież dla każdego myślącego zdroworozsądkowo nie może być argumentem mityczna i kompletnie nie mająca przełożenia na sytuacje gospodarczą Polski „ nasza obecność przy stole” jak to próbuje nam wmówić propaganda rządowa. Takim argumentem nie może też być twierdzenie, że Polska będzie miała słabszą pozycję przetargową w rozdziale środków unijnych, bo jedno z drugim nie ma nic do rzeczy – to zwyczajna nieprawda.
W tak skrajnie niekorzystnych okolicznościach jedyną szansą na odbicie się od dna jest szeroko rozumiany eksport. Do tego musi dojść drastyczne wprost zwiększenie nakładów na innowacyjność w każdej dziedzinie przemysłu, która rokuje spore szanse na szybki rozwój. To nie może być pomoc koncesjonowana przez armię urzędników - musi to być pomoc bezpośrednia, wsparta działaniami placówek naukowo-badawczych współfinansowanych przez państwo. To nie wszystko – potrzebna jest jeszcze własna waluta jako stymulator eksportu.
Dlaczegóż więc Donald Tusk traci rozum i na siłę chce Polskę wepchnąć w objęcia euro ?
Odpowiedź wydaje się być trywialna.
Przystąpienie do strefy euro pozwala na zaciągnięcie kolejnych, gigantycznych kredytów z Europejskiego Banku Centralnego. To zaś pozwoli ekipie Donalda Tuska zachować władzę na kolejne lata poprzez „zakotwiczenie” personalne w strukturach UE. Wejście do strefy euro, to kolejne stanowiska nie tylko w Brukseli, ale i w jej instytucjach finansowych, do których jak do tej pory ludzie Tuska nie maja dostępu. Dodajmy do tego, że te stanowiska nie są wybieralne w powszechnych wyborach. Jest więc się o co bić, gdy w grę wchodzi ok. 500 dobrze płatnych i w zasadzie dożywotnich posad.
Dzwonki na alarm biją od dawna. Dziś zaś słyszymy Dzwon Zygmunta z Wawelu.
Jak to możliwe, że w Polsce – największym miejscu budowy w Europie – nie dość, że nie spada bezrobocie, to jeszcze spada drastycznie tempo wzrostu gospodarczego ?
Pokażcie mi jakikolwiek kraj na świecie, gdzie utopiono w ciągu 4 lat w inwestycje 250 mld zł bez poprawy sytuacji gospodarczej. Przecież takie pieniądze powinny „zdmuchnąć” efekty kryzysu w Polsce jak przysłowiowa „Cathrina” !
Ostatnio Rostowski podpiera się Wiplerem, a Wipler nie wiadomo czym.
Przekaz jest prosty – ogłoszony na stronach PO – zarządów PO stworzono prawie milion miejsc pracy. Niech to będzie prawdą.
Nie znaczy to jednak, że rynek pracy zwiększył się o owy milion.
Tylko w tym roku upadło ponad 10 tys. sklepów małopowierzchniowych. Upadło ponad 2000 firm. Nie chce mi się szukać ile firm upadło od czasu przejęcia władzy przez PO. W jedno jednak wierzę – zatrudniono ponad 120 tys. nowych urzędników, na których pensje składają się podatnicy w całej Polsce i to podwójnie.
Pierwszy raz odprowadzając podatki do budżetu państwa, a drugi raz do budżetu samorządu.
Wzrost gospodarczy ?
Rostowski sumuje kolejne lata i wyszło mu, że to ok. 18 %.
Ja zsumowałem sobie inflację za ten okres czasu i wyszło mi, że wyniosła ona 16 % (CPI – konsumencka) przy sumarycznym 35-cio procentowym wzroście cen energii i paliw. To są prawdziwe koszty „wzrostu” gospodarczego.
Przyznam, że nie jestem entuzjastycznym liberałem gospodarczym. Nie znaczy to jednak, że kwestionuję zasady umownie mówiąc - wolnego rynku.
Parę słów na temat tak zachwalanego przez koalicję budżetu na rok przyszły.
Nie mam zamiaru powtarzać tego, że ten budżet jest nierealny, bo jest oczywistym, że w tak chwiejnych czasach wszelka nowelizacja budżetowa nie powinna nikogo dziwić. Nawet opozycji parlamentarnej. Tym niemniej sporej części komentatorów i polityków umyka istota , czy też filozofia tego przyszłego budżetu.
Największym złem, czy też największym zaniechaniem tego budżetu jest pozostawienie jego najtrudniejszej - a zarazem najbardziej wymagającej zmian – części.
Chodzi o tzw. „wydatki sztywne”.
Wydatki sztywne to takie, które wynikają z innych ustaw i ponoć nie da się ich zmniejszyć.
Czyżby ?
W budżecie po stronie kosztów jest zapisana pozycja – różne rozliczenia – 83 mld zł !!!
Co się pod tym kryje ?
Ano… niektóre pozycje:
dopłaty do paliwa rolniczego -700 mln zł,
dofinansowanie programu stypendialnego, w tym wyprawkę szkolną - ponad 800 mln zł,
wsparcie na rzecz demokracji i społeczeństwa obywatelskiego -100 mln zł,
ubezpieczenie upraw rolnych i zwierząt gospodarskich - 100 mln zł,
radosną szkołę - 100 mln zł,
biopaliwa - 400 mln zł,
czartery samolotów zewnętrznych - 8 mln zł.
Koszt utrzymania Kancelarii Sejmu - 400 mln zł,
centrów kultury i sztuki - ponad 200 mln zł,
KRUS-u - 15000 mln zł ( piętnaście mld zł).
Nie twierdzę, że to wszystko jest niepotrzebne. Tym niemniej jak nastały ciężkie czasy, to trzeba się temu przyjrzeć.
Oczywiście za tym wszystkim stoją urzędnicy i to w większości zatrudnieni przez obecną władzę.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 7401
Dla mnie lepszym określeniem jest "niespełna rozumu".
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Tak więc pisząc o kontestowaniu piszę o realnej groźbie wprowadzenia Polski do korytarza EERM-2.
Na szczęście stało się inaczej.
Pozdrawiam
Jaka niby błędna diagnoza.
Przecież piszę wyraźnie, że przyjęcie euro jest skrajnie niekorzystne dla Polski.
Pozdrawiam