Mieszkam w miasteczku na końcu świata, albo na początku ,w zależności od kąta widzenia. Wiele się tu rzeczywiście kończy i wiele rozpoczyna, chociaż niewielu zdaje sobie z tego sprawę.
Niegdyś rosła tu mocarna puszcza , meandrowały przez nią rzeki, mieszkały wśród niej zwierzęta pospołu z osadnikami. Po błotach taplały się i łosie i ludowe dziwożny.
Tu niejako w naturalny sposób kończył się zakres oddziaływania Rusi i zaczynała Polska, wyniosłym Sandomierzem, zaraz za Wisłą.
Stosunkowo niedaleko, bo na wschodzie zaraz za puszczą, przebiegała granica ziem polskich utraconych na rzecz Rusi po katastrofie Mieszka II , a nie odzyskanych przez Kazimierza Odnowiciela.
Była tu więc przez historyczny moment „ziemia niczyja”, miejsce niezwykłe i barwne.
Obszarem , na którym teraz sennie mruczy miasteczko, przeciągały tatarskie watahy , przedzierali się Rusini , Szwedzi i inni najeźdźcy.
Wśród grzęzawisk rozlanych między Wisłą a Sanem na wybrzuszeniach prastarych wydm przeróżni przybysze zakładali osady .Z różnych powodów zapewne. Myśliwi, uciekinierzy, skazańcy, jeńcy, drwale i przemysłowcy, ci pomniejsi od wypalania węgla drzewnego, czy wyrobu mazi i ci z większymi ambicjami, jak choćby zakładacze hut szkła czy żelaza.
Wszystko to jednak , więc i ludzie, i ich codzienność, w miarę upływu czasu tak bardzo wtopiło się w puszczański krajobraz, że pamięć o przeszłości wygasła prawie zupełnie. Jej płodnych ziaren nie ma ani w pismach ani w opowieściach. Tym bardziej, że i puszczy już nie ma. Nawet legendy tu milczą. Co do nich jednak, to bez większego trudu można by niektóre odświeżyć i nawet zbeletryzować , jak chociażby tę o ruskich kniaziach pochowanych pod kościołem w Cmolesie...
Teraz niekiedy tylko regionaliści odnajdują ślady nowszych już traktów przez las niepewnych dat i wydarzeń, mniej zarosłych zielskiem niepamięci, ale i im nawet umykają czasem sprawy niematerialne, ulotne a godne zastanowienia ,jak chociażby ta, iż tędy właśnie do dzisiaj jeszcze przebiega granica kresowej polszczyzny. Tu wygasają charakterystyczne dla naszych dawnych Kresów gwaryzmy. Tędy kreśli się ostatni krąg przenikania kultur, polskiej i ruskiej ,i tu właśnie można dostrzec jego ostatnie echa.
Jakże ważnym, a zapomnianym zupełnie przez wszystkich prawie, jest także udział Kolbuszowszczyzny w pierwszym polskim zrywie narodowym, w obronie wiary i niepodległości, jakim była Konfederacja Barska. Wszak na tym terenie toczyły się zwycięskie walki Konfederatów.
Tu przeciw wojskom rosyjskim wystąpili między innymi Kazimierz Pułaski ( którego dotąd czczą Amerykanie, a o którym, poza podręcznikowymi wzmiankami ,my raczej nie chcemy pamiętać...) i charyzmatyczny kapelan, legendarny ksiądz Marek , duchowy przywódca Konfederacji .
Śladami po tamtych zdarzeniach są chociażby- zapiski o spalonym wówczas kolbuszowskim pałacu i kapliczka wzniesiona na miejscu bitwy obok kościoła w Majdanie Królewskim.
Konfederacja ta ( czyli powstanie, jak się je dawniej określało), niechętnie wspominana w latach PRLu, a i dziś uznawana za „kontrowersyjną” była wielką manifestacją polskich wartości i jeśli pamiętamy o powstańcach listopadowych czy styczniowych, a nawet partyzantach Zaliwskiego, to jak możemy nie oddawać hołdu tym ,którzy pierwsi wystąpili zbrojnie przeciw zniewoleniu? Może i kontrowersyjnych nawet , ale wielce zasłużonych, bo to na zasiewie ich krwi wyrosły kolejne wspaniałe pokolenia polskich patriotów.
Postacią wyjątkową tamtej epoki a dzisiaj wzgardliwie przemilczaną, był niewątpliwie Ksiądz Marek Jandołowicz.
Ten karmelitański mnich uważany przez wielu ówczesnych mu za świętego, otaczany był tak wielką estymą, że kiedy w 1799 roku, w wieku dziewięćdziesięciu lat zmarł i został pochowany pod kościołem Karmelitów w Horodyszczu obok Zasławia jego grób natychmiast stał się celem licznych pielgrzymek i kultu ,które nie ustały nawet po zmianie klasztoru przez rosyjskich najeźdźców w cerkiew prawosławną...
O Konfederacji napisano tak wiele, że wystarczy sięgnąć ręką do półki bibliotecznej ( co prawda niestety głównie do dzieł wydanych przed rokiem 1939), że nie będę się powtarzał opisując Ją powtórnie.
O inne „ miejscowe ciekawostki”, a jest ich garść niemała zahaczę może innym razem, bo mimo pozorów kulturowej jałowości tych terenów, tropiciel odnaleźć tu może ślady dawnych niezwykłości, chociażby w rysach ludzkich...
Tu osadzano przecież jeńców - Tatarów, Turków, Szwedów...Tu nie tak daleko od Kolbuszowej grasował Szela...Tu tworzono wyjątkowej urody meble, cenione niegdyś w całym europejskim świecie... Tu w latach 40-tych XVIII wieku książę Janusz Sanguszko wygrał zakład jadąc saniami w majowym upale na mszę do kościoła , po soli , rozsypanej na podobieństwo śniegu...
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1979
o ziemi, jej dziejach -
Opowiadaj dzieje, które nie w księgach, ale zapisane w ludziach i czynach. W pasji odkrywania.
Bardzo Panu dziękuję. A gdyby tak fotografią unaocznić? Hę?
Dobrze, spróbuję w przyszłości :).