8.
„ Ludu , mój ludu sponiewierany
Budujesz ciągle mogiły, krzyże –
Aż na różaniec Pan łzy twe naniże,
I sam obmyje piekące rany ! „
( Epitafium z cmentarza w Stanisławowie )
Lubię iść przed siebie przez szare od deszczu pola, kiedy ziemia z niebem stapia się w tej szarości i wszędzie jest jednakowo daleko. Zaczyna się wtedy marzyć o domu, jego przytulnym cieple i niedocenianej zwyczajności. Wraca się z tej wędrówki zziębniętym i wchodzi w wytęsknioną bajkę, która przez pierwszych parę minut wydaje się być rajską plażą.
Potem niestety znowu w człowieku zaczyna dochodzić do głosu malkontent i poczyna popatrywać w kierunku okna, aż wreszcie przysiada przy nim i przylepia nos do szyby…
Tak przynajmniej było, w niewyobrażalnej dziś dla młodych, epoce przedtelewizyjnej , przedkomórkowej i przedinternetowej łącznie.
A wyobraźcie sobie , że jeszcze nie tak dawno życie skupiało się w kuchni . W bezpieczeństwie ciepłego pieca chlebowego i iskrzących fajerek. W zapachu gotujących się potraw. Wśród dobrych słów wypowiadanych bez wysiłku.
Przez gęsto zaparowane szyby zaglądały drzewa i bezkresna przestrzeń z za płotu. Czasem przychodził krasnoludek ,sąsiad lub święty Mikołaj. Czasem dziadek zabierał nas na spacer po swojej młodości, a babka wciskała w spoconą dłoń pajdę razowego chleba posypanego cukrem i skropionego śmietaną .Na polach kołysały się łany makowych kwiatów, a w konopiach łapało się szczygły , po drogach zaś jeździło tyle wozów lub samo sań, co teraz aut... W dodatku jeszcze nie tak dawno świat był całkowicie zrozumiały .
Tu muszę powiedzieć przede wszystkim właśnie młodszym :
Żyję ,jak spostrzegam, w momencie wielkich przełomów, niebywałych zmian . Począwszy od tych drobnych, jak zmiany gustów w sztuce, muzyce, literaturze, obyczajowości, przez stronienie większości od piętnowania ewidentnego zła , wręcz barbarzyńskich zapisów prawnych ( jak choćby morderstwo - zwane wyciszająco – aborcją ), oportunistyczne przytakiwanie destrukcyjnym poglądom na rodzinę, seksualność, naród , państwowość, ojczystą historię i większość wyższych wartości.
Dalej idzie bełtanie pojęć, w miejsce ich precyzowania ( vide – „tolerancja” ), chaos nazewniczy i utrudnienia komunikacji międzyludzkiej ( myślę tu choćby o powszechnej nierzetelności mediów – przekaźników informacji ), przy niespotykanych dotąd technicznych możliwościach jej ułatwiania.
Nota bene ten rozwój techniki bardzo ułatwił życie, jednocześnie jednak spłycając to, co w nim najważniejsze dla człowieka.
Mój przyjaciel Jerzy, o którym pisałem w jednym z wieczorów „Księgi lampy naftowej”, jeszcze w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku, twierdził, że wraz z powszechną elektryfikacją skończyły się i normalność, i kultura.
I coś w tym stwierdzeniu jest zastanawiającego, mimo pozorów jego absurdalności.
Rozwój techniki , który był fetyszem dla komunistów, a jest po części i tym samym dziś dla europejskich liberałów ( którzy są w gruncie rzeczy trockistami, czyli socjalistami jak stalinowcy, tylko inaczej :) niejako uświęcił i uwypuklił przerost formy nad treścią.
Zachwyt dla techniki, to w gruncie rzeczy zachwyt dla narzędzia.
Swoista modlitwa do młotka.
Którym można wykonać co prawda arcydzieło sztuki rzeźbiarskiej, ale najczęściej służy on jednak tylko do wbijania gwoździ.
Słowem w wyniku tego, co się stało straciła swą wyjątkowość Treść, za to zyskało na znaczeniu to, co tej treści winno być podległe, co pełni wobec niej rolę służebną.
„Praca” wysforowała się przed Sens - i to prawie we wszystkich dziedzinach ludzkiej działalności, nie tylko w „sztuce”.
Dokonały się również za mojego życia krańcowe zmiany w społeczeństwie, w ustroju ( z kapitalizmu, przez socjalizm, do postsocjalizmu), w Kościele - przed i posoborowym, gospodarce, uprawach, hodowli zwierząt gospodarskich , które prawie już całkiem wyginęły…
Ale o tym potem i by nie zgubić się teraz całkiem w dygresjach wróćmy na chwilę do podstawowego wątku : do historii.
Gdy więc brakło mi przestrzeni pól, chodziłem po cmentarzach - parkach. Wielkiej Księdze Polskiej Pamięci. Jej obszary leżąc na peryferiach hałasów codzienności sprzyjały wyciszeniu, a ta refleksji. Uczyły także estetyki.
Przy cmentarzach zatrzymam się teraz dłużej, bo przecież pora ku temu. Listopad wiatrem hałasuje po ulicach jak górski potok , a przeszłość raz do roku przynajmniej widzimy wyraźniej, bo rozjaśnioną światłem naszej refleksji, i jak na razie żaden tam, obcy nam halloween jeszcze tego nie zaciemnia.
Jeszcze zamiast udawać rozpasane upiory, odwiecznym obyczajem dzieci idą z rodzicami na groby, by pokłonić się swym przodkom i zadumać się nad sprzecznymi wartościami: mieć i być. Nad światem ludzkim i Boskim.
Jak długo jeszcze, nie wiem.
cdn
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1684
Dziś te wyjścia na groby z rodzicami są najczęściej połączone z opróżnieniem toreb z zakupionych zniczy i stroików iglastych. Potem spieszne wyjście z cmentarza bo trzeba jeszcze zdążyć na inne groby, a ruch na drogach taki duży...
Nie spotykam już w miejskich nekropoliach tych rozmów o zmarłych i czasu zadumy. Jest przecież tyle innych tematów. No chyba, że po okresie okresie Wszystkich Świętych.
A tak na marginesie - kiedyś przy powrotach widziało się nad cmentarzami łuny czerwieni z zapalanych zniczy, bo nie było przykrywek nad płomieniami. Ten widok był dla mnie jak memento: dziękujemy Ci za odwiedziny i pamięć!
Na koniec zacytuję Marka Twaina, który twierdził, że:
„Wiele jest zbędnych wydatków. Na przykład mur cmentarza. Nikt z stamtąd nie może wyjść, nikt z zewnątrz nie chce wejść.”
Jutro 29 października będziemy obchodzić 401 rocznicę Hołdu Ruskiego ;-)