Wyniszczony straszliwą hekatombą II Wojny Światowej naród budował nową, socjalistyczną ojczyznę. Tyle, że naród nie całkiem cały...
Obaj zbrodniarze, Hitler i Stalin, zaplanowali całkowite rozwiązanie kwestii polskiej. Obaj wiedzieli, że aby naród zniszczyć, znieprawić, wykorzenić i ostatecznie unicestwić trzeba zlikwidować, w pierwszym rzędzie, narodu tego elity.
I do tego zadania obaj przystąpili z wielką werwą i znawstwem bowiem obaj wcześniej, w różnej skali i w różnym nasileniu ale jednak, "przetrenowali" „eliminowanie” ludzi. Jeden tych nieodpowiednich narodowościowo i bilogicznie nie spełniających standardów rasy panów a drugi elementów niekompatybilnych z komunistyczną utopią a więc elementów obcych i groźnych klasowo.
Polacy „podpadali” pod oba te, główne, kierunki a więc ich eliminacja stała się koniecznością i dla jednego i dla drugiego superbandyty.
Kiedy wojna się skończyła i świat został po niej tak a nie inaczej podzielony, my znaleźliśmy się tu gdzie gdzie tkwimy po dziś dzień, w sowieckiej strefie wpływów. Olani przez Zachód i zdegenerowani biologicznie i kulturowo. Jako naród, a raczej to co z niego zostało, zaczadzeni wolną Polską. Ci, nieliczni, którzy wiedzieli jaka to jest i będzie Polska nigdy do kraju nie wrócili. A ci, którzy wrócili i te resztki, które cudem jakimś przetrwały, byli systematycznie i planowo mordowani albo przez sądy, albo przez morderców w domach, na ulicach, w lasach czy SB-eckich katowniach...
Później nastąpiły lata dalszego zdegenerowywania i wynaradawiania Polaków. Nowe elity, te tuż powojenne, służyły nowej władzy z wielką ochotą i oddaniem. I nic w tym dziwnego. Wszak najlepszym nadzorcą niewolników jest niewolnik uwolniony przez pana. Ten w poczuciu wdzięczności za darowaną wolność i orgiastycznego szczęścia z powodu społecznego awansu, najpilniej i najbrutalniej tępił tych, z których wyszedł. W jego chamskim umyśle pan, zwany teraz towarzyszem, był panem wielce szanownym a jego niedawni współbracia w niewoli stawali się największymi wrogami.
A głównym motywem tego prostackiego wyzwoleńca, determinantą która pozwalała mu na największe draństwa i zbrodnie był strach. Zwierzęcy strach, żeby pan nie kopnął go w dupę i żeby nigdy już nie spadł do poziomu niewolnika. Po pierwsze dlatego, że być nim już nie chciał bo poznał, jak mu się zdaje, smak wolności. A, po drugie, dlatego, że wiedział co go spotka kiedy dawni współtowarzysze niedoli dopadną go w swoje ręce. I takie nic, moralny parch miał wreszcie w swoich brudnych łapach władzę. A to jest potężny afrodyzjak. Zwłaszacza dla chamskich umysłów i moralnych den...
Cała konstrukcja społeczna zbrodniczego, bolszewickiego systemu opierła się na strachu. Odpowiednio dawkowanego i ukierunkowywanego. Z czasem wytwarzała ten i taki typ osobowości, który był przyswajany przez kolejne pokolenia synów i wnuków tych prostackich chamów, wyzwoleńców w pierwszym pokoleniu. Władców Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, z moskiewskiego nadania i pod moskiewską kontrolą.
I tacy ludzie rządzili i rządzą Polską przez ponad sześcdziesiąt już lat, z dwoma jedynie wyjątkami i to zgoła niedoskonałymi...
To jest właśnie przyczyna, przez którą cham, który twierdził, że "polskość to nienormalność" może już tyle lat być premierem polskiego rządu. I to jest właśnie przyczyna przez którą sowiecki sprzedawczyk, Leszek Miller mógł być premierem a teraz może być posłem i szefem partii. I to jest właśnie przyczyna, przez którą Wojciech Jaruzelski, przez połowę Polaków, jest uznawany za męża stanu... I to jest właśnie przyczyna "grubej kreski", która do dziś zapewnia bezpieczeństwo i bezkarność najpośledniejszym zbrodniarzom i mętom. Towarzysz Kiszczak może swobodnie zażywać wczasu w daczy na Mazurach a Krzysztof Wyszkowski może być bezkarnie poniewierany przez nigdy nie rozliczonych sędziów i zaszczuwany przez Bolka, zdrajcę wyniesionego na ołtarze. A przy tym najzwyklejszego prostaka i debila, rzadkiego chama i zaczadzonego "waaadzą" bufona.
Całe stada użytecznych idiotów od lat skutecznie wmawiają nam, że historia wolnej Polski jest jak najbardziej wspaniałym, naszym sukcesem. Że Polska się rozwija, że jesteśmy krajem i wolnym, i suwerennym. Szatańscy demiurgowie w rodzaju Adama Michnika, tak naprawdę, potwierdzają wciąż, bez ustanku tę parszywą tezę, że „polskość to nienormalność”, że polskie flagi na uliacach polskich miast to dowód narodowego szowinizmu, że Polskość jest dziś passe, bo ważna jest europejskość. Jakby jedno i drugie stanowiły antytezę, jakby się wzajemnie wykluczały.
A ja pytam o jakiej europejskości mówimy? Bo jeśli o tej znihilizowanej, zaćpanej i spedalonej to ja mówię: Tak. To jest właśnie antyteza. A jeśli europejskość ta sprowadza się do władzy banksterów, to ja mówię także: Tak. Bo to nie jest żadna europejkość. To jest, w istocie, nowa barbaria. Już wykąpana i skropiona drogimi perfumami, odziana w markowe ciuchy. Ale barbaria...
Nie jest żadnym odkryciem stwierdzenie, że my, Polacy nie zawdzięczmy swojego istnienia, wbrew niezmiennym intencjom dziedziców cywilizacji mongolskiej na wschodzie i wbrew intencjom „ubermenschów” na zachodzie, sile polskiego oręża ale sile ponadtysiącletniej tradycji i chrześcijańskiej kultury. I to jest nadal nasze podstawowe dziedzictwo i podstawowa siła. Mimo tylu już lat prób wykorzenienia polskości wśród Polaków, narzucania im obcych wzorców, ośmieszania i odmawiania człowieczeństwa. Stygmatyzowania, lżenia, poniżania...
I tak jak tyle już razy w naszej historii i dziś nie stanowimy większości. Nigdy jej nie stanowiliśmy. Wystarczy przypomnieć sobie jak kieleckie chłopstwo witało Pierwszą Kadrową idącą z podkrakowskich Oleandrów na Warszawę. Szkoda gadać...
Dziś, znowu jest szansa by ta mniejszość, dla której Polska jest świętością a nie „nienormalnością” odzyskała tę sponiewieraną ojczyznę. Znów jest szansa by słowom przywrócić znaczenie, „by chleb był święty, jeszcze świętsza praca”, by „prawo zawsze było prawem a sprawiedliwość była sprawiedliwością”.
Ale tym razem musimy wygrać całą pulę. Żadnych kompromisów, żadnych układów, żadnego zapomnienia.
Jesteśmy to winni naszym przodkom. I tym z odległej i całkiem bliskiej przeszłości mordowanym bez przebaczenia. I tym, których ciała poniewierały się w nieludzkiej ziemi, rozerwane na strzępy. Jakżesz oni musieli być groźni dla bolszewickiej dziczy, że nawet po śmierci je bezczeszczono i ograbiano. Jakaż siła potężna w nich tkwi...?
I jesteśmy to winni naszym dzieciom i wnukom. Bo oni muszą się właśnie od nas dowiedzieć, że polskość to jest wielkość. To świętość rodziny. Matki i ojca, dziadka i babci, siostry i brata. Że dom jest święty, święty chleb na stole. I święte są cmentarze.
Czas na wielkie porządki i wielkie sprzątanie. Czas na wymiecenie wszelkich brudów. Czas na „podziękowanie” zdrajcom i sprzedawczykom. I nazwanie nich z imienia i nazwiska.
A ja, być może, doczekam Pomnika Ofiar Smoleńskich i Wielkiego Polskiego Łuku Tryumfalnego, pod którym rok w rok będą się gromadzili Polacy, by nigdy już nie zapomnieć kim są i po co Dobry Bóg kazał im żyć właśnie w tym miejscu na ziemi.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2556
Bracie, Kacie, za niedługo się odezwę w wiadomej sprawie.
Trzymaj się:-)
Kłaniam się nisko.