Gospodarka jak i wiele innych dziedzin ludzkiej aktywności nie jest celem samym w sobie, ale ma służyć nam jako element niezbędny dla osiągnięcia celów „wyższych”.
Przykładem mogą służyć Niemcy którzy byli przez dziesiątki lat po wojnie uznawani za „karła politycznego”. Amerykanie traktowali Niemcy jako wygodną bazę obronną przeciwko bolszewikom, zaś bolszewicy usiłowali tanim kosztem / NRD plus ewentualnie Szczecin / wciągnąć Niemcy do swojego obozu pod tytułem rzekomej neutralności. Wszystko to Niemcy obarczone winą za hitleryzm wyznawany bezspornie przez znakomitą większość Niemców, znosiły cierpliwie budując systematycznie swoją pozycję gospodarczą. Pomogli im w tym Amerykanie nie tylko lokując kapitały i użyczając pomocy finansowej i technologicznej, ale przede wszystkim swoim bezmyślnym wygodnictwem przez ustalenie zawyżonego kursu dolara: - 4,13 marki za dolara mimo że jej siła nabywcza wskazywałaby na kurs o połowę niższy. Podobnie zresztą potraktowali jena japońskiego.
Niemcy i Japończycy żyli oszczędnie, ale skorzystali z okazji i produkowali głównie na eksport. W ten sposób stworzyli swoją potęgę gospodarczą. Mimo to ciągle Niemcy znajdowały się w cieniu stosunków sowiecko amerykańskich dyktujących polityczną sytuację Europy. Umocnienie niemieckiego położenia przyszło wraz ze wspólnotą węgla i stali, ale nie dawało to jeszcze samodzielnej pozycji w Europie. Okazją taką stało się stworzenie EWG, a szczególnie UE. Tutaj już niemiecka dominacja gospodarcza zaczęła się przekształcać w polityczną. Kryzys amerykański i stopniowa redukcja ekspansji pozwoliły Niemcom na tworzenie odrębnego układu europejskiego niemiecko rosyjskiego wykorzystując swoje możliwości inwestycyjne.
Nieporadność UE i kłopoty gospodarcze jej członków umacniają pozycję Niemiec w Unii która staje się powtórką „cesarstwa rzymskiego narodu niemieckiego”.
I tak wbrew doświadczeniom historycznym i rozwiązaniom traktatowym zawdzięczając silnej pozycji gospodarczej Niemcy stały się czynnikiem dominującym w Europie.
Polska po wojnie miała wielką szansę na rozwój gospodarczy ze względu na ocalałe kopalnie węgla i porty morskie. Włączenie tego potencjału w odbudowę Europy przy pomocy planu Marshalla stwarzało możliwości wzrostu gospodarczego porównywalne do przodujących gospodarek europejskich.
Dyktat Stalina włączył Polskę w sowiecki plan rozbudowy potencjału wojennego przygotowanego do podboju Europy. Ten ciężar nie został zdjęty mimo śmierci Stalina i malejących szans na skuteczną inwazję. Jednakże ze względu na bieżące potrzeby i postępujący proces osłabiania wewnętrznej dyscypliny w sowieckim obozie zaistniały tendencje do tworzenia takich dziedzin gospodarki które miały na względzie potrzeby własne a nie tylko służbę na rzecz imperialnych interesów sowieckich.
Klasycznym przykładem był zakup licencji na Fiata 126 który nie nadawał się w odróżnieniu od Opla Olimpii czy Kapitana do wykorzystania dla celów wojennych i służby na sowieckich bezdrożach. Mógłby ktoś powiedzieć że i w Polsce ten samochodzik nie bardzo pasował do naszych potrzeb. Ale nie ma co wybrzydzać bo i tak było to odchylenie od bolszewickiej zasady że samochody osobowe powinny być użytkowane przez klasę robotniczą za pośrednictwem kierownictwa partii i rządu.
W ten sposób w roku 1989 uzyskaliśmy stan gospodarki ciągle jeszcze tkwiącej w sowieckim reżimie, ale już z elementami nowoczesnej technologii przeznaczonej do użytkowania przez ludzi.
Mimo wszystkich obciążeń były to jednak warunki do startu konkurencyjnego w światowej gospodarce.
Atutami polskimi były przede wszystkim:
-indywidualne rolnictwo zdolne do konkurencji cenowej na europejskim rynku chociażby ze względu na to że tradycyjnie chłop polski nie liczył w koszcie wytworzenia własnej robocizny
-baza surowcowa i półwyrobów przemysłowych,
-zasoby energetyczne,
-nieźle wyszkolona kadra zawodowa na szczeblu wykonawczym gotowa do pracy za skromnym wynagrodzeniem,
-zdolność do konkurencji cenowej.
Brakowało Polsce nowoczesnych technologii w wielu dziedzinach i kadry kierowniczej zdolnej do sprostania wymaganiom ostrej konkurencji na światowym rynku.
Po roku 1989 zaistniała szansa na włączenie się polskiej gospodarki do systemu EWG głównie na zasadzie kooperacji, dostaw zdrowej żywności, półproduktów i wyrobów o dużym udziale robocizny. Stopniowo można było rozwijać bardziej zaawansowane technologie i konkurować skutecznie na rynku europejskim.
Trzeba było liczyć się z redukcją zbytu na dawnym rynku sowieckim ze względu na ograniczenia zdolności płatniczej, ale nie oznaczało to praktycznie całkowitej likwidacji eksportu na ten rynek wykorzystując możliwości barterowe co potrafił robić Gudzowaty, ale z czego zrezygnowała państwowa administracja gospodarki.
Problemem istotnym było utrzymanie się na rynku krajów arabskich i Iranu, przy odpowiednim umiarkowaniu w wyborach politycznych można było utrzymać się na tych rynkach dokonując równocześnie odpowiednich przekształceń cenowo rozliczeniowych. Dotyczyło to szczególnie działalności eksportowej naszego budownictwa, którego konkurencyjność wynikała w znacznej mierze z systemu rozliczeń dewizowych.
Sięgając do własnych doświadczeń pamiętam że za PRL polskie rybołówstwo morskie znajdowało się pod naciskiem żądań eksportu, w rozmowach z Ministerstwem Finansów tłumaczyłem że przy poziomie kosztów około 40 zł. za dolara jest to nieopłacalne. Na to otrzymałem odpowiedź że opłaca się w budownictwie znacznie wyższy koszt, a Animexowi nawet około 100 zł. za dolara.
Redukcja kosztów eksportu była możliwa przy rezygnacji z dodatkowych obciążeń jakie za PRL trzeba było ponosić utrzymując aparat nadzoru biurokratyczno ubeckiego. Ustalenie prawidłowego, proeksportowego kursu waluty krajowej stwarzało warunki dla uzdrowienia polityki eksportowej.
Ciosem w polską gospodarkę, a szczególnie w eksport było ustanowienie sztywnego kursu dolara i wyprzedaż, przeważnie za psie pieniądze, najlepszych zakładów produkcyjnych. Rozważna prywatyzacja i komercjalizacja gospodarki dawały szanse na utrzymanie i rozwój przedsiębiorczości, wymagało to jednak odpowiedniej polityki kredytowej i walutowej. To co zostało zrobione czyli sztuczna aprecjacja złotówki i zaostrzenie warunków kredytu okazało się zabójcze dla naszej gospodarki. Do tego doszły jeszcze narzucone nam za zgodą warszawskich rządów dyskryminacyjne ograniczenia unijne.
W efekcie tych zabiegów mamy stan gospodarki daleko ustępujący naszym możliwościom. Powinniśmy mieć dochód narodowy w granicach 18 tys. dolarów na głowę, a nie jak obecnie 12 tys. co przy odpowiedniej waloryzacji powinno nas zbliżać do poziomu Hiszpanii, która jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia miała dochód na poziomie Polski.
Nie wykorzystaliśmy koniunktury z przełomu tysiącleci i dzisiaj mamy znacznie trudniejszą sytuację, ale nie oznacza to że nie mamy możliwości przyśpieszenia.
Po ośmiu latach naszej podległości UE musimy się liczyć z określonymi skutkami, ale możemy też dokonywać posunięć które jeszcze pozostały w gestii Warszawy, jak choćby odpowiednią politykę walutową i kredytową, a także promowanie eksportu, który powinien być kluczem do naszej perspektywy rozwojowej.
Żenująco niski poziom eksportu i ciągły deficyt w obrotach zagranicznych czynią z Polski ubogiego klienta możnych. Nasze usamodzielnienie się przez intensywne działanie w kierunku ekspansji gospodarczej stworzyłoby podstawy do prowadzenia samodzielnej polityki. A jest to potrzeba chwili, bankructwo dotychczasowej gospodarki unijnej wymaga działań w kierunku wprowadzenia nowej, twórczej myśli gospodarczej i Polska może przejąć inicjatywę w tym względzie.
Europie potrzebny jest wspólny rynek wymiany towarowej i usług na warunkach równości wszystkich członków. Wymaga to stworzenia zupełnie innej organizacji współpracy międzynarodowej na zasadzie pełnej wolności i odpowiedzialności jej członków. Nie trudno sobie wyobrazić że UE w obecnym kształcie musiałaby ulec likwidacji co i tak jest lepszym rozwiązaniem niż grożące jej nieuchronnie bankructwo przy utrzymaniu obecnej formuły.
Rola Polski w tym przedsięwzięciu jest nie do przecenienia, pisałem o tym wielokrotnie. Europie potrzebne jest ożywcze tchnienie organizacji współpracy na chrześcijańskich zasadach, coś na kształt powrotu do idei Ottona III i Bolesława Chrobrego ogłoszonej na zjeździe gnieźnieńskim. Tysiącletni przedział czasowy nie zmienił waloru aktualności tak pojętej jedności europejskiej.
Rezultatem stworzenia wspólnego rynku europejskiego będzie ożywienie wymiany gospodarczej i nie tylko gospodarczej, a także deglomeracja nienaturalnej i szkodliwej koncentracji działalności przemysłowej.
Równocześnie warunkiem niezbędnym jest uregulowanie stosunków z państwami i blokami gospodarczymi pozaeuropejskimi na zasadach równorzędności i zrównoważonej wymiany.
Dla Polski takie rozwiązanie stanowi praktycznie jedyną szansę na odrobienie zaległości i zajęcie odpowiedniego miejsca w polityce europejskiej nie zapominając o stworzeniu odpowiednich warunków egzystencji i możliwości twórczej pracy dla młodych pokoleń Polaków, co chyba w tym wszystkim jest najważniejsze.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2968
Tak czytam i czytam i docieram do kawałka:
"Pomogli im w tym Amerykanie nie tylko lokując kapitały i użyczając pomocy finansowej i technologicznej, ale przede wszystkim swoim bezmyślnym wygodnictwem przez ustalenie zawyżonego kursu dolara: - 4,13 marki za dolara mimo że jej siła nabywcza wskazywałaby na kurs o połowę niższy"
I w tym momencie mogę chyba już skończyć.
Jeżeli panu wydaje się że bogactwo Niemiec wzięło się z pomocy w postaci ustalenia kursu marki wobec dolara, a nie z pracy to ma pan sto procent racji .. wydaje się panu.
Jeżeli ktoś zaczyna od kłamstw jak powyższe to czytanie reszty nie ma już sensu.
Może pan podać na podstawie czego formułuje pan tezy których jakoś "prawdziwości" przez półwieku nikt nie dostrzegł?
Może pan nie wie ale tak jak Niemcy kiedy, a potem Japonia, a obecnie Chiny potęgę eksportu budują nie na *zawyżaniu* co *zaniżaniu* kursu własnej waluty.
jeżeli formułuje pan tezy że Polska nie stałą się potęgą dlatego że nie skorzystała z planu Marshalla to to też jakiś nowotwór ekonomiczny osoby która nie zauważa że plan Marshalla który trwał od 1948 do 1952 ma się nijak do okresu 1945-89 w którym to okresie Polska jak i całe demoludy de facto były kolonią ZSRR. Ów stan najlepiej oddaje powiedzenie opisujące stosunki handlowe między PRL a ZSRR w którym mówiło się że "Polska eksportowała za bezcen do ZSRR węgiel, a ZSRR w zamian za to za pół darmo brało od nas statki".
Już tylko po tezie o planie Marshalla i źródle potęgi Niemieckiej gospodarki w postaci zawyżania kursu własnej waluty jedyne co można dodać to .. "oczy na wierzch .. szczęka do pasa".
Żeby nie być niemniej gołosłownym że formułuję jakieś kontr tezy bez pokrycia.
Poproszę o wyliczenia pokazujące że zawyżanie kursu własnej waluty pomaga w eksporcie do kraju o innej walucie.
Poproszę także o wyliczenie wartości pomocy planu Marshalla przez 5 lat jego trwania i konsekwencji tegoż do roku 89 w zestawieniu z wartością tego co zostało "wyeksportowane" do ZSRR w latach 1945-89. Na początek może pan zacząć od wartości choćby torowisk które zostały "zwinięte" przez armię czerwoną, a które do dzisiaj w większości wypadków nie zostały odbudowane.
Nie wiem ile ma pan lat. Fotografia człowieka starszego jaka jest tu umieszczona może być myląca bo ktoś kto pisał równie odkrywcze teksy jak powyższy na nowyekran.pl w którym jest więcej dezinformacji niż informacji wcale prawdziwa nie musi być.
Bez względu na to to co pan tutaj napisał do faktów ma się nijak.
Przecież autor wyraźnie napisał że kurs marki był zaniżony w stosunki do dolara, był 1/4 a powinien być 1/2. Dodać można tylko że boom gospodarczy Niemiec wziął się również z nieuczestniczenia w powojennym wyścigu zbrojeń. Tak się też dziwnie złożyło że niemiecki przemysł nie ucierpiał na wojnie, jak również jego stosunki własnościowe. Prawdziwy dobrobyt dała jednak niemncom dopiero EWG i potem UE, dała im ogromne rynki zbytu na bublowate, ale tanie produkty konsumpcyjne, które można zobaczyć obecnie w niemieckich marketach w Polsce.
OK pomyłka. Tak czy inaczej manipulacje kursem to tylko cześć działań które są tu potrzebne.
Sam kurs to za mało. Do tego trzeba po prostu jeszcze .. pracować.
Jedno jest pewne, nie podlega dyskusji, Niemcy po wojnie nie sprzedawali swoich fabryk za grosze Amerykanom, Francuzom, czy Anglikom żeby załatać budżet. Jeśli coś musiały sprzedać, kupowały to samorządy.