Kiedy opublikowałem poprzedni wpis o manipulacji i o tym, jak społeczeństwo traci zdolność rozumienia procesów systemowych, jedna z czytelniczek zostawiła pod nim bardzo rozbudowany komentarz. Wskazywała konkretne przykłady: niekompetentnych urzędników, dziwne nominacje, skandale w kulturze i upadek moralności. Pisała z pasją, z autentycznym oburzeniem, w tonie troski o Polskę.
Komentarz był bardzo charakterystyczny, nie tylko dla tej jednej osoby, ale dla setek tysięcy ludzi, którzy w debacie publicznej czują, że „mówią prawdę”, bo posługują się konkretami. A jednak… to właśnie w takim sposobie myślenia najlepiej widać, dlaczego manipulacja działa.
Emocjonalny racjonalizm, czyli jak gniew udaje rozsądek
Czytelniczka była przekonana, że mówi „konkretnie i rzeczowo”. Podawała przykłady, nazwiska, kwoty, fakty medialne. Dla niej to był dowód racjonalności. A jednak cały komentarz był czysto emocjonalny, zbudowany z gniewu, oburzenia, poczucia niesprawiedliwości i moralnego sprzeciwu wobec absurdów życia publicznego.
To zjawisko ma swoją nazwę: emocjonalny racjonalizm. Polega na tym, że człowiek jest przekonany, iż myśli logicznie, podczas gdy w rzeczywistości tylko racjonalizuje emocję, która już w nim jest.
Dla takich osób:
- konkret to coś, co wzbudza emocje, bo można to zobaczyć, nazwać, potępić;
- ogólność to coś podejrzanego, „teoretycznego”, „oderwanego od życia”.
W efekcie emocja staje się synonimem prawdy, a systemowa analiza, przejawem oderwania od rzeczywistości.
To właśnie dlatego wielu ludzi mówi dziś:
„Nie interesują mnie teorie, chcę faktów!”
Ale przez „fakty” rozumieją nie dane, tylko emocjonalne obrazy, historie, które można poczuć, które wzbudzają gniew lub współczucie. To jest dokładnie ten filtr poznawczy, który sprawia, że człowiek nie widzi mechanizmu manipulacji, bo jego emocje stają się dowodem.
Dlaczego problem systemowy jest dla nas niewidzialny
Pokażę to na przykładzie: pisałem o nadprodukcji, pieniądzu dłużnym, braku bilansu kapitalizmu.
Czytelniczka uznała, że „to zbyt ogólne”. W jej odbiorze to były „uniwersyteckie wykłady”, nie mające nic wspólnego z „prawdziwymi problemami zwykłych ludzi”.
I tu właśnie leży sedno: systemowych zjawisk nie da się zobaczyć oczami emocji.
Nie mają twarzy. Nie mają bohatera. Nie mają winnego.
Nie da się o nich napisać:
„Ten człowiek zawinił, ten człowiek zepsuł”.
Dlatego nasz umysł, przyzwyczajony do narracji, je odrzuca. To nie jest głupota. To jest po prostu mechanizm poznawczy. Nasza edukacja nie uczy rozumienia zależności, tylko zapamiętywania faktów. Media karmią nas przykładami, nie strukturami. A mózg… mózg kocha historię, nie model.
Dlatego, gdy piszę o mechanizmach finansowych, strukturalnych nierównościach czy globalnych procesach, większość odbiorców nie słyszy sensu tych słów. Dla nich to język obcy.
Kiedy więc piszę:
„System tworzy nierównowagę i utrwala chaos”,
czytelniczka słyszy:
„Ten człowiek nie widzi, co się dzieje wokół, bo nie mówi o tych, którzy psują kraj.”
Czyli, ja mówię o architekturze, a ona słyszy o remoncie.
Tunelowanie percepcyjne, gdy świat kurczy się do jednego tematu
W komentarzu widać było jeszcze jedno zjawisko: tunelowanie percepcyjne.
Polega ono na tym, że kiedy człowiek uzna jakiś obszar za źródło problemu (np. polityków, urzędników, artystów, „liberalne elity”), cała jego uwaga koncentruje się właśnie tam. Świat staje się prosty: „tu jest zło, tu jest wina”. Reszta znika. Wtedy każdy nowy przykład z tego obszaru potwierdza wcześniejsze przekonanie.
To klasyczny mechanizm błędnego koła:
- Widzimy przypadek.
- Oburzamy się.
- Wzmacniamy narrację.
- Przestajemy widzieć przyczyny.
I w tym momencie manipulacja ma otwartą drogę.
Bo wystarczy dostarczać coraz to nowe przykłady, które utrzymują emocjonalne napięcie a człowiek sam odcina się od refleksji systemowej. Nie trzeba cenzury, nie trzeba propagandy, wystarczy zalać społeczeństwo potokiem „konkretów”, które budzą gniew. To dlatego można przez lata mówić o setkach skandali, a nic się nie zmienia. Bo zamiast leczyć chorobę, patrzymy wciąż na pęcherze na skórze.
Nie dostrzegamy, że problemem nie jest objaw, tylko trucizna w organizmie.
Co z tego wynika dla nas i dlaczego to takie niebezpieczne
To, co napisała czytelniczka, jest szczere. Wierzy w to, co pisze. I właśnie dlatego jej komentarz jest tak cenny, bo pokazuje wspólny stan świadomości społecznej. To nie jest głos z marginesu.
To głos większości, która naprawdę chce dobra, ale utknęła w emocjonalnym paradygmacie myślenia. Dla takich osób prawda to nie coś, co się sprawdza, tylko coś, co się czuje. A skoro czują gniew, to znaczy, że mają rację.
Problem polega na tym, że ta emocjonalna pewność może być doskonale sterowana.
Kiedy polityk lub medium dostarcza „kolejny przykład”, gniew odżywa, a mechanizm poznawczy się resetuje. Nie ma refleksji, nie ma analizy, nie ma reform. Jest wieczny ruch oburzenia.
A wieczny ruch oburzenia to idealne środowisko dla tych, którzy nie chcą nic zmieniać.
Komentarz czytelniczki, choć pełen gniewu, jest w istocie lustrem współczesnego społeczeństwa.
To lustro pokazuje, jak bardzo zatraciliśmy umiejętność widzenia całości. Jak łatwo pomylić fakt z emocją, racjonalność z gniewem, a diagnozę z oskarżeniem.
Jeśli chcemy naprawdę coś zmienić, nie wystarczy się oburzać. Trzeba zrozumieć mechanizm, który to oburzenie produkuje i wykorzystuje.
Bo dopiero wtedy zaczyna się prawdziwa rozmowa o Polsce, nie o przypadkach, lecz o systemie, który te przypadki tworzy.
No nie.
Dekalog pozwala zabijać świnie na kotlety i podeszwy. Zabijać ludzkich agresorów. Kraść z głodu. Kłamać dla ocalenia. Dekalog nie stoi w opozycji do natury, stoi w opozycji do wynaturzenia.
Dekalog nie jest imperatywem, jest wagą.
Dekalog nic nie mówi o zabijaniu zwierząt, kradzieży z głodu, czy kłamaniu dla ocalenia, a wszystko, o czym mówi, jest sprzeczne z naturą, czyli emocjami i instynktami. To, czego nie ma, może mieć dowolne cechy, ale ja oceniam tylko to, co jest w Dekalogu.
Mordowanie jest naturalne, kradzież jest naturalna, pożądanie cudzej żony jest naturalne, cudzołożenie jest naturalne — to wynika z instynktów, do tego pchają nas emocje. Jak zwierzę jest głodne, to zabije i ukradnie, by się najeść. Jak się boi, to zaatakuje. Jak widzi atrakcyjną samicę, to z nią chce kopulować. Jak widzi atrakcyjnego samca, to chcę, by ten z nią kopulował. To jest naturalny pociąg seksualny.
Kultura, którą emanacją jest Dekalog, nakazuje nam panować nad tymi emocjami i zezwala nam nawet zabić tych, którzy nad nimi nie panują i chcą nas zamordować, okraść czy zgwałcić.
Dzięki kulturze możemy zapanować nad strachem, głodem, euforią, smutkiem, pożądaniem, pragnieniem etc... i zrealizować wszystko to, co z tych uczuć wynika, w sposób pokojowy, przemyślany, zorganizowany, zoptymalizowany, cywilizacyjny, technologiczny. Natura to prymitywizm, kultura to wyższy stopień rozwoju ludzkości. Tylko ludzie znają moralność, bo tylko ludzie potrafią tłamsić swoją zwierzęcość.
Instynkty i wynikające z nich emocje to czysta zwierzęcość, to cechy biologiczne, a więc naturalne. Człowieczeństwo to wyzwalanie się z tej zwierzęcości, budowanie kultury, która zwierzęcość neguje, odrzuca, tłamsi, a tworzy społeczeństwo na bazie rozumu, nauki i technologii. Cywilizacja nie opiera się na emocjach, ale na technologii tworzonej dzięki nauce. Metoda naukowa to metoda maksymalnego ominięcia subiektywizmu wynikającego z emocji i instynktów, które niszczą obiektywny ogląd rzeczywistości. Emocje cywilizacje niszczą. Dekalog to cywilizacyjny fundament, który przeczy naturze po to, by kultura mogła więcej zdziałać.
Natura, kultura, Dekalog - to nie są zbiory rozłączne. Jeden nie zawiera drugiego, nawet nie są jednorodne.
Można rozumieć naturę jako uniwersum. Można za naturalne - przykładowo, wykorzystam twoją wypowiedź- uznać niegrzeczne domaganie się, by inny był grzeczny. Czy ten element natury był kulturalny w sensie panowania nad emocjami?
Myślę, że nazywany innymi słowami rzeczy bardzo zbliżone.
To pan należy do tej garstki ludzi którzy tworzą cywilizację i kulturę wyższą? Śmiem wątpić po pana zachowaniu wobec mnie kilka dni temu a także przed dwoma laty kiedy pan musiał odejść z portalu po wyzywaniu i nieskrywanej pogardzie dla komentatorów..Niedawno stałam się ofiarą pana agresji połączonej z wyzywaniem mnie od chamów, prymitywów niegodnych komentowania na pana blogach i przykazaniem ,że mam być grzeczna. Dwa lata temu chciałam dowiedzieć się o programie Konfederacji a właściwie o libertarianizmie .Jednak o żadnej dyskusji czy odpowiedzi na pytania i uwagi nie było z powodu wyzwisk kierowanych do mnie.I pan się pyszni kulturą wyższą? Pan nic nie tworzy bo jest jak balon nadmuchany własną wyższością nad ,,istotami dwunożnymi'' które zapewne stanowią 99% populacji.
Chcesz rozmawiać — bądź grzeczna. Bez tego nie ma szans na rozmowę.
Nawet nie zamierzam rozmawiać,ani oczekiwać na jakąś do rozmowy szansę. Pana agresja na spokojny nikogo nie obrażający mój komentarz skutecznie mnie wyleczyła a dziwaczne żądanie bym była grzeczna po prostu rozśmieszyło..