Za nieco ponad dwa tygodnie Polska obejmuje przewodnictwo w Unii Europejskiej(a ściślej: w Radzie). Półroczną prezydencję sprawować będziemy po raz drugi w historii. Pierwszy raz miało to miejsce trzynaście lat temu. Charakterystyczne, że zarówno wtedy jak i obecnie czas polskiego przewodnictwa w UE przypadł na okres kampanii wyborczej i wyborów. Wówczas, w roku 2011 były to wybory parlamentarne. Teraz są to wybory prezydenckie. Wtedy przypadające na polską prezydencję wybory do Sejmu i Senatu zostały wygrane przez obóz rządzący, który w oczywisty sposób wykorzystywał fakt przewodnictwa w UE do „konsumowania” tego w kampanii i samej elekcji. Tyle, że ówczesny obóz władzy dysponował aktywami rządu , jak i wybranego rok i kwartał wcześniej prezydenta. Dziś ten sam obóz władzy ma „tylko” premiera, Radę Ministrów i media publiczne. Nie ma jednak ośrodka prezydenckiego.
Przed trzynastoma laty ówcześni rządzący przystępowali do kampanii uskrzydleni nie tylko pierwszą, a więc historyczną polską prezydencją w Unii Europejskiej, ale też zwycięstwem w wyborach prezydenckich oraz samorządowych (oba w roku poprzedzającym wybory parlamentarne).
Obecnie sytuacja jest inna, bo władza jest bardziej zdywersyfikowana : funkcjonuje - jak krew z nosa ,ale zawsze.... - kohabitacja. Z drugiej strony obóz rządowy przystępuje do wyborów rozpędzony, bo wygrał trzy elekcje pod rząd: 19 miesięcy przed wyborami prezydenckimi wybory parlamentarne, 13 miesięcy przed prezydenckimi wybory samorządowe i 11 miesięcy przed nimi wybory europejskie. Czy teraz pójdzie za ciosem?
Ciekawe, że w naszym kraju dotychczas obowiązywały swoiste ”cykle” wyborcze. Formacja Donalda Tuska wygrała pod rząd sześć wyborów : 1)parlamentarne 2007,2) europejskie 2009, 3)prezydenckie 2010, 4)samorządowe 2010, potem 5) parlamentarne 2011 oraz 6) wybory europejskie 2014 (minimalnie, ale jednak).
Z kolei Prawo i Sprawiedliwość wygrało pod rząd siedem elekcji: 1) samorządowe 2014 (oczywiście chodzi o to , co jest w wyborach lokalnych rzeczywiście mierzalne czyli liczbę głosów w wyborach do sejmikow), 2)prezydenckie 2015, 3)parlamentarne 2015, 4)samorządowe 2018, 5)europejskie 2019, 6)parlamentarne 2019, 7)prezydenckie 2020.
Czy „prawo cyklu” sprawdzi się także w Anno Domini 2025 i szeroko rozumiany obóz liberalno-lewicowy wygra kolejne, czwarte już wybory? Tak być może. Tak być nie musi.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2339
"bo to nie ja przestrzegam, tylko B.Ó.G. wszechmogący."
Wasz bóg to mściwa bestia, która wam obiecała całą Ziemię.
Ale nic z tego nie wyjdzie.
"patrz Marian Węcławek - śniący wizjoner z Leszna."
To jakiś wasz cadyk?
No to super. Zostań tam gdzie jesteś :-) :-) :-)
PS. Widać że jesteś Bogiem Wszechmogącym i nie obawiasz się głupich przepowiedni w stylu "Tragedy of Mac-beth" polskiego żyda Romka Polańskiego aka Lieblinga :-)
..."Nie mógł przewidzieć,... - nie trzeba było nic przewidywać, ryży folksdojcz od dawna zapowiadał, że zniszczy Polskę i robi to w bardzo szybkim tempie, robił to zawsze i będzie to robił dopóki będzie mógł. Chazarski wypierdek odgrywający rolę banderowskiego prezydenta i cała jego świta pluje w twarz Polsce i Polakam przy każdej okazji, a maliniak tylko się ślini i głupkowato uśmiecha. Koszerni też cały czas Polską pomiatają, a ten udaje że deszcz pada, takie to są osiągnięcia obecnego "prezydęta".
Ano, widać jak bardzo nienawidzisz żydów. Ja tam ich nie nienawidzę. Nigdy nie posunałbym się jak Hitler do ich masowego mordowania. Za dużo wycierpieli, abym ich teraz prześladował. Choć nigdy się nie rozliczyli z żydokomuny i teraz ten grubaśny żyd Kalisz również chce władzy po trupach Polaków, ale jednak żydów lubię. Tych propolskich, albo przynajmniej neutralnych, za ich inteligencję, np. Garri Kasparowa. Nie uważam wszystkich za grubaśne obleśne antypolskie knury. Ba, zdecydowana większość wygląda normalnie i zachowuje się normalnie :-)
Nie powiedziałem że ich nienawidzę ale zbyt dużo miałem z nimi do czynienia żeby ich lubić, najgorsi są ci z dawnego sojuza włącznie z tymi z banderlandii...
Baju, baju. Onegdaj w PRL-u napotkałem słynnego Mistrza Świata Dawida Bronsztajna w domu przyjaźni polsko-sowieckiej w Warszawie na turnieju szachowym. Poprosiłem Go o autograf na jego genialnej książce pt. "Zurych 53" - wtajemniczeni wiedzą co to za książka. Mistrz nie odmówił, tylko zrobił uwagę, poprawiając okulary na nosie, że "ruczka uże nie takaja". Mam Jego książkę na górnej półce. Są nadal genialni Rosjanie, ale Putin ich tłamsi :-)
"a maliniak tylko się ślini i głupkowato uśmiecha"
Nie tylko.
Obściskuje się i całuje z komikiem grającym prezydenta Ukrainy.
A jak ma okazję to podżega do wojny i kompromituje Polskę gdzie się da.
Teraz wiernie sekunduje mu Tusk (w końcu byli w jednej partii).
Świąteczne stoły będą się uginać, jak za Jaruzelskiego
https://pbs.twimg.com/media/Ge_-PutWMAAvbg2?format=jpg&name=large
Kawa z tego co pamiętam również była na kartki w PRL. Można było obejść reglamentację, kupując pod stołem, czyli po znajomości lub w Peweksach za dewizy lub bony.