Jak Pan Bóg chce kogoś zgubić, to mu rozum odbiera. Zatarg Tuska z republikanami w USA pewnie wydawał mu się na chłodno skalkulowany. Demokratyczny prezydent Joe Biden co najmniej od roku na powrót wszedł w stare koleiny proniemieckiej polityki z czasów Baracka Obamy, która zaowocowała pod koniec pierwszej dekady tego wieku słynnym resetem z Rosją i serią nieszczęść trwających do dzisiaj. Tusk całkowicie uzależniony od Niemiec sądził, że atakując republikanów, wzmocni w ten sposób coraz mniej popularnego Bidena, już otwarcie wspierającego Berlin w grze o Europę. Trzeba tu dodać, że w tym momencie polityka Waszyngtonu jest zupełnie nieadekwatna do antyamerykańskiej polityki Niemiec. Kalkulacja Tuska wynika więc z pewnego stadnego odruchu wyrażającego pogląd, że skoro ja i Waszyngton gramy na Berlin, to muszę też wspierać gospodarza w Białym Domu.
Być może Tusk rzeczywiście tak musiał, ale cena, jaką za to już zaczął płacić, to nic w porównaniu z tym, co go czeka, jeżeli do władzy dojdą republikanie, szczególnie Donald Trump. Już sposób potraktowania przez amerykańską dyplomację Radosława Sikorskiego pokazuje, że Waszyngton nawet za Bidena ma problem z obecnym polskim rządem. Złudzenia obecnej ekipy nad Wisłą, że antydemokratyczne działania Tuska nie są dostrzegane za oceanem, prysnęły po oświadczeniach republikanów przypominających, że w Polsce niszczona jest wolność słowa i pojawili się więźniowie polityczni. Biden i jego ekipa wcale nie byli chętni do obrony Tuska, wręcz jeszcze gorzej – reakcji na tę sprawę nie uznali za istotną. Czyli pomoc przyjmą, ale bez zobowiązań, a cenę za politykę Tuska niech płaci on sam. Powściągliwość Bidena ma jeszcze jeden istotny powód: Tusk, podważając amerykańskie inwestycje w Polsce, wchodzi w coraz mocniejszy konflikt z największymi lobbies w USA: militarnym, atomowym i informatycznym. Przy obecnych kłopotach Bidena przed wyborami nie potrzeba mu dodatkowych wrogów.
Biden musi liczyć się z Berlinem i jeszcze mniej popularnym niż on sam szefem niemieckiego rządu, ale nie musi spłacać żadnych długów wobec wasala Berlina, jakim na pewno jest ekipa Tuska.
Za to Tusk uzyskał nagłośnienie swojej antydemokratycznej polityki w światowych elitach i pewność, że w razie zmiany władzy polityka republikanów wobec Warszawy będzie dużo bardziej konsekwentna niż za pierwszej kadencji Trumpa, kiedy to jego ambasador nawet nie ukrywała, że w Europie powinny dominować Niemcy. Tuskowi wypada więc modlić się jedynie o zwycięstwo Bidena, co jego kłopotów w USA nie zmniejszy, lecz przynajmniej pozwoli mu przetrwać nadchodzący zza oceanu cyklon. Przy możliwych zmianach w tym roku w Europie i tak będzie miał dostatecznie dużo problemów za granicą.
Felieton z najnowszego wydania "Gazety Polskiej" z 14 lutego 2024
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5205
Gdyby po prostu chciano zrobić przekręcik by podarować pani Thun kasę to nie byłoby całej tej chryi. Nie wkroczyłby Tusk - a jeśli już to w dogodniejszym momencie dla pani Thun. Nie wiem jak to się skończy ale oczywiste jest że Tuskowi pani Thun - czy coś w okolicy nie przypadło do gustu.
Naprawdę. Męczy mnie jak ludzie upraszczają wszystko. Jak dla nich ważne jest by mieć z jednej strony CAŁE zło i TYLKO zło a z drugiej świętych z nim walczących. Patrząc w ten sposób do niczego się nie dojdzie. Bo nie można uznać że Tusk faktycznie był i jest przeciw Thun!
A tu trzeba jak matematyce. Iść tam gdzie prowadzi bezwzględna logika. Wtedy dochodzi się do naprawdę fajnych rzeczy.
Dziwi mnie naprawdę że wobec upadku niemal wszystkich pisowskich mitów ludzie nie odrzucają świata, który im zbudowały. Jeśli te mity były kłamstwem to kto jest kłamcą? Gdyby stosować zasady logiki mielibyśmy jasna odpowiedź. No ale nie, bo nie można odrzucić aksjomatów mimo że wiadomo że są błędne. Nie można gdyż za dużo się na nich zbudowało. Zainwestowało. Swojej wiary i życia.