To zwykle maksymalna żądza zysku, czyli w skrócie – chciwość – powoduje, że niektórzy spośród deweloperów, którzy odpowiadają za powstawanie mniej więcej ok. 2/3 budowanych mieszkań w naszym kraju budują nowe osiedla mieszkalne na zasadzie: byle jak najwięcej (i jak najdrożej) PUM (powierzchni użytkowej mieszkań przeznaczonej do sprzedaży) upchnąć klientom.
Budują, nie zważając przy tym na takie „drobiazgi”, jak wynikające z jak najgęstszej zabudowy, narażanie kupujących na zaglądanie sąsiadom z kolejnego bloku okno w okno, czy balkon w balkon, brak placów zabaw, zieleni czy potrzebnej do życia infrastruktury handlowej, edukacyjnej itd.
Nic dziwnego, że w rezultacie, tak, jak pisałem przed dwoma laty na niezalezna.pl, przykładowo w nowo powstającej dzielnicy (niegdyś nazywanej Szamotami) w warszawskim Ursusie, „po dawnej fabryce traktorów w warszawskim Ursusie już nie ma prawie śladu. Wszędzie widać rozkopane drogi, używane głównie przez deweloperów wznoszących kolejne bloki mieszkalne. Coraz trudniej przy tym doszukać się na tym terenie, obejmującym ok. 1/3 powierzchni dzielnicy Ursus, terenów zielonych”.
Co więcej, „po planowanym i obiecanym mieszkańcom dzielnicy Ursus parku nie ma śladu, usunięto też ciąg pieszy, po którym matki z dziećmi i inni mieszkańcy mogliby do tego parku dojść”.
A ponadto „wciąż przy tym nie wiadomo, kiedy zostaną wybudowane, tak ważne dla mieszkańców obiekty, jak kompleks przedszkolno-szkolny i centrum kultury”. (...)Z drugiej strony na ogół przychylne inwestorom lokalne władze - bardzo często, jak w przypadku samorządu Warszawy i dzielnicy Warszawa-Ursus, opanowane przez działaczy PO - zatwierdzają miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego (mpzp) z niewielką ilością zieleni, dróg (w tym rowerowych), placów, parków itd. A i to nierzadko z opóźnieniami, bądź z korzystnymi dla deweloperów zmianami w dopiero co uchwalonych mpzp” – jak pisałem na niezalezna.pl w kontynuacji tematu „betonozy w Ursusie” w czerwcu ub.r.
To zresztą tylko jeden z setek, jeśli nie tysięcy przykładów podobnych inwestycji prowadzonych w całej Polsce przez (niektóre) firmy deweloperskie, składających się na coraz bardziej niestety powszechny obraz tzw. patodeweloperki.
Wreszcie sprawę zdecydowało się przejąć państwo, a konkretnie odpowiedzialne za obszar budownictwa mieszkaniowego ministerstwo rozwoju i technologii. Właśnie na stronie resortu pojawiła się zapowiedź „propozycji rozwiązań przeciwdziałających patodeweloperce.”
Bowiem według MRiT „takie praktyki to nie tylko niższy komfort i jakość życia dla mieszkańców nowych budynków i osiedli, ale także koszty, które w przyszłości ponosić będzie całe społeczeństwo”.
W opinii szefa resortu, Waldemara Budy, „patodeweloperka” stanowi „efekt maksymalnego wykorzystania powierzchni przeznaczonej pod zabudowę, często z naginaniem obowiązujących przepisów budowlanych”. Waldemar Buda zapowiedział jednocześnie w imieniu resortu „propozycję zmiany uregulowań prawnych”, która „ma na celu ukrócenie tych praktyk poprzez jednoznaczne i nie dające pola do niewłaściwej interpretacji brzmienie przepisów”.
Resort rozwoju i technologii w uzasadnieniu pomysłu wprowadzenia przepisów, mających na celu ukrócenie zjawiska patodeweloperki powołuje się na wyliczenia Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Otóż z raportu PIE „Społeczno-gospodarcze skutki chaosu przestrzennego” wynika, że całkowite roczne koszty chaosu przestrzennego w Polsce wynoszą aż 84,3 mld zł. Suma ta obejmuje m.in. koszty nadmiarowych dojazdów do pracy czy koszty budowy i utrzymania nadmiarowej infrastruktury. PIE szacuje, że roczny koszt chaosu przestrzennego w przeliczeniu na każdego mieszkańca Polski to aż 2,2 tys. zł.
Tymczasem wśród nowych uregulowań przedstawionych przez MRiT znajdują się m.in.:
- zwiększenie dopuszczalnej odległości między blokami na sąsiednich działkach;
- zwiększenie odległości obiektów produkcyjnych i magazynowych od budynków mieszkalnych;
- obowiązek tworzenia racjonalnie zaplanowanych miejsc parkingowych
- zmniejszenie zjawiska „betonozy” poprzez m.in. wprowadzenie konieczności zapewniania na placach i skwerach publicznych (ponad 1000 mkw.) co najmniej 20% terenu biologicznie czynnego.
To także likwidacja ponoszenia podatku od czynności prawnej przy zakupie pierwszego mieszkania na rynku wtórnym. Według wyliczeń MRiT np. przy kupnie mieszkania o wartości 450 tys. zł taki podatek stanowi dodatkowo koszt 9 tys. zł.
Miejmy nadzieję, że planowane przez MRiT przepisy wejdą szybko w życie.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 806
Ja uważam, że w Warszawie jest celowa polityka likwidacji nie tylko całego przemysłu, ale nawet pamięci o przemyśle, technice i jakichkolwiek śladach, że tam coś takiego w Polsce istniało! Czego można się spodziewać po ludziach, którzy taśmą klejącą do papieru przyklejają szybę w drzwiach? Nie widać żadnej polityki zachowania zabytków technicznych!
Co ciekawe w owych nowych blokach mieszają ludzie obcojęzyczni, nie wiadomo skąd.
Kto i co buduje w W-wie trudno się dowiedzieć - no może kiedy się poszuka prokurentów jakiejś firmy deweloperskiej, to okazuje się, że to "Holendrzy" z izraelskimi paszportami, narodowości prawniczej oczywiście ... Nikt nie szuka kim są inwestorzy budujący szklane biurowce, czy te biurowce mają świadectwa energetyczne. Kto pozwala na budowanie skrajnie wysokich budynków w centrum W-wy, które podłączone do warszawskiej kanalizacji ogólnospławnej powodują nadciśnienie, przepełnienie i występowanie "gejzerów gów.. a".
O rozwalonym kolektorze pod Wisłą i wypływie nieoczyszczonych fekaliów wprost do Wisły i do Bałtyku też trzeba wciąż przypominać.
To jest niejako obraz oddający charakter rządów PO w W-wie.
Trudno zrozumieć kim są ludzie, którzy chcą jeszcze głosować na PO? Platforma Odchodów to chyba najwłaściwsza nazwa tej aferalnej formacji, szczególnie w Warszawie.