Sekundy, minuty, godziny, dni, miesiące, lata i dekady, życie to śmiertelny spadek, który nieświadomie otrzymujemy w wyniku działań podejmowanych przez osoby trzecie. Osoby te raczej nie specjalnie zastanawiają się nad kluczową rolą instynktu podczas uskuteczniania swoich abstrakcyjnych czynności. Popędy, instynkty czy uczucia, jak to odróżnić? Można stosować wymiennie, ale jeśli stać nas na odrobinę refleksyjności, nie powinniśmy nazywać tego co niewątpliwie stawia nas na jednej płaszczyźnie z innymi zwierzętami, bardziej wyniośle niż potrzeba. Oczywiście ludzie w swojej głupocie, naiwności i pysze nadają swoim instynktom miana uczuć, całkowicie przekonani o ich wyższości nad instynktami.
Nie rozumieją, że nie istnieje coś takiego jak pozbawione instynktu “uczucie”.
Ludzi łączy ze zwierzętami wszystko, a niewiele dzieli. Jedną z umiejętności przeciętnego człowieka jest zdolność nauki, oczywiście bardziej inteligentne zwierzaki też ją posiadają, lecz w bardzo ograniczonym stopniu. Jestem przekonany o tym, że istnieją małpy mądrzejsze od ludzi, ale nie istnieje ani jeden goryl, który mianował siebie królem, podporządkował sobie resztę dżungli, a na koniec zaprzągł inne małpy do katorżniczej pracy w celu budowy pałacu ku jego czci. Przecież są jeszcze delfiny, o delfinach można pisać dużo i długo, nie jestem oceanografem, ale prawdopodobnie jeszcze żaden z delfinów nie zabrał się za odbudowywanie atlantydy, lub chociażby budowę aquaparku dla turystów. Jeśli hipotetycznie wzięlibyśmy noworodka urodzonego, powiedzmy 30 tys lat p.n.e i wychowali go dzisiaj to z dużą dozą prawdopodobieństwa po uzyskaniu pełnoletności zagłosowałby na Konfederację.
Wiele osób urodzonych w czasach teraźniejszych przekonana jest o swojej intelektualnej wyższości nad ludźmi urodzonymi kilka dekad temu, a co dopiero kilkaset dekad temu.
Oczywiście całkowicie bezpodstawnie, rozwijamy się na wielu płaszczyznach jako
cywilizacja, ale jako przeciętne statystyczne jednostki - nie.
Blisko 60% populacji świata mieszka w miastach, jeśli weźmiemy pod uwagę tylko państwa uznawane za wysoko rozwinięte procent ten wzrośnie. Gdybyśmy wysłali przeciętnego mieszkańca takiego miasta, gdzieś z dala od cywilizacji, pozbawiając go uprzednio wszystkich technologicznych udogodnień, to jestem w stanie zaryzykować jednego ciepłego harnasia w puszce, że w przeciągu paru dni udałby się na spotkanie ze świętym Piotrem.
Kiedyś higiena osobista była rzadkością każdy śmierdział, więc tak naprawdę nikt nie śmierdział. Dzisiaj każdy pięknie pachnie, więc jak ja postanowię zaniechać higienę osobistą na okres paru dni, to ludzie w supermarkecie z logiem uśmiechniętego owada, będą wytykać mnie palcami i szemrać między sobą, że bardzo śmierdzę. Aktualnie większość umie czytać i pisać, ale w sumie to nikt nie potrafi. Człowiek w swojej fizycznej formie, w królestwie zwierząt piastuje pewną kabaretową rolę, ani to biegać szczególnie szybko nie potrafi, silny też szczególnie nie jest, pływać go trzeba uczyć, chociaż podobno dawno temu wypełzł z oceanu. Latać też nie potrafi i próżno upatrywać tego rewolucyjnego szczebla w ewolucji, bo skrzydła raczej szybko nie wyrosną. Jak podają źródła historyczne był jeden taki śmiałek, syn kowala wynalazcy, wielki wizjoner, który postanowił przedsięwziąć pierwszy fundamentalny krok w kierunku uskrzydlenia człowieka, niestety nie udało się, runął do oceanu i zmarł, no cóż może gdyby zamiast wosku użył smoły, dzisiaj nie trzeba byłoby czekać w korkach do pracy, o tyle dobrze, że mnie to nie dotyczy, bo jestem bezrobotny.
Zwykło się mawiać “tylko głupi może być szczęśliwy” oczywiście jest to wierutna bzdura powtarzana przez podstarzałych tetryków. Ja np. jestem głupi i głęboko nieszczęśliwy, może jednak jestem wyjątkiem, tym jednym z niewielu unikatów, zbyt nienormalnym, by wejść do masowej produkcji i zbyt rzadkim, aby tak po prostu sobie umrzeć. Oczywiście przeciętna głupia osoba, może nie zdawać sobie sprawy w jak opłakanej i tragicznej sytuacji się znajduje, większość dzieci tego nie rozumie. Pierwsze lata życia stwarzają pewnego rodzaju iluzję, jakoby życie nie było wcale takie złe, śpiew, zabawa, internet i pornografia. Wszystko co najlepsze w miarę szybko się kończy, co jest następne? Nauka ponad wszelkie siły i wbrew woli, aby w perspektywie najbliższej dekady w pocie czoła zdobyć wykształcenie zawodowe, a kto bardziej ambitny to i średnie, nie wspominając o tej elicie, tytanach intelektu, którzy są w stanie zdobyć wykształcenie wyższe. Nie ważne jakie wykształcenie zdobędziesz schemat zawsze jest ten sam, powtarzanie do znudzenia tych samych czynności, pomijając aspekt zarobkowy, picie wody dla urozmaicenia można pić napoje alkoholowe, jedzenie, załatwianie potrzeb fizjologicznych, oddychanie w kółko i w kółko i znowu do znudzenia. Jakby tego było mało ciągle trzeba mrugać, a od czasu do czasu drapać i chodzić do fryzjera. Podziwiam osoby, które uważają, że ciężką pracą da się coś osiągnąć.
Warto tutaj nadmienić, że osoby powtarzające “coś osiągnąć” zwykle mają na myśli poprawę swojego statusu materialnego, są to ludzie biedni i tacy zostaną niezależnie od kształtu pikseli na swoim koncie. Ludzie trwają przy swoim życiu wodzeni instynktami, w pewnym sensie każdy z nas jest biologicznym narkomanem, nie mogącym zmienić w istotny sposób swojego życia w sferze biologicznej. Człowiek nie jest stworzony do notorycznego myślenia o swoim końcu, bo w takim przypadku, nie byłby w stanie się rozwijać, a jeśli jest w stanie się uczyć to niewątpliwie tak miało być. Pisać o tym jak niewdzięczna jest rola człowieka na tej kulce kamienia, gdzieś w zimnym, pustym kosmosie to zajęcie całkowicie jałowe. Człowiek wie, że umrze, ale dostał w niechcianym prezencie pakiet instynktów w tym jedne z najsilniejszych, przetrwania i przedłużania tego groteskowego gatunku, a to wszystko posłusznie wykonuje w zamian za jakieś abstrakcyjne wyrzuty neuroprzekaźników na synapsy, które odpowiadają za poczucie radości i satysfakcji. Osobiście nie neguję istnienia Boga, co więcej jestem głęboko przekonany w istnienie czegoś co wymyka się naszej ograniczonej zdolności pojmowania, ale w kwestii życia wiecznego mam wciąż te same i stałe stanowisko - bajka dla dzieci, aby ładnie się zachowywały i robiły to co robić mają. Niby czemu jakiś Bóg miałby się użerać z takimi roszczeniowymi istotami przez całą wieczność. Codzienne życie nastręcza wielu trudności, nic nie robienie wbrew pozorom nie jest łatwe, bo nie istnieje nic takiego jak absolutne nic nie robienie, serce bije, paznokcie rosną, żołądek trawi - mało? W życiu piękne są tylko chwile? No tak, bo cały mechanizm jest tak misternie zaplanowany, aby od czasu do czasu czuć się lepiej, wtedy myślisz, że tak już zostanie i wszystko będzie dobrze, a człowiek jak świnia - do wszystkiego się przyzwyczai. Prędzej czy później dopada cię monotonia i szarość dnia codziennego, im dłużej taki stan się utrzymuje, tym mniej człowiekowi do szczęścia potrzeba. Jest to logiczne, bo to co zmusza człowieka do działania to wszystkie niewygody i przeciwności losu, w stanie permanentnego upojenia szczęściem jakiekolwiek logiczne, czy sensowne czynności są niewykonalne. Podejrzewam, że człowiek jest zaprogramowany tak, aby nie wychodzić myślami poza pewne schematy, a nawet po zrozumieniu opłakanego położenia w którym się znajduje, nie będzie w stanie go sobie całkowicie uświadomić. Człowiek stworzony jest do nauki i pracy w jakimś bliżej niezrozumiałym celu, nie jest w stanie zmienić swoich instynktów, czyli fundamentu motywacji do podejmowania działań. Jeśli istnieje jakaś wyższa inteligencja to nie jest kierowana uczuciami, popędami czy instynktami.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 11626
Kolejne farmazony i zarzuty skończą się glebieniem Ciebie jak Zdzicha . Popatrz jak fajnie mi idzie dyskusja z Tricolourem ,na własnej krwi się wyhodowaliśmy i nawet jego nicka dużej litery piszę .
Znalazlam ten moj stary komentarz, wklejam go w calosci. Sama jestem zaskoczona tym, czego moznaxsie dokopac...
" m1k
na budowie wielkiej Polski na pewno nie zalezy tym, ktorzy na jej rozkradaniu żerują, czerpią korzyści z pilnowania jej słabości, czyli tak naprawde służą obcym dworom, a także różnym grupom zawodowym ktore w obecnej sytuacji maja się świetnie, tak jak np. lekarze, pracownicy administracji, nauczyciele. Można by jeszcze wymieniać.
Nacjonalizacja przemysłu z 1946r objęła zakłady o kluczowym dla gospodarki i bezpieczeństwa państwa znaczeniu oraz te ztrudniające więcej niż 50 pracowników na jedna zmianę.
Wcześniej do wielu przedsiębiorstw zaczęli powracać prawowici właściciele, a w 1945r nasiliły sie tendencje reprywatyzacyjne, zgodne zreszta z postanowieniami manifestu PKWN, który zapowiadał przywrócenie własności prywatnej... Wydaje sie, że władze PPR początkowo, że względów taktycznych nieco wycofały się z pomysłu nacjonalizacji przemysłu i handlu, dopiero potem, umocniwszy swą władzę wyszli z inicjatywą upaństwowienia. Na plenum KC PZPR w 1947r zapadły decyzje o zwiększeniu roli państwa w gospodarce i o odrzuceniu tzw. modelu trójsektorowego, który oznaczał iż gospodarka w systemie centralnie planowanym dzieli się na trzy sektory: państwowy, prywatny, spółdzielczy. Partia uznała własność państwową za podstawę tworzonego w Polsce ustroju, nadając jej prawo kontroli interwencyjnej, a wobec pozostałych właścicieli możliwości definiowania zakresu ich praw i obowiązków. Gospodarka nakazowo-rozdzielcza wyparła z polskiej gospodarki rynek i konkurencję. Od teraz gospodarka zależała od decyzji politycznej i z góry ustalonych planów gospodarczych, zatwierdzanych przez władzę komunistyczną. Pierwszy plan 3letni był jedynym zrealizowanym planem w historii PRL, a jednym z jego skutków był zanik prywatnych przedsiebiorców, którzy nie byli w stanie utrzymac sie na rynku. Znamienne, że w tym planie skupiono się na odbudowie zniszczonych fabryk i innych tego typu ośrodków. Co do bitwy o handel i tzw. kułaków, to znajduję tylko takie wyjasnienie, że sytuacja reglamentowania aprowizacji w miastach, czyli systemu kartkowego oczywiście niewystarczającego do zaopatrzenia ludności był rajem dla spekulantów, a wielu ludzi zaopatrywało sie na "wolnym rynku", gdzie różnice między cenami w stosunku do systemu kartkowego wahały się w granicach 10 do 50 razy.
Również Mikołajczyk o ile wiem początkowo nieco hamował rozdrabnianie gospodarstw i kolektywizację. A później było juz coraz gorzej. Pan jak widzę ma wiele informacji, prosze się podzielić."
Zdrówka życzę .
Tak naprawdę, to my nigdy nie mieliśmy elit. Zawsze mieliśmy sprzedajne elity, które wysługiwały się obcym, własny naród gnębiąc bezlitośnie. Nie lepiej było w II RP i dokładnie tak samo jest teraz. Jak na ironię, najlepsze elity wykształciliśmy w okresie realnego socjalizmu. To wtedy te elity nie dały się złamać totalitarnej władzy. Wystarczył tylko bierny opór i władza nie mając innego wyboru musiała wprowadzić stan wojenny. Część inteligencji wygnano za granicę, część, choć nie wiem czy można ich nazwać inteligencją kupiono a resztę zmarginalizowano. Wystarczyło niespełna 30 lat i wróciliśmy do przedwojennej rzeczywistosci. Jakość dzisiejszych elit może Pani ocenić choćby po komentarzach na tym portalu. Jeżeli nie wykształcimy elit, które będą dbały o interes narodu, nie będzie nawet tak jak jest, będzie tylko gorzej.
Wracając jednak do głównego wątku. Nacjonalizacja nie wyglądała zupełnie tak, jak Pani napisała. Zakłady o kluczowym znaczeniu dla gospodarki upaństwowione zostały od razu. Cały jednak drobny i średni przemysł, jak i rzemiosło, i handel nie zostały wcale upaństwowione. Dominowały tam dwie formy własności, prywatna i społeczna. I wbrew powszechnej opinii własność prywatna nie była wcale ani oczekiwana, ani tak uwielbiana jak dzisiaj próbuje się nam wmawiać. Ludzie, mając przedwojenne doświadczenia wcale nie chcieli pracować u prywaciarza. Dokładnie tak samo jak dzisiaj. Woleli albo własny interes – rzemieślnicy, handlowcy, czyli praca na własny rachunek, albo duże zakłady. Szerszemu omówieniu należy poświęcić własności społecznej. Tu napiszę tylko, że cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem o czym dzisiaj nikt nie mówi. Była tworzona w formie spółdzielni, zarówno produkcyjnych, usługowych jak i handlowych i była dominującą formą własności średniego przemysłu, handlu i usług. Dlatego Polską Partię Socjalistyczną, która wbrew zarówno komunistycznej jak i obecnej propagandzie, cieszyła się największym poparciem, wszyscy powszechnie nazywali Polską Partią Spółdzielczą. To jednak nie wystarczyło do wywołania powojennego entuzjazmu. I w tym temacie nic się nie zmieniło od wieków. Każdy człowiek będzie tym lepiej pracował im lepiej będzie wynagradzany. Tutaj podam Pani tylko adres do podatku od wynagrodzeń z 1946 r. https://www.prawo.pl/akty/dz-u-1946-70-381,16779277.html Proszę zobaczyć wysokość zarobków. Nominalne kwoty jednak nic nie mówią. Najważniejsza jest siła nabywcza tych pieniędzy. Proszę sobie samej odpowiedzieć, dlaczego dane te nie są dostępne nawet w GUS. Roczniki statystyczne za lata 1945-50 wyparowały. Proszę sprawdzić. Formalnie gospodarka Polski z okresu jej największego rozwoju nie istnieje.
Tyle na dzisiaj. W razie pytań proszę o kontakt. Mam również nadzieję, że autor bloga nie obrazi się za nadużywanie gościnności.
Pozdrawiam Panią.
Wy to rzeczywiście nie mieliście elit . Dziwne , ale się zgadzam . A wiesz dla czego nie mieliście ? Bo wy chamy jesteście , a elita chamów to się szuja nazywa . Tego to mieliście pod dostatkiem . Nie odpowiedziałeś mi jeszcze o prezencie od Hitlera , ale to tylko pro forma , bo kolokwium już było z wynikiem NDD .
Jak czytam Twoje wpisy, choć złośliwie mógłbym napisać popisy, to dochodzę do wniosku, że ci socjaliści po wojnie, to jacyś tacy głupi byli.
Zamiast olać pracowników, zastrzelić właścicieli i sprzedać tę cegielnię wartą miliony, razem ze złożem wartym jeszcze większe miliony, żyć w dostatku na jakichś Balearach, to oni produkcję w nie uruchomili, ludzi zatrudnili i jeszcze właścicielom pracę w niej zaoferowali.
Z cegieł z tej cegielni, zamiast sobie wypasione wille wybudować, to oni jakieś osiedla budowali.
Zamiast transferować zyski gdzieś do zamorskich rajów, to oni całe miasta z hutami i kopalniami budowali.
Dalej jednak nie mogę zrozumieć, jak wybudowali np. Nową Hutę, czy Jastrzębie Zdrój za ukradzione mienie, którego nawet nie sprzedali.
Cud ekonomiczny na miarę przewrotu kopernikańskiego.
I to wszystko za jakąś służbową Wołgę z kierowcą i mieszkanie w bloku.
Gierka o mało nie zlinczowali, bo miał willę w Katowicach i mieszkanie w Warszawie.
Jeżeli oni chamami i szujami byli, to co powiesz o dzisiejszych elitach?
Na pewno puchną z dumy delektując się swoimi osiągnięciami i czytaniem Twoje wpisów.
Jednej rzeczy nie rozumiesz jełopie . Twój egzamin był dwa dni temu , oblałeś i kop na pożegnanie . A ty stoisz pod drzwiami i ryjesz odpowiedzi na niezadane pytania . Opamiętaj się chłopie . Tu chyba masz jakieś syndromowy zespół nasrania we łbie , tego się chyba nie leczy . Współczuję otoczeniu , bo ja mogę to olać , się wyłączyć , oni nie . Oni to mają przerypane .
Ty jednak jesteś czymś więcej jak jełopem . Czytać ze zrozumieniem nie potrafisz i jeszcze podstawowej arytmetyki nie ogarniasz . w latach sześćdziesiątych , bo wtedy to było metr działki w tym miejscu kosztował między 100 a 150 zł 3000 metrów i trzy hektary to razem 33 000 metrów , daje to trzy miliony na ten przykład za trzy hektary i 450 tysięcy za 3000 metrów plus dom i bud gospodarcze . Jak to się ma do wypłaty, to lepiej nie licz , bo ci wyjdzie jeszcze mniej . Nie moja wina , że nieuk jesteś . Mieszkania wybudowane na tym gruncie były zapłatą za trudy odbudowy . Bo wypłata wystarczała jedynie na biologiczną wegetację . Tak się to obywało bez kredytu . Z cegielnią na przykład było prościej , bo po co było ją budować , jak można było ją ukraść i czerpiąc glinę z kradzionego złoża produkować cegły , żeby zbudować na kradzionej ziemi osiedla , fabryki , komitety i twoją alma mater czyli WUML , który to pewnie działał w komitecie . Zachachmęcenie tego i naciągnięcie do ustaw wojennych z przed wojny to tylko trick i wytłumaczenie na zasadzie kot czyli pies . I ten kot czyli pies jest pielęgnowany do dziś , bo trzymający władzę rzeczywistą doją je jak krowy do dziś . I jeszcz raz , nie ma różnicy między kradzieżą cegielni i budowaniem jej za ukradzione , podobnie jak budowanie osiedla na ukradzionej ziemi jest kradzieżą jej wartości . Procedury nawet prostsze i ambarasu mniej . A i kredytu nie trzeba . Podobnie było z willą Przedpełskich i setką albo i więcej tysięcy innych spraw . Wszystko to wygląda z dzisiejszej perspektywy na jakiś "dziwny" obrót koła historii . Pewnie było to jednym z podokrągłostołowych dealów niepisanych . Ukradzione się wyprało , swoi mogą brać . Pewnie i ty coś z tego masz , tak zawzięcie tego bronisz . Do egzaminu nawet nie podszedłeś więc bo zaliczenia wykładu nie było , bo za co . Farmazony nie podlegają ocenie . W twojej znienawidzonej Hiszpanii gen Franco był kredyt , to nikt nikogo z mienia nie okradał , i popatrz . Start z podobnej pozycji a mimo że tam teraz bieda , to daj nam takiej biedy Panie Boże . I nie prowokuj mnie swoimi farmazonami , bo to nie jest dla mnie do dyskusji . Dla mnie wystarczy , jasne ?
Z czego wynika pesymizm Arthura? Dlaczego musiał wynieść się z Gdańska? Gdyni nie było nawet w planach. Dlaczego wylądował w Weimarze i poszedl na studia w Jenie? I z kim się sadził? Odpowiedź na te pytania może pomóc w zrozumieniu tekstu. Pzdr
Gdybyśmy wprowadzili każdą myśl, każdego filozofa w życie, to ludzkość dawno przestałaby istnieć. Tobie nie muszę chyba tłumaczyć o których filozofów chodzi.
Nie mam nic do Schpenhauera, ale twierdzenie, że cierpienie jest dobre dla człowieka, nie jest żadną myślą filozoficzną a zwykłą głupotą i nie mają tu nic do rzeczy perypetie życiowe autora tej „złotej myśli”.
Jeszcze nie tak dawno nie wyobrażaliśmy sobie wychowania dzieci bez kar cielesnych i tłukliśmy je bezlitośnie zarówno w domu, jak i w szkole.
Dzisiaj nie wyobrażamy sobie, że można uderzyć dziecko i jakoś nie widać, żeby Świat miał przestać istnieć z tego powodu.
Jak byłem mały i nie chciałem jeść, to babcia mówiła, że głodu i wojny mi trzeba.
Też uważasz, że jadłbym lepiej, jakby mi jakaś bomba na łeb spadła?
A szczęście, niekoniecznie permanentne, jest jak najbardziej możliwe. Tłumaczyłem Ci to kiedyś, przy okazji sporu o efekty eksperymentu Calhouna. Eksperymentu robionego pod z góry założona tezę. Jeżeli zapomniałeś mogę przypomnieć.
Jak przeczytałem o Gdyni, której nie było w planach, to oplułem monitor.
Nie zrozumiałeś.
To była aluzja do myśli współczesnego filozofa z Gdyni.
Mam nadzieję, że już wiesz o którego filozofa chodzi.
Pozdrawiam.
o tym filozofię z Gdyni zapomniałem i szczerze żałuję. Mam nadzieję, że wybaczy. Bezstresowe wychowanie zbiera żniwo w postaci jak widać. Lać i patrzeć, czy równo puchnie. Inaczej wszystko się rozlazi jak dziadowski bicz. Pzdr
Pozdrawiam
@mjk1
Ty to lepiej o Gdyni nie czytaj , bo potem jak wyłożysz swoje "rozumowanie " na temat , to ci cytaty z Bolka wychodzą . To wkurza , a dyskutować z tobą merytorycznie to wychodzi "czort swajo pop swajo" i jeszcze łeb w piasek . A co ja jakiś Syzyf jestem ?
Przynajmniej jeden link do takiego merytorycznego komentarza podaj.
Każdy będzie mógł ocenić jego merytoryczną jakość.
No i uwiadomił mi pan, jak bardzo jestem zapracowany - oddychanie, mruganie....
W latach 70-tych polscy archeolodzy pojechali do Sumeru na wykopaliska. Znaleźli jakieś hieroglify, przywieźli je do Polski i w trudzie odczytali.
A tam jakiś wnikliwy Sumer zapisał, że:
"jak się tak dobrze rozglądnąć to wszyscy ludzie są głupi".
I stąd mamy jasny dowód na to, że ludzie przez ostatnie 4 000 lat wcale nie zmądrzeli - co jest potwierdzeniem słuszności tez zawartych w felietonie.
Dokładnie, tylko gadżety się zmieniły. A felieton zmusza do zastanowienia. Brawo autor. Pzdr
Proszę o krótki samouczek filozofii. Mieliśmy Nietzschego, Schopenhauera o cierpieniu to może zabierzemy się za Kanta? Filozofia nie kończy się na Arystotelesie i Platonie. Pzdr
Ależ celem życia jest samo życie. Jak się zaczyna mieć wątpliwości to oznaka, że coś się źle dzieje. Mój znajomy mawiał kilka dekad temu, że jak cżłowieka po 50-tce nic nie boli to oznacza, że nie żyje. Ale wraz z postępem medycyny i zdrowego trybu życia, można dożyć w zdrowiu późnej starości.
Ja mam sporo po 50-tce i czuję wirusa wokół siebie. Wirus to nie są żarty. Nawet osoby wysportowane i prowadzące zdrowy tryb życia mogą przejść ciężko infekcję wirusową.
Zwłaszcza te prowadzące zdrowy tryb życia, bo zamiast siedzieć w domu jak nakazuje nasi umiłowani przywódcy to szlajają się po lasach i parkach uprawiając sporty. Pzdr