Od jakiegoś czasu toczy się, mniej czy bardziej widoczna, dyskusja na temat polskich elit. Na niniejszym portalu bloger jazgdyni poświęca tej problematyce kolejny wpis. Dyskusji ogólnopolskiej nie śledzę w sposób szczególny, ale w tych artykułach, które czytałem. pomijana jest rzecz fundamentalna – właściwy dla nich punkt odniesienia.
Gdy jednak spojrzymy na stan świadomości ludzi z wyższym wykształceniem, bo oni, parafrazując jednego z ojców niepodległości, przejmują obowiązki inteligenckie, to społeczność polską możemy podzielić na cztery główne grupy:
- inteligentnych i zafascynowanych Ameryką, ci wciąż żyją bardziej Ameryką niż Polską;
- zafascynowanych Niemcami; to duża rzesza ludzi, mówi się nawet o „partii niemieckiej”;
- sympatycy współczesnej Rosji, najmniejsza i najmniej rozpoznana grupa swiadcząca o słabości państwa;
- patrioci bez zaplecza i obojętni politycznie.
„Amerykanie”, to najczęściej samorodki poddane wielkiemu mitowi „Ameryki” lub ukąszeni przez amerykański blichtr. Fascynuje ich przestrzeń, siła, wolność, muzyka, i to „coś” jeszcze, czego w Polsce nie mają – tu stronników raczej nie ubywa. Nie obchodzi ich, lub nie zdają sobie sprawy, że Polska to nie Ameryka, że to inna geografia, inni sąsiedzi, inny potencjał i kontynent, inna mentalność i inne możliwości.
„Niemcy”, to solidnie przez lata lub nawet dwa wieki wypracowana grupa ludzi, z której jedna część funkcjonuje na zasadzie syndromu niewolnika, a druga wyhodowana na stypendiach, dotacjach, szkoleniach, „pomocy” sąsiedzkiej i jurgieltach należy do tzw. stronników – liczba ich zmienia się w zależności od koniunktury. Pierwsza woli Niemcy, ot tak po prostu, drugą nie obchodzą czyjekolwiek interesy, prócz własnych, nie uznają wspólnoty i dają się wykorzystywać w sposób polityczny, czasami bardzo haniebnie. Ci ostatni, dla podtrzymania tej ideologii przyjmą każdy pretekst. Najchętniej Polskę widzieliby jako niemiecki land, choć nie ma pewności, czy po fakcie taki stan zaakceptują? Tak naprawdę nie obchodzą ich ani Niemcy, ani Polska.
„Ruscy”, to najbardziej tajemnicza grupa, sporo w niej „umoczonych”, trochę „logicznych”, reszta niezidentyfikowana – siła zauważalna, zwłaszcza w polityce i biznesie, choć raczej nieliczna i trudna do określenia. Tu dominuje sprzedajność, chęć dużego zysku lub strach.
„Patrioci” i „obojętni politycznie”, ze względu na ich skuteczność, stanowią jedną sporą, choć mało liczącą się, grupę – oczywiście obojętni znacznie przeważają. Pierwszym państwo nie pomaga, można zaryzykować twierdzenie, że nawet przeszkadza i się ich boi (marsz 11 listopada 1918 r. zaledwie kilka festiwali filmów patriotycznych, najważniejsze tematy dla przyszłości państwa nie są finansowane itd.); drudzy czekają na wyklarowanie się sytuacji politycznej i często wykazują wręcz lekceważenie.
Pozostali, to wolne elektrony, którzy przykleją się do każdego, kto pomoże coś zachachmęcić, zakombinować lub sprzedać. Nauka, która jest najbardziej wrażliwą przestrzenią państwa, została zamurowana przez tzw. punktozę, obce granty i w wielu wypadkach postkomunistyczną mentalnością. Lud, czyli Suweren, nie ma nic do gadania.
A więc jaki punkt odniesienia mogą mieć ci ludzie? Z jakiego materiału budować nowe polskie elity? Czy ktoś im wyznaczył jakiekolwiek owe minimum, jakiekolwiek kryteria i moralność, od poziomu których można pretendować do miana elit? Czy ktokolwiek wskazał jakiś program kulturowy nowego państwa, czy ktoś wie o co walczymy, oprócz dobrobytu,? Władze odwołują się do „Solidarności”, o której społeczeństwo już zapomniało. Mało tego, władza ogradza się i uroczystości obchodzi sama, ludzie, którzy powinni z rocznic czerpać dumę i patriotyzm, dostali dni wolne od pracy i pod pomniki przychodzą najwytrwalsi – za moment dowiemy się, że to nacjonaliści.
Wszystkie posolidarnościowe rządy prowadzą politykę gabinetową z pominięciem społeczeństwa; po 1989 r., może to zabrzmieć dziwnie, ale w tym czasie nie nastąpiło ogłoszenie niepodległości państwa i nie zdarzył się moment pojednania władzy z narodem. Nie mamy więc jakby mechanizmu generującego elity, nie posiadamy generatora własnej energii. Żyjemy czyimś życiem nie zdając sobie sprawy, że dusimy własne. Bo skąd niby mają się wziąć elity – z braku zainteresowania, z bylejakości czy z totalnej „olewki”?. Ciągle głosujemy na system partyjny i ludzi, z którymi nie mamy kontaktu, ani na nich żadnego wpływu. Polityków nie wybieramy w sposób naturalny, a więc w oparciu o ich aktywność, przygotowanie i wiedzę, lecz z klucza partyjnego. To nic innego, jak zamurowanie sceny politycznej i odcięcie możliwości właściwym ludziom. Żaden rząd nie jest zainteresowany przygotowaniem społeczeństwa do współrządzenia. Ono nie jest przygotowane, i wciąż łatwiej je zmanipulować niż z nim współdziałać.
Rząd PiS-u podjął inwestycje na miarę II RP, ale w porównaniu z poparciem społecznym w okresie międzywojennym, dzisiejsze musi budzić zażenowanie. Dlatego nie można się dziwić, że Polska jest coraz słabiej reprezentowana w świadomości obywateli. Nikt społeczeństwu jeszcze nie przedstawił ani nowej wizji miejsca Polski w Europie, ani potrzeby obrony swojej tożsamości i swojego mienia. Skutek jest taki, że obywatele będąc Polakami, mieszkając w Polsce i posiadając jakąś własność, też w Polsce, tak naprawdę, nie interesują się ani Polską, ani losem swojej własności, ani nawet swojej rodziny, choć myślą i mówią zupełnie coś innego; ba, nie zdają sobie sprawy, że każde zachowania mają swoje konsekwencje: dobre mają pozytywne , a złe mają negatywne. Nie dociera do nich podstawowa prawda, że lekceważąc państwo, na licytację wystawiają swoją przyszłość, swój dobytek życia i swoją rodzinę oraz że zamykają szanse swoim dzieciom. Nie zdają sobie sprawy, że jedynym adwokatem ich prywatnego interesu jest państwo; im będzie ono silniejsze i bardziej wspólne, tym własność każdego z nas będzie bezpieczniejsza. Bo kto, jak nie wspólne państwo ma obronić: godność obywateli, standard życia, majątek, tradycję, przyzwoitość, sprawiedliwość, niepodległość myślenia itd. Kto? UE, Stany Zjednoczone, Niemcy, Rosja, a może jeszcze ktoś inny?
Nie można też zapominać o sporej grupie ludzi (może nawet największej), którą zapędzono w kozi róg za pomocą pożyczek. Ci ludzie przeżyli już swoje i wiele zrozumieli, ale strach przed utratą zadłużonej nieruchomości paraliżuje im krtań i wiąże ręce. Następna duża grupa młodych Polaków pracując poza granicami buduje sobie domy w Polsce, ale tak naprawdę budują swój dramat: gdy wrócą do Polski tęsknią za czymś, co tam zostawili, gdy są poza jej granicami, jak marynarze, myślą o rodzinnym domu i porównują się z sąsiadami. Wybudowanych domów nikt im prawdopodobnie nie zabierze, bo zarobili budując dobrobyt obcego państwa, ale będzie trzeba je utrzymać i w nich mieszkać.
I gdzie tu miejsce na Polskę, na centrum kulturowe, ośrodek wspólnoty, chęć poznawania własnej historii i wspólne jej przeżywanie? Tak więc pomiędzy elitami, zwłaszcza politycznymi, pracującymi w kraju, do których jeszcze nie dotarło, że Polska nie jest ich prywatnym folwarkiem, a zwykłymi ludźmi, już rysują się poważne różnice interesów.
Budujemy dobrobyt, choć nikt nie wie co to znaczy, ale codziennie oglądamy miałkość państwa, niekompetencje polityków i strach w rządzeniu. I znów pojawia się to fundamentalne pytanie: jak, i w oparciu o co, budować nowe elity, które zjednoczą państwo i nas w nim wszystkich? Jakie elity mają mieć punkty odniesienia? Ale za plecami czai się, o zgrozo, jeszcze nie rozstrzygnięte inne pytania: dla kogo mają one pracować i kogo bogacić?
***
W okresie zaborów odzyskanie niepodległości zaczęło się od kółek samokształceniowych (promieniści, Filomaci, Filareci itd.) i powstań narodowych; zmaganie z sobą i zaborcą trwało 123 lata (pięć pokoleń). Pokolenie Piłsudskiego i Dmowskiego robiło to samo (Spójnia, i wiele innych). Legiony należały do jednej z najlepiej wykształconych ówczesnej armii (lekarze, pisarze, artyści…), chociaż wówczas nie mieliśmy jeszcze swojego państwa. Dziś mamy uczelnie, które w rankingach przestały się liczyć, a wykształcenie niczego nie gwarantuje. Ich absolwenci, w tym doktorzy, oficerowie, zamiast rozwijać własną kulturę, gospodarkę i obronność, często szorują gary na jakimś zmywaku. Skąd więc brać elity? Z lekceważenia wszystkiego, co polskie, z kundlizmu, poniżenia, czy może strachu, który przeszywa na wylot wszystkich?
Komu to służy? Czy wszystko skończy się, jak zawsze, odruchem rozpaczy, gdy za plecami pozostaną tylko ściana, puste ręce, płacz dzieci, długi i żal w sercu? Czy tak ma być, bo nie potrafiliśmy wygenerować z siebie odpowiednich elit? Bo w kraju, w którym mówi się o jakiejś wolności, a nawet niepodległości[RS1] , dwa miliony młodych, przyszłość narodu i państwa, nie walczy o swoje w kraju, lecz ucieka pracować za granicę?
Ale niech się nikomu nie wydaje, że bez lepszych od siebie można cokolwiek zrobić dla siebie, że jak ktoś złapał jakąś kasę, to będzie żuło ją kilka pokoleń jego rodziny. Nawet prywatne domy nie są pewnym nabytkiem, bo brak suwerenności oznacza łupienie przez innych: podatkiem katastralnym, czynszem, opłatą za ziemie, którą można wprowadzić, wysokimi cenami produktów, tanią siłą roboczą. Trzeba też odróżnić podatki na rzecz własnego państwa i obcego; własne, kumuluje i mimo chwilowego niedostatku daje nadzieje na poprawę (tak było w II RP), obce myśli tylko o sobie, pozostawiając biedę i ugór. Historia daje tu dziesiątki przykładów.
W każdej dotychczasowej dyskusji uderza brak realizmu, nawet cud musi mieć jakąś materię, z której może powstać to „coś”. Wołamy: elity, elity, elity, ale punktem odniesienia tych elit musi być polski interes i polska perspektywa. Za polskim interesem i polską perspektywą kryją się tysiąclecie polskiego doświadczenia: politycznych, kulturowych, gospodarczych i patriotycznych. One są naszym systemem immunologicznym i naszym skarbem, bez niego stajemy się idiotami i ludźmi bezdomnymi, których nie chroni żadne prawo. W 2004 r. pisałem, że „Patriotyzm jest głosem zdrowego rozsądku” („Ostatnia na drogę”), Do dziś nie zmieniło się nic. Patriotyzm jest kręgosłupem naszych dziejów – od zarania, a więc od Kadłubka, Długosza, Mickiewicza, Kraszewskiego, Sienkiewicza, aż po dzień dzisiejszy. Bez tego szlachetnego uczucia, które prowadziło nas przez dzieje, budowało i chroniło, będziemy zbiorowiskiem przypadkowych ludzi do wykorzystania lub w razie potrzeby do eksterminacji. Ciało, które nie ma kręgosłupa jest bezkształtną masą, galaretą i zawalidrogą. Tu i ówdzie słychać o jakimś „nowym patriotyzmie”, który jest albo produktem niewiedzy, albo efektem manipulacji. Patriotyzm przez około 1000 lat był zawsze jeden.
***
Jeżeli ktoś chce dzielić elity, to najogólniej na: przymiotnikowe i bezprzymiotnikowe. Przymiotnikowe to: humanistyczne, inżynierskie, lekarskie, gospodarcze itd. Do bezprzymiotnikowych należałoby zaliczyć elity, od których wymaga się najwyższych kwalifikacji zawodowych i moralnych. Polskie elity, przez pokolenia, tworzy więc polskie doświadczenie – to złe i dobre. I to jest jedyne kryterium ich doboru. Musi spajać je jeden i ten sam model kulturowy, ta sama aksjologia, jednoznaczne rozumienie podstawowych pojęć i wartości, a więc wspólna podstawa humanistyczna i poczucie odpowiedzialności za kulturę narodową i państwo. Ostatni rok wydarzeń na świecie dostatecznie jasno wszystkim trzeźwym na umyśle wyjaśniły, że jedyną alternatywą rozwoju świata są nadal i wiąż kultury narodowe. Każde państwo, które chce przetrwać, musi być samowystarczalne pod względem żywnościowym i w miarę możliwości gospodarczym i obronnym. Tytuł więc magistra, doktora czy profesora nie oznacza przynależności do elity politycznej, może on być najwybitniejszym fachowcem w swojej dziedzinie, ale w innej zupełnym ignorantem – to efekt specjalizacji. Elita skupia więc ludzi najwybitniejszych i wybranych, którzy wykazują się szerokim spektrum odbioru rzeczywistości, renesansową wiedzą, głębokim poczuciem wspólnoty i potrzebą zachowania ciągłości kulturowej – nie na zasadzie ślepego naśladownictwa, lecz ciągłości najlepszych jej cech i poczucia niepodległości. Tylko takie kryterium może wypromować najwybitniejsze osobistości i mężów stanu. Elity mogą kłócić się między sobą o najlepsze metody realizacji interesu narodowego, ale nie wolno im przekraczać wyznaczonej przez Suwerena linii granicznej, poza którą jest zdrada i powinna być odpowiednia nieodwołalna kara. Elity są tworzywem 1000-letnich dziejów, są odpowiedzialne za stan państwa, kondycję kultury narodowej i społeczną świadomość ich obywateli. W tym przedziale może znaleźć się każdy, kto poważnie traktuje swoje obowiązki obywatelskie i wykazuje się odpowiedzialnością za dobro wspólne.
I na koniec: powyższy tekst i jego rozumowanie nie wynika z nastawienia konserwatywnego, nacjonalistycznego lub jakiegoś zacofania, lecz z prostej logiki dziejów. Polityka, potrzeby człowieka i sam człowiek od tysiącleci się nie zmieniają, zmieniają się natomiast narzędzia. Historia uczy, że imperia, czy unie, nie zapobiegły ani wojnom, ani ludzkim nieszczęściom, uczy też, że najtrwalszym stabilizatorem politycznego porządku wciąż są narody i ich państwa. Jeżeli ktoś nie wierzy, to niech postara odpowiedzieć na pytanie, jakim kosztem i jakimi ofiarami będzie musiał człowiek okupić swój porządek po rozpadzie UE?
***
Na szczęście 1/3 Polaków zdaje sobie sprawę, że poza PiS-em nie ma już nic; że gdy straci on władzę, zacznie się wyprzedaż tego wszystkiego, co zdołał zbudować w okresie swoich rządów. Ale trudno nie mieć do niego pretensji o to, że w społeczeństwie polskim nie buduje sobie zaplecza politycznego i nie wykorzystuje tego potencjału patriotycznego, jaki jeszcze drzemie w narodzie oraz że źle zużywa środki finansowe i nie buduje polskiego potencjału kulturowego. Gospodarka to nie wszystko. Ktoś jeszcze musi ją obronić – zaczyna się od świadomości – to ona wypiera nieświadomość, ignorancję i zwykłą głupotę. [RS1]Lodxzi
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 10383
Przecież zasilanie azjatyckich gospodarek wynika z nieustającej potrzeby posiadania lepszego telewizora niż sąsiad.
W jaki sposób zmusić mieszkańca Europy by się zajął produkcją telewizora dla sąsiada zamiast trzepania kasy na wytwarzaniu w necie ideologicznych samizdatów.
To, że jest jak jest i staliśmy się niewolnikami Chin, Indii i jeszcze paru takich państw, jest wynikiem idiotycznego, ideologicznego błędu - ogłoszono m.in. dla Europy epokę post-industrialną. Można oczywiście tam przerzucić produkcję ciuchów i gumowych chodaków, ale jak boleśnie się przekonaliśmy, nie produktów medycznych i komponentów farmaceutycznych, a także strategicznie ważnych urządzeń. To USA i Europa zbudowały potęgę totalitarnych, komunistycznych Chin. Pytanie - dlaczego to zrobiono?
Powodzenia .
I nie zapominaj o nas .
Masz to na prawdę dobrze i szeroko przemyślane. Dobry esej, a może i więcej, by z tego powstał, Chyba nawet lepsza książka, niż "Cham niezbuntowany" Ziemkiewicza.
Mam kłopot - odnieść się uczciwie do całości, na tym portali niepodobna. Przy tych technicznych ograniczeniach, trzy, cztery komentarze byłyby potrzebne. Muszę więc sobie wyznaczyć jakieś ruchy piwotowe - zwrotne i centralne.
Na początku trafnie określasz światopoglądowe różnice naszego społeczeństwa. Przekonania, co do swojego miejsca na świecie i swojej roli w tej przestrzeni, mocno zależą od swojego pochodzenia. Dorastając, tylko się utrwala swój genetyczny kod po przodkach. Nawet jeśli w młodości zostaje się buntownikiem i rewolucjonistą, to i tak później wraca się do korzeni. Sęk w tym, że wielu Polaków nie ma korzeni, albo tylko nic o nich nie wie. Ci są zdani na pastwę losu i raczej z nim nie walczą. Tu bym podkreślił istotną rolę milczącej większości. Obecnie na poziomie gdzieś 40 - 55% rodaków. Lecz ciekawe, że w 1980 roku do Solidarności przystąpiło 10 milionów dorosłych ludzi. A to, wydaje mi się, chyba 90% narodu. To tak samo tajemnicza liczba, jak 95% (badania CBOS z 2011) polaków deklarujących się jako katolicy. Co to wszystko może oznaczać? Myślę, że istnieje spora elastyczność w poglądach, oraz wybieranie zawsze najłatwiejszego rozwiązania, czy decyzji. Taka, nieco sarkastycznie, życiowa gnuśność.
Nawołujesz do zdobywania wiedzy, do studiowania naszej historii i kultury, lecz wydaje mi się, że ludzie za bardzo tego nie pragną. Czy może to jest właśnie ten post-modernizm? Tak więc nawołujesz i bardzo słusznie, do głębszych przemyśleń, do rozważań o tradycji, historii, etosie. a ja niestety obserwuję, że większość rodaków jest bardzo powierzchowna, skoncentrowana na doczesności (od pierwszego, do pierwszego), po prostu trywialna. Na twoje zagajenie o II RP, czy roli Piłsudskiego, najczęściej usłyszysz - Daj spokój z tą polityką.
Odpowiedz sobie uczciwie na taką hipotezę: - czy gdyby w roku 1980 Gierek i komuniści zapełnili sklepowe półki przeróżnymi pożądanymi towarami, to Solidarność miała by szansę wybuchnąć? Tak, tak - twardo uważam, że poglądami rządzą brzuchy. Dlatego gorąco popieram i uważam za świetny i przełomowy krok akcję 500+. Nic innego nie zdobyło tyle głosów, jak usiłowania likwidacji polskiej nędzy. Nie biedy, tego dopiero spodziewam się za parę tygodni, gdy władza ogłosi Nowy Ład ( przypominam, to New Deal Franklina Delano Roosevelta w 1933) i prawdą jest podniesienie stopy wolnej od podatku do 30 tysięcy (zarobki do 2500 zł miesięcznie) i co się z tym wiąże, praktycznie zdjęcie podatku z większości emerytur (przypominam, mediana jest 1750 zł). A to jest ponad 8 milionów Polaków - wyborców.
Powiem tak - gdy znikną troski i stres życia codziennego, to lud zacznie studiować historię.
Albo mnie pan czytasz po łebkach, albo nawet nie czytasz, co uważałbym za wielce obraźliwe.
Tysiąc razy pisałem, że tylko dlatego jestem Pisiorem, że nie ma absolutnie żadnej alternatywy. Nie ma u nas żadnej grupy, która byłaby szczerze pro-państwowa i pro-obywatelska.
Pokaże mi pan taką - pobiegnę w podskokach.
Bo nie ma alternatywy? Ależ jest! Choćby Platforma lub nowy wynalazek w postaci pana Hołowni. Czemu nie? O tym Pan nie wspomina, a to nie jest tak oczywiste, bo, gdy się zdrapie propagandowy lukier, niewiele zostaje. Co bowiem dobrego zrobiono przez te lata?
Tak więc, niezależnie od deklaracji, chodzi Panu o władzę dla swoich pupilów, i nic innego.
"Jest to więc sposób na zdobycie poklasku."
Można i tak interpretować. Czemu nie? Jeżeli tylko nie ma się dobrej woli i widzi się wszystkie poczynania władzy na czarno. Lecz ja staram się na to patrzeć z punktu filozofii rządzenia. Gdzie zawsze pierwszym celem dobrej władzy powinien być wzrost dobrobytu obywateli, oraz budowanie siły państwa. 500+ niemalże całkowicie zlikwidowało haniebny obszar nędzy w Polsce. Te pieniądze wtłoczone do obiegu w postaci gotówki, w sposób wyraźny zwiększyły konsumpcję, która jest szalenie ważnym elementem gospodarki. Niektórzy nawet, pierwszy raz w życiu zaczęli oszczędzać. A to jest pierwszy krok budowy kapitału własnego Polaków, który jest dramatycznie mały. To także pozwala zaciągać kredyty i to nie chwilówki na życie, tylko do zdobywania dóbr trwałych.
Co do PO i Hołowni. Pan im ufa? Ma pan przekonanie, że z tej strony zawsze spotka się z uczciwością i dbaniem o pana? Znam całe grupy tych ludzi, bo wielu wywodzi się z Pomorza i nie powierzyłbym im na chwilę do potrzymania nawet pustego portfela.
Przykro to oznajmić, ale jest pan pod silnym wpływem antyrządowej propagandy. Pewnie ma pan telewizor z jednym kanałem.
Pompowanie pieniędzy w gospodarkę jest najprymitywniejszym sposobem poprawy koniunktury. To działa. No ale proszę sobie wyobrazić, co się stanie, gdy taka polityka będzie kontynuowana. To trochę tak, jak z dopingiem u sportowców. No i skąd są te pieniądze? Jeśli zbiera się je w podatkach, to tylko ukochana przez lewicę redystrybucja, która tworzy władzy kliencką warstwę lumpenproletariatu – nic, czym można się chwalić. No a jeśli dodrukowuje, bądź pożycza, to znaczy, że żyjemy na kredyt.
1. Co zrobili, żeby wzmocnić państwo?
2. Co zrobili dla obywateli, prócz sypnięcia kasą?
Obydwoje i macie rację i nie macie racji.
Po kolei jednak. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że celem każdej dobrej władzy powinien być wzrost dobrobytu obywateli.
I tu rację ma Pan z Gdyni, że 500+ prawie całkowicie zlikwidowało haniebny obszar biedy w Polsce i nie jest to element propagandy a niezaprzeczalny fakt.
Wpompowano jednak te pieniądze w najgorszy możliwy sposób, czyli za pomocą kredytu. Wszystko będzie ładnie i pięknie działało do czasu, kiedy dojdzie do spłat kredytu wraz z odsetkami. Wtedy będzie trzeba, albo zaciągnąć nowy kredyt, albo cały program padnie, innej możliwości nie ma.
I tu rację ma mój ulubieniec, czyli nasz Jabe ukochany.
Powtórzę jeszcze, co napisałem tutaj wcześniej, że pieniądze na 500+, które pochodzą z systemu podatkowego nie są pieniędzmi wpompowanymi w gospodarkę.
Pompowanie pieniędzy w gospodarkę przy pomocy kredytu jest najgorszym sposobem poprawy koniunktury. Wszystko ładnie i pięknie działa dokładnie tak samo jak w przypadku 500+, czyli do czasu, kiedy będzie trzeba zapłacić za kredyt wraz z odsetkami.
Wtedy, albo będzie trzeba zaciągnąć nowy kredyt, albo wszystko zakończy się krachem.
Dokładnie też, tak samo jak w programie 500+, pieniądze na wsparcie gospodarki pochodzące z systemu podatkowego nie są pieniędzmi wpompowanymi w gospodarkę.
Pieniędzy w ogóle nie powinno się pompować w gospodarkę, tylko w konsumentów, bo to konsumenci najlepiej wiedzą, jak je wydawać a zdrowa gospodarka bardzo szybko dostosuje się do wymagań konsumentów.
W jaki sposób?
Najlepiej w taki, jak to zrobiono w dość dużej części Europy w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku.
Są też oczywiście inne sposoby, ale ten uważam za najlepszy.
Jeżeli jednak ktoś ma inną propozycję chętnie wysłucham i podyskutuję.
Pozdrawiam Panów.
Przekręt gonił przekręt po 1989 roku. To co miało zyskać państwo, czyli obywatele, szło do kieszeni ubeckich szwindlarzy. Liczby mogą być nieprecyzyjne, ale skala jest OK. Przy pomocy prezia Kwaśniewskiego, Kulczyk kupuje za 40 mln zł Browary Wielkopolskie (nowoczene, gierkowskie zakłady, producent "Lecha"), by po bodajże dwóch latach sprzedać je koncernowi z RPA za 200 mln dolarów. Dlaczego nie mógł tego zrobić rząd, wzbogacając kasę państwa o 760 mln zł?
Przecież takie właśnie złodziejskie przekręty były powszechne w RP. Dlatego nie było rozwoju w każdej dziedzinie.
Takich Kulczyków jest wiecej. Każda epoka takich ma: "zupełnie niezwykły człowiek", jeśli chodzi o talent organizacyjny, dynamikę i łatwość podejmowania celnych decyzji. Dodał, że prezes Orlenu ma "coś takiego, co daje pan Bóg, a co trudno zdefiniować - aurę, która pozwala mu ludzi mobilizować, jednoczyć wokół jakiegoś celu".
Paczpan. Kolejny.
Nie znam spraw Adamowicza. Widać mało medialny był...
Czyli, mam rozumieć, nie wierzy pan, że większość takich pieniędzy, m.in. na 500+ zostało odzyskanych poprzez odcięcie międzynarodowych zbirów od bezkarnego łupienia RP? Że to wymyślona ściema i forsę bierze się z podatków zasilających budżet. Toż to typowa logika tvn. Ja byłem świadkiem procederu vatowskiego przekrętu i, co przykre, przez członka PIS. Odzyskano 60 mln, które miały wspierać budowę fikcyjnych łódek. A to akurat, jeżeli się w głowie gdzieś nie pomyliłem, to akurat 500+ dla tysiąca rodzin przez 10 lat. Gdzie tu jakiś rolowany kredyt?
Nie można być w tym pokręconym świecie dogmatykiem. Tym bardziej jak się jest inżynierem. Bo my powinniśmy mieć zawsze prawdziwą i uczciwą ocenę faktów.
Jeżeli ktoś najpierw ekonomii uczy się z gazet i TVN , to są tego skutki . Przeczytać być może warto jeszcze jako suplement co pisałem o papierach na bycie elitą . I nie jest to źle , że on i inni tu bywają albo są . Widzimy na czym stoimy .
Zdrówka życzę i do pracy idę .
Nigdzie nie napisałem, że nie wierzę, iż większość pieniędzy zostało odzyskanych z ukrócenia przekrętów finansowych. Jakichkolwiek nie tylko z VAT.
Po ukróceniu przekrętów finansowych pieniądze nie są transferowane za granicę, tylko zostają w kraju. I bardzo dobrze.
Choćby jednak, nie wiem jak, zaklinał Pan rzeczywistość, są to w dalszym ciągu pieniądze pochodzące z systemu podatkowego.
Sam zaś system podatkowy, nie ma żadnego, ani pozytywnego ani negatywnego wpływu na gospodarkę.
Na całą gospodarkę ma wpływ dokładnie zerowy, bo gospodarkę zawsze należy rozpatrywać w całości. Jeżeli jest inaczej proszę to udowodnić.
Napisałem też, że pieniądze zarówno na wsparcie, czy to bezpośrednio obywateli, czy przemysłu, pochodzą nie tylko z systemu podatkowego, ale także z kredytu.
Kredyt zaś ma ujemny, czyli negatywny wpływ na gospodarkę.
Jeżeli jest inaczej, też wypadałoby przynajmniej to uzasadnić.
Pozdrawiam Pana.
Noble rozdajesz a Tomaszka małpujesz . Rozpisując się niemiłosiernie ą ę. System podatkowy radził sobie z niedoborem Vatu za paliwa i poradził dalej . I pamiętaj kredyt jest dźwignią , a w kraju biednym bywa jedynym źródłem kapitału . Wpływ na gospodarkę ma taki jak jego ulokowanie i wykorzystanie . Póki co nie jesteśmy Szwajcarią i skarpetą wszystkich zbójów tego świata . Już pisałem CPK , ciekaw jestem co na ten temat nie wiesz , albo co wiesz ujemnie ?
Ten kit o źródle kapitału dla krajów biednych, już nam za Gierka wciskali. I dale nic nas to nie nauczyło.
Wicie, rozumicie, jesteście krajem biednym i najpierw musicie zainwestować, wybudować nowoczesne zakłady. My wam na to i kredyty damy i nowoczesne technologie sprzedamy a jak już wybudujecie i zaczniecie produkować, to i te kredyty spłacicie i jeszcze na tym zarobicie.
I dali jedno i drugie a myśmy wybudowali.
Zapomnieli tylko powiedzieć tamtym Tomaszkom, że aby to wszystko się spełniło musi być zbyt na te wszystkie wyprodukowane towary.
I co?
I pierdyknęło wszystko z wielkim hukiem, że o mało z głodu nie zdechliśmy.
I żadne kredyty nie potrafiły rozwiązać problemu zbytu.
CPK nic mi nie mówi. Może to być zarówno kineza fosfokreatynowa jak i Centralny Port Komunikacyjny.
Jak sprecyzujesz wtedy się odniosę.
Historii to ja nie będę uczył , ale obejrzyj "Ziemię obiecaną ", poczytaj sobie o Gdyni , COPIe , poznaj historię USA , Niemiec itd . A CPK to nie zakręcaj tematu , tylko oceń ideę i studium wykonalności . Jak za dużo to się zamknij z tym Gierkiem bo na prawdę pomyślę ,że Jabe jest twoim mentorem .