A jak rzecz wygląda w szczegółach?
Otóż za najważniejszy element systemu oświatowego uważa Prawo i Sprawiedliwość nauczyciela: GODNE PŁACE I WARUNKI PRACY NAUCZYCIELI. FINANSOWANIE OŚWIATY to pierwszy z celów polityki oświatowej PiS. Jako, że uważam, że diagnoza jest słuszna przytoczę te fragmenty rozdziału, które twórcy uznali za najważniejsze:
Dobra szkoła nie istnieje bez dobrych, posiadających autorytet nauczycieli. To dlatego ton polskiej edukacji powinni nadawać pedagodzy należycie wykształceni, o odpowiedniej postawie moralnej, lubiący pracę z dziećmi i młodzieżą, rozumiejący, że jest to także zawód misyjny. Aby zachęcić najlepszych do pracy w tym wymagającym zawodzie, trzeba doprowadzić do dalszego wzrostu poziomu wynagrodzeń nauczycieli. Dlatego zwiększymy nakłady na edukację, w tym na wynagrodzenia nauczycieli.
W 2020 roku podniesiemy o kolejne 6% wynagrodzenia nauczycieli
Wprowadzimy zmiany dotyczące warunków zatrudnienia, zasad wynagradzania, wymagań i obowiązków, sposobów oceniania i awansowania, a także czasu pracy. Skoro zawód nauczyciela jest zawodem zaufania publicznego, jasno określimy jego charakter i etos zawodowy.
Zaproponujemy nowe rozwiązania, które powiążą płace nauczycielskie z jakością i czasem pracy
Wprowadzimy systemową zmianę, promując rozwój, a równocześnie zapewniając zawodową adaptację i stabilizację. Rząd Prawa i Sprawiedliwości pracuje nad efektywnym systemem wynagradzania nauczycieli i wzmocnieniem prestiżu ich zawodu.
Wprowadzimy jasne zasady finansowania oświaty w Polsce.
Jak to będzie wyglądać w praktyce?
Dzisiejsze płace zasadnicze nauczycieli kształtują się następująco (kwoty brutto):
nauczyciela stażysty - 2 782 zł,
nauczyciela kontraktowego – 2 862 zł,
nauczyciela mianowanego – 3 250 zł
nauczyciela dyplomowanego – 3 817 zł.
Przy pensji minimalnej 2250 zł. Czyli stażysta zarabia ok. 500 zł ponad minimalną, kontraktowy 600, mianowany 1000 a dyplomowany 1600 (kwoty netto to ok. 2/3 brutto).
Jak to będzie w przyszłym roku szkolnym po 6% podwyżkach?
Stażysta: 2947 zł
Kontraktowy: 3033 zł
Mianowany: 3445 zł
Dyplomowany: 4046 zł
Przy pensji minimalnej pod koniec przyszłego roku 3000 zł. Czyli stażysta -50 zł, kontraktowy +30 zł, mianowany +450 zł, dyplomowany +1050 zł w porównaniu z pensją minimalną.
Oczywiście pensja zasadnicza to nie jedyny składnik nauczycielskich wypłat. Dochodzi dodatek stażowy (do 20%), ew. godziny ponadwymiarowe (średnio ok. 2h/tydz w PL), w większych miastach dodatek motywacyjny. Dodatki te powiązane są jednak z pensją zasadniczą mamy więc wyraźne tąpnięcie poziomu zarobków o co najmniej jeden szczebel awansu zawodowego.
Drugie zasadnicze pytanie brzmi, czy relatywna wysokość pensji nauczycielskich jest powiązana z jakością nauczania. Nie jest to do końca jasne, zwłaszcza w PL gdzie zawód nauczycielski przez wiele osób wybierany jest w celach socjalnych (żeby być trochę wśród ludzi), a nie celem zapewnienia bytu. Poza tym istnieje bardzo silny nurt i w nauce i w rzeczywistych postawach, że wiązanie zarobków nauczyciela z jakością jego pracy jest i błędem i dyshonorem. Spójrzmy jednak na poniższe grafy, prezentujące wyniki badań PISA w Pl. Badania te mają ten atut, że niezależnie od lat mają tę samą metodologię:


Poniżej grafiki z wynikami badań PISA umieściłem grafikę z wykresami pensji zasadniczych nauczycieli. Jaki jest najważniejszy wniosek z porównania tych dwóch grafik? Moim zdaniem taki: W czasach gdy pensje nauczycieli systematycznie rosną i pozostają blisko średniej pensji rośnie również wiedza i umiejętności uczniów (lata 2000 - 2012). Po zamrożeniu pensji nauczycielskich przez II rząd Tuska i ich relatywnym obniżeniu następuje ogólne załamanie się wyników uczniów na testach (rok 2015). Nie jest to proces idealnie równoległy, bo w oświacie zmiany nie dzieją się z dnia na dzień ani z roku na rok, ale się dzieją i trwają. Zauważalne podniesienie się wyników w 2012 w stosunku do wcześniejszych wyjaśnić możemy wzrostem zarobków nauczycieli młodszych za I Tuska.
Relatywne obniżenie nauczycielskich pensji będzie musiało mieć swoje konsekwencje + przyzwyczajanie się do nowych programów + często przepełnione szkoły + zawirowania w oświacie, które wcześniej czy później nastąpią, moim zdaniem wszystko to będzie miało jeden skutek: obniżenie poziomu nauczania. I odwrotu od tego raczej nie ma. Bo PiS jest bardzo konsekwentny, przynajmniej jeśli chodzi o nakłady na pensje nauczycielskie. Jak widać na załączonej grafice przez 4 lata rządów pensje te były trzymane na tej samej relatywnej wysokości. Myślę, że w tej 4-latce będzie tak samo, tyle że nie będzie to 1000 zł mniej niż pensja średnia na nauczyciela dyplomowanego ale 1000 zł więcej niż minimalna dla tegoż. Dodajmy od razu, że główna partia opozycyjna, Platforma Obywatelska proponuje nauczycielom to samo co PiS tylko z jeszcze niższymi zarobkami. Bo PO proponuje 1000zł brutto rozbite na raty, zaś PiS - założywszy utrzymanie poziomu 1000+ - 1200 zł rozbite na 4 lata. Poza tym PiS jest w obietnicach wiarygodny i udowodnił, że potrafi dbać o rozwój gospodarki i poziom dochodów budżetu. PO zaś udowodniła przez 8 lat, że nie potrafi tego zrobić.
Tak moim zdaniem wyglądają realia odnośnie programu oświatowego Prawa i Sprawiedliwości.
W programie tym są również deklarowane inne cele i wartości do osiągnięcia typu wychowanie patriotyczne, wycieczki, elektroniczne tablice, portale z pomocami dydaktycznymi, specjalny program dedykowany matematyce i informatyce. Tyle, że jak to sama partia stwierdziła na wstępie: "Dobra szkoła nie istnieje bez dobrych, posiadających autorytet nauczycieli". I to jest prawda. Cóż bowiem po świetnych programach, portalach, tablicach elektronicznych, multimediach i innych wspaniałych dodatkach do edukacji bez dobrego nauczyciela? O tym jaka jest szkoła decydują nauczyciel i uczeń. Reszta jest dodatkiem. Czasem mniej, czasem bardziej ważnym.
Na dwie rzeczy w programie edukacyjnym PiS zwróciłbym jednak uwagę. Pierwszą jest wychowanie. Brak tam elementów administracyjnego wzmocnienia pozycji nauczyciela w szkole obecnych choćby w programie z konferencji katowickiej sprzed 4 lat. Moim zdaniem oznacza to tolerowanie w tej dziedzinie stanu jaki jest dziś, który wielu określa mianem patologicznego, którego głównym wyznacznikiem jest redukcja narzędzi wychowawczych w stosunku do roku 1999 co wiąże się z ze znaczącym obniżeniem narzędzi jakie posiada nauczyciel i szkoła do utrzymania porządku w klasie.
Dwa: położenie nacisku na bezpieczeństwo. W dzisiejszych szkołach bezpieczeństwo rozumie się w ten sposób, że na jakąkolwiek niebezpieczną. lub potencjalnie niebezpieczną sytuację nauczyciele i uczniowie muszą reagować jednoznacznie: ucieczką. Po udanej ucieczce należy zawiadomić odpowiednie służby aby zajęły się problemem. W przypadku innej reakcji w stosunku do nauczycieli wyciągane są surowe konsekwencje. Kolejnym obliczem takiego podejścia jest to, że za wszystko odpowiedzialny jest zawsze dorosły: nauczyciel czy dyrektor, młodzież zwalniana jest z myślenia, działania i odpowiedzialności. Podejście takie ma na pewno swoje pozytywy ale też i negatywy. Do tych drugich zaliczyłbym coś co nazwałbym kretynieniem młodzieży. I jest to widoczne np. u młodych ludzi, którzy poszli w góry za lekko ubrani czy za późno i dzwonili po GOPR by ich zabrał na dół helikopterami albo choćby w zatłoczonych tramwajach, gdzie młodemu człowiekowi nie przyjdzie do głowy by zdjąć plecak i trzymać go w ręku, czy też przesunąć się do środka wagonu, tylko stoi jak cielę tłocząc się przy wejściu. Ale coś za coś. Widać, że ten trend będzie pogłębiany. (I jak tu się dziwić popularności gier komputerowych? Tam młody człowiek jest kimś: dzieli, rządzi, tworzy - a w szkole, czy w świecie dorosłych wyznacza się mu rolę mumina przesuwanego z kąta w kąt przez dorosłych)
Podsumowując:
Jaki jest strategiczny cel PiS odnośnie oświaty: "Dobra szkoła nie istnieje bez dobrych, posiadających autorytet nauczycieli. To dlatego ton polskiej edukacji powinni nadawać pedagodzy należycie wykształceni, o odpowiedniej postawie moralnej, lubiący pracę z dziećmi i młodzieżą, rozumiejący, że jest to także zawód misyjny. Aby zachęcić najlepszych do pracy w tym wymagającym zawodzie, trzeba doprowadzić do dalszego wzrostu poziomu wynagrodzeń nauczycieli."
W związku z tym w tej kadencji PiS będzie robił w szkołach porządki doprowadzając do redukcji liczby nauczycieli o kilkaset tysięcy. Będą to naturalne odejścia na emeryturę oraz negatywne bodźce ekonomiczne wymierzone głównie w młodych nauczycieli. Jednocześnie w wybranych uczelniach przez wybraną kadrę kształceni będą elitarni przyszli nauczyciele gotowi wypełniać lukę. To jednak pieśń przyszłości w najbliższych 4 latach w szkołach robione będą porządki z kadrami ale bez żadnych zwolnień. Wcześniej czy później zwiększone zostanie pensum i wprowadzona wieloprzedmiotowość nauczycieli. Tym sposobem wzrosną też pensje. Kiedy to nastąpi? Gdy z zawodu odejdzie odpowiednio duża liczba nauczycieli. W międzyczasie (czyli podczas obecnej kadencji) podwyższona zostanie baza infrastrukturalna szkół, i - miejmy nadzieję - stworzona sensowna pragmatyka nauczycielska.
Jaka jest kontrpropozycja PO? Podobna jak PiSu tylko z niższym uposażeniem nauczycieli i bez perspektyw rozwojowych branży. Bo PiS chce tworzyć gospodarkę przemysłu i wysokich technologii. Ta - wcześniej czy później - musi bazować na oświacie i nauce. PO chce tworzyć gospodarkę taniego pracownika (nieważne co jej liderzy mówią w danej chwili) a takiemu edukacja nie jest szczególnie potrzebna.
dzieci elit kształcą się w szkołach dla dzieci elit, ze specjalnymi programami, w małych grupach z odpowiednio dobieranymi i opłacanymi nauczycielami + wartość dodana wyniesiona z domu + obycie + kontakty itd.
Jakie szanse konkurowania z nimi o miejsce na prawie, medycynie, informatyce o posady na rynku pracy będą mieli zwykli absolwenci szkół publicznych?
Jakie będą mieli oni szanse na nawiązanie dialogu i zrozumienie się?
Kto będzie polskimi elitami za 15-20 lat?
PL overall ranking 19 miejsce wśród krajów OECD m.in. przed Wielką Brytanią, Hiszpania, USA i daleko przed Izraelem.
W matematyce 18 miejsce, w science 22 w rozumieniu tekstu 13
A w czubie, jak Pan mówił Azja: Singapur, Hong-Kong, Japonia
Oczywiście trzeba rozumieć, że. PISA - jedne z najpoważniejszych badań międzynarodowych - nie mierzy poziomu wiedzy, raczej to czy i jak uczeń potrafi wiedzę wykorzystać w sytuacjach życiowych. Tyle, że tego właśnie kazano uczyć nauczycielom, nie wiedzy ale sposobu wykorzystania wiedzy - czego społeczeństwo najwyraźniej po prostu nie zatrybiło i myśli, że jest jak było kiedyś i ma pretensję do nauczycieli, że uczniowie wiedzą mało. Ale powtórzę tak państwo kazało uczyć i nauczyciele wywiązują się z tego. Uczniowie są rozwydrzeni? To prawda, ale tego właśnie państwo chciało i to bardzo mocno. Nadal chce. Nadal jedynym narzędziem by dyscyplinować ucznia jaki ma szkoła jest mówić do ucznia, do rodziców do czasu aż zrozumieją, a jak nie zrozumieją to dalej mówić. Szkoła nie ma żadnych innych instrumentów wychowawczych od 2000 roku. Mogą nauczyciele skarżyć się policji, straży miejskiej, zakładać sprawy w sądach ale najczęściej te instytucje po prostu to ignorują. Zwłaszcza policja, która ma znacznie poważniejsze zadania niż dyscyplinowanie nastolatków, podobnie sądy wskazując na niską szkodliwość społeczną uczniowskich wybryków. I tutaj nic się nie zmienia.
2. Instytucje kontrolne. Można takie stworzyć tylko co to da? Każdy absolwent starych wyższych szkół bez problemu przyswoi sobie wiedzę z podręczników szkół średnich nawet gdyby jej wcześniej nie znał (wyjątek przedmioty ścisłe - tu trzeba mieć zdolności). Dobry nauczyciel to przede wszystkim ten, który umie dobrze nauczyć, a to nie jest łatwe. Można to zmierzyć? Ponoć tak. MEN miał rozmawiać z profesorem który to potrafi, do momentu gdy doszli do punktu koszty. IMO najlepszym organem kontrolnym powinna być dyrekcja. Tak jak w każdym innym zawodzie: to bezpośredni przełożony najlepiej wie czy podwładny dobrze wywiązuje się z obowiązków
Obecnie jednak w polskich szkołach jest tak, że jeśli jest 2 wicedyrektorów to jeden zajmuje się utrzymaniem porzadku a drugi obsługuje milion papierów. Dyrekcja naczelna zajmuje się jednym i drugim ale głównie polityką (rodzice, gmina, kontrole itp.) a nikt nie ma czasu zajmować się jakością pracy nauczycieli. Może trzeba byłoby stworzyć specjalnego wicedyrektora ds. jakości pracy? Bo z młodzieżą zawsze będą problemy, papierów nigdy nie ubędzie, raczej będzie ich przybywać (szkoły kontroluje kilka/kilkanaście urzędów i każdy potrzebuje swoich papierów, wytwarzać je muszą dyrektorzy, na podstawie papierów robionych przez nauczycieli).
To tak pokrótce ;-)
Poza tym elit nie poznaje się po tym jaką mają wiedzę, tylko jakie sprawy i jak potrafią załatwić. Jeśli ktoś ma dużo pieniędzy to w PL potrafi załatwić bardzo dużo spraw. Ale może być np. jakiś ksiądz, piękna pani, którzy potrafią również załatwić bardzo wiele spraw nie dysponując fortunami. Oni też są elitami bo mają ludzkie uznanie.
jeśli do tego, że poziom szkół w PL zawsze był niski to - jeśli uznać badania PISA za miarodajne - w 2012 poziom oświaty w PL był bardzo bliski Finlandii uznawanej przez wielu za lidera, zwłaszcza w matematyce. Można porównać: http://www.compareyourco…
Jeśli do tego, że pensje w oświacie zawsze były niskie to pewnie ma Pan rację pytanie czy było kiedyś tak, że pełnoetatowy nauczyciel zarabia mniej niż szkolna sprzątaczka
Jeśli do tego, że zawsze elity lepiej kształciły swoje dzieci to też prawda, pytanie o dystans.
Co do wypłat, to w oświacie kiedyś pensje były całkiem niezłe. Wiem co mówię, bo mam w swoim życiu epizod pomocy w prowadzeniu rozliczeń płac w szkole. Tylko że to było dawno temu, po drodze płace nauczycielskie rosły wolniej niż u reszty, a całkowicie dobiło je zamrożenie płac za PO (brak wyraźnego protestu za tamtych czasów całkowicie skreśla w moich oczach środowisko nauczycielskie).
Na koniec taka mała uwaga - sama szkoła, nawet najlepsza, nie gwarantuje zdobycia odpowiedniej wiedzy i umiejętności. A zwłaszcza we wspomnianej informatyce.
Jeśli jednak mowa o szkołach dla dzieci elit to nie chodzi o te, które Pan wymienia ale to te w których czesne wynosi 2-5 nawet więcej tys./m-c za jedno dziecko. Absolwenci tych szkół skończą potem studia zagraniczne, podejmą pracę w wielkich międzynarodowych koncernach, objadą cały świat, potem wrócą tutaj jako szefowie wielkich firm zachodnich, banków itp. finansujących kliniki, kancelarie prawne, uniwersytety, partie polityczne itd. ogólnie aby zarządzać absolwentami szkół, które Pan wymienił. To m.in. dla nich Prawo i Sprawiedliwość buduje państwo dobrobytu, tylko oni będą nim zarządzać gdy już dobrobyt zostanie osiągnięty.
W dobrych szkołach, w ramach progamu IB choćby (PYP, MYP) uczeń, od najmłodszych lat, jest pilnie "śledzony" nie tylko pod kątem postępów w nauce, ale - nawet w większym stopniu - pod kątem osobistych, unikalnych kompetencji. O takiego samouka ubiegają się potem dobre uniwersytety mając szczegółową listę jego dziecięcych I mlodzieżowych osiągnięć, do czego generalnie system został zbudowany: po co kogoś kształcić skoro gdzieś na świecie jest już gotowiec.
W czasach globalizacji trudno przeciwstawić się odessaniu najlepszych kadr...
2. Poziom wiedzy wcale nie jest najważniejszy. Tylko umiejętność załatwiania spraw i pieniądze. Za nie można sobie wynająć kujona z danej dziedziny, który będzie miał wiedzę w paluszku. W kapitalizmie - taki mamy ustrój - elitą są ci którzy mają pieniądze/dysponują nimi. Przy czym ci mądrzejsi niekoniecznie się tym przechwalają.