Wielu może się zastanawiać skąd takie enigmatyczne zestawienie.
Upadła sześćdziesięciotrzyletnia aktorka drugiego szeregu i młoda 39 letnia wschodząca gwiazda telewizji z perspektywą wspaniałej kariery.
Poza tym – ona z Gdańska a on z Gdyni.
Oraz przeciwności – głupota kontra rozum.
Dla mnie tym, co łączy te dwie osoby jest Politechnika Gdańska.
Otóż tak się składa, że dwóch Januszów było rektorami tej uczelni:
- Janusz Staliński, ojciec aktorki Doroty, w pamiętnym i tragicznym roku 1970;
- Janusz Rachoń, stryj dziennikarza Michała, w latach 2002 – 2008.
Rektorem tata Doroty został będąc profesorem, mimo, że nigdy nie zrobił doktoratu. Za to został doktorem honoris causa Leningradzkiego Instytutu Budowy Okrętów im. Kryłowa.
Jako student PG po raz pierwszy ujrzałem z bliska naszego rektora Stalińskiego w pamiętny grudniowy poniedziałek 1970, gdy obraził stoczniowców, którzy swój pochód rozpoczęli od politechniki. Stary, oburzony słowami komunistycznego aparatczyka, stoczniowiec spoliczkował go wówczas na oczach studentów i stoczniowego marszu i pewnie by go pobił, gdyby sekretarz KU PZPR nie zasłonił go własnym ciałem.
W takim oto klimacie wychowywała się i kształtowała swoje niedoważone poglądy Dorota Stalińska, która dzisiaj z błyskiem obłędu w oczach, który jest cechą charakterystyczną upadłej klasy komediantów z Krystyną Jandą i Danielem Olbrychskim na czele, jako ważny gość agituje z trybuny na tzw. Marszu Wolności.
Czym skorupka za młodu nasiąknie, itd...
Rodzina Michała Rachonia to zupełnie inne środowisko. Otwarte, inteligenckie, w tym znaczeniu, jakie było jeszcze w II RP. Z zasadami i silnie patriotyczne. Nie trzeba dodawać, że bardzo antykomunistyczne.
Stryj rektor był wybitnym naukowcem i świetnym menadżerem uczelni.
Młody Michał od maleńkości miał uształtowany solidny, zdrowo-rozsądkowy obraz rzeczywistości. Wiedział, co dobre i co złe.
To tyle...
Chciałem tylko na tych dwóch przykładach postawić tezę, ze o tym, po której stronie sceny politycznej jest ktoś dzisiaj: patriotów, czy targowiczan, ogromny wpływ ma dom z którego się pochodzi.
.
"Chciałem tylko na tych dwóch przykładach postawić tezę, ze o tym, po której stronie sceny politycznej jest ktoś dzisiaj: patriotów, czy targowiczan, ogromny wpływ ma dom z którego się pochodzi".
Wskazałeś na powiedzenie ludowe o "skorupce za młodu". Warto zawsze odnosić się do takich porzekadeł. Z reguły są nadzwyczaj trafne i oddające sens pewnych zjawisk, niezależnie czy dotyczą ludzi, sytuacji czy np. zwierząt lub pogody.
Zdarzają się wyjątki, ale bardzo nieliczne, które potwierdzają tylko regułę "o skorupce". I znów wedle powiedzenia "wyjątek potwierdza regułę" :). Można też przytoczyć przysłowia z jabłkiem w tle: "niedaleko pada jabłko od jabłoni" lub "jaka jabłoń, takie jabłko". A'propos "wyjątków potwierdzających regułę" to mogą być w dwóch kierunkach, w rozpatrywanym tutaj obszarze. Otóż może się zdarzyć, że np. w patriotycznej rodzinie znajdzie się "czarna owca" w pierwszym (dzieci) czy np. w drugim pokoleniu (wnuki), itd. Podobnie w rodzinie "Targowiczan" mogą się zdarzyć chlubne "białe owce". Niemniej ten, kto twierdzi, iż wychowanie jest bez znaczenia, że nie można winić syna za działania ojca czy brata itd. jest hipokrytą.
Zauważ, że kiedyś w Polsce właśnie charakter rodziny, jej historia i przedstawiciele decydowali o postrzeganiu członków tej rodziny. Drzewo genealogiczne stanowiło dla patriotów chlubę. Dokonania przodków, ich pozycja społeczna, postępowanie było fundamentem kształtowania się charakteru człowieka, młodego człowieka. Na grobach zawsze podawało się też nazwiska panieńskie matki i w ogóle w przypadku zarówno ojca, ale przede wszystkim matki wskazywano też gałąź rodzinną (z Mackiewiczów, z Potockich, itd). Szlachta była dumna ze swojego szlachectwa. I teraz też tak jest, choć patriotów nam wybito bezpośrednio przed, w trakcie jak i po II WŚ (nazizm, komunizm, żydo-ubecja).
Mnie zawsze śmieszy ten strach zdrajców i nie-Polaków przed ujawnieniem przeszłości swoich przodków. Dotyczy to i komuchów, i SB-ków i WSI-oków, ale też przywiezionych na "tankach sowieckich" do Polski komunistycznych Żydów, którzy stanowili trzon zarządczy powojennej UB-ecji (od MBW). Oni często zmieniali po wojnie nazwiska na brzmiące słowiańsko, polsko. I ten strach przeradza sie w agresję, jeśli się o tym pisze, wedle znanych schematów krytyki, właśnie w rodzaju "nie grzebmy w życiorysach, bo to obrzydliwe", "syn nie ponosi winy za ojca", itd.
Ciekawe dla zdrajców i antypolaków oraz obcych nam etnicznie są ich biografie zawarte w Wikipedii. Z reguły zaczynają się od szkoły średniej bez podania np. przodków ze strony matki czy ojca. Tak jakby się urodzili w wieku kilkunastu lat :). Przeciwnie jest w życiorysach patriotów, Polaków a już wśród szlachty często podaje się niemal całe drzewo genealogiczne. A zresztą też patrioci i ludzie prawi nie wstydzą się nawet podać też ewentualnych "czarnych owiec" w rodzinie.
Jeżeli jednak ktoś jeszcze ma wątpliwości lub dalej utrzymuje, że rodzina nic nie znaczy to niech przeczyta cykl książek o resortowych dzieciach autorstwa m.in. Doroty Kani (seria wzbudziła wściekłość opisywanych) czy też cykl "Czerwone dynastie" znajdujący się w sieci.
Pozdrawiam serdecznie
Ja bym dodał warunek, dobry dom faktycznie wychowuje i dba o swoją rodzinę, szczególnie dzieci, jeżeli z jakichś powodów dzieci są zaniedbywane, ich wychowanie przejmuje ulica -podwórko i wtedy często wyrasta ta "czarna owca", która potem psuje dobre imię swojej rodziny, a potem ma zły wpływ na innych.
Dodam tylko, że są pewni ludzie, którym szczególnie zależy na deprawowaniu polskiej młodzieży, czynią to od lat, zaczęło się to od 45, a już szczególnie po 89.
Pzdr.
Pamiętasz jak się o kimś mówiło: - on pochodzi z dobrego domu.
To też nie wzięło się z niczego. "Przysłowia ludowe są mądrością narodu". Ludzie patrzą, obserwują i wyciągają wnioski.
Po czasie powstaje z tego reguła społeczna - przysłowie. Lata doświadczeń na to pracują. Więc w żadnym wypadku nie można tego lekceważyć. A już absolutnie starych greckich i rzymskich sentencji, bo to tysiące lat potwierdza.
Pozdrawiam
pracę.