
PIS ma racjonalne choć wyłącznie cyniczne powody, aby raczej optować za Tuskiem w Brukseli, niż w Warszawie. Tusk w Polsce będzie miał dużo wolnego czasu i zapewne nieustannie występować będzie w różnych telewizorniach sącząc antykaczystowski jad. Jest on politykiem, który dzięki wrodzonemu talentowi oraz licznym treningom opracował do mistrzostwa umiejętność manipulowania widzami, przy jednoczesnej całkowitej bezradności w realnym działaniu. 3RP z czasów rządów PO i PSL to kraj z dykty, trafnie nazwany przez Sienkiewicza "państwem teoretycznym". Mało kto zwrócił uwagę, że owa słynna podsłuchana rozmowa Sienkiewicza z Belką skupiająca się na opisie kraju, którego różne organy działają bez jakiejkolwiek synchronizacji to w istocie krytyka urzędu premiera, bowiem do niego należy obowiązek takiego organizacyjnego scalania.
Owe umiejętności czarowania widza i knucia bez wątpienia mogą sprzyjać Tuskowi w powrocie do polskiej polityki, tak aby spełnić marzenia opozycji totalnej o rycerzu na białym koniu. Tym co mu przeszkodzi, to skala kompromitacji najbliższych współpracowników takich jak HGW oraz nowe odsłony różnych afer z czasów jego rządów. Jeśli PO pod rządami Schetyny dalej będzie słabnąć, Tusk może przejąć partię, jeśli Schetyna zdąży umocnić swoje przywództwo, Tusk pozostanie co najwyżej "autorytetem moralnym".
Prawdą jest, że każdy kraj powinien wspierać swojego rodaka na wysokim stanowisku w międzynarodowych organizacjach. Robi to jednak nie ze względu na narodowość jego rodziców, miejsce poczęcia lub urodzin, lecz dlatego, że oczekuje zwrotnego wsparcia dla kraju pochodzenia. Innymi słowy: to nie jest wsparcie podyktowane kryterium etnicznym, lecz oczekujące realnego działania. Martin Schulz bezpośrednio wspiera politykę Niemiec z jej lewicowym odchyłem, Federica Mogherini politykę Włoch z presją na obowiązkowe przyjmowanie imigrantów przez wszystkie kraje UE, zaś Jean-Claude Junker, autor procedur podatkowych pozwalających zarabiać fortunę kraju pochodzenia: Luksemburgowi dba aby te przywileje pozostawały nienaruszone. Donald Tusk nie tylko nie wspiera polskiego rządu, ale wydaje się autorem licznych działań go atakujących. Kolejne debaty w Parlamencie Europejskiej biadolące nad upadkiem demokracji w Polsce organizowane są przez najbliższych politycznych sojuszników Tuska, bez wątpienia nie robiących tego wbrew jego woli.
Gdyby Niemiec lub Włoch postępował tak wobec swojego kraju jak Tusk wobec Polski, jego europejska kariera bardzo szybko zakończyłaby się. To nie rząd PISu musi dostosować się do Tuska, lecz Tusk do priorytetów Polski. Podobnie byłoby w sytuacji odwrotnej: na czele Rady Europejskiej byłby polityk PIS, a w Polsce rządziłoby PO.
Abstrahując od polskich spraw, Tusk jest niestety bardzo słabym Szefem RE. Unia Europejska zmaga się z kilkoma fundamentalnymi problemami: fala imigrantów z południa, terroryzm islamski, wojna na Ukrainie, wojna w Syrii, Brexit, kryzys gospodarczy południowych krajów UE, kryzys zaufania do instytucji UE. Gdyby powstał "plan Tuska" i doprowadził do rozwiązania choć jednego z tych potężnych problemów, Donald Tusk okazałby się politykiem wybitnym. Gdyby w każdej z tych spraw wykazywał inicjatywę, choć bez realnych sukcesów, można byłoby powiedzieć, że poprawnie wypełnia swoje obowiązki. Nic takiego się nie dzieje, Tusk jest bierny, nie zbudował silnej pozycji, zajmuje się głównie ceremoniałem. Funkcja szefa RE wyraźnie go przerosła.
Jeśli jednak PIS marzy o pogrążeniu Donalda Tuska podczas przesłuchania przez komisję ws. Amber Gold, może srodze się zawieść. Tak jak dla niego progi poważnej międzynarodowej polityki okazały się za wysokie, stanięcie oko w oko z posłem Suskim pokaże jak bardzo przerasta polskich polityków podwórkowych. To także ilustracja tezy o tym jak słabą mamy naszą rodzimą klasę polityczną zasiedloną przez "polityków zawodowych" funkcjonujących w wodzowskich partiach i awansujących dzięki kryterium ślepego posłuszeństwa, a nie wiedzy merytorycznej. Przypomina ona pośmiewisko ostatnich dni: występy gdańskich prokuratorów przed tą Komisją. Wbrew zaśmiewających się z tego polityków, taki sam mechanizm galopującej niekompetencji dotyczy wielu z nich: "Z czego się śmiejecie? Z siebie się śmiejecie!".