
Wpadła mi właśnie w oko informacja podana przez „Rzeczpospolitą”, z której wynika, iż na Węgrzech tamtejszy Urząd Konkurencji Gospodarczej nałożył na sieć Auchan Magyarország kft karę w wysokości miliarda forintów (ok. 13,7 mln zł) za nieuczciwe praktyki względem kooperujących z nią podmiotów. Polegały one głównie na swoistym dyktacie wielkiego gracza wykorzystującego dominującą pozycję wobec mniejszych dostawców, głównie węgierskich. Kooperanci, przede wszystkim z branży spożywczej oraz towarów codziennego użytku, zmuszani byli do uiszczania opłat „gazetkowych” i „półkowych” - czyli haraczy, bez których ich towar nie miał szans na właściwą ekspozycję w sklepach, a także do ponoszenia kosztów promocji bądź przecen produktów. Niby nic nowego – znamy ten proceder również z własnego podwórka, a od siebie dodam jeszcze, że na porządku dziennym jest także ordynarne łapownictwo. Handlowcy „frontowi”, mający do czynienia na co dzień z impertynenckimi managerami sklepów wielkopowierzchniowych mogli by tu wiele opowiedzieć o różnego rodzaju wymuszeniach jakim są poddawani, jeśli chcą jakoś upłynnić towar. Wbrew utartemu mniemaniu, korupcja nie dotyczy jedynie sektora publicznego – skoro przeżarty jest nią cały kraj, to niby dlaczego prywatny biznes miałby stanowić wyjątek?
W każdym razie, na Węgrzech, gdzie Fidesz od dawna ma zagraniczne sieci handlowe na celowniku, postanowiono zrobić z tym porządek. Orban od początku swych rządów stawia głównie na pobudzenie rodzimej przedsiębiorczości i podniesienie poziomu życia obywateli, stąd już w 2011 roku wprowadził liniowy podatek dochodowy (16%), a także obniżył z 19% do 10% stawkę podatku korporacyjnego dla małych i średnich przedsiębiorstw o rocznych obrotach nie przekraczających 1,8 mln euro. Zamiast tego wprowadził specjalne podatki sektorowe dla przedsiębiorstw z branż: telekomunikacyjnej, energetycznej, finansowej i sieci handlowych. Jak łatwo się domyślić, daniny sektorowe dotknęły głównie wielkie, międzynarodowe koncerny, przy czym naliczane są one od przychodów, zaś w przypadku banków – od aktywów, co sprawia, iż trudniej jest uciec od wywiązania się z powinności poprzez zaniżanie zysków. Korporacje pobiegły na skargę do Komisji Europejskiej – list wystosowały m.in. OMV, Deutsche Telekom, RWE, EnBW, E.ON, Aegon, Allianz, ING Group – lecz nie udało im się wiele wskórać poza groźnym pohukiwaniem europejskich urzędników.
Warto zauważyć, że powyższe rozwiązania idą dokładnie w przeciwnym kierunku niż typowe zalecenia naprawcze Międzynarodowego Funduszu Walutowego nakazującego radykalnie ciąć wydatki (od Węgier wymagano m.in. ograniczenia wydatków na szkolnictwo, transport publiczny, opiekę zdrowotną), zwiększać obciążenia fiskalne ludności i dopieszczać zagranicznych inwestorów, toteż nic dziwnego, że Węgry postarały się o przedterminową spłatę pożyczki od MFW i w 2013 podziękowały tej instytucji za dalszą współpracę.
Obecne uderzenie w jednego z potentatów handlowych jest logiczną kontynuacją tej polityki. Od niedawna obowiązuje zakaz handlu w niedzielę oraz ograniczenia budowania sklepów wielkopowierzchniowych w kulturowych centrach miast. Prócz tego zagrożono wycofaniem licencji sieciom, które przez dwa lata z rzędu wykażą stratę operacyjną, co jest kolejną odsłoną wojny z unikaniem płacenia podatków na Węgrzech i transferowaniem zysków za granicę. A trzeba wiedzieć, że największe sieci (TESCO, Spar, Auchan, Aldi, Lidl) wykazywały straty permanentnie.
Tymczasem u nas neokolonialna eksploatacja rynku rozkwita w najlepsze. W tym kontekście można przywołać chociażby raport Fundacji Republikańskiej z 2013 roku w którym porównano przychody największych sieci i kwoty płaconego przez nie podatku CIT za rok 2011. I tak, Kaufland przy 6,4 mld zł przychodu nie zapłacił CIT w ogóle; Carrefour przy przychodzie 7,9 mld otrzymał 14 mln zwrotu; Tesco – 11,9 mld przychodu, brak danych nt. CIT; Lidl – 7,6 mld przychodu i 57,4 mln zł CIT; Biedronka – 25,3 mld przychodu i 241 mln zł podatku CIT. Obrazuje to skalę kreatywności rachunkowej – wszak chyba nikt się nie łudzi, że wszystkie zyski zjadły inwestycje i ekspansja na rynku. Mamy do czynienia, jak w tylu innych branżach, z drenażem polskiej gospodarki choćby poprzez tzw. ceny transferowe i zakupy od zagranicznych podmiotów tej samej grupy kapitałowej. Nie wiedzieliście Państwo, czemu dyskonty ostatnio tak intensywnie promują „smaki” z różnych europejskich kuchni? No to teraz już wiecie - bo kapitał ma narodowość, a kolonialne peryferia są od tego, by wydojoną z nich kasę przekazywać do metropolii. Wszystko to zaś odbywa się przy zastanawiającej bierności Ministerstwa Finansów – dość powiedzieć, że mamy najdroższy w stosunku do efektywności aparat skarbowy wśród krajów OECD i jedynie nieco ponad stu urzędników specjalizujących się w problematyce cen transferowych. Dlatego nie zdziwmy się, gdy niedługo odnotujemy pojawienie się na naszym rynku nowej, prężnej sieci. Węgierskiej.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
PS. Informacje o podatkach zamieszczone w grafice nieco różnią się od podanych w tekście, mimo że jedne i drugie bazują na ustaleniach Fundacji Republikańskiej. Być może Fundacja po pewnym czasie uściśliła dane.
Artykuł opublikowany w „Gazecie Finansowej” nr 13-14 (27.03-09.04.2015)

Wydaje mi się że ludzie nie mają bladego pojęcia jak potężną i niszczącą siłą są supermarkety. Dla mnie to naprawdę przerażające że w każdym zakątku Polski widzę te same produkty wielkich koncernów i prawie żadnych lokalnych wyrobów. Supermarkety to klucz do kontroli rynku. Ci co je mają ci go kontrolują. A rząd może sobie tylko pieprzyć o konkurencji. wolnym rynku itp. Nieważne czy to będzie jawnie zdradziecki rząd PO czy tzw. patriotyczny rząd PiS.
Np. nadwyżka budżetowa i generalnie lepsze podejście do tematu przez PiS. Ok. Tak mogło być ale nie to miałem na myśli. W Polsce to naprawdę nie powinno być sztuką przy jej bogactwach i potencjale.
Pisząc o supermarketach miałem na myśli rozwiązania systemowe. Te właśnie kluczowe, które sprawiają że jesteśmy kolonią. Są to rzeczy ważniejsze niż skuteczniejsze pobieranie podatków czy oszczędniejsza politykia. Supermarkety to systematyczny odpływ kapitału. To wielkie korporacje niszczące drobną przedsiębiorczość. To korporacje likwidujące konkurencję i ograniczające rynek pracy. Supermarkety to korporacje, które dzięki swojemu umiejscowieniu na rynku mogą dyktować kto odniesie sukces (przyjaciele i rodzinka) a kto zostanie ciułaczem bez perspektyw (zwykły szary Polak). Wreszcie korporacje, które z czasem rozrastają się tak że stają się siłą dyktującą całemu państwu na jakich warunkach mają działać.
Czyli bardzo powszechne: "Dajcie nam zniżki podatkowe, tanie grunty czy specjalną strefę ekonomiczną a my wam łaskawie stworzymy trochę miejsc pracy. Bo kto skoro wszyscy inni zostali zniszczeni?" A potem czytamy w gazetach jak to dobra korporacja kolonizuje kolejne zadupie.
Oczywistą dalszą konsekwencją tego korporacyjnego Systemu jest to że z czasem zdobywa kluczowy wpływ na życie polityczne państwa dyktując w zasadzie kto zdobędzie władzę...
To dlatego tak zdenerwowała mnie tamta sprawa i dlatego tak ważne jest uderzenie w ten fundament. Jeśli PiS tego nie zrobi to nigdy nie będzie mieć realnej władzy.
Nie sądzę że wtedy te niecałe 10 lat temu PiS nie mógł próbować czegoś zrobić z supermaketami. Napewno się dało, choćby w celach propagandowych, by ludzie czuli że PiS jest faktycznie partią walczącą o niepodległość. Ale PiS wolał zagrać na przyczajenie. Udawać grzecznych przed Systemem. Tylko że System takich udawaczy nie potrzebuje. Albo cię szanuje albo i tak cię wymieni na posłuszną marionetkę.
Według mnie trzeba od początku zajmować jasne stanowisko w takich sprawach. By każdy wiedział co dana partia (PiS) ma na myśli. Bo Systemu i tak się nie oszuka ale jest szansa na osiągnięcie czegoś ważniejszego: na poważanie i uświadomianie elektoratu.