Tutaj pojawiają się rozbieżności, czy należy się na Ukraińców w związku z tym „obrazić”, czy korzystając z sytuacji zdopingować ich do zrozumienia polskiego punktu widzenia, w ramach zasady „coś za coś”.
Niestety, w polityce wewnętrznej nie ma najmniejszego, ogólnonarodowego zrozumienia czym jest polska racja stanu. I nie chodzi tylko o grzęźnięcie w nieustających drugoplanowych dyskusjach o procentach ustalanych przez RPP, czy 36 zł brutto rewaloryzacji emerytur.
Pod koniec XIX w. kiedy stronnictwa szlacheckie (polityka realna) ostatecznie się skompromitowały (gdyż została obnażona obłuda i instrumentalizm w sprawach polskich u wszystkich zaborców), pojawił się nurt ludowy, narodowy, oparty na włościaństwie i drobnym mieszczaństwie.
Za główną rację stanu (bez „stanu”), wskazano wówczas konieczność upodmiotowienia Narodu Polskiego. Hasło piękne, powtarzane i dzisiaj przez wszystkich. W tamtych czasach potrafiono jednak w sposób konkretny wskazać, czym jest owo upodmiotowienie. Dzisiaj tego elementu brakuje, co z pięknej idei i haseł czyni pusto brzmiącą propagandę rządowo-opozycyjną.
Pomimo różnic politycznych, rdzeń owej polskiej racji stanu, był stały u wszystkich: u Dmowskiego, Piłsudskiego, Korfantego, Balickiego, Witosa, Wawrzyniaka i wielu, wielu innych.
Rdzeniem tym była możliwość swobodnego zarobkowania i bogacenia się Polaków pod zaborami (w warunkach dominacji niepolskiego ustawodawstwa i administracyjnego dyskryminowania kapitału polskiego).
Jako główne sukcesy prowadzenia takiej polityki wymieniano wzrost wykupu ziemi przez Polaków, wzrost gospodarczy rzemiosła polskiego, zatrzymanie emigracji zarobkowej, bojkot niepolskich lekarzy, aptek, polskie kasy pożyczkowe, fundusze itd.
Oczywiście, wszystkie te zjawiska wystąpiły na tle oraz jako reakcja na germanizację i rusyfikację, nie mniej Polacy gremialnie zrozumieli, że „u siebie”, pod swoimi rządami, będzie im po prostu lepiej.
Jednym słowem, podstawą patriotyzmu i lepiszczem wypracowania polskiej racji stanu akceptowanej przez cały naród, były konkretne programy jeśli nie faworyzujące, to przynajmniej zrównujące Polaków na płaszczyźnie działalności gospodarczej z konkurentami. Taki solidaryzm społeczny, wypracowany zarówno wśród elit, jak i aprobowany przez społeczeństwo.
Wydawałoby się, że jest to odkrywaniem przysłowiowej „Ameryki w konserwie”.
Przyglądając się jednak z perspektywy obywatela – Polaka, który ma zostać „zlepiony” z ideą narodową lub choćby pro-państwową, nie kierujemy się hasłami i propagandą, tylko prostymi wyliczeniami:
- co mi się bardziej opłaca? pracować w Polsce za 4000 zł i płacić 1000 zł ZUS-u, czy pracować w Anglii za 6500 zł i płacić 500 zł ichniejszego ZUS-u?
- brać kredyty na zachodzie na 3% rocznie, czy w Polsce na 19% rocznie?
- być polską pielęgniarką za 1700 zł, czy norweską za 5000 zł?
- itd.
Tyle w kwestii perspektywy tzw. zwyczajnego człowieka. Rolą polityków zaś jest zmienić tę perspektywę, aby osiągnąć wyniki porównywalne chociażby z polską polityką z końca XIX w.
Teraz Polacy - wyborcy PO głosując na PO zapewnili nam likwidację kolejnych gałęzi przemysłu i teraz będą uciekali bo bezrobocie wzrośnie.
To sami Polacy doprowadzili do tej sytuacji, nie musieli wybierać pod karabinami maszynowymi.
Fakt. Inna sprawa, że teraz wojuje się na poziomie informacji (dezinformacji), a długofalowo na poziomie edukacji (indoktrynacji), także wiem, że głupio zrobili, ale liczę, że to zrozumieją i się poprawią.
To nie wynik wojny informacyjnej tylko kryterium korzyści tych osób, które uważały, że tylko służalstwo Polski wobec Berlina i Moskwy daje korzyści i to był błąd. Ale oni są gotowi na wszystko by pozostać służalcami, gdyż przerażają ich ew. koszty bycia niezależnym i obrony interesów własnych. Inna sprawa na ile wojna informacyjna spowodowała takie spodlenie charakterów i kretynizm wtórny.
"To nie wynik wojny informacyjnej tylko kryterium korzyści tych osób, które uważały, że tylko służalstwo Polski wobec Berlina i Moskwy daje korzyści i to był błąd."
Nie galopujmy "bez trzymanki". Służalstwo to jedno, wynik "wojny informacyjnej", to drugie. To że wektory te sumują się akurat teraz nie znaczy, że jest jeden duży wektor, który się potęguje tymi czynnikami.
Mówiąc inaczej, nie trzeba dyskredytować obu tych czynników, aby je zdezawuować. Wystarczy nie być służalczym albo nie być ogłupionym, aby cały ten efekt socjotechniczny wywrócił się, jak domek z kart, którym jest.
Od lat lansuję starą rację, że : - "Państwo jest bogate i silne bogactwem swoich obywateli".
Pozdrawiam
Albo mamy bezhołowie, albo oligarchię, albo plutokrację.
Stan docelowy jest znany i akceptowany - problemem jest osiągnięcie tego stanu, więc nie chodzi o ideologię, a o prakseologię.