"Ukraina zaskakuje. Zapamiętajcie sobie datę 22.II.2013 r. Będą nią ładować akumulatory następne pokolenia Ukraińców. Zobaczycie! To, w jaki sposób przejmują władze nowe siły jest fenomenem. Przebili nasz „okrągły stół”. Oto energia Majdanu, poświęcenie tysięcy ludzi, którzy w chłodzie, deszczu i mrozie przez 3 miesiące czuwali z determinacją aż do oddania życia, przeniosła się do Rady Najwyższej, parlamentu Ukrainy. Elity są pod stałą kontrolą. Jak na razie, dobrze pracują."
Nic tylko przyklasnąć. Przemknęło mi nawet, że Ukraina odblokowała JJ jakąś zapadkę w głowie, przywróciła wzrok i inne funkcje. Następne zdania sprowadziły mnie jednak na ziemię. Wystarczy przytoczyć dwa:
"Mnóstwo zmarnowanego czasu antenowego na roztrząsanie wychwyconych w przejściu słów min.Sikorskiego (do Rady Majdanu) Bezsensownie stają się osią walki. Tylko ludzie, którzy nie znają natury negocjacji mogą takie słowa off record uznać za kompromitujące. Bufonowaty, kabotyński minister Sikorski, tu akurat był dobry, skuteczny. "
Putin wykorzystuje Sikorskiego rzecz jasna w zakresie ograniczonym obawą przed zdemaskowaniem wobec szerokiego ogółu. Obawą niezbyt wielką zważywszy parasol ochronny Resortowych i utrzymujące się otumanienie wciąż znacznej części elit (w rozumieniu środowisk mających największy wpływ na kształtowanie opinii). Uwikłanie Ministra najjaskrawiej wyszło w kontekście katastrofy smoleńskiej. Do tej pory przybywa jeszcze pytań bez odpowiedzi dotyczących jego roli w tej największej w naszej historii tragedii i w tym wszystkim co działo się później.
Wracając do Kijowa, dlaczego celem Putina było tzw "porozumienie" Majdanu z jego człowiekiem - Janukowyczem i do czego potrzebny był mu polski minister? Wystarczy sobie przypomnieć, że wcześniejsze próby bez udziału ministrów UE nie udały się. Jakie więc pole manewru pozostało Putinowi po trzech miesiącach zdumiewającej determinacji Powstańców, w dodatku nie dających się nabierać na dezinformacje masowych mediów, na prośby i na groźby.
Łatwo odczytać scenariusz kremlowski. Ostatni akt przygotowano bardzo starannie. Uwerturą poprzedzającą przyjazd oficjeli z Unii miał być losowy odstrzał drugiej linii Majdanu, tej obsługującej pierwszą, dostarczającej kamienie, opony, żywność, lekarstwa, zajmującej się rannymi. I był. Po co to zrobiono? To proste: by doprowadzić do sytuacji, w której manifestanci rzucą się na Berkut wywołując krwawy odwet. Innymi słowy chodziło o wywołanie jatki na Majdanie. Następnego dnia na pobojowisko mieli wkroczyć europejscy emisariusze pojednania prowadzeni przez Sikorskiego jako najbardziej w Unii zorientowanego, by w świetle jupiterów swoim autorytetem przypieczętowali wiekopomne "porozumienie".
Wszyscy odetchnęliby z ulgą: świat nie musiałby narażać się Putinowi, Sikorski i Komorowski (ten ostatni zdążył na konto zapowiadającego się "sukcesu" wygłosić mowę w TVP, tuż po biegu łyżwowym na olimpiadzie, by widownia była jak największa) osiągnęliby wielki sukces, Polska raz jeszcze stałaby się wzorem pokojowego rozwiązywania
I tak to szło od strony rozgrywającego. Majdan jednak nie dał się zamienić w jatkę, nie wystraszył się kul i nie dał się wpuścić w "porozumienie" mimo silnej presji Sikorskiego. Kliczko i Jacyna owszem dali, ale do tego dawania Ukraińcy zdążyli się już przyzwyczaić i nie miało to dla nich żadnego znaczenia, podobnie jak podpis Sikorskiego.
Sikorski natomiast świadomie czy nieświadomie zrobił dokładnie to czego Putin po nim spodziewał się. Ponieważ motywacji nie jesteśmy w stanie odgadnąć pozostają fakty, a te wymowę mają wyjątkowo ponurą.
Gdyby rozkaz doszedł do skutku byłoby dużo więcej ofiar, ale końcowy wynik byłby taki sam. Ukraińcy są wyjątkowo zgodni i zdeterminowani. Zobaczyli zbyt wyraźnie oddalający się ostatni wagon cywilizacji i perspektywę niekończącego się gnicia w posowieckim bagnie.
Krew na Majdanie miała być katalizatorem "porozumienia", stało się odwrotnie. Dzień po masakrze pojawiło się na Majdanie wielokrotnie więcej ludzi, a nie mniej, jak spodziewano się. Zawrzało na całej Ukrainie, włącznie z niedawnymi bastionami Janukowycza. To jest siła sprawcza tego co się stało. Sikorski natomiast wpisał się w ostatnią, najmocniejszą, ale nieudaną na szczęście próbę pacyfikacji Majdanu, bo porozumienie w swej istocie było pacyfikacją.
"Byłoby dużo więcej ofiar" gdyby szympansy Putina pod wodzą Janukowycza zorientowały się, że krwawe żniwo przynosi pożądany przez nich skutek. Okazało się jednak, że Naród ukraiński zareagował odwrotnie niż się spodziewano. W dodatku oddziały Berkutu zaczęły przechodzić na stronę społeczeństwa. Gdyby Janukowycz jakąś szatańską sztuczką zdołał wyprowadzić więcej snajperów, to mogłoby to dla niego i jego ludzi skończyć się tak, że nie uszedłby z życiem. "Porozumienie" było ostatnią szansą odwrócenia beznadziejnej wskutek nieugiętości Ukraińców sytuacji Janukowycza i Putina i dla realizacji tego celu Sikorski zrobił wszystko co mógł. Ponieważ skutek był żaden, zostanie z pogardą przez Putina odrzucony. Wątpię czy uda mu się wśliznąć na salony europejskie jako bohater rewolucji ukraińskiej. Nikomu nie jest już potrzebny.