Wydarzenia na Ukrainie niepokoją. Pokazują pazerne łapy Rosji bolszewickiej, kolaborację elit politycznych postsowieckiej proweniencji i bezradność opozycji, która musi stawić czoła i jednym i drugim.
Zastanawiające jest to, co dzieje się u naszych południowowschodnich sąsiadów. Nasze stosunki nigdy nie były łatwe, ale - paradoksalnie – od czasu ruszenia sił wolnościowych jakby nam było bliżej siebie i bardziej po drodze.
Aspiracje dołączenia Ukrainy do grona państw UE są zrozumiałe. W dzisiejszych czasach, w dzisiejszym kształcie UE chyba jasne jest dla każdego, że to nie interes ekonomiczny, jakieś jaskrawe korzyści finansowe itp. rzeczy skłaniają do snucia takich planów kraje raczej biedne. Tak jak niegdyś UE powstawała na tle dążeń do utrwalenia pokoju i zapewnienia względnego bezpieczeństwa państwom stowarzyszonym, tak dziś zwolennicy wejścia Ukrainy do struktur europejskich, mają na uwadze te same motywy. Bo tylko w ramach swojej obecności w nich Ukraina ma jako takie szanse uchronienia swojej tożsamości narodowej.
Pamiętam dyskusje toczące się wokół tego aspektu w przypadku naszego kraju. UE postrzegana była jako zło konieczne, które jest też sporym zagrożeniem dla naszej tożsamości. I to prawda. Czyż nie obserwujemy manipulacji jakiej dopuszcza się Unia Europejska w stosunku do krajów, w których tradycyjne modele życia społecznego i rozwoju człowieka oraz tradycyjnych wartości, mają swoich zwolenników w szerokich kręgach społecznych? Czyż nie widzimy jaką presję wywiera Bruksela na naszych rządzących w kwestiach wychowania, edukacji, polityki rodzinnej i społecznej ?Dziś polityka społeczna ma daleko większe znaczenie niż ekonomia czy sprawy bezpieczeństwa.
Podobnie i na Ukrainie, wielu boi się Unii. Trudno się temu dziwić. Unia, ten przysłowiowy kolos na glinianych nogach wolności seksualnej i sekularyzacji, oparty na demografii wspieranej Islamem, ma strasznie silne łapy i potrafi potrząsać skutecznie za gardło swoich członków.
Z drugiej strony, Ukraina poza strukturami UE ma jedno tylko wyjście, jedną nieunikniona perspektywę: ramiona Federacji Rosyjskie a przykład Białorusi, niezależnie od tego kto nią rządzi, pokazuje, że ramiona rosyjskie są do szpiku kości bolszewickie – zaborcze, władcze i bezwzględne. Ukraina ruskiej miłości zasmakowała nie raz, szczególnie w okresach zimowych. Rosja ta kochanka, która tak drapieżnie walczy o Ukrainę, przetrząsnęła jej kieszenie dusząc za gardło i przykręcając kurki z gazem, którym ukraińska gospodarka zmuszona była akurat oddychać.
Ukraińcy wiedzą, co czeka ich pod skrzydłami Rosji cara Putina. Ukraińcy chcą wolności i bezpieczeństwa dla siebie i swojej ojczyzny. Stoją w sytuacji, w jakiej my byliśmy przed 2004 rokiem. Jeśli ominą Unię, skręcą na Wschód – ku Moskwie. Innej drogi dla nich nie ma. Na inne scenariusze Moskwa nie pozwoli.
To są oczywistości. Rozumie to większość Polaków. Chciałabym, alby większość Polaków zrozumiała też i to, że Polska stoi nadal w podobnej do Ukrainy sytuacji: jesteśmy szantażowani i manipulowani przez Rosję bolszewików, którzy jedynie się nieco przyfarbowali. I musimy zdać sobie sprawę z tego, że skoro Unia nie gwarantuje nam wolności od bolszewickich wpływów, to strach pomyśleć, ile z Polski zostałoby bez tego unijnego parasola. Protesty na ulicach Warszawy nie skonczyłyby się tak łagodnie jak ostatnie marsze niepodległości a straty ambasady rosyjskiej nie byłyby tak małe. Oczywiście pod warunkiem, że ta ambasada pozwoliłaby na jakiekolwiek marsze a zwłaszcza marsze niepodległości.
Sytuacja, zarówno na Ukrainie jak i w Polsce, wygląda tak, że w naszych społeczeństwach dokonuje się swoisty plebiscyt. Społeczeństwo dokonuje wyboru i tak się składa, że ten stoi w opozycji z interesem, ambicjami i pazernością Rosji neobolszewickiej: opartej o drapieżną dominację ekonomiczną w dawnej jej strefie wpływów.
W końcu lat dziewięćdziesiątych odwiedziliśmy koleżankę ze studiów pochodzącą ze Lwowa właśnie we Lwowie. Ów Lwów dziś niczym nie przypomina tamtego. Ukraińcy – i Polacy tam mieszkający – mają wiele jeszcze do zrobienia dla przywrócenia świetności tego miasta, ale, wierzcie mi, to, co zobaczyliśmy wówczas, dołowało kompletnie : smród, bród i ubóstwo. Gdybym wtedy usłyszała tam akordeon i słynna melodię „Tylko we Lwowi…” uznałabym to za szczyt szyderstwa z tego miasta. Zrozumiałam jednak w ten sposób Ukraińców. Zrozumiałam, co pozwala im i Polakom spokojnie tam żyć: to wspomnienie upiornego ZSRR. To samo wspomnienie, które dziś wypycha ludzi na ulice Kijowa i pcha Polaków na Ukrainę, by wypełnić ludźmi Majdan.
Wówczas, na przełomie 1998 – 1999 roku, w Sylwestra spotkałam się po raz pierwszy z Ukraińcami. Znajomą – Ukrainkę po ojcu i Polkę po matce – odwiedzili z racji naszej wizyty sąsiedzi . On, rdzenny chciałoby się powiedzieć Ukrainiec pełną gębą, to znaczy dumny ze swego pochodzenia, choć mówiący jedynie po rosyjsku (tragiczna przypadłość wielu Ukraińców), naskoczył na nas politycznie. On miał do nas urazę, której nie mogłam pojąć - byłam chyba za mało dojrzała lub za bardzo wstrząśnięta. Bo, jak to tak – mówił - wy, Polacy chełpicie się, że komunę obaliliście a wami komunista rządzi!!! – grzmiał. Ta napastliwa wypowiedź była inauguracją naszej znajomości. Dopiero później złagodziło ją gorzkie i smutne dopowiedzenie: nami Kuczma rządzi, znaczy dalej Ruscy…
Człowiek ten wstrząsnął nami. Owszem, było nam nie po drodze z prezydenturą Kwaśniewskiego, jak i z rządami SLD. Zawsze nam było nie po drodze. I z UW też. Było nam z powodu tych rządów przykro. Brała nas czasem złość. Wtedy jednak, we Lwowie było nam wstyd. Nic nie powiedzieliśmy.
Byliśmy w mieście gdzie czuło się ducha tradycji. Nie na odrapanych, brudnych ulicach, nie w muzeach – w domach mieszkańców. Zarówno w starych kamienicach jak i w nowszych blokowiskach. Oni żyją trochę innym trybem. Pod tym względem Lwów wygrał z bolszewizmem. Przetrwała generacja arystokracji ducha, wydała nowe pokolenie i ono chce wolnej, silnej i dumnej Ukrainy. To ma być Ukraina bez Kuczmy i Janukowycza, bez Putina i bez tła Putina. Będąc tam i słysząc tak ostrą wymówkę, która brzmiała jak: „jak mogliście!” zdałam sobie sprawę z tego, że Polska nie jest wolna od PRL, że ten PRL wciąż trwa, że to tylko miraż politycznych nazw, że to tylko kłamliwe milczenie na temat przynależności ideowej elit wywodzących się z PRL. To był ostatni etap mojego dojrzewania politycznego.
Do Polski wróciła Inna. Tyle lat a ja z tamtej wizyty najbardziej pamiętam ukraińskiego sąsiada naszej znajomej i jego oskarżycielską tyradę. On był jak prokurator a my tłumaczyliśmy się jak winowajcy< że to nie nasza wina, że my nie tacy, że my nie z tych, że my Kwacha nie wybieraliśmy, że nam za niego wstyd.
Dziś rozumiem dobrze, dlaczego politycy PiS jadą na Ukrainę. Rozumiem, że potrzebne jest tam nasze polskie wsparcie. Tam nie ma miejsca na Wałęsę. Nie ma miejsca na Komorowskiego (to już by był szczyt wszystkiego i byłoby po unijnym szczycie). Ale nie dziwię się też tym, którzy boją się o premiera Kaczyńskiego. Straciliśmy Prezydenta, najlepszego prezydenta w historii Polski – piszą w komentarzach – niech Pan tam nie jedzie, proszą. Ja też się boję. Autentycznie się boję. Jedynie mam nadzieję, że po takiej jatce, jaka zrobiono w Smoleńsku nie tkną go, choć coś w tyle głowy mi mówi, ze tak bezwzględne bestie nie powstrzymają się przed niczym i gdzieś mają to, jak to będzie wyglądać.
Niedawno miał miejsce kolejny wypadek lotniczy w Rosji. Kolejny wypadek lotniczy, w którym zginęły ważne osoby pochodzenia zagranicznego, które naciskały na pilotów i łaziły po kabinie w momencie lądowania. To kolejny wypadek, który badał MAK i kolejny, o którym mówi się tam to samo: wina pilotów i tych, co na nich naciskali, czyli najważniejszych pasażerów. Rosji nic nie obchodzi, że wszyscy na świecie wiedzą, iż to ci najważniejsi byli prawdziwym powodem katastrofy a przede wszystkim tego, że w niej zginęli. Najważniejsze – w myśl poprawności politycznej – że się głośno i w Prost w polityce międzynarodowej o tym nie mówi. Póki są to dywagacje Macierowiczopodobnych pojedynczych polityków i politykierów, dziennikarzy i blogerów , póki nie przekłada się to negatywnie na interesy rosyjskie – szafa gra.
Ukraina byłaby w fatalnej sytuacji, gdyby na jej terytorium zdarzył się taki wypadek dziś. Oznaczałoby to kłopoty z UE. Bo o ile UE, w ramach swoich (niemieckich) interesów robionych z Rosją (kosztem Polski zresztą) milczała nt Smoleńska (i milczy), o tyle w tej sytuacji odwróciłaby się od Ukrainy plecami. Bo unijni gracze są twardzi, ale pozornie. Tak naprawdę to tchórze a sprawa Smoleńska tylko to podkreśla. I Rosja o tym wie. To mnie martwi. A jeśli dołożymy do tego prezydenta Ukrainy, który jest właśnie z tych Ukraińców-polityków, którym mowa rosyjska jest bliższa a interes rosyjski ważniejszy, mamy sytuację nie najciekawszą.
Rozumiem dlaczego Jarosław Kaczyński musi tam jechać a to że tam jedzie jest nie tylko dowodem odwagi ego człowieka, ale i jego uczciwości politycznej. To dowód jego patriotyzmu, bo wejście do UE Ukrainy to ukraińska racja stanu …i polska racja stanu. Jeśli ktoś nie podziela tego poglądu, siedzi na garnuszku lub postronku Putina.
Znajoma z Ukrainy już nie żyje. Była chemikiem i Czarnobyl odbił się na jej zdrowiu i życiu. Być może i sąsiada już nie ma. Jeśli jednak jest i się nie zmienił pewnie pyta jak to jest, ze my tam jeździmy a u siebie Tuska i Komorowskiego trzymamy. Jestem jednak wdzięczna Premierowi Kaczyńskiemu, rodzinie Kaczyńskich. Dzięki nim trochę mnie się wstydzę przed Ukraińcami.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 11453
czy łuuujnia jest gorszym ściekiem od komuny ? póki co jeszcze nie...
choćby dlatego, że jeszcze niema w niej wasylów błochinów... jeszcze...
nkwd tez jeszcze nie mają, kołchozów także...
proszę trochę myśleć... to naprawdę nie boli...choć wymaga wysiłku...
i ta troska o korupcję... wzruszające jak cholera... kiedy szkopy kupowały Grecję jakoś ta grecka korupcja ich nie uwierała...
jak Ukraina się wywinie spod putinowskiej łapy to co merkel powie putinowi ? pewnie go opieprzy, za to, że JK putin nie załatwił...