Prezes Najwyższej Izby Kontroli, Jacek Jezierski, musi się spieszyć. 22 sierpnia upływa jego 6-letnia kadencja, a jak mówią wysoko postawieni politycy PO, na jego miejsce szykowany jest były minister sprawiedliwości, Krzysztof Kwiatkowski, według opinii szefa klubu PO Rafała Grupińskiego „człowiek doświadczony, zrównoważony w swoich opiniach, znakomicie znający prawo”. Pech jednak w tym, że Kwiatkowski, próbujący udawać prawniczego eksperta, nigdy nie pracował w wyuczonym zawodzie, a zawsze jako funkcjonariusz partyjny. Najpierw był chłopcem na posyłki Jerzego Buzka, później propagandowym agitatorem PO i, z braku laku lub z powodu krótkiej ławki, jak wolą niekórzy, po dymisji A.Czumy został ministrem sprawiedliwości. Zdymisjonowany, mimo rzekomo wysokiej oceny, głównie lojalności. Jego „zasługi” jako ministra śmiesznego, intelektualnie jałowego i niekompetentnego, przejdą pewnie do annałów i poradników dla studentów, jak z języka prawniczego uczynić paraprawniczy bełkot, jak odwołać się od raportu MAK do ICAO i jak wdrożyć „szybką ścieżkę legislacyjną” w dziele „nowelizacji” Kodeksu spółek handlowych, by ocalić skórę czołowym biznesmanom. To, co jeszcze zostanie po ministrze Kwiatkowskim, to „wdrożenie” nowych technologii (e-sąd, e-księga wieczysta), które również okazały się wielką porażką, bowiem kontrola NIK odkryła, że system e-administracji, w którym utopiono setki milionów złotych, padł i trzeba wydać kolejne 6 miliardów, by zadziałało to, co miało już funkcjonować. Elektroniczne sądy okazały się formą wyłudzeń pieniędzy na szeroką skalę i procederem przestępczym - zajmowaniem pieniędzy na koncie bez wiedzy właścicieli, ale też przyniosły straty dla finansów państwa. Polskie firmy, które sprzedawaly wierzytelności za granicę, wpisywały w ciężar kosztów własnych nieściągalne należności i pomniejszały podstawę do opodatkowania. A więc żaden sukces, tylko umożliwienie przestępswa. Z kolei elektroniczna księga wieczysta nie różni się niczym od normalnej; w obu wypadkach opłaty za odpisy są identyczne, od 30 - do 60 zł.
I taki lobbysta i „innowator” Kwiatkowski ma być prezesem NIK, szefem najwyższego organu kontroli Rzeczypospolitej Polskiej, kontrolującym działalność organów administracji rządowej, Narodowego Banku Polskiego, państwowych osób prawnych i innych państwowych jednostek z punktu widzenia legalności, gospodarności, celowości i rzetelności. A więc mówiąc prościej: ma kontrolować własnych kolegów z rządu. Skupi się więc pewnie na brylowaniu w mediach, co wychodzi mu najlepiej, bo pracy będzie miał zdecydowanie mniej niż obecny prezes. Od momentu dojścia do władzy Platformy Obywatelskiej wszelkie wyniki kontroli NIK, miażdżące dla partii rządzącej, są ignorowane przez polityków Platformy, a nawet podważane, choć, jak pisze Katarzyna Batko-Tołuć, autorka raportu Instytutu Spraw Publicznych, który obejmował działalność NIK: – "Izba robi świetne raporty, ale nie jest słuchana. Mnóstwo wniosków leży na półkach, niewiele się z nimi robi". Choć raporty NIK wskazują luki lub sprzeczności w przepisach ustaw i rozporządzeń, a także nieprawidłowości w działaniach organów państwa, są lekceważone i nawet, jeśli trafiają do prokuratury, tylko niewielki ich procent kończy się aktem oskarżenia. Zdarzyło się również, że PKP, instytucja kontrolowana, wystąpiła do sądu przeciwko Najwyższej Izbie Kontroli z wnioskiem o utajnienie raportu, a Prokuratoria Generalna wydała postanowienie o zakazie podawania do publicznej wiadomości przez NIK wyników kontroli w PKP S.A. powołując się na ochronę dobrego imienia Polskich Kolei Państwowych. A może raczej ministra Nowaka.
Przed prezesem Jezierskim więc ostatnie, bardzo ważne zadanie. Kropka nad „i”, ostatni akord sprawy zakupu kolejek Pendolino, czyli zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa niegospodarności i działania na szkodę Rzeczpospolitej Polskiej i polskich firm. Ponieważ ostatni, kompleksowy raport NIK oceniający działalność PKP Polskich Linii Kolejowych SA jest dla kolei miażdżący; wskazuje na wykonywanie zadań nieterminowo, niegospodarnie, a często niezgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, również podpisanie kontraktu w maju 2011 przez PKP Intercity z firmą Alstom Transport, o wartości 665 milionów euro (2,64 mld zł) na dostawę 20 pociągów dużej prędkości, powinien być dokładnie sprawdzony przez prokuraturę albo CBA. Tym bardziej, że podobne zarzuty do podobnego kontraktu istniały już w przeszłości i doprowadziły do jego zerwania. W 1997 roku kierownictwo PKP podjęło decyzję o rozpisaniu "Przetargu na wybór dostawcy składów szybkich pociągów z wychylnym nadwoziem". Dwustopniowy przetarg, rozstrzygnięty w lipcu 1998, wygrał Fiat Ferroviaria oferując 16 pociągów Pendolino. Ale do realizacji inwestycji nie doszło, ponieważ na wniosek Prezesa Rady Ministrów, Najwyższa Izba Kontroli (jej szefem był wówczas Janusz Wojciechowski), rozpoczęła kontrolę przetargu, zakończoną raportem w 1999 roku. Wykazał on szereg uchybień począwszy od rozpisania przetargu jako niecelowego i noszącego znamiona niegospodarności, ponieważ PKP nie dysponuje infrastrukturą kolejową pozwalającą wykorzystać możliwości składu, brak przygotowania finansowego do tej inwestycji, ujemny bilans finansów jeszcze niesprywatyzowanego przewoźnika oraz brak postępów prac przy przebudowie linii kolejowej E 65 Gdynia-Warszawa-Katowice. W wyniku tej kontroli przerwano negocjacje z Fiat Ferroviarią i unieważniono przetarg. Pod koniec 2000 roku rozpoczęto restrukturyzację i prywatyzację Polskich Kolei Państwowych, które zahamowały dalsze próby wprowadzenia Pendolino w Polsce.
Dopiero w 2011 potwierdzono zakup pociągów od włoskiej firmy Alstom, które mają wejść do eksploatacji w 2014 roku i jeździć na liniach z Warszawy do Trójmiasta, Krakowa i Katowic, ale poprzednie zarzuty nie straciły na aktualności. Wbrew nazwie „pendolino” – wahadełko, pociągi dla Polski nie będą miały funkcji wychylnego pudła, którego dokupienie rozważane jest w drodze zamówienia z wolnej ręki (CBA już powinno trzymać tę „wolną rękę” na pulsie), stan infrastruktury niewiele się zmienił, nie mamy przeszkolonych maszynistów, a koszt umowy, jak na towar niepełnowartościowy, bo bez rozpoznawalnego elementu, jest zawyżony. Nie przekonał PKP nawet zamówiony poufny raport o wprowadzaniu Pendolino w Czechach, z którego wynika, że z włoskimi Pendolino były same kłopoty: wiele problemów technicznych, usterek, liczne awarie, w konsekwencji czego przewoźnik wycofał z tras wszystkie składy. Wiceminister transportu uważa jednak, że w Polsce powinniśmy uniknąć takich błędów, ponieważ problemy w Czechach wynikały z niedopasowania taboru i infrastruktury. A przecież Polska ma identyczne problemy, a nawet poważniejsze, bo Pendolino zakupiono nie tylko na kredyt, by poprawić wizerunek ministra transportu i całego rządu, ale też ze szkodą dla państwowych firm, czego powinniśmy uczyć się od Włochów, którzy umieli ocalić miejsca pracy pracownikom Fiata. Gdy bydgoska Pesa z wielkim powodzeniem sprzedaje Niemcom i Czechom swój eksportowy produkt nowej generacji - spalinowy zespół trakcyjny Link, my wolimy kupić od Włochów sprzęt niesprawdzający się w polskich warunkach i droższy od produktu polskiego. Wytłumaczeniem tego fenomenu nie zajmie się z pewnością nowy prezes NIK, a polskie pseudolino będziemy spłacać latami, podziwiając ciągle nowe zagarki ministra od wykolejonej kolei.
Tekst opublikowano w "Warszawskiej Gazecie"
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3090
Rodzima PESA jest w stanie wyprodukować pociąg o porównywalnych parametrach technicznych,chyba że makaroniarze wywarli jakowyś subtelny nacisk na ministra zegarka,karty do gry mają całkiem dobre,takie Tychy np...
Koleje Włoskie Trenitalia zdecydowały o przyznaniu bydgoskiej Pesie zamówienia na 40 spalinowych zespołów trakcyjnych za równowartość ponad pół miliarda złotych netto. We Włoszech pociągi spalinowe Pesy jeżdżą u prywatnych i samorządowych przewoźników już od sześciu lat. Niemcy też złożyli rekordowy kontrakt.
Pesa szykuje się do uruchomienia zakładów w Rosji i t d. :)
A co tam, kto bogatemu zabroni kupować we Włoszech !?!
w pare dni zmienil prawa dla krauzego,zeby nie musial zostac skazany za dziloanie na szkode spolki...taki rezolutny gosciowa z niego--fachura mafijny jak znalazl..
bardzo ważne zadanie." Jak autor wykazał - raporty NIKu są bez znaczenia. Więc ostatnim zadaniem prezesa winno być wykorzystanie "pendolino legislacji" i przepchnięcie ustawy o prezesie NIKu; "nowa władza - nowy prezes". W ten sposób PiS po przejęciu władzy będzie mogło w krótkich abcugach pożegnać się z uroczym Kwiatkowskim i wiele instytucji i organów państwa przestawić na proste, szybkie tory.