Zacznę od starego dowcipu. Prezydent Clinton z żoną jadąc samochodem mijają stację benzynową.
- Widzisz tego pompiarza - Hillary wskazuje na faceta przy dystrybutorze. - Był kiedyś moim chłopakiem. Mieliśmy się nawet pobrać.
- No to byłabyś teraz żoną pompiarza - śmieje się Billy.
- Mylisz się, mój drogi - prostuje Hillary. - Teraz to on byłby prezydentem.
Tyle anegdota. Być może wszak Ameryka straciła w ten sposób wybitnego męża stanu. A zyskała jedynie Monika Lewińska. Czyżby po latach okazało się, że panna L. w istocie wysysała szefowi… rozum? Pytam a propos groteskowej wypowiedzi byłego prezydenta na temat putinizacji Polski i Węgier.
Nie wiem jak zareagował na te słowa Viktor Orban. Może wcale? Bo czasami lepiej zignorować głupie gadanie niż unosić się oburzeniem. A już merytoryczna polemika z brednią stanowiłaby zbytek łaski wobec ignoranta.
Prominentni politycy PiS wybrali właśnie wariant pośredni. Publicznie wyrazili stanowczą dezaprobatę dla wypowiedzi szkalującej Polskę. Na mój gust w owej ripoście, zwłaszcza w oświadczeniu pani premier, za wiele było patosu, a za mało ironii. Ale nie w tym rzecz. Dopiero opozycja wsparta przez liberyjne media stanęła, jak zwykle zresztą, na wysokości zadania. I poczęła zawodzić zgodnym chórem lokajską mantrę. Jak można obrażać tak wybitnego męża stanu, a wkrótce być może także męża nowej prezydent USA?! Cóż za brak szacunku dla wielkiego dobroczyńcy Polaków! Na co sobie pozwalają wobec szanowanego na całym świecie architekta zmian w Europie Wschodniej polityczne miernoty, które psim swędem zawłaszczyły władzę w Polsce?!
Nie wykluczam, że to święte, sorry, pryncypialne oburzenie zaowocuje listem pokutnym szczerych obrońców demokracji. W post scriptum jedyni sprawiedliwi zaręczą, że dla nich pani Hillary nie jest ani dżumą, ani cholerą, jak wybór między Clintonową, a Trumpem określił Mateusz Morawiecki, bowiem to Trump jest jednocześnie i dżumą i cholerą.
Tu dodam od siebie, że także zacofanym kołtunem przeciwnym wszelkiemu postępowi. Nie tylko nie zamierza wpuszczać do USA muzułmańskich terrorystów, co stoi w jaskrawej sprzeczności z polityką multi kulti. Ale co gorsza, o zgrozo sprzeciwia się korzystaniu z toalet zgodnie z poczuciem płci, a nie z zapisem metrykalnym. A przecież czasami zew płci odzywa się w pozornym chłopie albo w niby babie w ostatniej chwili. I dylemat: kółeczko czy trójkącik staje się problemem, nomen omen, nabrzmiałym.
Zwycięstwo Donalda Trumpa w listopadowych wyborach oddaliłoby niestety wizję super świata, bez krzyży w miejscach publicznych, czego domagają się szwedzkie feministki, za to z toaletami dla wszelkich orientacji seksualnych, zwolenników koedukacyjnych wygódek nie dyskryminując. Jednak zapewne taki obciach Ameryce nie grozi. A jeśli już, to moderniści wyślą do Waszyngtonu desant KOD.
Sekator
PS.
- Ani słowem nie wspomniałeś o trybunale konstytucyjnym - dziwi się mój komputer. - Odstajesz, brachu, od głównego nurtu.
- Mam zbyt wrażliwe powonienie - wyjaśniam. I na wszelki wypadek sięgam po flakonik „Hugo Bossa”.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4531
@autor
"jedyni sprawiedliwi zaręczą, że dla nich pani Hillary nie jest ani dżumą, ani cholerą, jak wybór między Clintonową, a Trumpem określił Mateusz Morawiecki, bowiem to Trump jest jednocześnie i dżumą i cholerą."
I wygadał się nasz wybitny Mati. Niepotrzebnie. I tak już wcześniej wynikało, że to wszechświatowiec.
Wypowiedź Clintona to bynajmniej nie jakiś przypadkowy wyskok - warto przypomnieć, że przedtem były "polskie obozy" w przemówieniu Obamy, a także list zaniepokojonych senatorów z panem McCainem na czele.
Mamy do czynienia z bardzo szeroką i agresywną akcją szkalowania Polski za Oceanem, jeśli miałbym zgadywać to z panią Apfelbaum i jej "środowiskiem" w tle. Nabożne palenie chanukowych świec jakoś nic tu nie pomaga.