Józef K. – Własność to niewola

Taki napis widniał nad wejściem do banku, gdzie pracował Józef K jako młodszy księgowy w dziale roszczeń krótkoterminowych. 

Jest Anno Covidi 4 czyli czwarty rok panowania złego mzimu Kowida. 

Wiara chrześcijańska zeszła do podziemia i nikt już nie musiał przekonywać, podobnie jak Berlioz poetę Bezdomnego, że Jezus Chrystus nie istnial. 

Józef K leżał u boku panny Montag - kobiety o nie banalnej urodzie. 

- Józefie K nawet nie myśl o tym, że zutylizujesz przeterminowany karton z mlekiem w sedesie. Ślad biologiczny zdradzi cię i będziesz miał piękny, pokazowy proces podobnie jak swego czasu twój wuj Karol - powiedziala lodówka chłodno. 

- Odwal się - pomyślał Józef K. Wuj Karol nie utylizowal mleka w sedesie- powiedzial z wyrzutem w kierunku lodówki. Do głowy by mi nie przyszło, że będę dyskutował z własną lodówką. 

- Pamietaj, że zbliża się termin wymiany urządzeń. Bank ustali wysokość nowej raty za wynajem. Dziś obowiązują maski FFP 45.

- Le bef, la wasz - to krowa- powtórzył w myślach to czego nauczyła go tej nocy panna Montag po tym jak otworzyła przed Józefem K najskrytsze zakątki swej  duszy. 

- A to zdzira- pomyślał nie bez zlosliwej satysfakcji Józef K. 
A tymczasem na Patriarszych Prudach niedaleko Sadowaje Kalco pojawil się obywatel Woland - tak opowiadał kiedyś Józefowi K wuj Karol. 

- Sam nie wiem dlaczego tak to zapamiętałem - pomyslal Józef K, spoglądając na nagie plecy śpiącej panny Montag.