Tak refleksyjnie, zdając sobie sprawę, że i tak przy tym rządzie niczego się już nie zmieni...
Główne państwa UE kształtujące jej politykę a w szczególności Niemcy przyjęły dla podziału "kwot" imigrantów udział liczebności poszczególnych krajów w całej populacji UE. Jako, że udział ten dla Polski wynosi około 7,5% (z około 507 mln populacji UE) to nakazane zostało nam przyjęcie około 5 tys. tzw. "uchodźców" z 66 tys. jakie rozdzielono. Rząd E. Kopacz oczywiście musiał dodatkowo udowodnić swoją poddańczość Niemcom deklarując przyjęcie 7 tys. osób, co stanowi 10,6% z 66 tys. I prawdopodobnie ten ostatni procent uwzględniany będzie w przyszłości, zarówno przy podziale reszty z deklarowanych 120 tys. "uchodźców", jak i kolejnych setek imigrantów przybywających do Europy, a przede wszystkim do Niemiec, które przecież ich zaprosiły. Odnosząc się tylko do tych 120 tys. to Polska przyjmie grubo ponad 12 tys. i do tej liczby winniśmy się odnosić oceniając zdradliwe postępowanie polskiego rządu.
A ja się zastanawiam - pomijając w ogóle kwestie zasadności i prawnej możliwości głosowania nad podziałem imigrantów oraz zdradę Polski i Polaków przez rząd - dlaczego Polska nie naciskała na inny podział imigrantów uwzględniający ekonomiczno-finansowe możliwości przyjęcia i utrzymania w określonych państwach maksymalnej liczebności imigrantów. Idealnym odniesieniem w tym przypadku byłaby wielkość PKB poszczególnych państw w całym PKB Unii Europejskiej. W takim przypadku Polska mogłaby zadeklarować przyjęcie tylko 2,97% imigrantów z rozdzielanej 66 tysięcznej puli. Stanowiłoby to około 2 tys. i byłoby zgodne z wcześniejszymi deklaracjami E. Kopacz (ze 120 tys. byłoby to już niestety przeszło 3,5 tys., na co oczywiście nie moglibyśmy się zgodzić). Taki podział byłby sprawiedliwszy i uwzględniający zamożność poszczególnych krajów w UE a przecież Polska i inne kraje dawnego bloku komunistycznego dopiero budują swoją gospodarkę, i zajmie im to jeszcze wiele lat.
Moim osobistym zdaniem - ogólnie przy sprzeciwie wobec narzucanej nam kwotowej metody podziału imigrantów oraz zgodności takowej z prawem unijnym i polskim a także pomijając ewentualne inne cele zalewu islamu na Europę - wpierw UE winna głosować nad metodą podziału a nie przyjmowaniu jej w postaci odgórnie narzuconej przez Berlin i Brukselę.
No, ale Polska jest dzisiaj tylko krajem teoretycznym, wasalem Niemiec posłusznie wykonującym rozkazy wydawane przez A. Merkel oraz jej zniemczoną Unię Europejską.
Na koniec dygresyjnie...
Usłużne wyrażenie zgody na narzuconą nam metodę kwotową sprawia też , że tracimy jakiekolwiek możliwości przyszłych renegocjacji i przeciwstawienia się przyjmowaniu kolejnych puli imigrantów. Może się to zmieni... jeżeli PO wyraźnie przegra wybory. Jeżeli tak się nie stanie... to czeka nas powolna częściowa islamizacja Polski i jej narodowa, państwowa oraz religijna degradacja niszcząca naszą tożsamość. To ostatnie na pewno jest też celem zlewicowanych, globalnych elit gospodarczo-politycznych, które chcą europejskiego chaosu, aby zbudować jedno multikulturowe i ponadnarodowe państwo Europa zarządzane z Brukseli, oczywiście przede wszystkim przez Niemcy. Według wielu to jedno państwo europejskie jest też częścią planu zaprowadzenia przez lichwiarskich globalistów Nowego Porządku Świata i utworzenia jednego rządu światowego.
(Źródło danych ekonomicznych: https://pl.wikipedia.org/wiki/Gospodarka_Unii_Europejskiej)
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
http://krzysztofjaw.blog… [email protected]
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2806
część II
Obym się mylił, ale cała awantura z wędrówką ludów wygląda mi na animowanie, z niektórymi uchodźcami jako zapalnikiem, europejskiego pola bitwy w nadchodzącej właśnie wojnie. Co do tej ostatniej, ani Amerykanie ani Rosjanie, w świetle wzajemnie podważanych racji stanu obu państw (ci drudzy także w ramach BRICS) - nie mają (jak sądzą) wyjścia i jest to, od czasu kryzysu kubańskiego, najbardziej dramatyczna sytuacja w stosunkach wzajemnych obu mocarstw. Podobno Rosjanie mają wojnę wygrać (czyżby wymodlił to dla Rosji JPII ?). Ale nawet jeśli nie wygrają, to i tak zdemolowane USA utracą pozycję znaczącego podmiotu polityki międzynarodowej – jeśli jakaś w ogóle będzie. Powinno to wszystko skłaniać nas do natychmiastowego, już teraz, sformowania czegoś w rodzaju „sojuszu narodowego”, bazowanego na poza ideologicznych kategoriach polskiej racji stanu dla obecnego czasu w bieżącej fazie oraz dla fazy wojny. Powinno to objąć formacje poza-parlamentarne, np. Ruch Narodowy a także pojedynczych wartościowych polityków, także z PO, ale nie skompromitowanych udziałem w grabieży lub w skandalicznych głosowaniach w Sejmie lub w PE
„Sojusz”:
a/ dopilnuje rzetelności podliczenia wyników wyborów,
b/ ukonstytuuje nową administrację, ewentualnie wspólną - na wielopodmiotowej podstawie, z której się wyłonił, z preferencjami dla bezpartyjnych fachowców, rekomendowanych przez uczestników sojuszu
c/ podejmie działania dla zastopowania ”projektu” zalewu Polski uchodźcami
d/ podejmie z najwyższym stopniem pilności wszelakie działania (koncepcyjne, finansowe, produkcyjne, logistyczne itp.) obliczone na przetrwanie narodu, gospodarki i państwa w okresie nadchodzącego zagrożenia
e/ obmyśli środki zaradcze dla przetrwania karnych operacji ze strony instytucji NWO, jakie zapewne podejmą wobec krnąbrnej Polski - w okresie przedwojennym.
część I
Zgadzam się całkowicie z Panem, choć od siebie dodałby to i owo. Otóż premierzy, prezydenci, kanclerze i jacyś tam jeszcze inni przywódcy rządów i państw zachodnich mają podobno tyle władzy, ile daje im bankowo-przemysłowe konsorcjum władające niejawnie, ze strefy cienia, swym zbrojnym ramieniem NATO, z przystawkami w postaci CIA, Mosadu etc. W równym stopniu dotyczy to pozycji przedstawicieli władzy takich, jak B. Obama czy, na końcu sznureczka - takich, jak E. Kopacz. Jeżeli ktoś wierzga, to dzieli los Kennedy’ego czy L. Kaczyńskiego, chyba że ma szczęście (jak L. Miller z helikopterem), a rokując jeszcze jakieś nadzieje zyskuje, jak ten Miller, warunkowy spokój.
Nie zżymajmy się więc na panie E. Kopacz czy szefową MSW, zdaje się, że pseudonim(?) Piotrowska, gdyż obie Bogu ducha winne nie mając serc lwa, jak Orban, muszą się borykać z trudną dla nich rolą, jakże inną od np. szefowania garkuchnią czy szwalnią dla niepełnosprawnych (mam nadzieję, że ci ostatni nie poczują się obrażeni takim przydziałem).
---
Po owocach ich, poznacie ich – skoro:
1) klucz podziału uchodźców bazuje na liczbie ludności,
2) KE nie zadeklarowała wystąpienia do USA, jako głównego producenta uchodźców wojennych, o wygaszenie wojny w Syrii,
3) KE nie powołała zespołu specjalistów, którzy w nagłym trybie opracowali by plan zablokowania nadal płynącego strumienia uchodźców, który to plan w horyzoncie kilku najbliższych tygodni zostałby wdrożony w życie
- to znaczy to tyle, że przyjmując niekorzystne rozwiązanie dla Polski, duet Piotrowska/Kopacz zgodził się przy tym na nieokreśloną w czasie perspektywę napływu uchodźców do naszego kraju. Przy okazji, nie przełamano rozbieżności stanowisk (obojętnie w którym kierunku – byle zachować jakże cenną na przyszłość jedność) w ramach grupy wyszehradzkiej. Cóż za błąd !!
Pomijając moralny aspekt (milczenie wobec producenta uchodźców i ich eksportera dla destabilizacji Europy), polski rezultat tzw. szczytu można odczytać jako zbrodnię zdrady stanu, popełnioną przez polskich delegatów na obu posiedzeniach RE. Klasa osobowości obu pań może być oczywiście, z pewnym umiarem, poczytana za okoliczność łagodzącą.