Ustawka to w języku popularnym działanie z premedytacją mające wprowadzić ludzi w błąd. Działanie, gdzie jaskrawie pokazany fałsz ma przykryć faktyczne zamiary, czy zdarzenia. Zazwyczaj negatywne, takie, która opinia publiczna z oburzeniem by potępiła.
Ustawki wraz z rozwojem mediów bardzo się nam namnożyły w szerokim zakresie. Od takich łagodnych, gdzie kobiece magazyny, a szczególnie brukowce pokazują "normalny" dzień z życia celebryty, faktycznie wyreżyserowany co do do szczegółów, aż po takie szkodliwe, a nawet bardzo szkodliwe.
Do szkodliwych możemy zaliczyć "spontaniczne" manifestacje wszelkich antypisów – KODu, Obywateli, czy cudaków LGBT. Niby ludzie sami się skrzyknęli na fejsbuku, tylko w miejscach protestu są już przygotowane estrady, nagłośnienie i oświetlenie, a spontaniczni manifestanci ściskają w dłoniach identyczne, profesjonalnie wykonane plakaty i banery. Spontanicznie również przybywają politycy opozycji i ci aktorzy, dla których, zgodnie z zasadą, ten zawód jest zawodem kurewskim.
Bardzo szkodliwymi ustawkami, często organizowanymi przez antypolskie, zagraniczne sieci medialne, są takie, które mają pokazać światu, że Polska jest krajem ksenofobicznym, faszystowskim, prymitywnym i po prosu głupim i szkodliwym. Czyli dokładnie takim, jak od czasów Hitlera uważają Niemcy.
Tego typu ustawką były sfabrykowane, nagrane i wyemitowane przez niepolską TVN , obchody urodzin Hitlera.
A czy ktoś ma wątpliwości, że obecny strajk nauczycieli również ustawką nie jest? Ludzie, którzy szacunek mają należny, za samą obecność w tej grupie zawodowej, jak jacyś nierozgarnięci i neurotyczni osobnicy, dają się wmanewrować w projekt, który pod pozorem słusznego strajku, jeśli wyjąć go z kontekstu okresu egzaminów, na prawdę ma za jedyny cel obalenie władzy.
Człowiek, którego ścisłe powiązania z komunistami stanu wojennego są bezsporne, poprowadził kilkusettysięczną rzeszę nauczycieli, jak owce na rzeź.
Teraz miną dziesięciolecia aby odzyskać w narodzie przynależny im autorytet i etos zawodu.
Czy to nie ciężko opłacona ustawka?
#####
Co przez połowę godzin pracy, codziennie, robią właściciele i kierownicy aptek?
Zajmują się zdobywaniem leków.
Jak to – ktoś może zapytać – trzydzieści lat od ustanowienia kapitalizmu, więc i wolnego rynku leki trzeba zdobywać? Aptekarze muszą walczyć o niesłychanie ważny, nierzadko decydujący o życiu towar, aby go dostarczyć chorym pacjentom? To jakiś absurd!
Niestety, taka jest rzeczywistość. Rządzący poprzedniej ekipy, którzy jak wiemy byli ojcami chrzestnymi niejednego przekrętu, skonstruowali tak prawo farmaceutyczne, że producentom i wielu hurtowniom nie opłaca się dostarczanie leków do aptek. Mogą zarobić zdecydowanie więcej w inny sposób.
Jak?
Handel lekami, towarem ważnym i wrażliwym jest na całym świecie ściśle regulowany i ograniczają go liczne restrykcje.
Omówię tylko jedną, która prowadzi do tej tragicznej polskiej patologii.
Wielkie międzynarodowe koncerny, producenci o miliardowych obrotach, posiadają wyłączność i patenty na najważniejsze leki w obrocie, bo to oni zainwestowali grube pieniądze w naukowców, laboratoria, długotrwałe testy na zwierzętach i ludziach, zanim lek został dopuszczony do obrotu.
I te wielkie koncerny odrębnie z każdym państwem pertraktują, uwzględniając bogactwo państwa i siłę nabywczą obywateli, cenę rynkową swojego produktu.
Potem cena tych ważnych leków na receptę jest stała w sprzedaży.
Polityka i geografia zdecydowała, że na zachodzie graniczymy z bardzo bogatymi krajami tak zwanej starej Unii. A na dodatek piętnaście lat temu sami przyłączyliśmy do Unii Europejskiej, czego jednymi z efektów był wewnętrzne zniesienie granic, swobodne poruszanie się na całym obszarze i swobodny obrót towarów.
Taka sytuacja w zakresie medycyny natychmiast została zauważona i zyskownie wykorzystana przez osoby powszechnie nazywane spekulantami, a potocznie szubrawcami. Ministerstwo rządu PO+PSL przygotowało prawo umożliwiające anty-obywatelską działalność, a ludzie bez skrupułów natychmiast z tego skorzystali.
Policzono, że gdy w kraju notorycznie brakuje leków dla Polaków, wywozi się je za granicę w ilości 2 – 3 miliardów złotych. Proceder trwa już wiele lat.
Jak to się opłaca?
Popatrzmy sobie na jeden lek – Clexane – bardzo ważny, często ratujący życie i niezbędny po wielu operacjach; lek przeciw zakrzepowy, ordynowany po zawale, w ostrej niewydolności serca, w chirurgicznych zabiegach ortopedycznych, a nawet u osób unieruchomionych z powodu ostrych schorzeń. Widać więc, że jest to lek niezmiernie ważny i często przez lekarzy stosowany.
Apteka kupuje ten specyfik w hurtowni za, w zaokrągleniu, 100 zł. A potem w zależności od decyzji lekarza może na receptę sprzedać pacjentowi za te 100%, albo ulgowo,
Hurtownie mają ustawowe marże 5%, więc zarobiły tylko 5 zł. Apteki też mają ustalone ceny, te same w całej Polsce. Ustawodawca pozostawił jednak furtkę. Nie jest hurtowniom zabronione sprzedać lek za granicę. A w Niemczech Clexane kosztuje już 100 Euro, czyli cztery razy tyle niż u nas. Niech więc sprzeda się go niemieckim aptekarzom za 200 zł, to zarobi się nie głupie 5 tylko 100 zł. Dwadzieścia razy więcej.
Oczywiście hurtownia aż tyle nie dostanie bo w proceder są zamieszane całe mafijne grupy: skorumpowane apteki, producenci,przewoźnicy i organizatorzy wywozu.
Rezultat widzimy, gdy zachorujemy i chodzimy od apteki do apteki z receptą, słysząc; - nie ma, nie ma, nie ma....
#####
Jak widać, ustawki wykorzystują firmy zaufania publicznego, a także wiele opiniotwórczych środowisk. Przyzwyczailiśmy się i nie wzbudzają już takich emocji jak kiedyś.
Lecz żeby rząd, nasza pisowska władza przedstawiła nam ewidentną ustawkę?
Przyznam, tego się nie spodziewałem.
Walka władzy z nielegalnym wywozem leków za granicę, leków dla polskich pacjentów, za wynegocjowaną przez rząd z producentem cenę, zaczęła się na dobre ponad rok temu, po wielu alarmujących publikacjach (w tym także moich).
I wydawało się, że ta wojna zbliża się wreszcie do końca, co wymagało poprawy pewnych aktów prawnych i zdecydowanych akcji służb, głównie CBA i CBŚ.
Rząd przygotował nowelizację prawa farmaceutycznego i puścił w ruch maszynę ustawową.
Gdzieś tydzień temu siedzę przed telewizorem, popijam kawę i oglądam wiadomości.
I nagle czytam na czerwonym pasku, oczom nie wierzę i zaczynam się gotować.
Biegnie wiadomość:
Sejm uchwalił nowelizację ustawy farmaceutycznej mającej pomóc zahamować wywóz leków za granicę.
Co to #@%%$ !!! znaczy ! Mającą pomóc?! Co to za półśrodki?
USTAWA MIAŁA ZDECYDOWANIE UNIEMOŻLIWIĆ, ZAHAMOWAĆ, A NIE POMÓC.
Czy rząd Mateusza Morawieckiego, z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobro i ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim kpią sobie z ludzi?
A może są po prostu tacy słabi, że nie są w stanie poradzić sobie z mafią lekową, która widocznie zarzuciła swoje macki również w ministerstwach.
Lub też ta cała działalność władz przez dwa lata wokół wywozu za granicę i niedoborów leków w Polsce to była tylko taka pozoracja dla zmydlenia oczu biednym obywatelom.
TAKA KLASYCZNA USTAWKA, tym razem sprokurowana przez wybrane przez nas władze.
Działalność wywozowa, czyli ograbianie Polaków z niezbędnych do życia medykamentów, zwielokrotniła się po dojściu PIS do władzy. Przestępcy poczuli, że koniec precederu się zbliża, więc ostatnim rzutem na taśmę usiłowali wyciągnąć tyle, ile się da. Już nie tylko te najważniejsze leki, jak insuliny, bez których cukrzycy umierają, lecz także krople do nosa, leki przeciwbólowe, czy popularne maści znikały z półek.
I to trwa nadal. Mimo aresztowania paru sprawców z jakiegoś Pcimia Dolnego, ci wielcy organizatorzy mają się dobrze i pracują pełną parą. Aptekarze nie odczuwają poprawy i nadal wydzwaniają po całym kraju, by zdobyć niezbędny lek.
Tak właśnie jest, gdy ustawa ma pomóc zwalczyć przestępstwo, a nie, jak się oczekuje, to przestępstwo radykalnie zwalczyć.
.
Mam nadzieję, że nie ma mi Pan za złe mojego poprzedniego komentarza - w końcu każdy ma prawo do swojego zdania.
A tym razem rzeczywiście wsadził Pan kij w mrowisko, bo to, co się dzieje z obrotem i refundacją leków w Polsce (ale nie tylko w Polsce) to ... spasi Chryste.
Hurtownie mają za uszami - za sprzedaż leków za granicę
Ministerstwo sprawiedliwości ma za uszami - za prawodawstwo
Ministerstwo zdrowia ma za uszami - za zasady refundacji
Firmy farmaceutyczne mają za uszami - za absurdalne windowanie cen nowych leków
Bo jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze
A kogo gonimy? Lekarza, który mając 30 pacjentów w poradni nie sprawdza każdego dnia każdego przepisywanego leku, czy aby nie zmieniły się nieodgadnione zasady refundacji.
nonparel
Leki i ich obrót to bardzo grube pieniądze, A jak się kombinuje (a wszyscy kombinują) to lewej kasy może być dużo. Dwóch panów z przemysłu farmaceutycznego, gości, co jak to w Polsce, niczego sami nie zbudowali, tylko przewłaszczyli dobra narodowe, znajduje się w dziesiątce najbogatszych Polaków.
Wygląda, że koncerny, nie tylko farmaceutyczne, korzystają z przywilejów wolnego rynku tak jak im wygodnie, a jak niewygodnie to nie muszą. My płacimy za ten rzekomo wolny rynek unijny np. w ten sposób, że nie mamy tanich i dostępnych na skinienie ręki leków produkcji krajowej i zagranicznej. Potem biadolenie hipokrytów, że seniorów nie stać na leki. Trzeba to jasno powiedzieć, że to wynik regulacji, które uniemożliwiają konkurencyjność, a ułatwiają zmowy cenowe, manipulacje podażą i popytem. W ogóle bym się nie zdziwił, gdyby za firmami krzak transferującymi leki stały instytucje finansowe, które najpierw wylobbowały ustawkę prawną. Jeśli nie stoją, to rzeczywiście są zainteresowane ukróceniem i PiS weźmie się ostro do regulowania przeregulowanego.
Ja już przestaję pojmować w jakim kraju ja żyję. Przestępstwa robi się na bezczela. Sądy nie działają, a policja często przy grubych sprawach boi się.
Widocznie ciągle jesteśmy bardzo słabi.
A w urzędach centralnych to połowa pamięta czasy komuny i koperty dawane pod stołem. Czarna rozpacz.
Teraz stoi w rozkroku. Lobbyści tłustych międzynarodowych korporacji ciągną zmasowany atak na ministerstwa i władza się waha, czy umocnić model małych rodzinnych, indywidualnych aptek, czy oddać tą gałąź międzynarodowym sieciom. To takie proste i osobiście nęcące, bo samemu się zarobi, gdy Polskę pokryje jedna sieć Apteka Biedronka.
To, że drugie rozwiązanie wiąże się z bankructwem i pauperyzacją kilkudziesięciu tysięcy mikro-biznesmenów, to koszty restrukturyzacji. Szkoda, ale cóż robić.
System stosowany w Niemczech jest bardzo przyjazny dla obywateli. Tylko, że oni są bogaci, a my biedni
O aptekarzach zapomnimy jak zapomnieliśmy o drobnych bankierach. Zostaną pracownicy apteczni, jak pracownicy bankowi.
Pobocznym rezultatem jest rosnący konflikt na styku magister - technik.
Za Gomułki szła krew do DDR...i ZSRR...każda Komisja Poborowa zadawała pytanie : Oddajesz krew,to odroczenie na rok,albo bilet?
Honorowi krwiodawcy...to był przekręt za miliony dolarów...za niektóre grupy krwi...płacono od ręki setki dolarów za woreczek...nawet od pijanych pobierano...na płytki.
Dopiero jak wyłapali Niemcy z DDR,że krew jest zakażona WZW...to ograniczyli skup.
Krew i osocze to gruby biznes. W Europie praktycznie zmonopolizowany przez Szwajcarię
Inny przykład; to właśnie lek przeciwzakrzepowy, który córka koleżanki zamawiała i płaciła z góry w Niemczech (tak że aptekarz nawet nie musiał wykładać pieniędzy na biznes ! )
Wiesz, że jestem specjalistą od systemów. Dobry system ma poprawnie realizować zamierzony cel. Musi być stabilny. I musi być odporny na zakłócenia. Ważna jest rola integralnych zabezpieczeń, w tym głównie sprzężeń zwrotnych, które samoistnie redukują błędy i odchylenia. To co sprawdza się w automatyce, jest standardem naukowym, musi identycznie być zorganizowane w systemach społecznych. Takich jak szpitalnictwo, obrót lekami i jak właśnie widzimy w szkolnictwie. Systemy są tworzone przez biurokratów i prawników.Tworzone intuicyjnie oraz w oparciu o stare schematy. Nikt tam nie ogarnia podstawowych zasad poprawnych zasad organizacji. Powiedziałbym, że to niestety normalne, lecz na przykład dobre banki potrafią zorganizować dobry system.
Od 1 kwietnia w ramach kontroli dystrybucji leków wprowadzono codzienne raportowanie. Coś, jakby remanent dnia. Zakupy, sprzedaż, stany magazynowe,itp. MZ szarpnął się wreszcie na dużą serwerownię i monitoruje codzienną aktywność aptek. Oczywiście pozwoli to wyłapać,jeżeli oprogramowanie jest dobre, podejrzane przypadki.Jeżeli pewna apteka kupuje codziennie 100 porcji jednej z insulin,a ma tylko średnio 50 pacjentów, to znaczy, że zajmuje się handlowaniem lekami w taki sposób, że nie zaopatruje pacjentów tylko bierze udział w nielegalnych transakcjach. No dobrze,to tylko monitorowanie, zbieranie danych. Nie wiemy jaki konkretny efekt ma to powodować. Poza tym, apteki to najmniejszy gracz w przekrętach lekowych. Ale tak to już jest, że zawsze uderza się w małych. Łapie się ulicznego dilera trawki, a wielkich dystrybutorów się nie tyka. Więcej - TV co rusz pokazuje najazdy pancernej policji na plantacje marychy gdzieś w piwnicy, prowadzonej przez paru nastolatków. A nigdy nie słyszałem o akcjach związanych z obrotem kokainy. Może ten drogi i ekskluzywny towar zażywają ci, co decydują o działaniach. A są to grube pieniądze.
Jako system nie działa prawidłowo wiele sektorów państwa. Lecznictwo i szkolnictwo widzimy dokładnie. Znamy też fatalny system obrotu żywnością: od pola do stołu.
Coś trzeba radykalnie zmienić.
Bo dobry Bóg, zrobił co mógł, pora teraz zawołać fachowca.
Kto dziś pamięta, że zakład maszyn matematycznych dzielił się na instytut maszyn analogowych i instytut maszyn cyfrowych. Maszyny analogowe pracują z zasady na sprzężeniach zwrotnych. Płytkich i głębokich. Kto pamięta eseje Stanisława Lema ? A ja, zanim poznałem matematyczne wywody Nyquista na ten temat - właśnie u Lema poznałem krytykę głębokiego, centralistycznego sprzężenia zwrotnego. Informacja o nieprawidłowościach musi przebyć wszystkie szczeble "drogą służbową" by dotrzeć do władcy, który dokona światłej korekty, a ta z góry do dołu, już szybko dotrze na wejście układu. Lem, bez powoływania się na kryterium stabilności powołanego tu Nyquista, wykazał łopatologicznie, że układ musi się wzbudzać, bo zanim władca lub partia na kolejnym zjeździe naprawi sytuację, ilość nieprawidłowości narośnie do krytycznej wartości (rozruchy, rewolucja).
Producenci sprzętu audio już wiedzą, że nie ma "nieistotnych elementów" w torze sygnału, że sprzężenia zwrotne muszą być lokalne, płytkie i nie wprowadzać własnych zniekształceń.
Rozmawiamy o cybernetyce. Amerykanie już w latach pięćdziesiątych modelowali zachowania społeczne na ówcześnie dostępnych
maszynach matematycznych.
Zastanawiam się kto wyznaczył moim rodakom rolę zbiorowej doświadczalnej świnki morskiej.
Do pomocy miał właśnie analogowy komputer. Z setką wieloobrotowych potencjometrów. Klęli, nic nie rozumieli, ale uparcie kręcili. A i tak ładowali na oko, lub na podstawie poprzednich zapisów. Wiesz, ja w moich systemach miałem tylko płytkie lokalne sprzężenia zwrotne. Oczywiście były także zabezpieczenia awaryjne po przekroczeniu punktów krytycznych.
Nie zapomnę i dzisiaj jest to zabawne, jak całą noc przesiedziałem na kominie i płaską deską "modulowałem" procentową zawartość O2 w inert gazie. Statek prosto ze stoczni, żadnyc zapasów, a poszedł siłownik pneumatyczny (butterfly). Moje sprzężenie zwrotne to słuchawki na uszach i C/O w biurze pokładowym przy komputerze, z poleceniami: przysłoń jeszcze trochę, albo - dobra odpuść całkiem. Kochałem ten generator inert gazu i mógłbym z niego zrobić doktorat. Kotły parowe były znacznie głupsze.
Aż zbudowaliśmy "Bodil Knutsen" - pierwszy arktyczny, ultranowoczesny shuttle tanker. Wyobraź sobie, że w siedmiocylindrowym silniku głównym B&W na każdy cylinder przypadały trzy komputery, potem zdublowana sieć zbiorcza i dwa serwery plus dwie stacje operatorskie. A to tylko niewielki wycinek.
Cybie, godzinami można by rozprawiać.
Obawiam się, że w przypadku jednej, centralnej kontroli dystrybucji leków, ktoś będzie mógł "deską" wpływać na dystrybucję np. insulin. (różnych!). Ja nie mam cukrzycy, ale kolega fotografik robi wyprawy do innych miejscowości za którymś z typów, z dwu, które codziennie używa. A w Szczecinie sztuczny nadmiar jakiegoś typu, który trzeba "gdzieś" odsprzedać.
Dawniej, magister farmacji potrzebny był do nadzoru sporządzania leków recepturowych. Współcześnie, w Kanadzie, apteka sprawdzała recepty u źródła, w recepcjach gabinetów lekarskich. Zostawiałem receptę w aptece u wejścia do marketu a leki odbierałem wracając po zakupach żywności. Bardzo skuteczne sprzężenie. Pozwalało to na legalny zakup
rocznego zapasu leku nasercowego dla mojej mamy, w ilości sześciuset tabletek w jednym, aptecznym opakowaniu. W Polsce - wizyta po receptę co dziesięć dni. Na zmarnowanym papierze można by było wydrukować tomik wierszy. Polski "kardiolog" od wypisywania recept łapał się za głowę gdy to mówiłem. Musiałby zacząć leczyć zamiast
robić to co w Kanadzie robi sekretarka medyczna na podstawie zlecenia w dokumentacji medycznej pacjenta. Nie mam bladego pojęcia kto i jak rozliczał się z moim ubezpieczycielem.
Durnotą jest również dystrybucja na opakowania lub blistry. I co robić, jak nierozgarnięty lekarz zapisze na 4 tygodnie 28 pastylek a w jednym blistrze jest 30?
W Stanach oglądałem proces dokładnie. Apteki kupują leki luzem w sporych hobokach. Lekarz przypisuje antybiotyk przez 4 dni 3x dziennie. Więc apteka fasuje 12 kapsułek do własnego opakowania i opisuje zalecenia lekarza. W Londynie, jaki w Danii, tak jak ty, zostawiałem receptę w aptece i zgłaszałem się po dwóch godzinach po odbiór. Dowożą im na cito, a na miejscu trzymają tylko najpopularniejsze painkillery, itp.
U nas ktoś świadomie gra, raz pod producenta, innym razem pod wielkie hurtownie.
Wielką wadą jest także to, że aptekarze są tak znerwicowani i nieufni wobec siebie, że nie potrafią stworzyć lokalnej spółdzielni - grupy zakupowej, jednej księgowości, czy serwisu komputerowego. Jedna pani magister w Gdyni chciała stworzyć takie stowarzyszenie, potem potężnie rozwinęła własną sieć, ale przedtem zrobiła zbiórkę i praktycznie okradła koleżeństwo. Żona i córka potraciły po parę tysięcy.
Lecz w artykule chciałem pokazać, że nie widomo, czy rząd pomaga, czy wprost przeciwnie.
https://www.salon24.pl/u…
Taką samą sieć dystrybucji można zrobić np. w farmacji.
Potem wystarczy zgasić światło a ludzkość stanie się bezradna w podstawowych życiowych sprawach.
W S24 o eliminacji czynnika ludzkiego z życia pisze tu:
https://www.salon24.pl/u…
a głos przeciwny podnosi korzyści z automatyzacji:
https://www.salon24.pl/u…
Człowiek jest rzeczywiście omylny. Nie przeszkadza to jednak w usadzeniu lekarzy - i farmaceutów - do wklepywania danych do nieomylnego komputera.
To też jest ustawką (jak wykreowanie scentralizowanego rynku farmaceutycznego), bo automatyzacja nie jest zaprzeczeniem pracy ludzkiej póki nie jest używana w celu sprowadzenia człowieka do roli niewolnika, póki nie odcina go od wpływu na rzeczywistość.
A tymczasem symbolicznie dogorywa Katedra.
Poza tym władza chyba za mało płaci fachowcom. System e-recepty i raportowania aptek wprowadzany 1 kwietnia, zawiesza się, odrzuca raporty, ma kłopoty z transmisją. A niby mamy tak świetnych informatyków.
Najgorsze jednak jest to, że ta przebudowa to mechaniczne rozwiązywanie problemów. Brak nowej wizji. Decydenci cierpią na brak kreacjonizmu - itd, itp. Braki intelektualne, rozbuchane ego wielu decydentów, kariera ważniejsza niż służba. Praktycznie wszystko to, na co cierpi cały naród.
Ps. Muszę w tym temacie częściej pisać i przesyłać władzy. Zrobiłem to i dzisiaj znów zamknęli sześciu od jumania leków.
To oczywiste, że w końcu komputery zastąpią lekarzy w diagnostyce medycznej, bo już teraz to komputery analizują terabajty danych z różnych czujników np. na statkach i w samolotach, a nie dywizja jakichś Jasiów z liczydłami. Po prostu tych danych jest już zbyt dużo dla człowieka, żeby ten w oparciu o nie mógł coś sensownego stwierdzić, wykryć chorobę i zaordynować leczenie. Te wszystkie procenty, poziomy, wskaźniki, wymazy, odczyny, enzymy, białka, krwinki czy USG, EKG, EEG, w końcu muszą zacząć coś mówić, a nie że znudzony pan doktor wreszcie olewa to wszystko i proponuje kolegę, zaś kołowrotek z badaniami i wizytami (koszty) trwa kolejne kilkanaście lat (przypadek mamy). Właśnie dlatego stale postuluję, żeby w szkołach nie tyle uczyć, co chociaż pokazywać dzieciom przykłady problemów z dużą złożonością obliczeniową, żeby te wyrabiały sobie na możliwie wczesnym etapie edukacji odpowiednie intuicje. To procentuje. Do tego służyć mogą różne łamigłówki, kostki Rubika, Tetrisy, Pentomina, Sudoku, Sokobany itp., a nie koniecznie pełnokrwista teoria grafów z formalnymi definicjami, twierdzeniami i dowodami. Nawet takie rzeczy jak kwadraty łacińskie (np. taki n-krotny problem wież szachowych, albo dokładniej kwadratów nxn, gdzie n liczb ww wszystkich wierszach i kolumnach nie może się powtarzać) mogą nauczyć pokory i zrozumienia dla tych spraw.
PS: Przykład jak powinna uczyć szkoła. Zapewne Pan słyszał ostatnio o "sfotografowaniu" czarnej dziury? Otóż tam zgromadzono na dyskach twardych tak ogromną liczbę danych z radioteleskopów, że musiano wszystkie dyski zwozić do jednego centrum obliczeniowego niemal ciężarówkami zaś ich analiza trwała kilka lat. Oto film ze szczegółami:
https://www.youtube.com/…