Minęły dwa tygodnie od śmierci Pawła Adamowicza i okazało się, że, jako społeczeństwo, nie jesteśmy przygotowani ani do wojny, ani do pokoju, ani nawet do wzajemnej zgody. Okazało się też, że niezbyt identyfikujemy się z państwem, w którym żyjemy. Zamach na każdego z nas może odbyć się wszędzie i w każdej chwili. I żaden paragraf nie jest tego w stanie zmienić. Świadomość obywatelska i poczucie państwa, które są decydującym zwornikiem naszej wspólnoty, nie pracują dośrodkowo, lecz odwrotnie – odśrodkowo. Zarysowuje się coraz wyraźniejsza sprzeczność pomiędzy dobrobytem a koniecznością utrzymania państwa. Większość Polaków nie zauważa związku pomiędzy tymi dwoma rzeczami.
Nie widać też żadnej refleksji. Wciąż brzmi ogromny jazgot, w którym prym wiodą: prywata lub ludzie o słabych nerwach. Nie widać końca. Toczy się jakaś gorąca dyskusja, która niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Każdy coś chce powiedzieć, ale tylko niewielu mówi na temat. Rząd wraz z opozycją zamierza tworzyć nowe paragrafy, tak jakby za pomocą prawa można było wstrzymać pogłębiającą się demoralizację naszej całej cywilizacji. Oczywiście, ten zabieg, to tylko chwilowe złapanie oddechu, bo już na horyzoncie widać kolejne tsunami. Tym kolejnym jest nowy program PO oparty o polityczne wykorzystanie śmierci samorządowca. I nikogo nie obchodzi, że ten zupełnie irracjonalny trop musi skończyć się tak samo, jak zaczął – kompletną klęską, gdy potwierdzą się zarzuty stawiane zmarłemu prezydentowi Gdańska. Co wówczas zrobi Kościół? Nie widziałem, aby w jakiejkolwiek świątyni pochowany byłby cywil, i to jeszcze dodatkowo w takiej formie. Trudno też sobie wyobrazić, aby pochówek nie uzgodniony został w papieżem. Co zadecydowało o tym fakcie i co na to prawo kanoniczne?
Jaką przyszłość wykuwa nam ten wrzask? Zamordowanemu człowiekowi należy się pogrzeb, stosowny do zasług, a mordercy sprawiedliwa kara. Ale samoczynnie nasuwa się pytanie, komu zależy na aż tak nienaturalnym zamieszaniu? Statystycznemu obywatelowi chyba nie. Jakie są proporcje tej materii? Nie ma jeszcze powszechnej refleksji, że nie ważne kto z kim się identyfikuje, kto jakie piórka nosi i jak potrząsa swoim pióropuszem – bulić będziemy wszyscy! To właśnie my, przeciętni zjadacze chleba, padniemy ofiarą. I to właśnie nam w przyszłości zostaną wystawione rachunki do zapłaty.
Dziś zaczyna bilansować się ostatnie 70 lat. Wyłażą złe wykształcenie, brak wiedzy historycznej, brak spoideł wspólnoty, naiwność polityczna i historyczna, kunktatorstwo, życie w wirtualnej rzeczywistości, bylejakość, brak szacunku do własnej kultury i samych siebie… I co gorzej, nikt nie jest w stanie tego zmienić. Dlatego, że nie mamy wyznaczonego celu i kierunku w którym mamy podążać. Jak na razie pogrążeni w długach idziemy po coś, co nazwaliśmy dobrobytem.
***
Jesteśmy skoncentrowani na swoich często sztucznych problemach. Zacietrzewieni nie zauważamy, że poza tanim jarmarkiem dzieją się rzeczy bardzo ważne. Oto kilka z nich:
- przed nami wybory do europarlamentu, które mają zmienić dotychczasowy układ w UE. Sposób obrony dotychczasowego zachodniego establishmentu może wskazywać na próbę blokady, i być może, pod jakimś pretekstem, również na chęć wykluczenia z nich Polski,
- nieuregulowany status „Wolnego Miasta Gdańska”. Już dawno minęło 50 lat „polskiej administracji” i polskie służby powinny sprawdzać czy przypadkiem poczucie samorządności nie przekroczyło tam granicy zdrowego rozsądku? W Niemczech istnieje rząd WMG,
- podpisanie ostatniego traktatu niemiecko-francuskiego dzieli UE na co najmniej dwie części. Polska staje się głębokim peryferiom i obszarem bezpośredniego podporządkowania. Inicjatywa Włoch i spotkanie Salviniego z Kaczyńskim, musiała zostać odczytana, jako konkurencja i spowodowała dodatkową reakcję,
- w historii okres upadających rządów zwykle rodził wokół jakieś turbulencje. Losy Merkel i Macrona wydają się być policzone, nie oznacza to, że ich upadek odbędzie się bezkolizyjnie,
- w obliczu brexitu, załamania się ustawy IPN-owskiej i stosunku polskiego rządu do amerykańskiej ustawy 447, na zewnątrz można chyba mówić o załamaniu się naszych sojuszy, a wewnątrz kraju o wewnętrzne rozprzężeniu i braku polityki zagranicznej.
No tak. Ale ja może zejdę na nieco niższy poziom i odwołam się do wczorajszego filmu, który mną wstrząsnął. Film był o nocnym uboju chorych i rozbiorze padłych krów. W trakcie reportażu okazało się, że ropienie i miejsca rakowe są po prostu wycinane i wyrzucane, reszta, przekazywane do powszechnego spożycia. Nie inaczej jest w piekarniach, gdzie wypieka się chleb z zepsutej mąki, dosypuje się zmielony chleb itd. To efekt wolnego rynku i określonego stanu umysłu chyba większości współczesnych Polaków. Oczywiście, natychmiast pojawią się głosy, że więcej wolnego runku, że u nas czegoś takiego jak wolny rynek nie ma, itd. Gdy zaczynamy szukać przyczyny takich zjawisk, zawsze natrafiamy na bolszewizację obyczajów i wartości. Ten spatologizowany wolny rynek i kult pieniądza opanował wszystkie dziedziny, bez wyjątku. Gdy natomiast zaczynamy sięgać do wartości, które nas zbudowały i nadal trzymają, okazuje się, że sprzedają je ci, od których powinniśmy oczekiwać wzorowego zachowania.
Nie mniej jednak jest Pan jedynym, który zwrócił uwagę na aspekt zagraniczny mojego tekstu. Przestajemy zauważać rzeczy ważne od których zależy nasza przyszłość. A to bardzo zły objaw. Pozdrawiam