Prof. Cenckiewicz opublikował list swego czasu gwiazdy III RP pana Aleksandra Halla, notabene odznaczonego Orderem Orła Białego przez Bronisława Komorskiego w 2010. Okazuje się, że ten niby opozycjonista w 1990 r. wspólnie z TW „Ketmanem” bronili pomnika Lenina w Krakowie.
Mało tego w 1990 r. napisał wiernopoddańczy list do tow. Kiszczaka, który niedawno opublikował prof. Cenckiewicz. Jako perełkę można przytoczyć list skąd inąd dobrego aktora Seweryna do tow. Kiszczaka , który jest tak obrzydliwie wazeliniarski , że prof. Cenckiewicz powiedział, że jeszcze się wstrzyma z jego publikacja.
Jakoś tak dziwnie się złożyło, że ten list jest również z 1990 r. Okazuje się , że wielu z tych, którzy pouczają nas Polaków, było co najmniej oportunistami i w 1990 r. chcieli dać Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek.
Oprócz fałszywych autorytetów mamy też osoby legendowane, czego najlepszym przykładem jest pani Krzywonos, która de facto była łamistrajkiem, a III RP zrobiła z niej bohaterkę sierpnia 1980 r. Wystarczy poczytać co o tej pani mówiła śp. Anna Walentynowicz, a okaże się , że „ król jest nagi” , podobne zdanie mają członkowie Komitetu Strajkowego w tramwajach gdańskich, a ich opinia pokrywa się z tą którą wyraziła śp. Anna Walentynowicz.
Jako przyczynek do postawy Halla, jest jego stosunek do lustracji, którą zwalczał. Przypuszczam, że w IPN jest jeszcze bardzo dużo „kwiatków” w stylu listów Halla i Seweryna do Kiszczaka.
https://dorzeczy.pl/kraj/88733/jak-leslaw-maleszka-i-aleksander-hall-bronili-pomnika-lenina.html?fbclid=IwAR3YfB7MPJaOjc2t69N3WbjgD-Gq7FtRSCCp1QnKFl6jE5v8DQhItrHVjP8
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 6136
Aczkolwiek zastanawiam się z dzisiejszej perspektywy, czy nawet ten rozlazły Mazowiecki w relacjach z Moskwą nie był bardziej asertywny aniżeli obecny "nasz" rząd w e współczesnych relacjach międzynarodowych.
A koledze sie córka rozchorowała...i poszła do pokoju rodziców spać....jak wybuchło...to poszły wszystkie szyby na Alei Róż...i jej łóżeczko było pocięte odłamkami szkła...
Jedyna jednostka miary, przydatna przy mierzeniu asertywności "Żółwia", to odwrócona skala liczona w parchach (im ich więcej, tym łonej aj-waj mniej).
Andrzej Gwiazda: Tragicznym idiotyzmem jest twierdzenie, że ujawnienie agentury, która przeniknęła do organizacji, odbiera autentyczność działającym w dobrej wierze jej członkom. Jest wprost przeciwnie. Wykrycie agentów nie było możliwe, więc ich obecność w organizacji nikogo nie kompromituje, natomiast ujawnienie agentury przywraca godność i zasługi uczciwym działaczom.
"Dotyczy to także (i rozświetla źródłowo predyspozycję kunktatorską), jak się można łatwo spostrzec i domyślić na podstawie spisywanych przez Gwiazdów wspomnień, obserwowanego już od dawna, a po roztrzaskaniu się Prezydenta i jego świty w Smoleńsku widocznego wyraźniej – co najmniej kapitulanckiego, a na pewno asekuranckiego i antyklerykalnego zachowywania się marszałka senatu, Bogdana Borusewicza."
Joanna Gwiazda (2009 r.): Nikt chyba nie ma wątpliwości, kto wygrał. Przegrała nieagenturalna opozycja przedsierpniowa i nieagenturalna "Solidarność".
"Niezłomni z Wybrzeża widzą źródła zła w Polsce w społecznej akceptacji dla wszelkiej maści donosicielstwa, które potępiają, w całości opierając się na etyce związkowej. Aspekt moralny w ocenie prosowieckich tajniaków jest dla nich i przyszłości Polski kluczowy, gdyż uważają, że my, jako naród, nie potępiliśmy szpiclowania. Uwłaszczona, "rozgrzeszona" agentura, brak lustracji to jest nasza upadłość, ufajdany byt w niemoralności. Ich stanowczość w osądach, trafność przewidywań bierze się z doświadczeń syndykalistów jednakich na całym świecie – że związki zawodowe zawsze były rozbijane przez szpicli. "Łamistrajk", chytrze podchodzący protestujących robotników, to pojęcie wyjściowe do zrozumienia zła, jakie przynosi dla nacji – jej samostanowienia, suwerenności i trwałej wolności – dobrze usadowiony kolaborant obcego wywiadu."
Andrzej: Zwolennicy ujawnienia tajnych współpracowników bezpieki są wciąż zwierzyną bacznie obserwowaną, czy nie popełnią jakiegoś błędu, który pozwoli ich dopaść. W małych miastach, gdzie szefem policji jest zweryfikowany oficer SB, agencję ochroniarską prowadzą byli milicjanci, prezesem sądu jest zasłużony sędzia PRL, a jedynym miejscem pracy firma prowadzona przez żołnierza z WSI, los byłych opozycjonistów i działaczy "Solidarności" jest pasmem udręki. Czują się osaczeni ze wszystkich stron. Jeśli nic nie można wykombinować, oskarża się ich, że to właśnie oni donosili. [...] Sam fakt, że nie daliśmy się zwerbować, stanowi ciężką obrazę i nie pozwala na komfortowe, w wieńcu laurowym bohatera, konsumowanie owoców zdrady. Dopóki żyjemy, stanowimy potencjalne zagrożenie dla "bohaterów".