Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Wyszło życie, śmierć została

Filovera, 02.12.2018
Ludzie codziennie umierają – to banalne stwierdzenie niepodważalnego, biologicznego faktu rozprasza śmierć na nieskończoną liczbę istnień. A wówczas nie możesz myśleć o wszystkich, więc nie myślisz, po prostu przyjmujesz do wiadomości. Przecież każdy z nas musi umrzeć.
Gdy jednak umiera człowiek, choćby obcy, ale którego trzymasz za rękę, jako pacjenta, śmierć nabiera wyrazu – przyjmuje ludzką twarz tej jednej, jakże konkretnej osoby. Bywa, że pamiętasz ją już zawsze, choć znałeś zaledwie kilka minut, zamieniłeś z nią zaledwie kilkanaście słów, ale miałeś wobec niej plany – chciałeś uratować jej życie. A ono się nie dało.  

Było to 26 lat temu. Miałam wówczas 27 lat i byłam na pierwszym roku specjalizacji z chorób wewnętrznych. Od trzech miesięcy dyżurowałam na oddziale internistycznym, na który trafiały też ostre stany kardiologiczne. W ramach interny była wydzielona sala intensywnego nadzoru „R” z monitorowaniem funkcji życiowych.

Był piątek, ok. 23. Z „erki” dochodziło monotonne pikanie kardiomonitora podłączonego do 72-letniego pacjenta. Drugie łóżko stało puste. Ktoś w głębi korytarza, idąc do łazienki, szurał kapciami. Z dyżurki pielęgniarskiej dochodził dźwięk łamanych szklanych fiolek – to pielęgniarka szykowała leki dla niedawno przyjętego chorego – już dziewiątego na tym dyżurze. Ja  szłam właśnie zajrzeć do pacjentki, którą rozbolała głowa, gdy na oddział, na łóżku transportowym wjechał pacjent – 34 letni mężczyzna. Koleżanka lekarka, doświadczona pani doktor z II stopniem specjalizacji z interny, która tej nocy pełniła dyżur na izbie przyjęć, powiedziała do mnie – podejrzenie zawału serca i przekazała papiery. Musiała wracać na izbę.

Wiedziałam, co mam robić. Pacjenta położyłam na wolnym łóżku na „erce”, podłączyłam co trzeba – monitor, kroplówkę, i zaczęłam zbierać wywiad. Miałam zwyczaj, że rozmawiając z pacjentem, siadałam obok niego i  brałam za rękę. To dawało poczucie obecności. Tak też zrobiłam i tym razem. Zaczęliśmy rozmawiać – pytałam, kiedy pojawił się ból w klatce piersiowej, o jakim charakterze, czy choruje na serce itd. Jak się okazało, był to jego pierwszy incydent wieńcowy. Nic dziwnego, miał zaledwie 34 lata, a wieńcówka w tym wieku występuje rzadko. Minuty płynęły. A potem nagle jakby czas się na zatrzymał. Nie było już kolejnego uderzenia serca, fali tętna ani piknięcia kardiomonitora. Tylko jego ciągły dźwięk, a na ekranie linia izoelektryczna. Prosta jak autostrada do nieba.Natychmiast podjęłam akcję reanimacyjną. Pielęgniarka wezwała, bo taka była procedura, zespół reanimacyjny z intensywnej terapii, który przejmował prowadzenie resuscytacji. Doktorzy przybyli na oddział już po niecałych dwóch minutach, tylko tyle potrzebowali, by wbiec z I na IV piętro szpitala. Reanimacja trwała ponad godzinę. Serce ani na chwilę nie podjęło pracy, ale nie chcieliśmy wcześniej dawać za wygraną – mężczyzna był przecież dopiero po trzydziestce!

Gdy już zapadła decyzja, że to jednak koniec, do sali „R” weszła pielęgniarka, szarpnęła mnie za rękaw i szepnęła do ucha: „Pani doktor, na korytarzu czeka jego żona z dziećmi”. Zamknęłam na chwile oczy, nabrałam głęboko powietrza i wyszłam z sali. Kilka metrów dalej stała kobieta z dwojgiem dzieci w wieku od ok. 5 do 7 lat. Spojrzałam na nią. A ona spojrzała ma mnie. I nie musiałam nic mówić – po oddziale rozszedł się jej krzyk: NIEEEE! Dwie dziewczynki, które trzymała za ręce, wystraszone zaczęły płakać, nie zdając sobie jeszcze sprawy z tego, że ich tata nie żyje.
To była ciężka noc. A za trzy tygodnie było Boże Narodzenie.

Tę noc zapamiętam na zawsze. Tak jak zawsze będę pamiętać twarz tego mężczyzny. Tak wyrazistą, jakby obrysowaną konturem, i choć martwą, to jakby żywą.

***

Gdy umiera człowiek bliski, jest rozpacz. Tak było wtedy, w tej rodzinie.

Ale także każdy z nas, lekarzy, musi mierzyć się ze śmiercią swoich chorych. I  oswajać ją, by móc pracować. Pięknie i mądrze  o śmierci i umieraniu pisał nieżyjący już znakomity lekarz specjalista chorób wewnętrznych prof. Andrzej Szczeklik w swojej książce “Kore. O chorych, chorobach i poszukiwaniu duszy medycyny“. Polecam ją każdemu, nie tylko lekarzom, bo pisząc o śmierci, Profesor przede wszystkim pisał o życiu.

Tamto pierwsze w mojej lekarskiej karierze, tak namacalne doświadczenie śmiertelności, poza wspomnieniem i refleksją pozostawiło jeszcze jeden ślad – skromny wiersz pt. “Reanimacja“.
Znajdziesz go tutaj: bmiroslawska.pl.


 
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 2866
Imć Waszeć

Imć Waszeć

02.12.2018 15:03

Zauważyłem, że każdy lekarz lubi pisać o śmierci, choć znakomita większość z nich niemal wyłącznie styka się z grypą lub katarem. Śmierć widziana oczami typowego lekarza nie jest więc częstsza, niż ta oglądana oczami polskiego kierowcy, przemierzającego polskie drogi. Im bardziej interdyscyplinarnie nastawiony jest lekarz, tym bardziej dziwne śmierci widuje. Na przykład lekarze obsługujący skomplikowane aparatury i oprogramowanie zwykli są mirmiłować w kierunku strasznych hakerów wyłączających OIOM-y i zmieniających w danych pacjenta dane z "operacja prawej nerki" na "operacja lewej". Zresztą ta sama maniera dotyka każdej uformowanej na wzór kasty grupy zawodowej. Wiem to o kolejarzach, informatykach, policjantach, a nawet księgowych. Jest to swoisty endoskop, który pozwala na odróżnianie swojej wyjątkowej kasty i swojej w niej kluczowej roli od całej reszty szumów codzienności. I śmiesznie robi się to dopiero wtedy, kiedy ten endoskop próbuje wyglądać na zewnątrz ;)
Chwila filozoficznej refleksji przed świętami dobrze robi na słuch oraz trawienie. Pozdrawiam. :D
Marek1taki

Anonymous

02.12.2018 17:17

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na Zauważyłem, że każdy lekarz

Tak to jest, że jeśli lekarz nie często jest świadkiem śmierci, to zrozumiałe jest jej przeżywanie, a jeśli często, to nie znaczy, że jest to tylko kolejny zgon.
Stwierdzanie zgonu, to jedno. Ratowanie to drugie. Towarzyszenie w umieraniu to jeszcze coś innego. Opisane przez autorkę trzymanie za rękę umierającego jest.... wiele trzeba by napisać.
Domyślny avatar

benn

03.12.2018 13:27

Ze śmiercią mijamy się jakby w przelocie - póki żyjemy to jej nie ma, a gdy nadejdzie to nas nie ma.
Filovera
Nazwa bloga:
NIECODZIENNIK
Zawód:
Kilka, dożywotnio lekarz
Miasto:
Odpłynęłam z Łodzi do domku pod lasem

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 52
Liczba wyświetleń: 343,730
Liczba komentarzy: 711

Ostatnie wpisy blogera

  • Zajawka o Pani Sztucznej
  • Ruiny zamku w Kole
  • Katar, gula i cała reszta

Moje ostatnie komentarze

  • Bardzo przydatna lista. 
  • A ustaliliście pojęcie "płuca Ziemi"? 
  • Człowiek też może wpuścić w maliny. Istotą jest krytyczne podejście, czyli z tzw. ograniczonym zaufaniem. Sprawdzanie samemu w innych źródłach danych i po prostu myślnie. Ono zawsze się przydaje :-)…

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • My tu maju-maju, a biała polska jesień tuż-tuż
  • Koronawirus atakuje mózg?
  • Gdy kobieta bije "Rudą"

Ostatnio komentowane

  • Imć Waszeć, Nie wiem czy taką inwigilację byłby w stanie prowadzić człowiek. Serio mówię. Spróbuj na przykład coś powiedzieć o mnie na przykładzie muzy, którą stworzyłem w Suno ;)))https://suno.com/s/…
  • Grzegorz GPS Świderski, To fejk. Wystarczy samemu spytać, by się o tym przekonać. A tu przykład trochę innego pytania: https://www.salon24.pl/u/gps65/1364336,esej-ai-o-maseczkach
  • Kazimierz Koziorowski, ciekawe czy wyznawcy AI to skomentują?

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności