Mała, lecz już nowocześnie wykształcona, choć nie do końca, Ewcia do pani w klasie: - A u nas w domu jest kazirodztwo. Tata śpi z mamą...
Pedofilia, homoseksualizm, czyli zwykłe pedalstwo, a teraz jeszcze to kazirodztwo. To budzi nasz wstręt – zboczenia i nienormalność. Nawet nie trzeba być katolikiem, tylko zdrowym na umyśle, normalnym człowiekiem.
Lecz o tym się mówi dużo. Temat jest nieustannie podrzucany. I jak tylko przygasa, to taki głupek z profesorskim tytułem, Hartmann, zaraz go roznieca.
Czy mamy zastanawiać się i mówić o tych świństwach, choć lewacka neo-liberalna hołota bardzo się stara, by to przestało być świństwem? Czy nie jest to kampania obrzydzania ludziom normalnych relacji między mężczyzną i kobietą?
Jak by na to nie patrzeć i co by nie myśleć, temat seksu, zwykłego, bez wynaturzeń, w prawicowych publikacjach nie istnieje. Dla mnie to nieco dziwne...
Seks, obok dążenia do przeżycia oraz konieczności posilania się, stanowi jeden z trzech głównych motorów życia.
Jednakże nasza specyficzna polska kultura jest nieco odmienna. Mimo tego, że jesteśmy krajem pięknych dziewczyn i uroczych kobiet oraz postawnych młodzieńców i przystojnych mężczyzn, co bezdyskusyjnie cały świat potwierdza, my o seksie nie mówimy. Może nieco o miłości, ale zazwyczaj o tragicznej, niespełnionej, albo nieszczęśliwej. Może ktoś mi przypomni z naszej literatury książkę, która by ładnie, z uczuciem i ogniem opisała miłość wraz z jej fizycznymi aspektami. Polscy autorzy nie potrafią pisać o miłości, a już o seksie to kompletnie nie. Co jest dosyć ciekawe, bo podobno jesteśmy nie najgorszymi kochankami, a nasze panie to lwice w łóżku, że się tak z podziwem wyrażę.
Przypomnę, jak już ponad trzydzieści lat temu ukazała się na rynku powieść Zbigniewa Nienackiego "Raz do roku w Skiroławkach". To była autentyczna sensacja. Nienacki, obecnie podobno TW, odważył się pisać swobodnie o seksie. Co za dyskusje się wówczas toczyły...
A przecież w prawie każdym inteligenckim domu, na najwyższych półkach, ukryte za innymi książkami, sterczały "Dekameron" Giovanniego Boccaccia, czternastowieczne (!!!) dzieło z indeksu ksiąg zakazanych i również dosyć stara, osiemnastowieczna "Historia mojego życia", lub po prostu "Pamiętniki" Giacomo Girolamo Casanovy, kawalera de Seingalt. Nie zapomni się jego słów: "...ci, którzy sądzą, że kobieta nie wystarczy, by uszczęśliwiać mężczyznę przez wszystkie dwadzieścia cztery godziny doby, nigdy nie posiadali żadnej Henrietty."
W zależności od nienasyconej ciekawości i pędu do poznania nastolatki/nastolatka, już w wieku 15 – 16 lat odkrywało się te książki, czasami nawet "sprytnie" pozostawione przez rodziców, którym specjalnie nie chciało się opowiadać o pszczółkach i kwiatkach, czy bocianach.
W domu, nawet dosyć postępowym o seksie przy dzieciach nic się nie mówiło. Nawet w starszym gronie były to tematy raczej omijane z daleka.
Trochę to dziwne, nawet w porównaniu do bardziej purytańskiej kultury protestanckiej, czy wybitnie katolickich kultur Francji, czy Włoch.
Nie znaczy to wcale, że Polacy byli oschli i oziębli. O nie, gdy się tylko dało, to świntuszyli na całego. Oczywistym przykładem zawsze będzie hrabia Aleksander Fredro, który wprost zasypał nas pół-pornograficznymi dziełkami, jak "Baśń o trzech braciach i królewnie", "Sztuka obłapiania", czy XIII księga "Pana Tadeusza.
"...Siądźcie społem panny, smyki,
Młodojebce, stare pryki
I nadstawcie dobrze uszy!
Choć na polu śnieżek prószy.
W domu ciepło i wygodnie...
Zostaw pan w spokoju spodnie!
Bo zawołam zaraz Mamy!...
Sza! Uwaga! Zaczynamy!"
Świntuszył nawet biskup warmiński, hrabia Ignacy Krasicki, kawaler Orła Białego.
**************
Czasy się zmieniły... Liberalizm zlał się z libertynizmem. Rewolucja obyczajowa 1968 roku podkopała tradycyjne zasady i więzi. Rewolucja techniczna dopuściła, by świat zalała pornografia.
Po skandynawskim zachłyśnięciu się tematem, wszystko to spowszechniało i przestało ekscytować.
Lecz wahadło wychyliło się w drugą stronę. Nie mogę powiedzieć, co w sprawie seksu dzieje się na lewicy, bo ich tekstów i materiałów uporczywie nie oglądam. Na dodatek, jeżeli pierwszą damą u nich jest Jadwiga Paradowska i profesor Środa, to rzeczywiście łatwo zostać impotentem. Jedyne, co z lewej strony dociera, to te wszystkie zboczenia i wynaturzenia, z paradą pedałów na czele, a tam na pace ciężarówki Senyszyn, Kalisz i Blumsztain. Doprawdy brrrrr... Ohyda.
Lecz po prawej stronie polskiej sceny temat znikł. Co jest nieco niepokojące wobec faktu fatalnego przyrostu naturalnego Polaków. Pewną nadzieją napawa fanatyczny przecież katolik, redaktor Terlikowski, nowy szef TV Republika, gdy z błyskiem w oku opowiada o piątce swoich dzieci, a kto wie, ile jeszcze będzie.
Dlaczego w tradycyjnej konserwatywnej kulturze Polski szlacheckiej, Polski sarmackiej sprawy miłości i seksu nie znajdują właściwego miejsca, są wstydliwe i nie do dyskusji.?
Nawet prezes naszej konserwatywnej, prawicowej partii jest kawalerem, dając narodowi bardzo zły przykład.
Ja tam już stary dziad jestem. Z tych, co to sobie tylko pogadać mogą. Lecz gdyby więcej, nie tylko starych dziadów, zechciałoby więcej o miłości i seksie rozmawiać, w sposób ciepły, dobry i zachęcający, to może fatalna tendencja demograficzna odwróciłaby się i Polacy znaleźliby więcej czasu na pobyt w łóżku. Oczywiście w solidnych małżeńskich łożach.
Jakże to? Nie pominąłem Fredry i XIII księgi.To różnica, a reszta szczera prawda. Szczególnie, że język tutaj wyjątkowo ubogi. Zazwyczaj małżeństwa tworzą swój prywatny słownik z którym dobrze się czują.
Pozdrawiam
"Może ktoś mi przypomni z naszej literatury książkę, która by ładnie, z uczuciem i ogniem opisała miłość wraz z jej fizycznymi aspektami. Polscy autorzy nie potrafią pisać o miłości, a już o seksie to kompletnie nie. Co jest dosyć ciekawe, bo podobno jesteśmy nie najgorszymi kochankami, a nasze panie to lwice w łóżku, że się tak z podziwem wyrażę...", koniec cytatu.
Odpowiadam:
Jako autor książki pt. "Podaj hasło!" muszę stanowczo zaprotestować, a na dowód, że mam rację polecam lekturę recenzji tej książki przez znanego krytyka Wacława Krupińskiego:
http://www.ksiazka.net.p…
Oto jej fragment:
"I rzecz nie w tym, że się autor ma czym chwalić i czyni to z samczą próżnością, ale i z taktem, rzecz w tym, że robi to tak wdzięcznie, tak uroczo bezwstydnie, z takim smakiem doprawiając każdą z opowieści ingrediencjami świetnego języka, ładnego stylu, zgrabnej puenty. Czytając miałem chwilami skojarzenia z klimatem eposu „Gargantua i Pantagruel”, a o wiele zdań mógłby się i sam Jerzy Pilch poczuć zazdrosny. A może i o niektóre kobiety?...", koniec cytatu.
A tu może Pan przeczytać jeden z wielu rozdziałów tej książki:
http://salonowcy.salon24…
PS. Niestety książka zniknęła z księgarskich półek zaraz po wydaniu i jest całkowicie niedostępna.
Natomiast zgadzam się z Panem, że seks to nie tylko temat tabu na prawicy, ale niegodziwość, bo po ukazaniu się mojego dzieła krakowscy sympatycy PIS, a szczególnie sympatyczki na mój widok robiły i do dziś robią charakterystyczną dla wiejskich bab minę, jakby zobaczyły wiejskiego kokieta, co to "łazi po wsi, to burknie, to purknie, to fiuta pokaże".
Serdecznie pozdrawiam i gratuluję notki!
Niestety... nie czytałem, to nie wiem....
Jednakże zapewne to wyjątek potwierdzający regułę.
Również serdeczne pozdrowienia
Fascynacja seksem, wyrodniejąca we wszechogarniający seksizm, to atrybut lewactwa, więc tęsknota za literaturą erotyczno-ginekologiczną, czy za pornografią, to właśnie objaw zlewaczenia. Trudno więc oczekiwać od prawicy, żeby była lewacka.
Co do kultury polskiej, organicznie zrośniętej z katolicyzmem, to pomimo tego, co Pan twierdzi, bardzo dużo rozmawia się z dziećmi/młodzieżą o seksie. Znajduje to odzwierciedlenie w powszechnym dążeniu, aby nie być postrzeganym jako dziwka, czy łajdak.
Kolejna Pańska teza, iż brak dzietności jest wynikiem braku w/w literatury jest również błędna, gdyż drzewiej, jak sam Pan zauważył, literatury tej również nie było, a jednak przyrost naturalny był, i to wysoki.
pozdrawiam
Mnie nie chodzi o fasynację seksem, tylko o to, by móc rozmawiać o tym prosto i bez ogródek. Bez niepotrzebnego rumieńca i przyciszonym głosem.
Dziwne zachcianki?
Pozdrawiam
Stan zakochania to burza neurohormonów w mózgu. Na pograniczu paranoi. Cudowny stan...
Wciskanie seksu wszędzie jest idiotyzmem. Lecz idiotyzmem jest też opowiadanie o miłości dwojga ludzi, tak, jakby wcale nie było seksualnych relacji między nimi.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Jak wielu ludzi odrzuca tą podstawową prawdę. Jest to praktycznie z nami przez całe życie. I nigdy się nie wyczerpuje.
Zmarła właśnie bardzo młodo Ania Przybylska. Wywołało to autentyczne duże poruszenie. I u mnie w Gdyni, gdzie żyła i w całej Polsce. Dlaczego? Bo była ona właśnie takim nieuświadomionym symbolem seksu polskiej sceny. Jak kiedyś Marylin Monroe. To jest właśnie autentyczność.
Pozdrawiam
DO DZIEWKI Nie uciekaj przede mną, dziewko urodziwa, Z twoją rumianą twarzą moja broda siwa
Zgodzi się znamienicie; patrz, gdy wieniec wiją,
Że pospolicie sadzą przy różej leliją.
Nie uciekaj przede mną, dziewko urodziwa,
Serceć jeszcze niestare, chocia broda siwa;
Choć u mnie broda siwa, jeszczem niezganiony,
Czosnek ma głowę białą, a ogon zielony.
Nie uciekaj, ma rada; wszak wiesz: im kot starszy,
Tym, pospolicie mówią, ogon jego twarszy;
I dąb, choć mieścy przeschnie, choć list na nim płowy
Przedsię stoi potężnie, bo ma korzeń zdrowy.
A De arte wigodika czyli poezja wychodkowa filomatów? Ciekawostka - interesujące skądinąd było dla mnie, że Mickiewicz i jego koledzy pisali "c.h.u.j" przez samo h. Co do samego Mickiewicza, to warto w ogóle wspomnieć o dość interesującym okresie jego studiów w Wilnie, kiedy to jeszcze jako nastolatek wyrywając się z od rodzinki prowincji do Wilna i szukając jakiegoś samookreślenia, stwierdził, że będzie oświeconym, cywilizowanym otwartym i tolerancyjnym europejczykiem, oczywiście z całym antyklerykalizmem i deklaracjami swobody seksualnej. Oczywiście z tej ówczesnej palikociarni wkrótce wyrósł, natomiast faktem pozostają niemal pornograficzne przekłady/naśladowania z Woltera, jak przekład Dziewicy Orleańskiej, nazwanej przez filomatów Darczanką, albo nieco bardziej oględna i nie tak bezpośrednia Pani Aniela.
Co do samego "Pana Tadeusza" (a nie trawestacji Fredry w postaci księgi XIII) był tam choćby pikantny fragment o stawianiu świecy w kominku, ale niestety towarzystwo, z którym Wieszcz podczas imprezowania konsultował swój poemat, zaproponowało usunięcie nazbyt śmiałych fragmentów z lafiryndą Telimeną, jak wówczas określano.
Absolutnym skandalem dla mnie jest pomijanie w rocznicowych wydaniach dzieł Mickiewicza młodzieńczej poezji wychodkowej.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Naturalnie popieram przedmówców w kwestiach zasadniczych, generalnych, kardynalnych i ogólnie pryncypialnych ;-)
Chcę jednak dodać, że warto również zajrzeć do bogatej spuścizny wschodu. Jest ona co prawda na ogół amoralna, ale to nie oznacza, że pozbawiona zasad - w przeciwieństwie do naszych bolszewików. Wypróbowane przez pokolenia wzorce relacji seksualnych mogą się wydac co prawda nudne, ale działają! Tradycyjne społeczeństwo chińskie na przykład. Wszystko poustawiane w takiej skromności, że jezuitom w Chinach pomylił się konfucjanizm z katolicyzmem. Dopiero za kotarą konfucjanizmu zaczynają się rzeczy naprawdę ciekawe... ;-)
Kultura wschodu ma inne kody i powiem śmiało, że jest bardziej skierowana na zmysły.
Ale raczej spodziewałem się, że możesz przywołać zachowania socjalne szympansów bonobo.
Pozdrawiam