„Art. 1. 1. Każda informacja o sprawach publicznych stanowi informację publiczną w rozumieniu ustawy i podlega udostępnieniu i ponownemu wykorzystywaniu na zasadach i w trybie określonych w niniejszej ustawie.”
„Art. 3. 1. Prawo do informacji publicznej obejmuje uprawnienia do: (…) 3) dostępu do posiedzeń kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z powszechnych wyborów.”
„Art. 6. 1. Udostępnieniu podlega informacja publiczna, w szczególności o:
1) polityce wewnętrznej i zagranicznej, w tym o:
a) zamierzeniach działań władzy ustawodawczej oraz wykonawczej,
b) projektowaniu aktów normatywnych,
c) programach w zakresie realizacji zadań publicznych, sposobie ich realizacji” itd.
Podsłuchiwanie ministrów było więc legalne z ustawy o dostępie do informacji publicznej. Zarzucanie im „nielegalności” jest nieporozumieniem. Mówi o tym także Ustawa o prawie prasowym (wprawdzie pochodzi z 1984 r., ale była wielokrotnie nowelizowana i przystosowana do nowych czasów):
„Art.5.2. Nikt nie może być narażony na uszczerbek lub zarzut z powodu udzielenia informacji prasie, jeżeli działał w granicach prawem dozwolonych.”
Znani politycy rozmawiali o sprawach, związanych z funkcją publiczną, o swoich zamierzeniach i planach w zakresie spraw publicznych. Karany z KK jest ten, kto zdobywa lub ujawnia informacje, do których zdobycia nie był uprawniony. Każdy obywatel RP jest uprawniony do otrzymania każdej informacji publicznej. Nic nie wskazuje na to, by rozmowy były objęte klauzulą „tajne”, „poufne” lub podobną i by taką klauzulą objęte być mogły.
Dowodem na to, że omawiane w ostatnich czasach intensywnie rozmowy ministrów i prezesów urzędów centralnych były oficjalne, jest paradoksalnie fakt, z którego czyni się im zarzut, mianowicie to, że ministrowie rachunki w restauracji płacili z karty służbowej. Nie ma znaczenia, choć dla obywateli może być bulwersujące, że zjedli powoli gotowane policzki wołowe, ogony, na przystawkę mleczne cielątko w plasterkach, że podlali wódeczką.
W Polsce nie ma, jak w USA, prawnego zakazu korzystania w sądzie z nielegalnie zdobytych dowodów. Powołują się na to niepoinformowani lub stronniczy komentatorzy. Sąd ma prawo swobodnej oceny wszelkich dowodów i to sąd decyduje, które dopuści w procesie karnym. Wyjaśniał to długo i dokładnie prawnik w Radiu TokFM, które nadało to na żywo, a tam występują znakomici specjaliści.
Aha, a propos bilbordu z Poznania, na którym Hitler z Himmlerem oglądają plany zagospodarowania Poznania:
Art. 256. Propagowanie faszyzmu lub totalitaryzmu (KK)§ 1. Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 2. Tej samej karze podlega, kto w celu rozpowszechniania produkuje, utrwala lub sprowadza, nabywa, przechowuje, posiada, prezentuje, przewozi lub przesyła druk, nagranie lub inny przedmiot, zawierające treść określoną w § 1 albo będące nośnikiem symboliki faszystowskiej, komunistycznej lub innej totalitarnej.
Moim zdaniem wykorzystanie wizerunków Hitlera i Himmlera w plakacie, informującym o planach zagospodarowania Poznania, narusza pkt. 2 art.256 KK. I tym powinny się zająć agendy rządowe, poruszone słusznym gniewem, zamiast szukać przestępstwa tam, gdzie ono zapewne jest, ale nie tam, gdzie chciałyby je widzieć.
Złe prawo trzeba zmienić. Prawo, które w jednym przepisie pozwala odmówić aborcji ze względu na sumienie lekarza, a w drugim depcze to sumienie, to złe prawo. Niech je szybko zmienią.
Pierwotna wersja felietonu ukazała się na portalu sdp.pl
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3316
Pozdrawiam.
Pozdrawiam. Jakby co z operacjami, to chyba tylko do Pana miałabym zaufanie. Na razie zdrowa.
Pozdrawiam.